Historia lasu Lingstoon cz. 4

10
Następnego dnia wszyscy wyglądali jak zombie. Najlepiej prezentował się Harry, który wypił najmniej, jednak i jemu doskwierały pewne dolegliwości. Padł nawet pomysł, aby przełożyć wypad, jednak został przegłosowany. Wszyscy zrobili więc wszystko co było w ich mocy, aby dojść do jak najlepszej formy i kilka godzin później, niż zaplanowali wczoraj, wyruszyli do Lingstoon.
     Po półgodzinnym marszu odnaleźli mieszkanie myśliwego. Obok jego domu znajdowała się mała chatka przy której stał znak z napisem "turyści tutaj”.
- Och, jakże zachęcająco. – Prychnęła Jessica.  
     Chatka była mała i Tom z Lisą uznali, że zostaną na zewnątrz. Jak zwykle zakochani trzymali się na uboczu. Reszta zapukała i weszła. Dzwonek nad drzwiami zadzwonił bardzo głośno, w środku nikogo nie było. Na ścianach prezentowały się rzeźbione figurki, mapy, czapki, koszulki, wszystko związane w jakiś sposób z Mglistym Kłem. Po chwili przez tylne drzwi wszedł właściciel posesji. Kalvin Bright okazał się być typowym, stereotypowym Szkotem. Miał rudą czuprynę, rudą brodę i był cały w piegach. Poza tym wyglądał jak kawał porządnego faceta i od razu widać było, że to myśliwy z krwi i kości. Rozpromienił się na ich widok.
- Turyści! Jacy młodzi! Witajcie w mojej budzie z zabawkami! – Przyjaciele mimo nie najlepszej formy uśmiechnęli się na widok wesołego Szkota. – Czego wam trzeba?
Zapadła krótka cisza w której wszyscy patrzyli na Harry’ego. Chłopak westchnął, ale zaraz odezwał się:
- Podobno sprzedaje pan dokładne mapy pobliskich lasów. Ekhm. Jesteśmy zainteresowani.  
- A! Tak! Świetnie trafiliście! Te mapy trzymam we własnym domu. Zaraz wam przyniosę, a wy w tym czasie rozejrzyjcie się po budzie. Może chcecie jeszcze jakąś pamiątkę? – I wyszedł.
- Tak, kupię sobie naszyjnik z drewnianych, ręcznie rzeźbionych kłów Mglistego Kła. – Powiedziała Elma po czym skierowała się do drzwi. – Ekhm. Ja... poczekam na zewnątrz, dziwnie tu pachnie.
     Kalvin wrócił jeszcze bardziej czerwony na twarzy, niż przedtem. Niósł całkiem spory rulon ich wymarzonej mapy. Poprosił aby odsunęli się od małego stołu w kącie chatki, a następnie rozłożył tam zwój. Nie była to zwykła mapa, a coś w rodzaju wyrysowanej dokładnie trasy. Trzeba było jednak oddać Brightowi, liczba detali i charakterystycznych znaków była niesamowita.  
- Oto moja mapa. Jest na niej tyle znaków, że żaden turysta z nią nie zabłądzi. Z tyłu jest nawet opis niektórych miejsc. – Myśliwy podciągnął spodnie i rozejrzał się radośnie po gościach. – Bierzecie?
- Hmm. – Harry zmrużył oczy i dokładnie zbadał przedmiot. – Dobra, ale weźmiemy też zwykłą, topograficzną.
- Widzę, że nie jesteście amatorami. – Kalvin radośnie zdjął ze ściany jeden z egzemplarzy topografii Lingstoon i podał Harry’emu. – Łącznie 150 dolarów.
- Co!? – Zdziwili się wszyscy razem.
- Oj widzicie, nie jestem już młodzieniaszkiem. A od kiedy w lesie grasuje potwór boję się polować.  
     Jessica zaśmiała się sarkastycznie, wyjęła pieniądze i wręczyła mężczyźnie. Spojrzała na resztę z wyraźnym przesłaniem - "potem mi oddacie”. Wszyscy zrozumieli. Pan Kalvin, uśmiechnięty od ucha do ucha, otworzył im drzwi i życzył miłej wyprawy. Harry jak zwykle przystanął na końcu i spytał:
- Jest coś, co jako myśliwy możesz nam doradzić?
- Tak. – odparł radosny Szkot. – Nie rozdrażniajcie zwierząt.

11
Spacer przez Lingstoon okazał się całkiem dobrym pomysłem, bo gdy wrócili do hotelu czuli się już lepiej. Nie było sensu marnować więcej czasu i wszyscy zaczęli przygotowywać się do wyprawy.
- Nie powinniśmy jednak poczekać do jutra? – Lisa opierała się o ramię Tommy’ego. – O brzasku. To najlepsza pora.
- Niekoniecznie. – Harry jako pierwszy skompletował ekwipunek i czekał już spokojnie na pozostałych. – Na mapie zaznaczone jest miejsce noclegowe dla turystów. Nie wiem co to właściwie jest, ale dotarcie tam zajmie nam, mniej więcej, sześć godzin. Trasa jest właściwe ścieżką, nic prostszego. A dzięki temu, jutro mielibyśmy już kawałek drogi za nami.
- Niech ci będzie. Gdzie te dziewczyny?
     Po chwili wszyscy byli już w pełni wyposażeni i gotowi do drogi. Opuścili hotel nieco przytłoczeni bagażem, ale z uśmiechami na ustach. Oto raz jeszcze przyjdzie im przeżyć niezwykłą przygodę. Wyruszając do lasu i mokradeł Lingstoon staną przed szansą zbadania tajemnicy Mglistego Kła. Wszelkie inne wyprawy, jakie mieli za sobą okazały się fiaskiem. To jednak cała mroczna otoczka i podświadome myślenie o nieznanym zagrożeniu dodawało unikalnej pikanterii. Przyjaciele raz jeszcze mieli spędzić w dziczy kilkanaście dni. Pozbawieni kontaktu ze światem zewnętrznym. Zdani na siebie.  
     Zaledwie po kilkunastu minutach marszu zostawili miasteczko w tyle. Panował chłód, ale było to niczym w porównaniu z przygodą w Alpach. Trasa rzeczywiście nie była trudna, jednak ścieżka po której szli była dość grząska i nie szarżowali z tempem. Przyroda w Szkocji była naprawdę miła dla oka. Wszędzie było zielono, a las nieustannie akompaniował im dźwiękiem cykad, ptaków i szumem liści.
      Wycieczce przewodził Harry. Obszerny plecak wystawał mu ponad głowę tak, że idący z tyłu nie widzieli jego twarzy. Miał zaciągniętą niemal na oczy grubą, czarną czapkę, a w uszach słuchawki od odtwarzacza muzyki. Podziwiał widoki i pomrukiwał z cicha. W tym momencie był niemal szczęśliwy. Już niemal zapomniał jak cudownie jest być wśród przyrody.
     Za nim szli, trzymając się za ręce, Lisa i Tom. Chłopak właśnie opowiadał jej jak świetnie byłoby grać dla Lakersów, a ona grała, godną Oscara rolę zainteresowanej tym co mówi. Była myślami przy wczorajszym wieczorze i ich seksie. Nie powinna pozwolić Tommy’emu skończyć w niej. Była oczywiście na tabletkach, ale jej lekarz przestrzegł ją, że w jej przypadku nie jest to najlepszy sposób antykoncepcji. Trzeba będzie przekonać się do kondomów, później powie o tym ukochanemu.
     Pochód kończyły Jessica, Amy i Elma. Nierozłączki "otoczyły” przyjaciółkę i w znanym sobie zwyczaju, zaczęły wypytywać.
- Pst, hej. A co się działo u was w pokoju?  
- Ee nie jestem pewna. Pamiętam, że wypiliśmy jeszcze po piwie...
- Hi hi, no i?
- Nic.
- Jak to nic? – Jessica spojrzała wymownie na rudowłosą koleżankę. – Widziałam jak Harry na ciebie patrzył. Nie udawaj, że się nic nie stało!
- Harry? Dobre sobie, to tylko kumpel. Rano byłam nietknięta, nic nie zaszło.
-Uh, wy dwoje musicie sobie pomóc, prawda Amy? – Amy przytaknęła. – To nic, my wiemy jak swatać.
- O nie. Dziękuję wam bardzo. Nie w głowie mi romanse. Poza tym, już ja znam te wasze swatanie.  
     Wszystkie trzy roześmiały się wesoło i kontynuowały marsz. Czekało ich jeszcze kilka godzin wędrówki zanim dotrą do celu. Ścieżka stawała się coraz węższa i bardziej trawiasta. Schodzili z wyższego terenu i stanęli na czymś w rodzaju górki. Przed sobą mieli widok na pełną panoramę ogromnego, bezkresnego lasu, poprzetykanego miejscami wolnymi przestrzeniami, które zapewne były mokradłami. Ich ścieżka wiła się wężykiem w sam środek, a nad miejscem, gdzie nikła w drzewach widać było dym.
     Harry zatrzymał się, odwrócił do reszty i zawołał wskazując na smugę:
- Tam jest nasze miejsce na nocleg, ruszmy dupy, robi się zimno.



12
Miejsce okazało się być dużą polaną z całym szeregiem możliwości dla turystów, na czele z toaletami i domkami noclegowymi. Było tu też kilka osób, które krzątały się tu i ówdzie z dużą swobodą. Grupka dotarła w samą porę, robiło się już ciemno, a w centralnej części płonęło wesoło duże ognisko. Po chwili podszedł do nich mężczyzna w zielonych spodniach na szelkach.
- Witajcie na Polanie Turystów. Jestem Bert, właściciel tego miejsca. – Każdy z osobna podał Bertowi dłoń i po chwili ruszyli za nim w kierunku domków. – Chatki są trzyosobowe, was jest sześcioro. Wezmę zatem 90 dolarów za waszą grupę, czyli 45 za chatkę.- wskazał im dwa małe domki oddalone od siebie o jakieś dziesięć, piętnaście metrów. Znajdowały się tuż przy lesie. - W cenie wliczona jest gorąca herbata z rumem przy ognisku, do wyczerpania zapasów. W razie jakichkolwiek pytań jestem w przyczepie kempingowej, o tam. Życzę miłego pobytu.
     Bert ich zostawił i odszedł w kierunku ognia. Przyjaciele natomiast podzielili miejsca w domkach.
- Ja jestem z Lisą. – obwieścił Tommy. – Pozostaje pytanie kto dołączy do nas?
- My też się nie rozdzielamy. – dodała szybko Amy wskazując na Jessicę.  
- Wszystko mi jedno. – Powiedział Harry. – możemy rzucić monetą, będzie szybciej.
- Nie. – Jessica szturchnęła chłopaka. – Zapraszamy cię do siebie, mamy pewną sprawę.
     Elma spojrzała na nią, a jej wzrok ciskał pioruny. "Przestań” – powiedziała bezgłośnie, po czym przeciągnęła palcem po szyi, "zabiję cię”. Jessica jednak zignorowała koleżankę i pociągnęła Harry’ego za sobą. Po chwili poczłapała za nimi Amy, a sekundę później zniknęli za drzwiami. Para zakochanych też odnalazła już drogę do swojego domku. Rudowłosa dziewczyna obróciła się na pięcie i omiotła wzrokiem polanę.
- Niech no tylko o mnie wspomną...- pomyślała. -...to im nogi powyrywam...

c.d.n.

-------------------------------
Dziękuję za miłe komentarze :)
-------------------------------

SzkarlatnyJenkin

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 1705 słów i 9704 znaków.

1 komentarz

 
  • nila

    Dawaj szybko nastepne xD

    2 gru 2014