Historia lasu Lingstoon cz. 14

44
     Helga wyprostowała się pokazując, że może iść dalej. Jej dłoń została ciasno zabandażowana i przemyta dużą ilością płynu dezynfekującego. Gdy Niemka dała sygnał, szybko zebrali się w kierunku następnych drzwi. Mieli już serdecznie dość tej sali zabiegowej.  
     Kolejne pomieszczenie było jednak takie samo i bez zastanowienia poszli dalej i dalej mijając wszystkie sale zabiegowe. Wreszcie dotarli do olbrzymiego hangaru z całym mnóstwem skrzyń, pudeł i klatek. Stało tu nawet kilka samochodów.  
- Wow. – powiedziała Lisa i jej słowa poniosły się głośnym echem. – Dużo tu miejsca.
- Ta placówka jest wyposażona we wszystko. – odparł Tommy. – Ktoś wydał fortunę, aby to zbudować.
     Obeszli cały hangar, co zajęło im wiele czasu, ale nie tylko nie znaleźli niczego ciekawego, ale też żadnych kolejnych drzwi. Wyglądało na to, że ich trasa kończyła się tutaj. Lisa podeszła do Helgi.
- Nic ci nie jest? Jak ręka.
- Dam radę. Miałam już do czynienia z takimi ugryzieniami. Wygląda na to, że trafiliśmy w ślepą uliczkę i musimy wracać, co?
- Nie do końca. –odezwał się chłopak. Stanął między samochodami i patrzył pod nogi. – tu coś jest.  
     Pod jednym z samochodów widać było coś w rodzaju klapy, czy włazu. Nie sposób jednak było tam dotrzeć bez przestawienia wcześniej pojazdu. Lisa usiadła za kierownicą i poszukała kluczy. Nigdzie ich jednak nie było.
- Pokaż mi. – Helga zamieniła się z dziewczyną. Wyjęła nóż i za jego pomocą oderwała kawałek obudowy spod kierownicy. Manewrowała chwilę i sekundę później usłyszeli ryk silnika. – My, Niemcy znamy się na samochodach. – rzuciła radośnie przez ramię i przestawiła auto.
- Powinniśmy to w ogóle sprawdzać? – zapytała Lisa.
- To może być cokolwiek, lepiej jednak nie wracajmy z powrotem bez zbadania każdego śladu.
     Klapa okazała się na tyle ciężka, że cała trójka musiała złapać za uchwyt i ciągnąć z całej siły. Ich oczom ukazały się schody prowadzące do masywnych drzwi. Obok znajdowała się mała klawiatura. Drzwi nie były do końca zamknięte. Weszli, schylając przy tym nisko głowy. Gdy znaleźli się w środku zauważyli mnóstwo urządzeń z migoczącymi światełkami. Tommy podszedł bliżej i kliknął we włącznik na ścianie. Pomieszczenie się rozjaśniło.
- Prąd! – zawołała Lisa.  
- To pomieszczenie musi być zasilane oddzielnym źródłem. – Tommy podszedł bliżej jednego z urządzeń. – I chyba wiem dlaczego. To schron bezpieczeństwa.  
     Nieco dalej, na fotelu leżały zwłoki mężczyzny. Podeszli bliżej i zauważyli pistolet na jego kolanach, oraz dziurę w skroni. Popełnił samobójstwo. Obok, na stole leżała krótka notka: "Zawiodłem. Niech Bóg ma nas w swojej opiece.”  

45
     Elma odnalazła dłoń Harry’ego i ścisnęła ją mocno. Chłopak odpowiedział tym samym. Wiedzieli, że jeśli coś wejdzie przez te drzwi, nie będą mieli żadnej drogi ucieczki. Byli uwięzieni w tym pokoju i mieli nadzieję, że nie okaże się ich grobowcem.
     Głośne kroki zbliżyły się do drzwi i ucichły. Grupa wyraźnie słyszała odgłosy bulgotania. Kalvin, poprawił broń w spoconych dłoniach i zerknął na policjanta. Dave również był w pełni skupiony i gotowy do strzału. Chwila zdawała się trwać wiecznie, ale w końcu stwór ruszył dalej. Słuchali w milczeniu, aż wreszcie opadli na ziemię. Nerwy mieli porządnie nadszarpane.  
- Cokolwiek tu się dzieje, musimy uciekać. – Dave mówił drżącym głosem. – I ostrzec resztę.  
- To coś poszło w stronę, z której przyszliśmy...- Elma zerknęła na towarzyszy. – Musimy coś zrobić!
     Dziewczyna szukała zrozumienia na twarzach pozostałych, jednak nikt nawet nie nawiązał z nią kontaktu wzrokowego. Po chwili wstała i zaczęła przestawiać kanapę spod drzwi. Harry podszedł i złapał ją mocno.
- Nic nie możemy zrobić. – Wyszeptał jej do ucha. – Widziałaś tę rzeź.  
- Ale i tak musimy się stąd przecież wydostać! – dziewczyna nie ustępowała.
- Tak, ale zrobimy to rozsądnie.  
     Wszyscy rozsiedli się wokół i cichym głosem omówili możliwości. Nie wiedzieli z czym mają do czynienia. Jedyną opcją wydawał się powrót do Lingstoon, ale Bright uważał, że wyjście na otwarty teren, gdy na wolności jest bestia, można nazwać samobójstwem.  
- Musimy zaczekać do rana. Zabarykadujemy lepiej drzwi i będziemy cicho. Potem wrócimy na górę i będziemy modlić się, aby potwór nie polował również za dnia. – Zaproponował Kalvin, a reszta z braku innego pomysłu zgodziła się z nim.  
     Zebrali większość mebli i zastawili wejście. Potem położyli się na znalezionych ręcznikach i kocach. Nie było łatwo zasnąć. Świadomość, że gdzieś włóczy się krwiożercza bestia zdolna poszatkować człowieka jak kapustę, dawała im do myślenia. Na ich korzyść działało jednak zmęczenie. Byli wycieńczeni.
      Harry zerknął na Elmę i zauważył, że dziewczyna trzęsie się pod kocem. Zbliżył się do niej i objął ramieniem. Złapała jego rękę i zacisnęła na niej drobne palce.
- Myślisz, że uda nam się przeżyć?
- Nie wiem. –odparł Harry. – Pierwszy raz w życiu nie mam pojęcia co robić.  

46
     Przespali kilka godzin, kiedy zbudził ich Kalvin. Mieli obolałe mięśnie, ale szybko się rozbudzili. W przeciągu sekund przypomnieli sobie ostatnie wydarzenia i adrenalina postawiła ich na nogi.
- Co się dzieje? – zapytał Harry przecierając oczy.
- Nasz doktorek się obudził.
     Zebrali się przy stole i obserwowali mężczyznę. Kalvin podał mu trochę wody i zapytał jak się czuje. Lekarz patrzył na nich niepewnym wzrokiem. Próbował się podnieść, ale skrzywił się z bólu.  
- Co tu robicie? Kim jesteście? – zapytał
- My tu będziemy zadawać pytania. – odparował Dave. – Co to za miejsce?  
- Obowiązuje nas klauzula zachowania tajemnicy, ale w zaistniałej sytuacji chyba nie opłaca mi się milczeć. Dziękuję, że uratowaliście mi życie.
- Kim jesteś? – zapytał Harry. – Co tu robiliście?  
- Nazywam się Brown, jestem lekarzem. Zostałem zatrudniony przez miliardera nazwiskiem Kawgasa. Japończyka, który dorobił się fortuny na przemyśle medycznym. Ten facet zbudował tę placówkę i przyciągnął setki naukowców do pracy pod ziemią. Obiecał nam sławę i przełomy we wszystkich dziedzinach nauki. Och jak bardzo się zawiedliśmy...
- Co dokładnie tu robiliście?  
- Kawgasa stworzył coś, co pozwliło nam manipulować DNA w sposób, jakiego do tej pory nie byliśmy w stanie nawet wyobrazić. Zaoferował nam wszelką pomoc finansową i oczekiwał rezultatów.  
- Eksperymenty genetyczne? – dopytywał Harry.
- Tak. Bawiliśmy się w Boga. Młodzi naukowcy, lekarze i specjaliści z wielu dziedzin współpracowali ze sobą w celu stworzenia uniwersalnego lekarstwa. Lekarstwa dla ludzkości. Lekarstwa dla świata...
- Niech zgadnę. – Elma oparła się o ścianę obok. Wyglądało na to, że sen bardzo jej pomógł i była teraz spokojna. – Eksperyment wymsknął się spod kontroli?
     Lekarz spuścił głowę i kontynuował cicho opowieść.
- Każdy młody naukowiec marzy o możliwości zbadania czegoś nowego. O przekroczeniu kolejnych barier. Chcieliśmy tylko stworzyć lepszy świat... czy to coś złego?
- Cóż, same chęci nie wystarczą. – Kalvin skrzyżował ręce na klatce piersiowej. – co było dalej?
- Dzięki informacjom naszego inwestora i wręcz nieograniczonemu zapleczu finansowemu, byliśmy w stanie modyfikować DNA. Wiecie, idealnie okrągłe jabłka, mandarynki bez pestek. To było coś w tym stylu, jednak na o wiele większą skalę. Hodowaliśmy i rozmnażaliśmy zwierzęta, które nie przypominały żadnych stworzeń żyjących na świecie. Wydobywaliśmy z nich substancje, które pozwoliłyby stworzyć lekarstwo na każdą chorobę trawiącą społeczeństwo...
- Ale to było za mało, prawda?
     Brown złapał się za brzuch i zakrwawione bandaże. Był przygnębiony i sprawiał wrażenie człowieka, który przeżywa wewnętrzny dramat. Doskonale wiedział, co zrobił i miał wyrzuty sumienia.
- Kurą znoszącą złote jaja okazał się być projekt, któremu poświęciliśmy początkowo niewiele czasu. Widzicie, gdy zaczęliśmy pracować przy mutacjach transgenicznych, nikt nie był wstanie przewidzieć, co uda nam się osiągnąć za kolejną próbą. Byliśmy ciekawi i tworzyliśmy coraz bardziej niebezpieczne krzyżówki. Wreszcie jeden z nas stworzył coś, co okazało się naszą zgubą...
- Ten stwór...- Elma zawiesiła głos. – To wszystko jego sprawka.
- Ich. –odparł doktor. – Jest ich trochę więcej, niż jeden.  

c.d.n.

SzkarlatnyJenkin

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 1539 słów i 8766 znaków.

6 komentarzy

 
  • nienasycona

    Od czego miałbyś zacząć? W tej historii? Od rozbudowania charakterów postaci, od skupienia się również na opisach stwarzających atmosferę, od przemyślenia, w jaki sposób czytelnik ma poznawać bohaterów. ..to tak na początek. Nie będę kłamała, że będziesz artystą i Twoje książki będą omawiane na zajęciach,  bo nie będą. Natomiast czytałoby się Ciebie bardzo dobrze.Tak, jak Kotowskiego, po którego zawsze z przyjemnością sięgam.

    12 gru 2014

  • SzkarlatnyJenkin

    Dokładnie : ) Jestem szczęśliwym posiadaczem całkiem pokaźnej kolekcji jego książek. Niektóre są starsze ode mnie : )

    11 gru 2014

  • romantyczka86

    O tak, Masterton ma dobre książki:-)

    11 gru 2014

  • SzkarlatnyJenkin

    Naprawdę nie spodziewałem się, że przyjęcie tego opowiadania będzie aż tak pozytywne. Zupełnie nie widzę siebie w roli profesjonalnego autora i ciężko mi o tym myśleć. Nie wiem nawet od czego miałbym zacząć.  
    Zgadłaś, jeśli chodzi o takie klimaty, to najczęściej czytuję coś od Kinga lub Mastertona :)

    11 gru 2014

  • nienasycona

    Nie wiem, jak będzie dalej, ale powiem szczerze, gdybyś to dopracował, rozbudował i wydał, to chętnie bym to przeczytała. Trzyma w napięciu, bardzo poprawnie napisane (a to w moich ustach komplement), widać, że lubiłeś/lubisz czytywać Kinga. Tak, jak pisałam wcześniej- podoba mi się i czekam.

    11 gru 2014

  • Cam

    Aż mnie ciarki przeszły ;) Super.

    11 gru 2014