Historia lasu Lingstoon cz. 7

21
  Grupka przyjaciół zebrała się w wolnej przestrzeni, pomiędzy domkami w których spali jeszcze kilkadziesiąt minut temu. Właściwie byli już gotowi do drogi, ale musieli ustosunkować się do paru spraw. Harry wyciągnął mapę.
- O tutaj. – powiedział i wskazał palcem miejsce na północ od ich aktualnej pozycji. – Tam chcą się wybrać ci Niemcy.
- Mówiłeś, że to trudny teren. – Elma przykucnęła obok. – Zobacz, tam jest niżej.
- Tak. Mokradła. Będzie dużo wody i będziemy szli bardzo wolno. Wydaje się jednak, że w ten sposób zabawimy się w małych odkrywców, prawdopodobnie żaden turysta nie postawił tam nogi.
- Czy to bezpieczne? – Lisa sprawdzała ekwipunek. – Chyba nie bez powodu nikt tam nie zaglądał.
- Przygoda! – odezwał się ktoś z tyłu. Był to barczysty mężczyzna z długą, czarną brodą i charakterystyczną, bordową kurtką w kratę. Za nim szła uśmiechnięta kobieta w kompletnym stroju moro. Przypominała żołnierza na wakacjach. – Amerykanie idą z nami na przygodę? – Zapytał łamanym angielskim.
     Harry przedstawił Andreasa i Helgę. Było to urocze małżeństwo z długim stażem. On, miłośnik niekonwencjonalnej turystyki. Ona, lekarz weterynarii na urlopie. Oboje bardzo weseli. Niemcy szybko przedstawili swój plan. Generalnie polegał on na tym, aby nie trzymać się zasad i wskazówek panującej tu turystyki Mglistego Kła. Trzeba iść tam, gdzie nie ma szlaków i znaków na drzewach. Tam, gdzie mapa Kalvina Brighta nie sięga. Trzeba zwiedzać tak, aby poczuć przygodę i dzikość natury. Andreas zaproponował, że razem rozpoczną podróż. Powiedział też, że nie zależy im na szukaniu potworów, a na przebywaniu w sercu dzikiej przyrody. Dlatego będą z nimi podróżować tylko jakiś czas. Potem, gdy wejdą wgłąb lasu, rozbiją obóz i spędzą tam kilkanaście dni, podczas gdy młodzi Amerykanie pójdą dalej.  
     Grupie spodobała się cała idea, tak jak przypuszczał Harry. Ich nowi znajomi wydawali się niezwykle towarzyscy i przebywanie wśród nich mogło okazać się przyjemne. Przyjaciele odwiedzili jeszcze przyczepę Berta i uzupełnili manierki z wodą, po czym zabrali się do drogi. Lasy Lingstoon były gęste i poruszanie się przez nie wymagało niezbyt wysokiego tempa. Poza tym mieli wszystko czego potrzebowali, aby na dobre rozpocząć przygodę. Wyruszyli więc pełni wigoru i animuszu, a las witał ich swym tajemniczym urokiem.

22
Zajęło mu dobre pół godziny zanim uspokoił ciotkę. Zaparzył jej herbatę i usadowił tak daleko zgiełku, jak było to możliwe. Na ulicy przed domem było sporo gapiów, jeszcze więcej ich było pod domem Iana. Nie ma wątpliwości, że mieszkańcy przeżywali właśnie jedną z największych sensacji w mieście. Dave podszedł do szeryfa opartego o maskę wozu policyjnego. Na dachu auta bezgłośnie migał kogut.
- Co teraz?  
- Poczekamy na wyniki testu DNA, choć wydaje się to tylko formalnością. Nikt ostatnio nie zniknął z miasta oprócz McStarloona. Trzeba już teraz zacząć działać.
- Co możemy zrobić?
- Chłopcy powiedzieli, że ciało nie zostało od stopy ani odcięte, ani oderwane, lecz odgryzione.
- Że jak?
- Słuchaj, ja sam nie wiem, co o tym myśleć. Zadzwoniliśmy do Brighta. To jedyny w okolicy człowiek, który może rozpoznać zwierzę, które to zrobiło. Zaprowadzisz go na miejsce zbrodni.
     Kilka minut później zjawił się myśliwy. Dave szybko przybliżył mu sytuację, lecz właściwie nie było to konieczne. Takie wieści szybko się rozchodzą i prawdopodobnie każdy w Lingstoon wie już co się wydarzyło. Kalvin obiecał, że zrobi co w jego mocy, aby pomóc policji.
     Zbliżyli się do nieszczęsnego miejsca prawdopodobnej śmierci Iana McStarloona. Myśliwy zachował grobową ciszę. Pochylił się nad fragmentami ciała i obserwował przez chwilę każdy szczegół.  
- Wnętrzności są ludzkie, prawda? – zapytał Dave.  
- Co prawda nie znam się na ludzkiej anatomii, ale chyba śmiało mogę potwierdzić wasze obawy. To nie są flaki żadnego znanego mi zwierzęcia. Tutaj został wypatroszony człowiek.
- A stopa? Co z resztą ciała.
- Stopa rzeczywiście wygląda na odgryzioną. Mięso z kości ściągnięto, jak z szaszłyka. Nie przypominam sobie jednak, aby w naszych lasach żyły zwierzęta zdolne do czegoś takiego. Tutaj są co najwyżej wilki, ale nigdy nie podchodzą tak blisko miasta. A to wygląda na dzieło, nie wiem... niedźwiedzia?  
     Dave raz jeszcze rozejrzał się dokładnie. Przyzwyczaił się już do tego widoku i mógł teraz z zimną krwią dokonywać analizy. To z pewnością najdziwniejsza śmierć jaką kiedykolwiek widział, nawet na filmach. Przede wszystkim żadne zwierze nie potrafiło patroszyć swoich ofiar z taką precyzją. Po drugie, psy tropiące zgubiły trop dosłownie po dziesięciu minutach.  
     Z braku większej ilości pomysłów wrócili na ulicę, do szeryfa i tłumu gapiów.  
- Niedźwiedź. – Zawyrokował Kalvin. Szeryf splunął i rozejrzał się dookoła.  
- Mamy w lesie wściekłego niedźwiedzia?
- Jeśli jest lepsza teoria chętnie jej wysłucham.  
Tuż obok nich stał jeden z funkcjonariuszy pilnujących, aby gapie nie przedarli się przez taśmę ostrzegawczą. Słysząc ich rozmowę odwrócił się i powiedział:
- Ludzie mówią...- zatrzymał się i rozejrzał dookoła. -...że to był Mglisty Kieł.
Szeryf przekrzywił głowę po czym sprzedał funkcjonariuszowi płaski cios w tył głowy.
- Czyś ty zwariował? Tylko tego nam brakowało, aby ludzie pobudzili legendę do życia. – Poprawił pasek i złapał Dave’a za ramię. – Słuchaj. Trzeba uprzedzić ludzi, że w lasach może być wściekły niedźwiedź. Wieść się szybko rozniesie, a chłopaki uprzedzą turystów w hotelach. Ty jedź na Polanę Turystów i ostrzeż pozostałych. Być może tam ktoś coś widział, rozeznaj się. – potem zwrócił się do mężczyzny, którego przed chwilą uderzył. – A ty, na litość boską... Dorośnij.
     
23
Ścieżka wiodąca na Polanę Turystów z pewnością nie nadawała się do jazdy samochodem. Dave wjechał jednak najdalej jak mógł, ledwie unikając kolein. Ryzyko opłaciło się, gdyż dotarcie na miejsce zajęło mu tylko lekko ponad godzinę. Od razu dostrzegł Berta.
- Cześć. Słuchaj Bert, potrzebuje dokładnej liczby turystów przebywających na Polanie.
- Hmm nie licząc grupy która wyszła rano do lasu, mamy w tej chwili szesnastu.
- Cholera. Ktoś wszedł do lasu?
- Grupa z USA i para z Niemiec. Poszli razem. Wyruszyli z samego rana. O co chodzi?
     Dave opisał szybko sytuację i ostrzegł przed niedźwiedziem. Bardzo ważne było teraz powstrzymanie turystów przed wchodzeniem do lasu. Pewnie będą wściekli, ale cóż, przede wszystkim liczy się bezpieczeństwo. Bert ruszył w kierunku środka polany obwieścić smutną nowinę. Policjant natomiast przysiadł na jednym z licznych pieńków i wyciągnął krótkofalówkę.  
- Szefie? Polana zabezpieczona, ale mamy pewien problem.  
- Co znowu?
- Jedna grupa jest w lesie. Z tego co wiem, osiem osób.
- Cholera, dużo. Zostań tam, wyślę do Ciebie Brighta. Tak otwarcie oferował pomoc, to się teraz do czegoś przyda. Pójdziecie do lasu i ściągniecie wycieczkowiczów.
     Dave rozsiadł się wygodnie. Był ciekaw ile czasu zajmie Brightowi dotarcie na polanę. Nie miał ochoty wchodzić wgłąb mokradeł, ale z drugiej strony wreszcie działo się coś na miarę jego ciekawości. Mogliby z myśliwym upolować szalonego niedźwiedzia i trafić na pierwszą stronę lokalnej gazety. Kto wie, może nawet przyjechałaby telewizja?  
     Nagle Dave podskoczył. Zza jego pleców bezszelestnie wyszła jakaś kobieta.
- Ktoś zginął? - zapytała Judith.
- Ekhm. Nie jest to jeszcze potwierdzone i oficjalne oświadczenie, ale tak. Prawdopodobnie Ian McStarloon.  
- A więc się zaczęło.

     Po pewnym czasie, na polanie dało się słyszeć ryk silnika. Najpierw cicho, ale z każdą sekundą jego natężenie wzrastało. Dave rozejrzał się i zobaczył jak coś wjeżdża na polanę. Był to Kalvin Bright jadący mu na spotkanie na potężnym quadzie wyposażonym w czterokołowy napęd. Myśliwy podjechał do policjanta i zgasił silnik.
- Byłbym szybciej, gdyby jakiś pajac nie zastawił drogi czerwonym Chevroletem. Gotowy do drogi, funkcjonariuszu?
- Pewnie. Dzięki, że zaoferowałeś swoje usługi za darmo.
- Nie za darmo. – roześmiał się wesoły Szkot. – Szeryf anulował mi mandat za złe parkowanie!
- Teraz wiem, skąd masz pieniądze na takie zabawki. – Dave wskazał na pojazd ruchem głowy. - Chodźmy, musimy znaleźć tych turystów zanim zrobi to za nas niedźwiedź.  
- Albo Mglisty Kieł. – zażartował myśliwy.

24
- Uważajcie, gdzie stajecie. –Andreas prowadził ich przez mokradła. Miał długi, twardy kij którym badał głębokość wody. Za nim podążała jego żona, która wskazywała drogę reszcie. – Mam nadzieję, że macie skarpety na zmianę.
     Las olśniewał bogactwem przyrody i gdyby nie brodzenie w wodzie, wycieczka byłaby wspaniała. Wokół nich skakały żaby, a nawet pływały małe ryby. Lisa o mało nie zemdlała, kiedy wokół jej nogi zakręcił się czarny wąż. Sunęli więc chlupiąc na prawo i lewo dopóki nie dotarli na małą wysepkę. Postanowili zrobić tam postój.
- Spójrzmy. – Harry rozciągnął mapę. – Jesteśmy mniej więcej tutaj. Wieczorem, albo najdalej jutro rano powinniśmy wejść na wyższy teren. Tam będzie łatwiej.  
- I tam rozbijemy obóz. – powiedział Andreas. – wygląda na idealne miejsce.
     Elma podeszła do dziewczyn wyżymających nogawki spodni. Czekała, aż znajdą się na uboczu.
- Hej Jess. mam nadzieję, że dobrze wam się spało. Gadaj, coście zrobiły?  
- Jeszcze nic. – Jessica uśmiechnęła się łobuzersko. – Spokojna głowa, nie zaczęłyśmy swatania. Damy wam trochę czasu.
     Elma trochę się uspokoiła, ale nie podobało jej się tymczasowe rozwiązanie. Nie chciała mieć dziewczyn na karku i przejmować się, że wykombinują coś szalonego. Znała je i wiedziała doskonale do czego są zdolne.
- Słuchajcie. Jeśli wam powiem, że sama spróbuje podbić do Harry’ego, to zostawicie nas w spokoju?
     Jessica i Amy podniosły wysoko brwi, spojrzały na siebie i wybuchnęły śmiechem.
-Wiedziałam, że coś jest na rzeczy! – Jessica uniosła ręce w geście tryumfu. – Widzisz, wystarczyło tylko zasugerować naszą ingerencję, a już mamy rezultaty!
     Elma odetchnęła z ulgą i przysiadła nieco dalej wyciągając coś do jedzenia. Jeden problem z głowy. Dziewczyny przestaną bawić się w tą idiotyczną grę i będzie względny spokój. Wcale nie musi przecież szukać u Harry’ego uczucia. Lubiła przebywać w jego towarzystwie i nie widziała problemu w tym, aby dziewczyny zauważyły, że się wokół niego kręci. Mogłaby im potem powiedzieć, że zwyczajnie się nie udało i tyle. Miała tylko nadzieję, że Harry nie zrozumie czegoś na opak.
- Lepiej sprawdź nogi. – usłyszała głos. O wilku mowa.  
- Dlaczego? – zapytała.
- Pijawki. – odpowiedział Harry. – W wodzie aż roi się od nich.  

c.d.n.

SzkarlatnyJenkin

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 1942 słów i 11218 znaków.

4 komentarze

 
  • Użytkownik SzkarlatnyJenkin

    @Lena3003 Obawiam się, że im dalej w las, tym więcej drzew. :>

    4 gru 2014

  • Użytkownik SzkarlatnyJenkin

    @nienasycona
    Za błędy przepraszam, mimo szczerych chęci wciąż mam z tym problem.  
    Dzięki i pozdrawiam również : )

    4 gru 2014

  • Użytkownik nienasycona

    Znalazłam czas, by przeczytać wszystkie i komentuję zbiorczo:) Pomysł znakomity, napisane ładnym jezykiem, nieliczne błędy.  Czuję,  że to nawet nie połowa historii, którą masz w głowie. Wciągnęło mnie i na pewno przeczytam następne części.  Gratuluję i pozdrawiam:)

    4 gru 2014

  • Użytkownik Cam

    Jak ja lubię takie historie ;)  
    Świetnie, nie mogę się doczekać rozwiązania tej zagadki z Mglistym Kłem ;)

    4 gru 2014