Czas na miłość. Teraz! cz 21

Jak ja lubię takie leniwe poranki, kiedy budzę się czując Adama obok siebie. Przeciągam się i czuję, że mnie uwiera. To też lubię! Jak bardzo się zmieniłam, od czasu kiedy pierwszy raz… Och! Nie, nie zmieniłam się, ale kochamy się inaczej… śmielej… No, i ostatnio tak… zupełnie inaczej… Nawet nie potrafię określić, jak! Ale tak… poważniej! Adam się obudził. Czuję to. Przeciąga się ostrożnie…  
- Mmmm – daję mu znać, że nie śpię.
- Ale jesteś apetyczna – sunie dłonią do mojej piersi – schrupałbym Cię, jak bułeczkę!
- Masz ochotę na bułeczkę? – pytam niewinnym głosikiem – A co powiesz na tę?
     Przeciągam jego dłoń po swoim biodrze, do tyłu i układam ją sobie między udami.
- Ałła! Już z masełkiem! – jego entuzjazm jest zaraźliwy…
     Na prawdziwe bułeczki docieramy mniej więcej po godzinie, a i tak czekamy na DD i Artura. Tym razem ona ledwo chodzi. No, nieźle musiało być, skoro jest w takim stanie, ale mam już jakieś pojęcie, co Artur potrafi. Przy Oli pewnie się hamował, ale Daria jest w jego wieku… Przyglądam jej się uważniej. Zeszczuplała od czasu, jak ją poznałam. Jest nawet ładna…
     Kiedy idziemy korytarzem, odruchowo zerkam na drzwi, obok których "przyłapałam” Alicję, ale panuje tam absolutna cisza. Pewnie wynieśli się od razu, tamtego dnia…  
- Co robimy dzisiaj? – przy śniadaniu zerkam na Adama, który smaruje kolejną… bułeczkę masłem i zatapia w niej zęby.
- Kasprowy! – mówi, jakby to było coś najzwyklejszego na świecie.
- Kolejką? – nie, no tego nie załatwił w takim krótkim czasie. Nawet On!
     Zerka pytająco na Artura, a tamten odpowiada mu szelmowskim uśmiechem.
- To po to wczoraj zachodziliśmy do tego hotelu! – DD kręci głową z niedowierzaniem – I nic mi nie powiedziałeś?
     Artur błyska tylko zębami, ale widać, że nasze zaskoczenie sprawia mu przyjemność.  

     To okropne, ale czuję się wspaniale, kiedy w Kuźnicach mijamy gigantyczną kolejkę do kasy i podchodzimy do wagonika. Jestem straszna! Nie mam wyrzutów sumienia w stosunku do tych, którzy czekają. Zerkam na DD szukając w jej twarzy zadowolenia. Jest! Nie tylko ja jestem taka okropna!      Z góry mamy widok zapierający dech w piersiach. Teraz rozumiem, dlaczego babcia Adama tak lubiła tu przyjeżdżać. To jest dopiero magia!  
- Zapnij się, bo na górze może jeszcze leżeć śnieg – Adam łapie poły mojej kurtki i przyciąga mnie do siebie.
     Nie mam słów, żeby wyrazić to, co czuję, więc tylko obejmuję go za szyję i całuję. Wychodzimy z górnej stacji na zalaną słońcem łąkę. Rzeczywiście jest chłodno. Dopinam się pod szyję. Rozglądam się ciekawie. To przypomina brzeg ogromnego garnka. Miał rację! Po ocienionej stronie leżą jeszcze jęzory szarawego śniegu. Wyciągi już są nieczynne. Krzesełka smętnie bujają się w podmuchach wiatru. Jednak wystarczy schować się za kamienną ścianę, żeby poczuć przyjemne ciepło słońca. Daria ciągnie Artura w tamtą stronę i po chwili rozsiadają się na jedynej wolnej ławeczce.
- Przejdziemy się? – Adam wskazuję ścieżkę prowadzącą do obserwatorium meteorologicznego.
     Zostawiamy Darię i Artura, i idziemy powoli pod górę. Jestem dobrym piechurem, ale po kilku minutach, brak mi tchu. Przystajemy.  
- To z powodu wysokości – Adam też szybciej oddycha – Odpocznijmy.
- Nie, na górze odpoczniemy! – spinam się i ruszam dalej.
     Obserwatorium przypomina ponure zamczysko z kamienia. Jakaś grupa stoi koło starszego mężczyzny o ogorzałej twarzy i słucha opowiadania o tym, jak je budowano i rozbudowywano. Omijamy ich i z nie małym trudem docieramy pod okrągłą wieżę. Jesteśmy osłonięci od wiatru. Adam zdejmuje z ramion niewielki plecak i układa na płaskim kamieniu. Rozsiadam się wygodnie, a on kładzie się obok, z głową na moich kolanach.
- Jak to zrobiłeś? - pytam, kiedy oddech wraca mi do normalnego rytmu.
- Babcia mi pomogła. Przez te wszystkie lata, zaprzyjaźniła się z paroma osobami… Artur wczoraj odebrał bilety od dyrektora jednego z hoteli – uśmiecha się do mnie – widzisz, żadnych tajemnic!
- Przyjeżdżałeś tu z dziadkami? – pytam dalej. Skoro jest w takim nastroju do opowiadania…
- Rzadko – zamyśla się – dziadek był już słaby… A potem babcia nie chciała tu jeździć. Wszystko zbyt mocno przypomina jej tu czasy, gdy byli młodzi.  
- Bardzo się kochali… - szepczę.
- Bardzo – Adam nagle odwraca wzrok i milknie.
     Wsuwam palce w jego kędzierzawe włosy. Tak lubię ich dotyk…
- Do końca okazywał babci, jak bardzo ją kocha… Mój ojciec tego nie robi… Nigdy…
     Mój biedny, mały, kochany chłopiec! Dlatego nie potrafiłeś mi powiedzieć, że mnie kochasz? Nachylam się, tak że moje jasne kosmyki dotykają jego czoła i zaglądam mu w oczy.
- Ale przecież widziałeś dziadka… - zaczynam nieśmiało – a poza tym, Adam, nie każdy okazuje tak uczucia. To, że się o mnie troszczysz, że mnie chronisz, że czuję się przy Tobie bezpieczna… to też jest okazywanie uczuć. Może tak Cię wychowano?  
     Sięga ręką do moich włosów, odgarnie je, ale są takie niesforne…
– Ojciec zawsze powtarzał, że mam być silny, że muszę być oparciem dla mamy i dla babci… - wzdycha - Póki nie poznałem Twojej rodziny, nie miałem pojęcia, że tak można… Patrzyłem na Twojego tatę i na Michaela… i zdałem sobie sprawę, że ja tak nie potrafię! – w jego głosie słyszę żal i jakąś tęsknotę.  
- Nieprawda! – pochylam głowę najniżej, jak się da – wczoraj powiedziałeś mi o swoich uczuciach tak pięknie, jak nikt dotychczas. Już wcześniej mi to mówiłeś, tylko innymi słowami… Ja też Cię kocham i chcę żebyśmy sobie o tym mówili każdego dnia! – nie mogę mówić dalej… Przyciągam tę kochaną głowę do siebie i kołyszę jak dziecko, tak, jak on czasem kołysał mnie, kiedy chciał uspokoić…
- Kocham Cię – szepcze – tak bardzo Cię kocham, że aż się boję…
     Unosi głowę i nasze usta się stykają. Dokładnie tak. Stykają się, a nas przechodzi dreszcz. Takie przyjemne mrowienie…  
- No popatrz na nich! – ze ścieżki dobiega nas głos DD – my się tu męczymy, a oni sobie gruchają!
     Artur przygląda się Adamowi z dziwnym wyrazem twarzy, jakby z niedowierzaniem. Wstajemy powoli i już razem idziemy oglądać "zamczysko”. Skoro już się tu przywlekliśmy, to nie ma rady! Teraz to ja mogę zwiedzić nawet chiński mur! Mogę… wszystko!
     Wracamy z Zakopanego z takim żalem! Już nawet nie chodzi o to, że znów trzeba wrócić na zajęcia, ale było nam tu tak dobrze! Gadamy o głupotach, więc droga upływa nam strasznie szybko. Artur i DD dobrze się bawią i dochodzę do wniosku, że te jej obawy, co do Artura, to chyba taka wiosenna depresja. W miarę, jak zbliżamy się do Krakowa, widać coraz więcej kwiatów. Tu wiosna już zagościła na dobre. No i super! Precz z trzewikami, witajcie szpilki! Cholera, we środę zaraz po zajęciach lecę na ostatni trening przed sobotą. Ciekawe, jak tam mój kostium? Ola jest bardzo tajemnicza.  
     Adam odwozi mnie na samym końcu. Kiedy parkuje przed akademikiem, wtulam się w jego ciepłą szyję. To już nie jest ten sam Adam! Przynajmniej tak mi się wydaje… Przytula mnie zanim wsiądę do windy.
- Zadzwonię jutro – unosi moją brodę i skubie delikatnie moja dolną wargę – mam urwanie głowy z tym Klubem!
     Idę do pokoju z nadzieją, że jest Ola, bo klucz mam chyba na samym dnie torby, obok drewnianego samochodu i procy dla Kuby. Samochód jest ode mnie, a proca… wiadomo. Chłopaki! Całe życie, jak dzieci!  
- Wróciłam! – na wszelki wypadek obwieszczam swoją obecność od samych drzwi.  
Chyba dobrze, bo zza szafy wyłania się Radek i tarasuje mi przejście. Czyżbym ich niechcący nakryła? Ale on jest w ubraniu!
- No dobra – głos Oli dobiega zza szafy – wpuść ją.
     Dostaję przyjacielskiego buziaka w policzek i Radek zdejmuje mi z ramienia torbę, o której z wrażenia zapomniałam. Wchodzę do "sypialni” i… O kurde! Na moim tapczanie leży różowa sukieneczka z tiulową spódniczką i… ogonem!  
- Co to jest? – patrzę zaskoczona.  
- Twój kostium – Ola wstaje z kolan i z dumą prezentuje swoje dzieło – jest do tego jeszcze opaska z uszami z takiego samego kocyka, jak ogon.
     Podnoszę ostrożnie sukieneczkę. To jest naprawdę ładne!  
- Jak to zdobyliście? – dotykam miękkiego ogona "różowej pantery” i tiulowej spódniczki.
- Tiul to bez problemu, w tym nowym "rzemieślniku” - tak nazwaliśmy szare bloczysko z mnóstwem sklepików - ale różowy kocyk dla dziecka, to było wyzwanie! Cała grupa szukała!
- I nikt się nie wygadał! – nie mogę uwierzyć, że to przede mną ukryli – a uszy?
     Ola wyciąga ze swojej szafki brązową, plastikową opaskę na włosy. Jakimś sposobem dokleili do niej różowe uszy z kocyka. Zakłada ją ostrożnie na głowę. Super!
- Wiesz, ten kocyk znaleźliśmy w tym samym "rzemieślniku” tylko piętro wyżej. Musisz tam koniecznie pójść. Mówię Ci! Wszystko w jednym miejscu, i buty, i ciuchy, i kosmetyki! Nawet jest kiosk z hot-dogami, jak zgłodniejesz – w głosie Oli słyszę entuzjazm – To jest przyszłość! Na dworze brzydka pogoda, a Ty sobie chodzisz wewnątrz i robisz zakupy, a jak się zmęczysz, to idziesz zjeść. Mogliby jeszcze dodać jakiś market spożywczy i zrobić parking blisko, żeby się człowiek nie plątał z siatami…
- Albo taki parking podziemny, jak w Niemczech – Radkowi chyba się udzielił nastrój Olki.
- No, nie wiem… - jakoś to do mnie nie przemawia. Chodzenie po mieście i buszowanie po sklepikach jest fajniejsze – nie jestem przekonana, czy ludzie to kupią? Chociaż, jak ktoś ma wózek, albo małe dziecko, to faktycznie pewnie by wolał mieć wszystko w jednym budynku…
- Mówię Ci, że kiedyś tak będzie! – Ola jest strasznie nakręcona.
- Mam nadzieję, że tego dożyję – śmieję się z jej zapału – Mogę przymierzyć?
- Jasne!
     Bluzeczka jest z lureksu, więc łatwo się naciąga, a ogon dopina się na agrafkę. To ważne, bo będę miała mało czasu na przebranie się. Ola wyciąga jeszcze różowe rękawiczki. Odcień nie jest idealny, ale kto na to będzie patrzył? Zakładam opaskę i podchodzę do lustra. Wow! Robię kilka tanecznych kroków, kręcąc ogonem.
- Ładna kicia! – Radek szczerzy zęby w uśmiechu.
- Czegoś mi tu brakuje… - Ola przygląda mi się krytycznie – zaczekaj!
     Wyciąga z kosmetyczki kredkę do oczu i maluje mi nią czubek nosa.
- Teraz jest OK.!
     Oglądam się w lustrze. Naprawdę jestem różową panterą!
- Jesteście niesamowici! Dzięki – obejmuję ich oboje – nie wiem, co bym bez Was zrobiła.
     Mam tylko nadzieję, ze ten dupek nie popsuje mi wieczoru. Jeśli nawet, to nie mogę dać tego po sobie poznać. Wszyscy się starają, i Ola z Radkiem i Marek z Elą, nawet moja grupa…  
---
     We środę, zaraz po wykładzie muszę lecieć na trening. Marek nie ma wieczorem czasu, więc ostatnia próba będzie godzinę wcześniej. Usiadłam na samym dole, żeby mieć blisko do wyjścia, ale to nie był dobry pomysł. Nie mogę usiedzieć spokojnie i coś mi się zdaje, że profesor mnie w końcu wyprosi za drzwi. Na szczęście, udaje mi się dotrwać do końca… Pędzę do szatni, po torbę z butami i strojem, kiedy słyszę, ze ktoś mnie woła. Odwracam się… Alicja! No, nie! Jeszcze tylko tego mi brakowało.  
- Cześć, możemy chwilę pogadać? – pyta nieśmiało. Ona i nieśmiało! Nie wytrzymam!
- Dobra, ale możemy po drodze, bo trochę się spieszę? – mówię niechętnie.
     Wychodzimy i przez chwilę idziemy obok siebie. Ja nie mam nic do powiedzenia, a ona chyba nie wie od czego zacząć…
- Dzięki, że mnie nie wydałaś – mówi wreszcie – naprawdę, strasznie mi głupio.
- Nie ma sprawy – nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ale naprawdę nie chcę do tego wracać.
- Wiesz – przygląda mi się z napięciem – chciałabym Cię prosić, żebyś nikomu nie mówiła. Zwłaszcza Adamowi i Arturowi, bo oni się kumplują z Pawłem, a gdyby on się dowiedział…
- Alicja! – zatrzymuję się – to nie moja sprawa. Nic nie widziałam, OK.?
- Słuchaj, to nie jest tak, jak myślisz…
- Ja nic nie myślę – przerywam jej – po prostu o tym zapomnij. Nic nikomu nie powiem, bo nie mam czego opowiadać. Byłaś z Pawełkiem, teraz jesteś z kimś innym, to nie moja sprawa.
- Ale ja nadal jestem z Pawełkiem. Pobieramy się, dlatego tak mi zależy… - Alicja przygryza wargi – jestem w ciąży…
- Gratuluję – no, teraz to już naprawdę przesadziła – Wiesz chociaż z kim? – jakoś nie mogę się powstrzymać od złośliwości. Świnia jestem, wiem!
- Wiem…
- To zatrzymaj tę wiedze dla siebie – kładę jej rękę na ramieniu – Ala, ja nienawidzę tajemnic! Nie chcę niczego wiedzieć! Rób, co chcesz! Ja nic nie widziałam i pozostali też nie.
- Dziękuję – mówi cicho – tak, czy inaczej.
- Naprawdę, nie ma sprawy – rzucam – Muszę iść.  
     Zostawiam ją na chodniku. Nie chcę o tym myśleć. Naprawdę nienawidzę tajemnic! To raczej zrozumiałe. Całe szczęście, że po drodze spotykam Elę i Marka. Omawiamy jeszcze raz szczegóły. Niby proste: Ustalam z Marleyem, kiedy zagrają, żeby wszyscy zdążyli wcześniej wyjść do holu. Ja muszę być na sali, bo inaczej Adam się domyśli. Będę ubrana na czarno i naciągnę sukienkę za barem, jak tancerze odwrócą uwagę wszystkich… Powinno się udać.
     Próba wypada dobrze. Ania przychodzi trochę wcześniej żeby nas zobaczyć w ostatecznej wersji. Jest pod wrażeniem stroju. Reszta też! Ela ogląda ogon i kręci głową z uśmiechem. Będzie zabawa, że hej!
     Po treningu podchodzę do Ani. Musze ją poprosić, żeby mi pokazała ten cudowny ruch biodrami.
- Czyżbyś planowała występ dla jednoosobowej publiczności? – szczerzy do mnie zęby – Chodź do przebieralni, to jeszcze coś Ci pokażę…
     No, ma dziewczyna temperament! Muszę to przyznać. Rzucę Adama na kolana, a przynajmniej, taką mam nadzieję.
- Słuchaj, przyjdź do klubu. Potem Cię odwieziemy z Adamem, żebyś nie wracała sama.
- Wojtek przyjeżdża… - waha się – ale właściwie, to możemy przyjść razem!
- A gdzie będzie nocował? – przecież Radek będzie u Oli, więc może mógłby u niego? Nie, będą chcieli spać razem… - Ty, a nie myślałaś o pokojach gościnnych? – wpada mi do głowy super pomysł.
- Myślałam, ale one są zawsze zajęte – wzdycha - Pierwszeństwo mają Ci, co mieszkają w akademiku.
- Przecież ja mieszkam w akademiku – wzruszam ramionami – powiem, że to dla mnie.  
- Mogłabyś?  
- Pewnie! – jeszcze dziś poproszę, żeby schowali jeden klucz, na wypadek, gdyby jutro z rana ktoś mnie uprzedził – powiedz tylko tej swojej babie, ze nocujesz u mnie i już!
     Dwa urocze dołeczki pojawiają się na twarzy Anki. Śliczna jest, jak się tak uśmiecha. Wracamy razem z całą grupą i znów czekamy, aż wejdzie do domu. Jednak mieszkanie w akademiku jest o wiele fajniejsze, niż stancja. Ciekawe, czy Oli przypadnie do gustu? Jeśli tak, to można by z nią pogadać o tych podwójnych pokojach… Zobaczymy!

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 2714 słów i 15371 znaków.

5 komentarzy

 
  • Użytkownik ola

    dziwnie mi się to czyta. mam na imię ola a mój tata to adam...

    6 kwi 2014

  • Użytkownik RomanS

    Uśmiałem się przy tym opisie przyszłych galerii handlowych. Druga Ola wizjonerka.

    31 mar 2014

  • Użytkownik She

    Kiedy kolejna część ?

    30 mar 2014

  • Użytkownik an

    Jak dlugo :D Adas jest teraz strasznie slodki :) Podoba mi się baardzo. Zachowuje się tak miło w stosunku do Oli, ze bardzo dobrze się to czyta. Ciekawe jak wyjdzie taniec Rozowej Pantery. Nie mogę się tego juz doczekac. Nurtuje mnie to co wyprawia ta Alicja. Dobrala się z tym Pawełkiem. Ohydny typ

    30 mar 2014

  • Użytkownik mnia

    życzę dalszej weny dziewczyno <3

    30 mar 2014