Historia lasu Lingstoon cz. 11

35
Kilka godzin później rzeczywiście zaczęło padać. A właściwie zaczęło lać. Las w niewielkim stopniu chronił ich przed wodą, tym bardziej, że teraz był nieco rzadszy. Widzieli duże przerwy między liśćmi i kłębiące się, gęste chmury. Spowolniło to nieco pochód, ale grupa nie zamierzała się zatrzymywać.  
- Już niedaleko. - powtarzał tylko co chwila Kalvin.  
     Każdy walczył z samym sobą i dzikością przyrody dokładnie tak, jak mówił myśliwy. Nie zamierzali teraz poprzestać. Zapadał już powoli zmrok i trzeba było dotrzeć do celu jak najszybciej. W końcu zaczęli się do czegoś zbliżać i podziałało to na nich bardzo mobilizująco.  
- Tam! – wołał Kalvin, przekrzykując deszcz. Grupa podeszła jeszcze kawałek i zamarła z wrażenia.
     Mieli przed sobą dziurę w ziemi, z której wciąż wydobywał się dym. W dole widać było ściany, stoły i rozmaite przedmioty codziennego użytku, których wiele było też na drzewach dookoła. Wyglądało na to, że była tu jakaś placówka zakopana pod ziemią, a wybuch odsłonił wszystko.  
     Nie wiedzieli, co mają robić. Wyrwa miała jakieś dziesięć metrów głębokości, ale jej średnica mogła mieć nawet około stu. Ciężko było ocenić jak duża była budowla zakopana pod ziemią.
- Musimy tam zejść. – Powiedział Harry. – Ktoś może być na dole. Dajcie linę.  
Grupa przywiązała linę do drzewa znajdującego się najbliżej znaleziska. Dave powiedział, że zejdzie pierwszy i wszyscy uznali, że to dobry pomysł. Opuścili go powoli i czekali, aż da im sygnał. Lina drgnęła i zaczęli ją na nowo wciągać.  
- Ktoś musi zostać. – Andreas rozejrzał się po twarzach towarzyszy.  
- My zostaniemy. – zawyrokowała Jessica trzymając Amy za rękę. – Nie zamierzam tam schodzić.
- Dobra, zostanę z wami. Przyda się tu mężczyzna do ciągnięcia liny. - Niemiec przyciągnął do siebie Helgę i pocałował w policzek. – Uważaj na siebie.  
     Spuszczali po kolei kolejne osoby, aż w końcu w lesie została wybrana trójka. Usiedli pod drzewem, do którego przywiązana była ich prowizoryczna winda i zaczęli się zastanawiać. Co też mogło być ukrywane pod ziemią w tak mało dostępnym kawałku lasu? Skąd ten wybuch? Czy są tam jacyś ludzie?  
     Policjant poczuł grunt pod nogami i puścił linę. Włączył latarkę i zaczął się rozglądać. Był w czymś na kształt korytarza, który z jednej strony zamiast ściany, ma wyrwę po wybuchu. Na obu końcach były drzwi. Dave zawahał się i postanowił poczekać na resztę.  
- Lepiej się pospieszmy. – powiedział Harry, który ostatni znalazł się na dole. – Niedługo naprawdę zrobi się ciemno.  
     Grupa uznała, że szybciej będzie, jeśli rozdzielą się na zespoły. W pierwszym znaleźli się Tommy, Lisa i Helga, natomiast w drugim Elma, Kalvin, Harry i Dave. Ruszyli w przeciwne strony i po chwili zniknęli sobie z pola widzenia. Gdzieś na niebie pojawiła się pierwsza sowa - oznaka zbliżającej się nocy.


36
     Otworzyli drzwi i znaleźli się w małym pomieszczeniu. Na drugim końcu pokoju znajdowało się biurko, na którym leżał laptop. Przyjaciele podeszli bliżej i uruchomili komputer.
- Cholera, hasło. – powiedział Tommy.  
- Ale to wystarczający znak, że byli tu ludzie. Całkiem niedawno.  
- Spójrzcie. – Lisa podeszła do jednej ze ścian i wcisnęła włącznik światła. – Nie ma prądu, ale laptop uruchomił się dzięki baterii. Przed wybuchem był tu prąd i byli ludzie.
     Poprzeglądali zawartość szafek, ale nie znaleźli nic ciekawego. Były tam też kolejne drzwi i zwrócili się w ich kierunku. Weszli do kolejnego pomieszczenia.  
- To wygląda znajomo. – Helga weszła odważniej i poświeciła latarką. Nie dochodziło tu światło z zewnątrz, ale przynajmniej było sucho. – W takich miejscach trzyma się zwierzęta.  
     Pod ścianą stał rzęd klatek, na środku zaś znajdowały się stoły z medyczną aparaturą. Podeszli bliżej i spostrzegli ruch. Lisa zaświeciła bliżej latarką.
- Fuj, szczury. – rzuciła światło na resztę klatek. – Dużo szczurów.
- Tak dużo szczurów może oznaczać tylko jedno. Coś tu badano i testowano na gryzoniach.
- Niektóre są martwe.
- To tylko potwierdza to, co powiedziałam. – Helga zbliżyła się do jednego ze stołów i zaczęła przeglądać szafki. Znalazła probówki, bandaże i masę innych rzeczy. W końcu trafiła na notatnik. Przerzuciła kilka stron. – Jestem weterynarzem, ale nie rozumiem ani słowa. – powiedziała zniesmaczona. – Są kolejne drzwi, chodźmy.  
     Po chwili znaleźli się w kolejnej, bardzo podobnej sali. Pomieszczenie było niemal identyczne., poza jednym szczegółem: klatki były inne, większe. Tommy podszedł bliżej i zaświecił. Pusto.  
- Hej, te klatki są puste. – powiedział.
- Nie wszystkie. – odezwała się Lisa stojąca po drugiej stronie pokoju.
      Towarzysze podeszli do niej i zauważyli leżącego w klatce psa. Zwierzak leżał na boku i ledwo oddychał. Z pyska sączyła mu się piana. Nagle otworzył oczy i gdy na nich spojrzał, zaskomlał cicho.
- Nie podoba mi się to. – Helga odwróciła się i udała się w stronę jednego ze stołów ze sprzętem. Szperała w szufladach i medykamentach. – Musi gdzieś tu być. – mamrotała do siebie.
     Lisa i Tom stali przed klatką psa i trzymali się za ręce. Nie wiedzieli, co dzieje się ze zwierzakiem, ale widzieli ból w jego oczach. Czuli się niezwykle obco w tym środowisku.  
- Mam! – Niemka wróciła do nich ze strzykawką w dłoni. – Nie pozwolę, aby to biedne zwierzę dłużej cierpiało. – Otworzyła delikatnie klatkę i zbliżyła dłoń. – Ciii... już dobrze, zaraz ci pomogę.
     Pies zerknął na jej dłoń, ale nawet nie podniósł łba. Igła zagłębiła się w jego ciele, a Helga przycisnęła tłok. – Już dobrze. – powiedziała zabierając pustą strzykawkę i odrzucając ją za siebie. Włożyła jeszcze raz rękę do środka, aby pogłaskać i uspokoić konające zwierzę. Wtedy pies zerwał się na równe nogi i ugryzł.  
- Scheiße! – syknęła, gdy jego zęby zagłębiły się w delikatnej skórze jej dłoni. Szarpnęła, ale pies zacisnął szczęki i pociągnął mocniej. Kobieta próbowała drugą ręką rozszerzyć szczęki czworonoga, ale były zaciśnięte jak imadło. Tommy podbiegł do miejsca, z którego przed chwilą Helga przyniosła strzykawkę. Szukał czegoś, co mogłoby pomóc. Znalazł medyczny skalpel.
- Nie dam rady!- Wycedziła przez zęby Niemka. Pies warczał, a piana kapała mu z pyska gęstymi kroplami. Nie zamierzał puścić, trzymał mocno i ruszał szczęką na boki.
     Tommy podbiegł do klatki i zawahał się. Wewnątrz było już mnóstwo krwi. Złapał mocniej skalpel i zamachnął się w kierunku zagrożenia. Wbił ostrze w kark zwierzęcia, ale jego szczęki wciąż zaciskały się na dłoni Helgi. Adrenalina i strach zrobiły swoje. Chłopak zaczął pchać psa raz, za razem czując na sobie ciepłą krew. Nie widział, czy była to krew psa, czy jego towarzyszki. Ciął dopóki Lisa nie złapała go z tyłu i nie odciągnęła od klatki.
- Przestań!
     Helga odskoczyła i przywarła do ściany obok. Dyszała i płakała trzymając się za rękę. Lisa zostawiła Toma, znalazła szybko bandaże i podeszła do Niemki.  
- Pokaż. – delikatnie złapała ją za ramie i ponowiła prośbę. – Trzeba cię opatrzyć. – Helga skuliła się jeszcze bardziej, ale wyciągnęła przed siebie rękę. Dziewczyna zerknęła na ranę i starała się zachować spokój. Nie było to łatwe, gdyż miała przed sobą zakrwawioną towarzyszkę. Dłoń jej koleżanki była w nienajlepszym stanie. Pies "ściągnął” wielki płat skóry, a jego zęby zagłębiły się głęboko miażdżąc dwa ostatnie palce.  
- Tommy, kurwa! - zawołała Lisa. – jesteś mi potrzebny!  

c.d.n.

SzkarlatnyJenkin

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 1440 słów i 7914 znaków.

2 komentarze

 
  • nienasycona

    Obawiam się, że będę bardzo na Ciebie zła, gdy ta opowieść się skończy. ....no i czekam...jak zawsze:)

    8 gru 2014

  • Zouuuza

    ****:D

    8 gru 2014