Historia lasu Lingstoon cz. 5

13
     Domki były niezwykle przytulne. Co prawda po pobycie w niezłym hotelu różnica klas była widoczna, jednak miejsce doskonale spełniało powierzone mu zadanie. Łóżka były wogodne, poza tym było jeszcze sporo miejsca na ich bagaże, na tyle, że mieli w pomieszczeniach pełną swobodę ruchu. Harry rozpakował się i powiedział dziewczynom, że idzie do ogniska. Nie podobały mu się ich chichoty, czuł się przy nich bardzo niezręcznie i obawiał się, że śmieją się z niego.
     Ognisko paliło się w najlepsze, a wokół na drewnianych ławkach siedzieli chyba wszyscy ludzie, obecni na Polanie, oczywiście z wyjątkiem przyjaciół Harry’ego. Chłopak poprawił okulary i usiadł przy Bercie. Na tej samej ławce siedziała jeszcze kobieta opatulona od stóp, do głów. Wygląda na to, że ogień zupełnie nie działał na nią ogrzewająco.
- Witamy przy ogniu. – Powitał Harry’ego. – to jest Judith, moja żona. – Chłopak wymienił z nią grzeczności. – Weź sobie herbaty, jest tam na pieńku.
     Rzeczywiście, trochę dalej za nimi znajdował się wielki garnek. Plastikowych kubeczków było pod dostatkiem. Gdy nalał sobie gorącej herbaty, wrócił i zapytał Berta:
- Od dawna zajmuje się pan tą polaną?
- Nie, właściwie jestem w Lingstoon od niedawna. Pochodzę z Glasgow.
- Co sprawiło, że się tu znalazłeś?
- Ta piękna kobieta. – Mężczyzna wskazał na ich towarzyszkę, a ta uśmiechnęła się słabo. – Judith zawsze chciała mieszkać koło przyrody, a ja zawsze chciałem zajmować się turystyką. Mglisty Kieł nas tu połączył.
- I jak rozumiem interes kwitnie?
- Jak najbardziej. Turystów przybywa z każdym miesiącem.  
- Legenda żyje. – odezwała się cicho Judith.
- Słucham?
- Moglisty Kieł. On tu jest.
     Harry’emu ciarki przeszły po plecach. W tej kobiecie było coś innego, dziwnego. Sposób w jaki mówiła powodował u niego niepokój. Nigdy nie lubił ludzi, którzy wpływali na jego chorą wyobraźnię. Elma zjawiła się w samą porę. Przysiadła przy nim i spojrzała pytającym wzrokiem. Harry wzruszył ramionami i zapytał dziwną kobietę:
- Co pani wie o Kle?

14
- Do jasnej cholery! – Amy była wyraźnie zdenerwowana. – Nie! Nie będę wiecznie pomagała ci w knuciu intryg. Zostawmy ich.
- Oj nie rozumiesz? Oni są dla siebie stworzeni!
- Jeśli rzeczywiście tak jest, to sami się zejdą.
- Nie. Nawet największemu szczęściu trzeba czasem dać kopa na start. Ja będę tym kopem. My będziemy.
     Amy usiadła ciężko na jednym z trzech łóżek. Czasami miała dość Jessici. Życzyła wszystkim jak najlepiej, ale nie zamierzała ingerować w sprawy sercowe innych. Takie inicjatywy zawsze kończyły się źle. Należy uczyć się na błędach i to właśnie starała się zrobić.
- Jess... Darujmy sobie. Mamy tyle czasu, pozwólmy im samemu się odnaleźć. Zapomniałaś już jak to było ostatnio?  
- Oh zamknij się. Dlatego teraz się poprawimy. Harry tylko udaje świętoszka.
- Nie, nie, nie. Jeśli zamierzasz znowu manipulować facetami, to ja wysiadam. Rób co chcesz, ale beze mnie.
     Jessica otworzyła szeroko oczy. Nie pamiętała, żeby kkiedykolwiek przyjaciółka jej się przeciwstawiła, nie w taki sposób. Amy się zmienia? A może to ona jest już inną osobą? Ale przecież Elmie i Harry’emu tak niewiele brakuje. Kompromis? Kompromis.
- Kompromis! – niemal wykrzyknęła Jessica. – Niech ci będzie. Darujemy Harry’emu, ale tylko jakiś czas. Niech wyczerpie też Twoją cierpliwość, potem zaczniemy działać.
- Zgoda. – Amy wyraźnie się rozpromieniła. – Wreszcie mówisz z sensem.

15

     Wyciągnęła z torby szmatkę i przetarła malutkie okienko. W domku znajdował się mały piecyk i dzięki niemu było tu tak ciepło. Za oknem nie było jednak już nic widać. Gdy przywędrowali na polanę słońce chyliło się ku zachodowu, teraz wszędzie poza ogniskiem z drugiej strony, panowały egipskie ciemności. Tommy zaszedł ją od tyłu i objął w pasie, całując delikatnie w szyję.
- Gdzie poszła Elma?
- Do ogniska. My też powinniśmy, pewnie wszyscy tam są.
- Mam na ciebie ochotę. – złapał ją za pierś, jednak szybko strąciła jego dłoń.  
- Nie rozumiesz, co ci mówiłam? Powinniśmy wstrzymać się z tym dopóki nie porozmawiam z lekarzem. Nie zróbmy czegoś głupiego.
     Chłopak westchnął. Pomyślał o tym, że prawdziwym przekleństwem jest bycie z piękną dziewczyną z którą nie można się kochać. Przez chwilę rozumiał ból wszystkiech mężczyzn, którzy uciekali do kochanek. Szybko jednak odrzucił od siebie te myśli, przecież kochał Lisę.  
- Nie ma problemu. Już cofam ręce.
- Zostań. – złapała go za dłonie i pocałowała je czule. – Przecież wiesz, że cię kocham. Proszę cię, nie gniewaj się, że tak robię. Rozumiesz mnie?
- Tak. Chyba tak. I... nie ma problemu. Nic się nie stało.
     Odwróciła się i pocałowała go. Ich języki połączyły się, jednak wyraźnie czuła różnicę. To nie był ten sam kochanek, który obdarowywał ją namiętnymi pocałunkami od rana, do wieczora. To przecież tylko facet, powinna to wiedzieć. Ma swoje potrzeby i w pełni je rozumie. Zrobiło jej się go żal. Klęknęła.
- Co..? Lisa? Co ty robisz?
- W ten sposób nie zajdę w ciążę.
- Ale...  
- Ciii... – Lisa położyła mu palec na ustach, po czym zabrała się za odpinanie paska.  

16
     Elma dostrzegła kątem oka, że dziewczyny przyszły do ogniska i usiadły na przeciwko, na ławce po drugiej stronie. Nie chciała, aby zobaczyły, że zwraca na nie uwagę. Zapatrzyła się w ogień i wsłuchała w słowa Judith.  
-...kiedy deszcze nawiedzały Lingstoon regularnie. Codziennie. Ludzie zazwyczaj siedzieli w domach, bo nie mieli nic innego do roboty. To miasteczko wymierało, zanim pojawili się tu turyści. Dosłownie. Młodzi wyjeżdżali, a starzy umierali. Mglisty Kieł zmienił wszystko.
- Wygląda na to, że bywała pani tu często. – Harry był bez wątpienia głównym słuchaczem i Elma po raz kolejny dostrzegła jego pionową zmarszczkę na czole. Robił tak zawsze, gdy był skupiony. Uśmiechnęła się w duchu. Bert sprawiał wrażenie równie zainteresowanego. Elma zastanawiała się, czy rzeczywiście słyszy to z ust swojej żony po raz pierwszy, czy tylko odgrywa rolę w tej przeuroczej scence poświęconej bez wątpienia (Harry’emu) turystom.  
- Z wykształcenia i zamiłowania jestem ornitologiem. Teraz, kiedy Bert zrobił tu biznes dołączyłam do niego. Wcześniej jeździłam po kraju i szukałam ptaków. W Lingstoon, tuż za lasem jest więcej wody, obserwowałam tam piękne ostrygojady. Poznałam tutejszą przyrodę całkiem dobrze i pokochałam ją.  
- A Kieł? Uważa pani, że istnieje naprawdę?
- Nie mam pojęcia.  
- W takim razie dlaczego powiedziała pani, że on tu jest?
- Prawdziwy czy nie, Kieł jest teraz symbolem Lingstoon. Odmienił to miejsce, a jego legenda żyje w nas, po wyjeździe stąd będzie również żyła w was.
- Nie słuchajcie jej. – Odezwał się Bert niczym wybudzony z letargu. – Zawsze zbiera jej się na takie refleksje przy ogniu.
- Ostatnie pytanie. – Harry dopił herbatę, która okazała się być całkiem zimna. – Gdyby Kieł istniał naprawdę, co by pani zrobiła?
- Uciekła stąd, mój drogi. Na jednej nodze.  

17
Tommy nie wiedział co o tym myśleć. Nie chciał, aby Lisa robiła cokolwiek wbrew swojej woli tylko dlatego, że on czegoś od niej wymaga. Nie tego oczekiwał od tego związku. Do tej pory kochali się z Lisą tylko klasycznie. Co prawda wielokrotnie całował i smakował ją między nogami, jednak zawsze trwało to tylko kilka sekund i było wprowadzeniem do seksu. Ona nigdy nie zaspokajała go oralnie i podejrzewał, że nigdy nikomu tego nie robiła. Uznał jednak, że lepiej będzie pozwolić jej działać. Co złego może się stać? Poza tym pokusa była zbyt silna.  
     Lisa siłowała się przez chwilę z paskiem, ale w końcu rozluźniła jego spodnie. Serce biło jej jak młot. Właściwie nie spodziewała się nawet, że coś takiego nastąpi. Chciała kiedyś tego spróbować, ale nie sądziła, że zrobi to ot tak, pod wpływem impulsu. Teraz klęczała przed Tommy’ym i luzowała mu spodnie.  
     Jeansy opadły mu na wysokość kolan. Czuł i widział, że jego penis był już niemal w stu procentach twardy i gotowy. Jego bokserki wydawały się naprężać do granic możliwości. Ostatni raz spojrzała mu w oczy i dostrzegł w nich zdecydowanie. A więc niech się dzieje. Tommy zamknął oczy.
     Lisa ściągnęła mu bielizę. Po raz pierwszy widziała penisa z tak bliska. Czuła też jego zapach, który sprawiał, że kręciło się jej w głowie. Sama nie wiedziała, czy to dobrzem, czy źle. Nie chciała jednak rezygnować. Przez głowę przemknęły jej wszystkie filmy pornograficzne jakie widziała w życiu. To proste.
     Delikatnie i powoli zbliżyła swoje usta. Już w momencie, kiedy tylko poczuł dotyk jej warg Tommy zwariował. Było to niezwykłe doznanie. Dziewczyna złapała go pewniej prawą dłonią i objęła ustami główkę. Tom jęknął. Czuł delikatne ruchy jej języka oplatającego główkę penisa. Był w siódmym niebie.
     W chwili, gdy zobaczyła, że sprawia mu taką przyjemność, przestała się wszystkim przejmować. Postanowiła pójść na całość. Najpierw wodziła językiem po główce jego męskości, potem włożyła go głębiej. Ssij, przypomniała sobie i zassała tyle, ile tylko zdołała zmieścić.  
     Tommy odchodził od zmysłów. Położył rękę na głowie Lisy, ale kiedy poczuł jak się porusza, zwariował jeszcze bardziej. Pomrukiwał głośno i nie panował nad tym. Dziewczyna zdawała się nabierać wprawy i odwagi. Przyspieszała ruchy. Złapała go wolną ręką za tyłek i przyciskała do siebie.
     Może i nigdy nie robiła mu loda, ale od razu poznała, że jest blisko. Postarała się przyspieszyć jeszcze bardziej. Miała w ustach jakieś 3/4 jego penisa. Wbiła paznokcie w jego pośladek. W tym momencie Tommy wystrzelił. Zakrztusiła się i wyciągnęła jego męskość z buzi. Kiedy to zrobiła, jego członek wyprężył się i ejakulował jeszcze kilka razy, trafiając na jej policzek, szyję i rękę. Zaskoczona wszystkim odkaszlnęła jeszcze kilka razy i wstała z klęczek.  
     Tommy odwrócił się i po chwili podał jej chusteczkę. – Nie musiałaś, wiesz... ale byłaś cudowna. – Wciąż jeszcze dyszał i dochodził do siebie. Pierwszy raz dziewczyna zrobiła mu loda. Delektował się chwilą.  
- Chyba nie jestem taką złą dziewczyną, nie? – zapytała Lisa wycierając policzek.
- Nie, nie jesteś. – odparł Tom.

c.d.n.

SzkarlatnyJenkin

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 1939 słów i 10698 znaków.

1 komentarz

 
  • Cam

    Super ;)

    3 gru 2014