Czas na miłość. Teraz! cz 10

Zgodnie z życzeniem Adama, skupiam się na nauce, aż do czwartkowego popołudnia, kiedy po kolokwium idziemy razem do akademika. Na portierni czeka na mnie kartka, że mam pilnie zadzwonić do domu. Dwa razy nagrywam się na sekretarkę i wreszcie dzwonię do Julii. Dobrze, że mają telefon, bo w akademiku też mogłabym najwyżej poprosić o zostawienie kartki. Po trzecim sygnale wreszcie odbiera.
- Co się stało? – Adam patrzy na mnie z niepokojem, kiedy odkładam słuchawkę i odwracam się do niego.  
- Kuba jest w szpitalu. To chyba wyrostek – mówię szybko i już zaczynam się w myślach pakować – Julia właśnie zbierała się na pociąg. Michaela nie ma, bo pojechał do Francji. Muszę tam jechać – idę do schodów – Pociąg mam chyba 22 coś tam.
- Przyjadę po Ciebie – Adam oddaje mi torbę z książkami – co z jutrzejszymi zajęciami?
- To tylko ćwiczenia z biochemii. Dam sobie radę. Poproszę o zwolnienie w szpitalu – paplam – Adam – zatrzymuję się nagle – w domu nikt nie odbiera – w głosie mam desperację.
- Zadzwoń jeszcze raz za godzinę – mówi spokojnie – pewnie pojechali do szpitala. Poza tym, jak odsłuchają wiadomość, to zadzwonią. Nie ruszaj się stąd!
     Biegnę do windy, chociaż to nie ma sensu, bo do odjazdu pociągu zostało mi jeszcze ponad pięć godzin. A może jest jakiś inny pociąg? Zawracam i dzwonię na informację kolejową. Jest połączenie do Warszawy i z Warszawy do Skarżyska. Odjazd 17.50 a w Skarżysku będę po jedenastej w nocy. To dwie godziny wcześniej niż bezpośrednim do Skarżyska. Bez sensu. Dzwonię na informację PKS. Po dwudziestu minutach daję za wygraną. Idę się pakować. Na ten o 17. 50 jeszcze bym zdążyła.  
     Ola wraca dokładnie w chwili, gdy dopinam torbę. Kiedy mówię jej o Kubie, jest naprawdę przejęta. Jej cioteczny brat miał z powodu wyrostka zapalenie otrzewnej i o mało nie umarł.
- Idę podzwonić do tego PKS-u – mówi, ale nie zdąża, bo w drzwiach zderza się z Adamem.
- Idziemy? – cmoka Olę w policzek i bierze moją torbę – zdaje się, że się spieszysz.
- Jest autobus? – jestem tak zaskoczona, że nie myślę logicznie. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to, że jakimś cudem dodzwonił się na informację.
- Jest – mruga do Oli na pożegnanie i wypycha mnie łagodnie za drzwi – Co prawda nie nazwałbym go autobusem, ale zawsze to cztery koła.
     Nadal nic nie rozumiem, ale schodzę na dół, pospiesznie dopinając guziki płaszcza. Dopiero, kiedy podchodzimy do Golfa Adama, olśniewa mnie.
- Chcesz mnie odwieźć do Skarżyska? – patrzę z niedowierzaniem.
- A myślałaś, że pozwolę Ci jechać po nocy samej?
     Odbiera mi mowę.  
- Wsiadaj! – mówi tonem, nie cierpiącym sprzeciwu – Na tylnym siedzeniu jest torba z kanapkami i termos.
- Zrobiłeś kanapki? – ja nawet o tym nie pomyślałam.
- Babcia Kasia zrobiła – uśmiecha się filuternie – Pozdrawia Cię. Bardzo się zdenerwowała Twoim bratem i tą jazdą po nocy też.
- Powiedziałeś jej o wszystkim?
- A jak inaczej miałem wytłumaczyć naszą nieobecność na obiedzie? – śmieje się ze mnie – Sama obiecałaś, że będziemy częściej u niej bywać.  
     Przejeżdżamy przez Bibice, niedaleko domu Alicji i mimowolnie odwracam głowę w tę stronę. Adam uśmiecha się pod nosem.
- Chyba nieprędko nas zaprosi. Jeśli w ogóle…
- Chyba tak. Podpadliśmy oboje – chichoczę na wspomnienie naszej imprezy w Klubie i rozmowy z Alicją - Ciekawe, jak tam Pawełek. Oświadczył się czy nie? – gryzę się w język, ale za późno.
- To Ty wiesz? – Adam odwraca się gwałtownie w moją stronę.
- O czym? Że Alicja chce wyjść za Pawełka? – udaję niewiniątko – Wszyscy wiedzą.
     Adam milczy przez chwilę, śledząc drogę przed nami. Szkoda, że nie mogę spojrzeć mu w oczy. Z jego twarzy trudno coś wyczytać, zwłaszcza, gdy widzi się tylko profil.
- Alicja powiedziała mu, że jest w ciąży – Adam wzdycha ciężko, jakby ta myśl była dla niego nieprzyjemna – Zachowaj to na razie dla siebie, dobrze?  
- Myślisz, że to prawda? – nie bardzo sobie wyobrażam, jak można zajść w ciążę uprawiając seks z zabezpieczeniem. Chyba, że Pawełek dał się oszukać.  
- Nie wiem. To nie moje zmartwienie – Adam mówi to z powagą i marszczy brwi.
     Przypominam sobie nasz pierwszy raz. Pamiętał o prezerwatywie, mimo, że widział u mnie tabletki. Zaufał mi dopiero potem. Dopiero jak się dowiedział, że jestem dziewicą. Boże, on nie miał na myśli ciąży, tylko możliwość zarażenia się czymś. No, ciążę też, ale mi zaufał.  
     Droga jest prawie pusta, więc Adam przyspiesza. Zerkam na licznik: 120 km/h. Zwalnia tylko w miejscowościach. Powoli zapada zmrok i pieszych prawie nie widać na wąskich poboczach. Dociera do mnie, że jest dobrym kierowcą. Prowadzi szybko, ale pewnie i bezpiecznie. Jedzie mi się z nim tak samo beztrosko jak z tatą.
- Adam
- No?
- Masz tremę?  
- Tremę? Dlaczego?
- Spotkasz moich rodziców. Mój tato Cię pamięta. Ostrzegał mnie przed tobą.
- Co? – unosi brwi, ale w jego oczach widzę wesołe błyski – I dopiero teraz mi to mówisz?
- No, nie ostrzegał, ale powiedział, że nie mógłby spać spokojnie, wiedząc, że się z Tobą spotykam.  
- I słusznie – lubieżny uśmiech pojawia się na jego twarzy i na chwilę kładzie dłoń na moim udzie.
- Ręce na kierownicę! Chcę dojechać żywa –udaję zagniewaną.
     Nagle uświadamiam sobie, dlaczego jadę do domu i poważnieję. Biedny Kuba. Pewnie jest już po operacji. Mam nadzieję, że wszystko poszło dobrze. Julia pewnie jest już na miejscu. Boże, jak by się teraz przydał radiotelefon.
- Nie martw się. Już niedaleko – Adam zerka na mnie z ukosa – Na pewno nic mu nie jest. Wyrostek to nie koniec świata.  
- Wiem, ale i tak się denerwuję. Kocham tego małego drania. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby coś mu się stało – łzy napływają mi pod powieki, więc mrugam szybko.
     Jest prawie ciemno, kiedy dojeżdżamy do Skarżyska. Wskazuję Adamowi drogę do domu. Na szczęście w oknach pali się światło. Wysiadamy z samochodu i nie myśląc o bagażach, idziemy do furtki, kiedy nagle otwierają się drzwi do domu i ukazuje się w nich Julka.
- Adam? Ola! Jezu, jak fajnie, że jesteście!
- Co z Kubą? – wbiegam po schodach.
- Dobrze, wszystko dobrze! Jest w szpitalu z mamą. Już się obudził. Operowali go wczoraj w nocy – wyrzuca z siebie informacje – Tato już kończy gabinet i mamy jechać do szpitala. Muszę tylko zatankować.
- Ja mam prawie pełny bak – Adamowi udaje się w końcu dojść do głosu.
- Jezu, przepraszam Cię – Julia cmoka go szybko w policzek – Jestem tu od dwóch godzin i jeszcze nie usiadłam.
     Biorę Adama za rękę i prowadzę do wnętrza domu. Na spotkanie wychodzi nam babcia. Ma podpuchnięte oczy, ale jest spokojna. Przytulam ją do siebie i głaszczę po głowie, jak dziecko.
- Babciu, poznaj Adama, mojego chłopaka – mówię cicho i odsuwam się na bok.
- Adam Karski – całuje ją w rękę z ujmującym uśmiechem – powinienem przyjść z kwiatami, ale szczerze mówiąc, zależało nam na czasie.
- Oj, dzieci! – babcia macha ręką – dobrze, że dojechaliście cali i zdrowi. Tak szybko się teraz ściemnia - zastanawia się chwilę, ale w końcu daje za wygraną i idzie do kuchni – Jesteście głodni? Coś wam mogę dać, zanim Piotr wróci.  
- Jedliśmy po drodze kanapki. Adam, jesteś głodny?  
- Na razie nie, ale umyłbym ręce.
     Wskazuję mu łazienkę, a kiedy w niej znika, odwracam się do Julii.
- Właściwie, to możemy jechać sami. Jak tato będzie chciał, to dojedzie.
- To idź z nim pogadać – Julia wzrusza ramionami.
     Idę do taty przez poczekalnię, w której siedzą jeszcze dwie osoby. Uchylam drzwi i widzę, że pochyla się nad pacjentem ze skupiona miną.
- Cześć tato! – mówię prawie szeptem – chcesz, żebyśmy na Ciebie poczekali, czy możemy jechać sami?
     Patrzy na mnie zaskoczony, ale po chwili uśmiecha się z ulgą.  
- Możecie jechać, ja już chyba dziś odpuszczę. Mama zostanie z Kubą w szpitalu, a ja ją zmienię jutro. Jak dotarłaś? – zerka na zegarek
- Adam mnie przywiózł – mówię z uśmiechem – ale nie chciałam Ci na razie przeszkadzać.
     Przygląda mi się badawczo, ale tylko kiwa głową. Znów pochyla się nad pacjentem, więc wysuwam się cicho z gabinetu. Adam z Julią piją wodę na stojąco, a babcia szykuje kanapkę dla mamy. Zabieram jeszcze czysta bieliznę z jej komody, białe wełniane skarpety i ciepły sweter. Po namyśle idę jeszcze do łazienki po kosmetyczkę i kilka drobiazgów.  
- Idziesz z nami? – widzę, że Adam bierze torbę i wysiada z samochodu.
- A nie chcesz?
- Chcę – biorę go za rękę – mam nadzieję, że mama nie dostanie zawału na Twój widok.
- Aż tak źle? – ostentacyjnie przygładza włosy.
- Aż tak dobrze – Julia szczerzy do niego zęby.
     Narzucamy na ubrania fartuchy, które dał nam tato i cicho wchodzimy na oddział. Dobrze, że zostawiliśmy płaszcze na wieszaku przed oddziałem, bo upał jest tu niemiłosierny. Julia prowadzi nas do sali na końcu korytarza. Jest to mała salka z jednym łóżkiem i rozkładanym łóżeczkiem pod ścianą. Kuba leży blady, a mama siedzi na krześle obok i czyta książkę. Kiedy wchodzimy, unosi głowę.
- Cześć mamo – uśmiecham się do niej – to jest Adam, mój chłopak – dodaję półgłosem, widząc jej pytające spojrzenie.
- Dobry wieczór, przepraszam że przeszkadzam, ale Ola nalegała… – Adam schyla się i całuje ją w rękę z tym swoim czarującym uśmiechem i ku mojemu zdumieniu widzę, że mama odwzajemnia uśmiech.
- Kubusiu – nachylam się nad głową małego i delikatnie całuję go w czoło.
     Uśmiecha się do mnie blado.
- Poznaj Adama – mówię do niego poważnym tonem – przywiózł mnie tu, żebym mogła szybko Cię odwiedzić.
- Cześć – Adam wyciąga do niego rękę i delikatnie ujmuje chudziutkie paluszki mojego brata – słyszałem, że miałeś operację.
- Tak. Będę miał bliznę – Kuba jest bardzo dumny – Miałeś kiedyś operację?
- Niestety nie –Adam mówi to z żalem, nieważne, czy udawanym. Kuba i tak jest wniebowzięty – ale założyli mi kiedyś szwy, jak rozciąłem nogę. Jak będziesz już zdrowy, to Ci pokażę. Ale operacja jest ważniejsza – dodaje.
- Super! – Kuba wyraźnie się ożywia.  
     Wręczam mamie torbę z rzeczami i półgłosem przekazuję to, co mi powiedział tato. Adam nadal coś szepcze z Kubą. Nagle odwraca się do nas.
- Przepraszam na chwilę – puszcza oko do Kuby i wychodzi.
- Co się stało? – patrzę zaskoczona na Kubę.
- Tajemnica – szepcze i uśmiecha się do mnie. Ma lekko zaróżowione podnieceniem policzki.
- Mamo, chciałabym, żeby Adam został u nas – korzystam z okazji, że wyszedł – Może spać u mnie a ja z Julią albo u Kuby. Przywiózł mnie tu, chociaż go nie prosiłam…
     Przerywam, bo słyszę otwierające się drzwi. Na szczęście, to tylko pielęgniarka. Uśmiecha się lekko na nasz widok. Dobrze, że ordynatorem jest tu kolega taty, w przeciwnym razie, pewnie by nas wywaliła za drzwi. Sprawdza coś przy kroplówce.
- Możemy to już wyjąć – wskazuje na wenflon.
     Kuba trochę panikuje, ale w tym momencie wraca Adam, więc bierze się w garść. Chyba strasznie chce pokazać, jaki jest dzielny. Nawet nie pisnął podczas całej operacji wyciągania plastikowego wężyka z żyły. Przyciskam mu mocno wacik, aby nie zrobił się siniak. Adam wyciąga zza poły fartucha płaskie pudełko i unosi je tak, aby Kuba je widział. Na wierzchu widać samolot.
- Otworzyć? – pyta.
- Tak – oczy Kuby robią się okrągłe – prawdziwy?
- To miniatura Boeinga 767, kupiłem go w prawdziwym samolocie – Adam wprawnym ruchem otwiera pudełko i ostrożnie wyciąga samolocik i podstawkę. Podaje samolocik Kubie, a ten bierze go ostrożnie wolną ręką i obraca przed oczami.
- Ale fajny! Nikt takiego nie ma, nawet Paweł – podaje samolocik Adamowi, a ten opiera go na podstawce i stawia na szafce obok łóżka.
- Pewnie jutro rano pozwolą Ci usiąść, to będziesz mógł go wziąć, a dzisiaj będzie spał tu, obok Ciebie – Adam uśmiecha się do mojego małego, wpatrzonego w niego, brata.
- Oczywiście zostanie pan z nami do niedzieli, mam nadzieję – mama mówi to tonem nie znoszącym sprzeciwu, ale jednocześnie pełnym ciepła. Jestem zaskoczona, że coś takiego potrafi.
- Bardzo dziękuję, z chęcią skorzystam z noclegu, ale nie chciałbym państwa obciążać moją osobą w takiej chwili – Adam czaruje moją mamę uśmiechem – Poza tym, proszę mi mówić po imieniu – dodaje cicho, patrząc na mnie pytająco.
- Możemy wrócić razem do Krakowa w niedzielę rano. Po prostu zadzwonisz do babci i jej powiesz.  
     Zostawiamy mamę z Kubą, który zasnął w trakcie naszej rozmowy. Rano tato ma ją przywieźć do domu, a Kuba dostanie współlokatora. Oczywiście, jeśli wszystko będzie dobrze, ale jak do tej pory jego organizm zbiera się szybciej, niż myśleliśmy.  
- Masz podejście do dzieci – mówię z uznaniem – ostatni raz widziałam go takiego, jak tato pozwolił mu bawić się w swoim gabinecie.
- I pokonałeś smoka – Julia wreszcie wydobywa z siebie głos – jestem pod wrażeniem.
     Wiem, co ma na myśli. Ja też się zastanawiam, co się stało z nasza mamą? Może to przez Kubę? W domu tato czeka na nas z kolacją, którą babcia podaje natychmiast, kiedy tylko stajemy w drzwiach.
- Tato, to jest Adam – mówię szczerząc się do niego – pewnie go pamiętasz…
- Adam Karski – Adam odwzajemnia uścisk dłoni i śmiało patrzy tacie w oczy – przepraszam, że zjawiam się u państwa w takiej chwili, ale kiedy Ola powiedziała mi co się stało, i że chce jechać w nocy pociągiem… – zawiesza głos – Po prostu się nie zastanawiałem.
- Mogę tylko powiedzieć: dziękuję – tato przytrzymuje jego dłoń i delikatnie klepie po ramieniu.  
- W takim razie proszę mówić mi po imieniu. Będę się czuł mniej oficjalnie – nadal patrzy tacie w oczy, a on przygląda się Adamowi uważnie. Przenosi potem spojrzenie na mnie, ale ja chytrze umykam do kuchni.  
- Adam Karski? – babcia przygląda się Adamowi uważnie – Czy pana dziadek nie miał czasem tak samo na imię? Tak mi się zdaje, że z moim mężem służył w wojsku jeden oficer o tym nazwisku. Chociaż, nie wiem, czy to możliwe, bo był starszy od mojego męża.
- Mój dziadek późno się ożenił i mój ojciec również… – Adam, jakby w zakłopotaniu pociera policzek pokryty dwudniowym zarostem – Z tego, co wiem, dziadek służył przed wojną w wojsku, a potem był w Armii Andersa. Zresztą obaj moi dziadkowie byli żołnierzami w czasie wojny – dodaje.
- Ach, stare dzieje – babcia chyba dostrzega, że Adam mówi o tym niechętnie – Proszę jeść. Mam nadzieję, że smakuje – podstawia nam talerz pełen gorących kiełbasek.  
     Dopiero teraz czuję, jaka jestem głodna. Widzę, że Adam z entuzjazmem pochłania przygotowane przez babcię specjały. Kiedy kończy, babcia natychmiast podsuwa mu półmisek z wędlinami.
- Olu, no podaj borówki i pieczywo panu – uśmiecha się dobrotliwie do Adama. Kochana babcia, zawsze powtarza, ze przez żołądek do serca. Mam jednak wrażenie, że jemu to bardzo odpowiada, więc podśmiewam się pod nosem, ale podaję te borówki i chleb.  
- Ola mówiła, że studiuje pan…, że studiujesz na AGH – tato przynajmniej pozwolił mu zaspokoić pierwszy głód, zanim przeszedł do zbierania wywiadu.  
- Jestem na czwartym roku. Jeszcze rok i będę inżynierem – szczery uśmiech rozjaśnia jego twarz – W każdym razie, do tego dążę.
- Czyli przed Tobą jeszcze praca magisterska? – tatę najwyraźniej interesują plany Adama.
- Mam już temat, ale wciąż szukam promotora. Niełatwo znaleźć na uczelni kogoś od mechanizacji przemysłu chemicznego.  
- Och, nie wiedziałam, że masz już temat pracy!? – jestem zaskoczona – Co to właściwie jest ta mechanizacja itd.?
- Chodzi o urządzenia, które zastępują pracę ludzi przy taśmie. Coś, jak ciąg robotów, albo taśma, tylko bardziej skomplikowana. W przyszłości chciałbym sam takie projektować.
- Bardzo ambitne – na tacie wyraźnie robi to wrażenie – mam nadzieję, że uda się znaleźć odpowiednią osobę.
- Czekam na odpowiedź profesora od mechaniki. Nie specjalizuje się w tym, ale ma wystarczającą wiedzę, żeby być promotorem takiej pracy – kiedy Adam mówi o pracy, nagle wydaje się starszy i poważniejszy, niż w rzeczywistości – Jeśli wszystko dobrze pójdzie, w wakacje będę mógł zacząć zbierać materiały.  
     Albo mi się wydaje, albo widziałam przez moment niepokój w jego wzroku, kiedy popatrzył na mnie. To było przelotne spojrzenie, niezauważalne dla innych, ale we mnie wywołało dreszcz. Nie. Jestem po prostu zmęczona, albo emocje płatają mi figla.  
     Po kolacji babcia zbiera się do wyjścia, więc wstaję i kiwam na Adama.
- Chodź, przejdziemy się i przy okazji przyniesiemy bagaże z samochodu.
     Babcia mieszka dwa domy od nas, więc nie idziemy daleko, ale chłodne powietrze dobrze nam robi. Wracamy objęci, Adam nachyla się do mnie, a ja odchylam głowę i szukam jego ust. Potrzebuję go, pragnę! Kiedy minął niepokój o Kubę, dotarło do mnie, że przywiozłam do domu tego chłopaka i nie chcę przywozić tu nikogo innego. On pasuje tutaj, jak ulał!  
- Adam – wzdycham do jego ust – tak się bałam.
- Cicho, Maleńka – szepcze i znów mnie całuje – cicho, już dobrze. Chodźmy, bo zaczną nas szukać – wskazuje głową rozświetlone okno, a na jego tle sylwetkę taty.
     Jak zwykle, ma rację. Ociągając się, idziemy po nasze torby i wracamy do domu. Prowadzę Adama do mojego pokoju. Wchodzi zaciekawiony i natychmiast rozgląda się wokoło.  
- Limahl? – patrzy rozbawiony na mój stary plakat – O rany, słuchałaś tego?
- No pewnie! AHA też. Wszyscy tego słuchaliśmy – czuję się nieco urażona – W ogólniaku słuchałam wszystkiego, co puszczał Niedźwiecki. Jak opuściłam Listę, to nie miałam o czym gadać w poniedziałek w budzie – prycham – Ty tego nie zrozumiesz. Miałeś dostęp do muzyki, o której istnieniu ja nie miałam pojęcia.
- Nie złość się – przyciąga mnie do siebie – nie zawsze tak było, a poza tym przepraszam, nie będę się śmiał z twoich plakatów – mówi poważnie – Modern Talking też masz? – dodaje z drwiącym uśmieszkiem.
     Podnoszę dłonie zaciśnięte w pięści, żeby go rąbnąć w pierś, ale łapie mnie i podciąga mi ręce w górę, a ja zaczynam chichotać. Nagle drzwi się otwierają i do pokoju wkracza Julia, a za nią tato. Odskakuję od Adama, jak oparzona, a on spogląda na mnie zdziwiony. Przecież nic złego nie zrobił.
- Ty też masz plakat Limahla na ścianie? – pyta Julię rozbawiony.
- Nie - Julia szczerzy się do niego – mam Modern Talking – i puszcza do nas oko.
- Chciałem Wam tylko powiedzieć "dobranoc” – tato uśmiecha się do nas nieco zakłopotany – nie siedźcie długo.
- Możesz iść do łazienki, jeśli chcesz – Julia zwraca się do Adama – a Ty chodź mi pomóc z pościelą – patrzy na mnie wyczekująco.
     Jakoś naturalnym trybem Julia przejęła kierownictwo podczas nieobecności mamy. Szybko ścielimy sobie tapczan. Wolę spać z Julią, niż u Kuby. Zakradam się do swojego pokoju po piżamę i napotykam w drodze powrotnej Adama. Ma na sobie tylko spodenki od piżamy i jest jeszcze mokry na plecach. Mam ochotę zlizać z niego te krople wody, ale opanowuję się ze względu na tatę.
- Dobranoc – szturcham nosem jego policzek.
- Zobaczymy, czy będzie dobra? Będę spał sam w Twoim łóżku – szepcze mi do ucha.
- Będę za ścianą – czuję, jak zasycha mi w gardle.
- Aż tak twardy nie jestem – muska delikatnie moją szyję – Idź już, bo zaraz wciągnę Cię do tego pokoju…
     Uciekam czym prędzej do łazienki. Po chwili dołącza do mnie Julia.  
- Mam wieści o Robercie – mówi, przyglądając mi się badawczo.
- Czyżby go wywalili? – pytam obojętnie.  
- Żeni się. Zdaje się, że w Wielkanoc – nadal śledzi moją reakcję – ślub ma być tutaj.
- Szybko mu poszło. Wiesz z kim? – nadal nie widzę w tym niczego nadzwyczajnego – Zaraz, ślub jest tutaj? Czyli to ktoś ze Skarżyska? Nie mów, że ją znam!
- Chyba nie, bo to jakaś małolata przed maturą. Podobno zrobił jej dziecko na imprezie – dodaje niechętnie – Podobno nawet się z nią nie spotykał wcześniej.
- Jezu! – staję jak wryta – ale go przypiliło.
- No właśnie – Julia kiwa głową – Teraz wiesz, dlaczego mama była taka spolegliwa. Pewnie jutro każe Wam jechać do biura i zawieźć jakieś dokumenty nie cierpiące zwłoki, żeby wszyscy Was zobaczyli – krzywi się.  
- No, coś ty?
- My byliśmy – uśmiecha się pod nosem – Niezła frajda.
     Kładę się spać z kłębowiskiem myśli pod czaszką. Szybko się uwinął. Dał się złapać, czy tak się upił, że nie wiedział, co robi? A może on faktycznie tak strasznie chciał założyć rodzinę i mieć dziecko? Nie, to głupie! Przecież mamy dopiero po 21 lat! A Julia? Ona też wychodzi za mąż. No dobra, ale Michael jest starszy i pracuje. Poza tym, on to robi ze względu na naszych rodziców i Julię. Założę się, że nie będą mieli od razu dzieci. Sama nie wiem, kiedy zasypiam.
     W pierwszej chwili, po obudzeniu, nie wiem, gdzie jestem. Dopiero po rozejrzeniu się, zdaję sobie sprawę, ze leżę w łóżku Julii, ale jej nie ma. Na dole ktoś szura po podłodze. Acha, tato jest w holu. Trząśnięcie drzwiami i cichy tupot na schodach. Julia wpada zdyszana do pokoju.
- No idź do niego! – ściąga ze mnie kołdrę – Jesteśmy sami!
     Wyskakuję jak z ukropu i zerkam w lustro. Cicho podkradam się do moich własnych drzwi. Adam śpi w moim łóżku. Oddycha tak spokojnie. Widok jego ciemnych włosów na tle mojej fiołkowej poduszki z falbanką jest taki… słodki! To głupie, ale nie mogę się ruszyć z miejsca. Mogłabym tak patrzeć na niego bez końca. Nagle jego klatka unosi się mocniej w głębszym oddechu. Jakby czuł, że na niego patrzę, otwiera leniwie oczy i widzę najpiękniejszy zaskoczony uśmiech na świecie. Nie czekając, wślizguję się do niego pod kołdrę i przywieram całym ciałem do jego boku. Cichy pomruk zadowolenia dociera do mnie i czuję jak się ostrożnie przeciąga. Twardy, podłużny kształt napiera na mój brzuch przez bokserki, kiedy zmienia pozycję. Wypycham biodra, żeby dotknąć go mocniej. Nagle Adam odsuwa się ode mnie, jak oparzony.
- Wiesz, co będzie jak nas tu nakryją? – widzę w jego oczach niepokój – Twój tato…
- Pojechał po mamę – szepczę i znów toruję sobie do niego drogę – jest tylko Julia, ale tu nie przyjdzie.
- Ile mamy czasu? – widzę, jak oczy zaczynają mu lśnić.
- Piętnaście minut?
- Wystarczy…
     Odrzuca kołdrę i jednym ruchem ściąga mi spodenki od piżamy. Ciepła dłoń wsuwa się między moje nogi i odgarnia na bok udo, odsłaniając moją szparkę, która natychmiast się rozchyla, pulsując podnieceniem.
- Jesteś mokra – zaskoczenie miesza się w jego głosie z zachwytem – wstawaj!
     Wstaje szybko i pociąga mnie za sobą, a potem popycha na ścianę. Opieram się rękami tuż pod plakatem Limahla, który Adam tak bezczelnie wczoraj wyśmiał. Nie mam jednak czasu, by nad tym ubolewać, bo Adam rozsuwa mi bezceremonialnie nogi, sięgając palcami prawej dłoni do mojego małego guziczka. Wysuwam biodra w przód by mocniej naprzeć na jego dłoń, ale silna lewa ręka opada na moje plecy i zmusza je do wygięcia się w łuk. Ku mojemu zadowoleniu, prawa podąża za moją łechtaczką, która pulsuje już jak oszalała, pod sprawnymi palcami. I wtedy we mnie wchodzi... powoli ale zdecydowanie... Głęboko, do samego końca! Zapiera mi dech, a kolana robią się miękkie. Cofa się powoli i znów napiera. Tym razem wyginam się mocniej i wypinam pupę na jego spotkanie. Pomruk zadowolenia za plecami mówi mi, że tego właśnie chce. Prawa ręka wciąż dręczy moje najdelikatniejsze miejsce, podczas gdy twardy członek wchodzi we mnie od tyłu. Dopasowuję się rytmem do jego pchnięć i czuję, że plecy pokrywają mi się potem. Boże, już? Byłam podniecona już pod drzwiami pokoju! Wiedziałam, co będzie, kiedy wejdę… Nacisk na mój mały guziczek słabnie, ale za to palec zaczyna delikatnie go uderzać, jakby próbował włączyć jakieś urządzenie, bezskutecznie, wciąż pró-bu-jąc …  
- Adam – dyszę – błagam…
- Ćśśśś – nachyla się do moich pleców – popatrz w lewo.
     Odwracam głowę i widzę nasze odbicie w lustrze. Mam na sobie tylko kusą bluzeczkę od piżamy. Moja wypięta pupa i potężny pal wchodzący we mnie powoli, sunący coraz głębiej, aż moja pupa ugina się pod naporem… Adam stoi za mną wygięty w półksiężyc z niewidoczną prawą ręką… Jest nagi. Kiedy wypycha biodra przed siebie, widzę, jak brzeg mięśnia brzucha zarysowuje mu się mocniej, napina się... Nie mogę oderwać wzroku od tego miejsca. Nigdy wcześniej go nie widziałam z tej perspektywy… Czuję nacisk lewej dłoni Adama u podstawy moich pleców. Wysuwa się ze mnie… Patrzę na jego brzuch, klatkę, silne ramiona trzymające mnie w uścisku... Unoszę głowę wyżej i nasze spojrzenia się krzyżują. Patrzę w ciemne oczy i czuję, że nie mogę się ruszyć... To spojrzenie mnie hipnotyzuje, przenika aż do najdalszych zakamarków. Rozszerzone źrenice zasłaniają całkowicie brązową tęczówkę. Widzę jak przez mgłę, że rozchyla usta i na jego twarzy pojawia się grymas… bólu? Próbuje powstrzymać nadchodzącą falę… niepotrzebnie… ja…
- Oooo! – jęk wyrywa się z głębi mojej duszy.
-Cicho – Adam nakrywa mi usta dłonią, a ja chwytam zębami palec i zaciskam szczęki.
     Nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Czuję tylko pulsowanie w moim wnętrzu i rytmiczne skurcze moich własnych mięśni, zaciskających się wokół niego. Boże, ile to trwało? Zerkam w lustro i widzę opartą na moich łopatkach głowę Adama. Ma cudowny wyraz twarzy, półprzymknięte oczy i usta lekko rozchylone w uśmiechu. Dopiero teraz dostrzegam, że mam na twarzy taki sam uśmiech. Powoli wyrównujemy oddechy. Adam wysuwa się ze mnie. Nadal jest ogromny. Przyciąga mnie do siebie, a ja obejmuję udami jego ptaka, jakbym chciała go ukryć. Czuję, jak strużka gęstego płynu spływa mi po wewnętrznej stronie uda. Stoimy tak przytuleni i oddychamy, jak po biegu. Ciche pukanie do drzwi przywraca nam świadomość tego, gdzie jesteśmy.
- Uhm – chrząkam, bo nie jestem wstanie wydobyć z siebie głosu.
     W uchylonych drzwiach pojawia się głowa Julii. Zerka na nas z szelmowskim uśmiechem, zupełnie niespeszona.  
- Ładnie wyglądacie, ale sugeruję założenie ubrań, zanim wrócą starsi – oblizuje koniuszkiem języka usta – Chyba muszę wyjść, żebyś mógł ją puścić – wskazuje głową mój goły tyłek.
     Kurde, dopiero teraz zdajemy sobie sprawę, że choć stoję tyłem do Julii i wydawało mi się, że zasłaniam sobą Adama, to za plecami mamy lustro. Unoszę głowę i widzę lekkie drganie kącika ust. Julia wycofuje się szybko, a ja pospiesznie naciągam spodenki od piżamy.
- Będą mokre – Adam patrzy na moje udo – czerwienisz się – zauważa zaskoczony.  
     Mimo, że robiliśmy to już tyle razy, zawsze czuję się nieswojo, kiedy to później komentuje.  
- To przez ten pokój – spuszczam głowę, by ukryć zażenowanie i uciekam do łazienki.  
     Szybko wskakuję do wanny i prysznicem zmywam widoczne ślady naszego porannego szaleństwa. Wychodzę i w korytarzu mijam się z Adamem, który szczypie mnie w tyłek i jakby nigdy nic, znika w łazience. Ubieram się niezdarnie, bo wciąż drżą mi ręce. Schodzę na dół do kuchni, gdzie Julia kręci się już przy lodówce.  
- Nie ma dżemu – gdera – przynieś ze spiżarni. Najlepiej śliwkowy.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 4996 słów i 28247 znaków.

7 komentarzy

 
  • madeline

    Wspaniałe!

    22 mar 2014

  • Roksana76

    Jeszcze dzisiaj powinna się pojawić następna część. Mam nadzieję;)

    22 mar 2014

  • an

    Ta część jest jakaś taka kochana :) Tylko biedny Kuba  :/ Kto by pomyslal, że nasz Adaś łapie taki dobry kontakt z dzieciakami. Niech sobie zrobią z Olą dzidzie :D Nieeeeee, żartuję, broń Boże. Za to Robercikowi pogratulowac ... Jak ja go nie lubię. ****k. Pod auto go

    22 mar 2014

  • missWiki

    Moja ulubiona seria:-) chce się czytać więcej i więcej.. Na każd część czekam z niecierpliwością.. Już chcę nastepną!!!;)

    22 mar 2014

  • Justyna

    Boskie. !!!  Chcialabym to czytac w wersji papierowej :) w twardej okladce :))

    22 mar 2014

  • czytelniczka

    mmm zniewalające! :)

    22 mar 2014

  • sweetkicia

    Jest świetne! Pisz dalej szybciutko! <3

    22 mar 2014