Bohater mojej historii Adaś urodził się dwudziestego kwietnia tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego siódmego roku, w swoim domu. Był ślicznym chłopcem miał oczy czarne, jak dwa węgielki i ciemne włosy, jego całym światem było podwórko i kury.
A zabawkami kamienie, gwoździe i szkła Nikt mu nie kupował prawdziwych zabawek, nikt nie zwracał na niego uwagi. Żył i bawił się tak, jak umiał.
Niestety niedane mu było dożyć dorosłego wieku. Pewnego dnia, gdy jego siostra Basia, która się nim opiekowała była w szkole, Zbychu wziął ze sobą Adasia na rower. Posadził go na ramie rowerowej i chciał z rozpędu z nim podjechać z ulicy na chodnik przez wysoki krawężnik, który był z ogromnych kamieni.
Pech chciał, że Zbychu się przewrócił, a Adaś przeleciał przez kierownicę i z całej siły uderzył głową w mur.
Od tamtego czasu zaczął ciężko chorować głowa mu spuchła, jak balon, dostał padaczki i wciąż płakał.
Jeździł do szpitali w Chojnicach, Bydgoszczy. Do akademii w Gdańsku leciał samolotem bez rodziny tylko pod opieką personelu medycznego.
Umarł na zapalenie opon mózgowych. Jak był niemowlęciem to ojciec wziął go za nogi i bił. Basia widząc to podbiegła do swojej mamy, która siedziała w kuchni na wiadrze.
— Niech mama coś zrobi, on go zabije! – krzyczała.
— Po co ryczy – odparła ze spokojnym głosem matka.
Adaś zmarł czternastego lutego tysiąc dziewięć sześćdziesiątego pierwszego roku. Miał trzylatka i dziesięć miesięcy. Basia miała wtedy trzynaście lat i pięć miesięcy tak bardzo chciała iść za nim, że z całej siły uderzała głową w piec, ale zabić się nie jest tak łatwo.
2 komentarze
nanoc
Smutne
Margerita
@nanoc dzięki to prawda
AnonimS
Emocjonalne opowiadanie. Zestaw na tak. Pozdrawiam
Margerita
@AnonimS
Dziękuję