Czas na miłość. Teraz! cz 22

W piątek upewniam się, czy wszystko spakowałam i zostawiam Oli torbę z butami i kostiumem. Wieczorem mają wpaść Ania z Wojtkiem po klucz do pokoju gościnnego. Szkoda, że mnie przy tym nie będzie, ale Adam już na mnie czeka na dole. No dobra, poradzą sobie!
- Cześć kwiatuszku – Adam przygarnia mnie do siebie i natychmiast zabiera moją torbę – dlaczego nie chciałaś żebym wszedł na górę?  
- Kwiatuszku? – unoszę brwi. Bo nie chciałam żebyś przypadkiem zobaczył kostium! - co to za nowość?
- Wciąż Cię widzę w tych krokusach – uśmiecha się do mnie ciepło – A jak tam koło?
- Dobrze – wzdycham – dokładnie tak samo zapytał mnie wczoraj tato. A jak tam koło?
- Bo się o Ciebie martwi tak samo, jak ja! – Adam patrzy na mnie tymi swoimi oczami – Ja nawet bardziej…
- Taaak? – prycham – a to niby dlaczego?
- Bo on ma jeszcze żonę, Julię i Kubę do zamartwiania się, a ja mam tylko Ciebie… - stwierdza poważnie.
Nie wiem, co powiedzieć. Mrugam szybko i przytulam się do jego ramienia. Jest po prostu kochany, kiedy tak mówi. A najbardziej mnie wzrusza to, że on tak naprawdę myśli!
     Furtka przed domem pani Mai skrzypi znajomo. Alejka obsadzona pierwiosnkami wygląda jak dywan z kolorowymi frędzlami. Jakiś nieznany mi krzew pachnie słodko… Jak tu jest pięknie! Wolałabym mieszkać tutaj, zamiast w betonowym "mrowisku”. Przy samym wejściu, pod murem widzę ciemnozielone szerokie liście, a pomiędzy nimi delikatne seledynowe główki konwalii. Jeszcze nie pachną, ale jak się rozwiną…
- Lubisz konwalie? – Adam staje za mną i splata ręce na moim brzuchu. Jaki jest ciepły…
- Ja lubię chyba wszystkie kwiaty, jak Twoja babcia, ale konwalie… tak, bardzo…
- Bardziej niż mnie? – opiera mi brodę na ramieniu.
- No, niech się zastanowię…  
     Wchodzimy, przekomarzając się wesoło. Mam taką ochotę trochę się z nim podroczyć, a potem… mmmm…  
- Najpierw prysznic, czy kolacja? – Adam jakby wyczuwał mój nastrój.
- A co byś wolał? – oblizuję się i jak gdyby nigdy nic, zaczynam wypakowywać zakupy – mnie czy jedzenie?
- Głodny jestem… - zaczyna z szelmowskim uśmiechem…, ale przerywa mu pukanie.
     Pani Maja zagląda nieśmiało do mieszkania, ale widząc, że jestem przy pomidorach, ochoczo maszeruje do mnie z główką sałaty w dłoniach. Strasznie jest miła, że pomyślała o nas! Gadamy z nią chwilę o ogrodzie. W międzyczasie myję i osuszam delikatne kruche listki. Jaka szkoda, że nie udaje mi się przyprawić jej tak, jak podawali ją we włoskich tawernach. To pewnie kwestia ziół, albo już nie wiem, czego. Kiedy pani Maja wychodzi, dzielę się tymi żalami z Adamem.
- Wiesz co? – pociera kciukiem policzek – to Ty idź pod prysznic, a ja coś wymyślę z tą sałatą. Tylko pokaż mi, którą wędlinę będziesz jadła.
- Najchudszą – przyglądam mu się podejrzliwie, ale idę pod prysznic. Pewnie za chwile do mnie przyjdzie, a kolację zjemy potem…
     Jestem prawie sucha, kiedy Adam wkracza wreszcie do łazienki i pakuje się pod prysznic. Hmm… potraktował poważnie kwestię sałaty. No dobra, nie będę mu psuć zabawy. Na wszelki wypadek łykam tabletkę, żeby potem nie zapomnieć, smaruję się balsamem, żeby dać czas mojemu osobistemu kucharzowi      i wreszcie… idziemy!
     Barek nakrył jak najprawdziwszy stół. Łącznie z serwetkami! Pomiędzy talerzami stoi wysoki kieliszek do szampana, a w nim kilka gałązek konwalii na tle ciemnego liścia. Przełykam głośno ślinę. Jakoś mi tak miękko w kolanach…
- Zapraszam panią do degustacji – kelnerskim gestem wskazuje mi wysoki stołek i zapala świece ustawione obok naszych talerzy.
     Rozsiadam się wygodnie. Adam nalewa nam do kieliszków czerwonego wina. No tak, kupiłam pieczony schab i jakieś kiełbaski dla niego, więc czerwone! Na półmisku leżą jeszcze żółte sery i winogron. Obok, miska z sałatą z pomidorem i czarnymi oliwkami. Czuję się jak w eleganckiej restauracji.  
- Jak to zrobiłeś? – sałata smakuje prawie identycznie, jak we Włoszech – ja próbowałam tyle razy!
- Tajemnica lokalu, droga pani – jest bardzo z siebie zadowolony – jedz!
     Kiedy już mam wrażenie, że od następnego kęsa pęknę, Adam odkłada sztućce.  
- Tylko mi nie mów, że masz deser! – jęczę.
- Ty go masz… - mówi tym swoim cichym, niskim głosem – ale mam nadzieję, że się ze mną podzielisz…
     Podchodzi do mnie, powoli okrążając barek, a ja mam wrażenie, że zaraz spadnę ze stołka. Odstawiam kieliszek… Adam jest blisko i rozchyla mój szlafrok. Odchylam głowę i wciągam głośno powietrze… czuję przyjemne mrowienie brodawek… rozsuwam odrobinę kolana…  
- Już? – ciepłe dłonie obejmują moje wrażliwe, sterczące piersi… kciuki drażnią brodawki…
     Mruczę cicho i rozchylam szerzej nogi. Rozluźniam pasek jego szlafroka... Jest baaardzo gotowy… i dokładnie na wysokości złączenia moich ud! Prawie mdleję, kiedy twarda, śliska główka dotyka mojego wrażliwego miejsca…
- Jakiego deseru sobie pani życzy? – dociera do mnie niski, lekko schrypnięty, seksowny głos – słodkiego, czy na ostro?
- A co pan poleca? – wykrztuszam prawie bez tchu. Skoro już zaczęłam, to gramy dalej!
- Wszystko mamy w najwyższym gatunku… dla specjalnych gości – szepcze do moich ust, podczas gdy twardy kształt napiera coraz mocniej…
- Poproszę słodki… - chrypię – z odrobiną czegoś pikantnego…
     Gorący pocałunek mnie obezwładnia! Ciepły natarczywy język sunie śmiało, aż do podniebienia… Zarzucam ramiona na szyję Adama…, ale on powoli je z siebie zdejmuje i układa mi dłonie do tyłu, na brzegu stołka… Uff! Jest we mnie, czy nie? Czuję go płytko… odginam się i rozsuwam nogi… no, dalej!  
- Chciała pani słodko… - szepcze do mich ust i porusza się płytko… płyciutko… tyko, tylko mnie rozchyla… omdlewam z rozkoszy i pożądania… ale on się nie spieszy… to trwa i trwa…
- Adam, błagam… - jęczę – głębiej!
     W odpowiedzi dostaję potężne pchnięcie! Do dna! Głośny jęk wyrywa się z mojego gardła jakby z opóźnieniem… wpijam się palcami w drewno stołka, żeby nie spaść…, ale Adam trzyma mnie mocno!
     Zanim udaje mi się ochłonąć, wycofuje się… Dyszę z emocji… Porusza się w górę i w dół… płytko… Zerkam na dół i widzę jego ptaka między moimi obrzmiałymi wargami… jakie to podniecające! Patrzę zafascynowana… jest lśniący od mojej wilgoci… Ale rozkosz…
- Jeszcze odrobina chili dla pani? – oblizuje wargi koniuszkiem języka i podąża za moim wzrokiem.
- O tak, tak, proszę… - już nie wytrzymam dłużej… Cała się trzęsę…
     Pchnięcie! Zapiera mi dech… Drugie! Jestem u kresu…Trzecie! Aaaaach!!!  
- Trzymam Cię, Mała! – silne dłonie utrzymują mnie na miejscu, kiedy tracę kontakt z rzeczywistością.  
     Adam ostrożnie odrywa moje palce od rantu stołka i układa sobie moje ramiona na szyi. Porusza się we mnie płynnie… nie za głęboko… słodka tortura przedłuża moją rozkosz… oddech mu się rwie… o tak, kochany, dojdź! Dojdź we mnie… Ciche stęknięcie… i nieruchomieje. Czuję pulsowanie… Co za ulga…
- Zasłużyłeś na napiwek chłopcze – szepczę.  
- Opleć mnie nogami – mówi rozbawiony – zaniosę Cię do łóżka.
Leżymy przytuleni, ale sen nie nadchodzi. Wsłuchuję się w spokojne bicie serca pod moim policzkiem. Jutro ja dla Ciebie zatańczę, najpierw w Klubie, a potem dam Ci prywatny występ… Nagle dopada mnie trema. Kurde, mam nadzieję, że ten przeklęty Bogdan nie pokrzyżuje mi planów!
- Adam – zaczynam niepewnie – masz tremę?  
- Nieee – przygarnia mnie mocniej – czemu pytasz?
- Bo ja trochę mam… - nie mogę się przyznać, że tańczymy, bo to niespodzianka – wiesz, kto tam będzie…
- Nie martw się. Nawet się do Ciebie nie zbliży! – wsuwa mi dłoń pod brodę i zagląda w oczy – przyrzekam!
- Adam! Rozmawiałeś z nim o mnie? – unoszę się na łokciu. No, teraz to już na pewno nie zasnę.
- Jeśli zapowiedź połamania rąk i nóg, jak się do Ciebie zbliży, można nazwać rozmową, to tak!
     Odbiera mi mowę. Adam przygląda mi się z lekkim rozbawieniem, ale dla mnie to nie jest zabawne. Nic mi nie powiedział! A powinien? To jest facet! Nie musi się spowiadać z takich rzeczy… No, mój tajemniczy Adam, na pewno uważa, że nie musi!
- Kiedy? – pytam cicho.
- W zeszłym tygodniu – teraz mówi już poważnie – jak mi powiedziałaś. Pojechałem do niego.
- Jezu! – opieram się czołem o jego ramię.  
     Ja chyba zwariuję! Jakoś mi dziwnie duszno… coś mnie uciska w gardle! Łapię kilka płytkich oddechów.
- Ola? Czy jest coś, czego nie wiem? – w jego głosie słyszę niepokój – Hej, popatrz na mnie!
- Widziałeś plakat? – przełykam ślinę.
- Nie… - mówi powoli – chyba do niego nie pozowałaś?
- No właśnie nie, ale fotograf, który robił zdjęcia, to mój znajomy. Dostałam od niego kartkę, że Bogdan chciał dziewczynę ze zgrabnymi nogami, ale kategorycznie nie mnie – czuję, że serce zaczyna bić mi szybciej – Dzwoniłam do niego, ale Bogdan zabrał klisze i gdzieś je poniósł… Myślałam, że może widziałeś ten plakat…
     Przygląda mi się w zamyśleniu, jakby się zastanawiał, co ma mi odpowiedzieć. Wreszcie przygarnia mnie do siebie.
- Nic się nie martw. Nie może tam umieścić niczego obscenicznego. Poza tym, nikt nie wie, co się stało w tamtym sklepie. Tylko Ty, ja i on.
     Gładzi mnie łagodnie po włosach i karku. Powoli się uspokajam. Nie mogę tylko uwierzyć, że Adam groził temu draniowi! No, ale chyba trudno się dziwić. Bronił swojej kobiety! Wow, ale to zabrzmiało! Jestem jego kobietą. Przeciągam się leniwie i wtulam mocniej w mojego mężczyznę.  
---
     Sobota! Nie wiem, jak ja dożyję do wieczora? Dobrze, że Adam powiedział mi o Bogdanie. Będzie mi raźniej. Mieszam zamaszyście twarożek ze śmietanką, rzodkiewki i szczypiorek.
- Po tym mam mieć siłę? – Adam przygląda się podejrzliwie kolorowej zawartości miseczki.
- W tym jest dużo białka – stwierdzam, niezrażona jego uwagami – musisz uzupełniać straty! – zerkam wymownie w miejsce, które wydatnie się przyczynia do powstawania tych strat.
- Ach, rozumiem! – szczerzy do mnie zęby – to na dzisiejszy wieczór? Nie ma obaw! Szykuj się!
     Chichoczę, kiedy mnie łapie w pół i zanurza twarz w moich włosach. Czuję wilgotny język na szyi, koło ucha… Ałła! Dosyć, bo nie będzie śniadania! Kiedy mnie wreszcie puszcza, wycieram rękawem szlafroka szyję. Adam przygląda się temu przez chwilę, a potem śmiejąc się głośno, idzie do szafy. Rozstawiam nam talerze. Co on robi?
- Idziesz grać w tenisa? – patrzę ze zdziwieniem na rakietę, którą pakuje do torby.
- Umówiłem się z Arturem. A co? – przygląda mi się jakoś dziwnie – wzięłaś ze sobą książki, więc pomyślałem, że przydadzą Ci się dwie, trzy godzinki spokoju.
- No, racja – muszę się zgodzić z jego argumentami – tylko sobie czegoś nie zrób. Bo jak będziesz grał wieczorem?
---
     Chyba wypowiedziałam te słowa w złą godzinę! Adam wraca z prawą dłonią owiniętą swoją mokrą koszulką.  
- Rany boskie, coś Ty zrobił? – oglądam rękę, nadgarstek obrzęknięty, ale ruszać może. Na kostkach prawej dłoni drobne otarcia – biłeś się z tym Arturem, czy co?
- No, coś Ty? – obrusza się – Ja z Arturem? On jest jak brat!
     Wiem, wiem… też zauważyłam. Idę do pani Mai. Może ma Altacet, albo chociaż ocet?  
- Dawaj to! – burczę i przykładam okład z Altacetu – Ciekawe, jak chcesz utrzymać saksofon? Trzeba było dać sobie spokój z tym graniem – gderam i owijam ostrożnie nadgarstek.
- Wszystko przez Ciebie – próbuje obrócić to w żart – gdybym wczoraj tak ciężko nie pracował w restauracji… - urywa, widząc moją minę.
- Adam, martwię się o Ciebie, a Ty się wygłupiasz!
- Nic mi nie będzie – podchodzi do mnie i całuje mnie w policzek – już mi lepiej. Zobacz.
     Porusza nadgarstkiem z uśmiechem, ale nie udaje mu się ukryć grymasu bólu. Osioł!
- Wiesz co? Już mi nie udowadniaj, że jesteś twardzielem, dobrze? – kiwam głową z politowaniem.
- Trudno! – wzrusza ramionami – najwyżej puścimy nagranie z kasety…
- Z kasety? Nagraliście to?
- Chłopaki się napalili, po tym jak powiedziałaś o płycie. Nagraliśmy cztery piosenki na próbę… - wzrusza ramionami - Chcemy je porozdawać. Marley wszystko zorganizował. Mówił, że da to komuś do przesłuchania.
- Wow, moja wschodząca gwiazdo! – zerkam na bandaż na jego ręce.  
- Muszę zagrać, choćby nie wiem co!  
- No, nie wiem… – kręcę głową.
- Może mogłabyś coś z tym zrobić… - ogląda swój nadgarstek z dezaprobatą – wiesz, dla mnie to nie ma wielkiego znaczenia, bo ja właściwie rezygnuję już z grania w zespole, ale oni na mnie liczą…
- Rezygnujesz? – unoszę brwi – dlaczego?
- Było fajnie, jak miałem czas, ale muszę się skupić na tej pracy – mam wrażenie, że ostrożnie dobiera słowa… - Z czegoś muszę zrezygnować, bo to jest naprawdę ważne.
     Nie mówi tego wprost, ale chyba wiem, co ma na myśli… Czas spędzany ze mną, to też czas… Przez ostatnie tygodnie zapomniałam, jaki on jest odpowiedzialny.
- Olu, to nie chodzi o te wieczory w Klubie, czy tutaj – obejmuje mnie i zagląda mi głęboko w oczy – mogę tam czasem wpaść i pograć, ale żeby grać w zespole, trzeba ćwiczyć!  
- Nie żal Ci tego?  
- Szczerze? – pyta, a ja kiwam głową – Nie. Kiedyś myślałem, że tak będzie zawsze, ale teraz mam zupełnie inne cele. Ważniejsze… - dodaje i całuje mnie w czubek głowy.
- Ale nie sprzedasz saksofonu? – jakaś gula rośnie mi w gardle…
- Nie – uśmiecha się – A jak będziesz chciała, żebym Ci zagrał?       
     Wciąż o tym myślę, kiedy szykujemy się do wyjścia. To naprawdę poważna sprawa. Chyba powinnam powiedzieć rodzicom, że w Niemczech planuję spotkanie z mamą Adama... Piotr miał dla mnie dwie propozycje i myślałam, ze wypad do Dusseldorfu wcisnę pomiędzy nie, ale ta druga nie jest pewna… Co ja mam robić? Za trzy tygodnie mają do mnie przyjechać rodzice z Kubą… Do tego czasu coś postanowimy!
     W drodze do sypialni rozważam, czy powiedzieć Adamowi o wizycie rodziców teraz czy jutro?  
- Co to jest? – staję w drzwiach, jak wryta!
     Adam siedzi na łóżku z pudełkiem butów na kolanach. TYCH butów!
- Właściwie nie ma powodu, żeby leżały w szafie… - unosi głowę – zostały zrobione specjalnie dla Ciebie i powinnaś je nosić.
- Jesteś tego pewien? – są cudne, ale sama nie wiem…
- Tak! – pewnym gestem wyjmuje sandałki z pudełka i wyciąga dłoń w moją stronę – to tylko buty! Tak je traktujmy! Zapłaciłem za nie, więc są moje. Chcę, żeby je nosiła MOJA kobieta!
     Biorę buty ostrożnie i trzymam chwilę… OK., skoro tak postanowił, to niech tak będzie. Upuszczam je na podłogę i lekko przydeptuję. Adam patrzy na mnie zaskoczony.
- To na szczęście! – mówię ze śmiechem – niech się dobrze noszą!

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 2668 słów i 15257 znaków.

11 komentarze

 
  • Roksana76

    Dlaczego wiek jest taki ważny? A może jestem facetem w średnim wieku? :smile: Prima Aprilis :lol2: Kolejna częśc już wstawiona.

    1 kwi 2014

  • nana

    Za ile kolejna część!?!

    1 kwi 2014

  • She

    Kiedy kolejna część ? Jeśli wierzyć informacji na profilu autorki jej wiek to 38 lat <3

    1 kwi 2014

  • kiziamriii

    *autorka

    1 kwi 2014

  • kiziamriiii

    Najlepsze opowiadanie jakie czytałam. Chciałabym sie zapytać ile aktorka ma lat? Bo to serio jest świetne i czekam na kolejną część  ; )))

    1 kwi 2014

  • zły omen 19

    Kiedy będzie dalszy ciąg
    Nie przeczytałem dzisiaj kolejnej części i ze złości żóciłam się na brata :spanki:

    1 kwi 2014

  • Kiciaa

    dzieki temu opowiadaniu normalnie Mam wene do swojego :*:* Nawet pani mnie pochwalila haha Kocham to opowiadabie i dalsze czesci prosze :*:*

    31 mar 2014

  • She

    Cudo !!! Uwielbiam Cię i ve historię <3

    31 mar 2014

  • missWiki

    Ja już bym chciała przeczytać kolejną część:) tak wciągające opowiadanie, że szok! Życzę Ci dalszej weny bo piszesz świetnie:)

    31 mar 2014

  • an

    No, nieee moge się już doczekać wieczoru w Klubie :D Oby tylko Bogdan niczego nie zepsuł -.-

    31 mar 2014

  • sweetkicia

    Po prostu kocham to! <3
    Pisz dalej! Chcę czytać już o tym wieczorze <3

    31 mar 2014