Czas na miłość. Teraz! cz 13

Jeśli myślałam, że żyję w biegu, to się myliłam. Bieg dopiero się zaczął od poniedziałku i to od razu sprint. Zaliczenie opuszczonego ćwiczenia okazało się trudniejsze niż myślałam, ale w końcu się udało. W połowie tygodnia zadzwoniła Julia, błagając, żebym przyjechała dzień wcześniej na święta, bo trzeba posprzątać w domu babci po malowaniu. Rodzice postanowili oddać Michaelowi i jego rodzicom do dyspozycji domek babci, na czas ich wizyty. Babcia w tym czasie ma zamieszkać u nas. Jakby tego było mało, postanawiam zrobić Adamowi niespodziankę i przygotować mały występ na urodziny Klubu. Miał być tylko Slow Fox do "różowej pantery” w wykonaniu moim i Jacka, ale ten głupek powiedział Markowi, a on tak się zapalił do pomysłu, że postanowił przygotować występ na jeszcze trzy pary. No i muszę w tajemnicy chodzić na dodatkowe zajęcia z tańca. Na szczęście Ola wzięła na siebie przygotowanie kostiumu dla mnie. Zaznaczyłam od razu, że w różowym puchatym kombinezonie nie wystąpię, ale wiem, że jest on nieosiągalny, więc nie mam się o co martwić.  
     Nie wracamy z Adamem do sprawy Klubu i Bogdana. Odwozi mnie na dworzec i wręcza ogromną czekoladę dla Kuby. Na pewno kupił ją w Pewexie i była droga, ale to nieważne. Największe znaczenie ma dla mnie fakt, że pomyślał o nim. O moim małym bracie. Długo trzyma moje dłonie w swoich, jakby nie chciał mnie puścić. Widzę niepokój w jego oczach. O co chodzi? O zaręczyny Julii? O to, że nie powiedział mi, że mnie kocha?  
- Adam, muszę już wsiąść do pociągu – mówię, próbując wydobyć dłonie z jego uścisku – Przecież wiesz, że muszę jechać.
- Masz plany na weekend majowy? Pierwszy jest w piątek, więc będą trzy wolne dni. Nie wymyśliłem żadnego wytłumaczenia dla Twoich rodziców…
- Mam plany – przerywam mu i wskakuję na schodki pociągu, przynaglana głośnym gwizdem konduktora.
- No tak, oczywiście – jęk zawodu przebija się przez hałasy na peronie.
- Mam zamiar spędzić go z moim chłopakiem! – wołam z ruszającego już pociągu i posyłam całusa w stronę zaskoczonej miny Adama
     Nie wiem, czy faktycznie to widziałam, czy też to sobie wyobraziłam, ale mogłabym przysiąc, że podskoczył z radości. Sadowiąc się w przedziale, wciąż mam przed oczami wyraz jego oczu. Denerwował się tym, co odpowiem? Niemożliwe! To tylko trzy dni. Przecież spędzamy ze sobą prawie każdy weekend. Łącznie z tym, który spędził z całą moją rodziną. Więc o co chodzi? Przed Bożym Narodzeniem tak się nie zachowywał. W zeszłym roku też nie…  
     W zeszłym roku!
     Co za idiotka ze mnie. On się boi. Mój kochany, głupi chłopak myśli, że mogłabym od niego odejść. Dlatego w ostatniej chwili wymyślił ten weekend majowy. Robi mi się jakoś tak ciepło koło serca, kiedy sobie to uświadamiam. Mam najbardziej niesamowitego faceta, jakiego można sobie wyobrazić. Kiedy się kochamy, jest mężczyzną w 120%! Myśl o seksie z nim, przyprawia mnie o rumieniec nawet w tej chwili. Za to, kiedy rozmawiamy o uczuciach, robi się nieśmiały.
---
     Odginam się do tyłu, żeby odciążyć mój biedny kręgosłup. Wysprzątałyśmy z Julią cały dom babci! Po malowaniu! Dwa dni "obozu pracy”, ale efekt jest niesamowity. Przyglądam się ścianie w kolorze mchu, na tle której stoi masywny kredens. Nad nim wiszą stare zdjęcia w kolorze sepii.      
- Babciu, a nie wydaje Ci się to zbyt nowoczesne? – nie mogę uwierzyć, że się na coś takiego zgodziła.
- Może trochę… ale w życiu trzeba coś zmieniać. Zresztą, to pomysł Twojej mamy, więc, sama rozumiesz…
- Mamy?! To ona Cię namówiła na wywalenie ściany między jadalnią i salonem?  
- Mamy, mamy! – Julia wchodzi do pokoju, szurając nogami – niezła jest, nie?
Przyglądam jej się z niedowierzaniem. Jest strasznie zmęczona. Jutro przyjeżdża jej Michael z rodzicami, a ona wygląda jak nieszczęście! No, ale, że mama coś takiego wymyśliła?
- Słuchaj, ona jest całkiem niezłym architektem. Zwłaszcza od wnętrz – Julia jakby odpowiada na moje myśli – podrzuciłam jej parę gazet… ale generalnie, to jej projekt.
- No, moje panny, koniec pracy – babcia popycha nas lekko do wyjścia – resztę już zrobię sama.
- Nie ma mowy – protestuję – idziemy na obiad, a potem jeszcze trochę Ci pomogę, tylko pojadę odebrać obrusy z pralni. Julia! Ty sobie przynieś tutaj czyste ciuchy i swoje mazidła do ciała. Musisz odpocząć i trochę wyładnieć do jutra, a u nas mama pewnie znajdzie Ci coś do roboty.
- Święta prawda! – babcia kiwa głową – to moja córka, ale tym razem przesadziła! Julia! Kąpiel w mojej łazience, a potem możesz najwyżej pomalować paznokcie.  
     Po obiedzie Julia wymyka się do babci, a ja jadę po te obrusy. Po drodze mam jeszcze kupić trochę owoców i migdały do mazurka. Jak będą, oczywiście!  
     Mam właśnie wsiadać do samochodu, kiedy zauważam listonosza. Podchodzi do naszej skrzynki.  
- Mogę od razu zabrać – wołam.
     Przygląda mi się chwilę, po czym oddaje mi list. Jest do mnie! Odwracam go… To od Nadii! Z Paryża! Rany, udało jej się! Jest w Paryżu! Chowam list i ruszam spod domu, ale nie mogę się doczekać, kiedy go otworzę! Jak w transie odbieram pranie, parkuję między sklepem spożywczym, a kwiaciarnią i otwieram list. Napisany po angielsku… mam nadzieję, że dam radę bez słownika…
     "Kochana Olu,  
Bardzo, bardzo, bardzo Ci dziękuję! Gdyby nie Ty i ten Twój przyjaciel, to nie wiem, co bym zrobiła!...”  
     O czym ona mówi? Co ja takiego zrobiłam?
"Kiedy aresztowali brata Angeli, o mało nie straciłam pracy! Angela była wściekła! Jej brat próbował mnie oskarżyć, że to mój wymysł…”
     A to drań! Aż mnie podrywa z miejsca. Ale co ma do tego Gianni? Czytam dalej, choć nie jest to łatwe. Nadia używa dziwnego szyku zdania…
"Gianni rozmawiał z Angelą i mnie obronił! On jest wspaniały i taki dobry, choć mu się nie podobałam…”
     Boże, Nadiu, jak Ty się możesz nie podobać? Po prostu nie jesteś w jego typie… Czytam dalej zachwyty na temat Gianniego i tego, jak zaproponował nawet swojego adwokata, jeśli ten dupek nie wycofa oskarżeń… Jezu, naprawdę się przejął! Muszę koniecznie mu podziękować! Tylko gdzie on teraz jest? Może Julia będzie wiedziała? Czytam dalej…
"Mieszkam teraz na Montmarte z cudownym chłopakiem. Ma na imię Jean i…”
     Nagryzmoliła coś i narysowała cały rząd serduszek! To chyba ma znaczyć, że go kocha? Dalej jest o nowej agencji i… Patrik też jest w Paryżu! O rany, ale wiadomości!  
"PS. Nie myśl źle o Angeli. Jak się to wszystko wyjaśniło, to ona mi pomogła z nową agencją”
     No! Oddycham z ulgą. Przynajmniej na koniec zachowała się przyzwoicie! Składam list i ruszam do sklepu. Teraz mogę robić zakupy. Ale, że Gianni tak się zachował? No, no, no… Kręcę głową i uśmiecham się do swoich myśli… Kwiaciarnia. Mogłabym kupić tulipany. Ładnie by wyglądały u babci. U nas też by się coś przydało. Szkoda, że nie pomyślałam wcześniej, mogłam wsadzić do doniczki cebulki hiacyntów…
- Dzień dobry – w kwiaciarni jest jakaś dziewczyna z mamą i sprzedawczyni. Wybierają bukiet na ślub.  
     Staję grzecznie z boku i rozglądam się za tulipanami. Są! Kolorowe, albo same żółte. Innych wiosennych kwiatów brak! Przypominają mi się kwiaciarki z rynku. Adam pewnie kupiłby po bukiecie takich i takich… Nagle czuję, że dziewczyna natarczywie mi się przygląda. Unoszę głowę. Nie znam jej. Uśmiecham się lekko, na wszelki wypadek… Nie odpowiada uśmiechem. Nie, to nie!
- Tylko, czy się przetrzyma? Bo przypuszczam, że nie możemy odebrać w poniedziałek rano? – upewnia się mama dziewczyny.
- Jutro to odbiorę! Z moim narzeczonym! – dziewczyna mówi to głośniej, niż potrzeba – proszę zapisać na nazwisko Stawiarski – dodaje i odwraca się w moją stronę.
     O kurde! Teraz rozumiem, dlaczego tak się na mnie gapi, a ja jej nie znam… Ale komiczna sytuacja! Nie mogę powstrzymać śmiechu. Staram się, ale czuję, że kąciki ust mi drgają. Mina Roberta, jak mu powie, że mnie spotkała w kwiaciarni… A zresztą, co mnie to obchodzi?  
- Moje gratulacje! – mówię wesoło do zaskoczonej dziewczyny – To ja poproszę te dwa bukiety tulipanów! Bez przybrania.  
     Wychodzę z kwiaciarni odprowadzana zdumionymi spojrzeniami obu kobiet. A co myślały, że zaleję się łzami? Tak naprawdę, to współczuję tej małolacie. Jest ładna i zgrabna, i wygląda na miłą… Ma najwyżej 19 lat! Co ona w życiu widziała? A może będzie szczęśliwa? Urodzi Robertowi dziecko… Była taka dumna, jak wygłosiła, że przyjdzie z narzeczonym… Ja też się tak czułam, jak Adam mnie obejmował przy Alicji… Mój kochany… Nagle dopada mnie tęsknota. Tak mi go brak! Wiem, że musiał jechać do rodziców, ale jutro przyjedzie Michael… będzie tulił moją siostrę… Czuję, że coś mnie dławi… Biorę głęboki wdech… i jeszcze jeden... Chłodne powietrze stawia mnie na nogi. Kocham go! Nie mogę bez niego żyć! Czy on czuje choć połowę tego, co ja?
---
     Wieczorem wpakowuję się do łóżka Julii. Wcześniej dałam jej do przeczytania list od Nadii i teraz chcę pogadać.  
- Ten Gianni jest jednak niesamowity – mówi sennie - najpierw ja, potem Ty, teraz Nadia…
- Może to anioł, zesłany aby pomagał na Ziemi kobietom? – chichoczę.
- No, aniołem to on na pewno nie jest! – prycha Julia – już raczej diabłem wcielonym! Wiesz, co on ze mną wyprawiał?
- Nie, ale chętnie posłucham… - nadstawiam ucha.
- Zapomnij!  
- Obiecanki cacanki! – jestem zawiedziona – Słuchaj, a co on właściwie robi?
- Właściwie… - Julia namyśla się przez chwilę – właściwie, to nie wiem dokładnie. Skończył jakieś stosunki międzynarodowe we Włoszech, potem coś robił w Ambasadzie Włoskiej… Jego ojciec jest dyplomatą.
- A mama?
- Żoną dyplomaty! – odpowiada ze śmiechem.
- Aleś mi wyjaśniła! A co robi żona dyplomaty?  
- Nooo… spotyka się z innymi żonami dyplomatów, wydaje przyjęcia, pracuje charytatywnie… bo ja wiem, co jeszcze? – ziewa – nie męcz mnie. Jestem skonana!
     Całuję ją w czoło i idę do siebie. Też jestem ledwie żywa. Zanim dochodzę do drzwi, Julia już śpi.  
---
     Rodzice Michaela są fantastyczni! Julia to ma szczęście, że wejdzie do takiej rodziny. Układam na półmiskach małe kruche babeczki wypełnione pastą serową i z tuńczyka, układam na wierzchu kawałeczki pikli i marynowanej papryki… i obserwuję towarzystwo przy stole. Julia co chwilę do mnie zagląda i donosi na stół kolejne smakołyki.  
     Mama Michaela, Anita, jest wesołą blondynką o pełnych kształtach i modnej krótkiej fryzurce. Mówi dużo i chętnie, ale co jakiś czas milknie i uważnie słucha uwag męża albo pozostałych. Tato ma na imię Serge. Jest wysoki, jak nasz tato, może nawet trochę wyższy? Ma ciemne, kędzierzawe włosy zaczesane do tyłu. Michael jest do niego strasznie podobny. Z usposobienia też! Obaj raczej słuchają, a nie mówią. Widać, że Anna jest ich rzecznikiem. No i jest jeszcze młodsza siostra Michaela, Ann Marie. Po prostu żywe srebro! Kuba natychmiast się w niej zakochał, a ona w Kubie! Ustalili, że teraz będą kuzynami i tak się do siebie zwracają: kuzynie to, kuzynko tamto… Konamy ze śmiechu!  
     Wszyscy oni przywitali Julię, jakby już dawno należała do rodziny. Michael oczywiście najbardziej czule… aż dreszcz mi przebiega wzdłuż kręgosłupa, jak sobie przypomnę ten pocałunek! Taki delikatny i taki czuły…, a potem ujął jej twarz w dłonie i patrzył na nią, jakby się nie widzieli wieki… Ależ on ją kocha!
- Nie martw się, moja droga – Anita uśmiecha się promiennie do naszej mamy – wiem, że Julia jest bardzo młoda, ale nasze dzieci są mądrzejsze od nas. Skończy spokojnie studia. Nawet ślub może jej pomóc. Postaramy się o obywatelstwo i mogłaby studiować we Francji. Mamy w Marsylii świetny uniwersytet. Albo w Paryżu? Nasza córka tam studiuje.
- Ja się nie martwię – w ustach mamy jakoś nie brzmi to przekonująco – tylko oboje są bardzo młodzi…
- Och, ja jestem najlepszym przykładem tego, że miłość od pierwszego wejrzenia może być szczęśliwa niezależnie od wieku! – rzuca szybkie spojrzenie mężowi, a on odpowiada jej uśmiechem - Jak wyjechałam z Serge’m, miałam 19 lat, żadnego wykształcenia i ani grosza!  
     Patrzę na nią zaskoczona. Zresztą, nie tylko ja. Niezły z niej numer!
- Tak, tak… - kiwa głową – pojechałam do NRD na OHP, na zbiór winogron. No i zobaczył mnie w tych winogronach… - chichocze – po dwóch tygodniach mi się oświadczył, a ja powiedziałam: tak. – wzdycha – Ale wiecie, jakie to były czasy. Jak wyjeżdżałam do domu, to płakałam z rozpaczy. Wiedziałam, że to niemożliwe, żebyśmy byli razem…  
     Ale ze mnie beksa! Czuję, że mam wilgotne oczy. Julia też ociera ukradkiem łzę.
- A tu po niecałym miesiącu list, potem drugi… Pisał, że nie może o mnie zapomnieć. Odpisałam, że go kocham… i za miesiąc był w moim domu.  
- I co dalej? – nie wytrzymuję napięcia – a rodzice?
- Nie chcieli się zgodzić. Ja z robotniczej rodziny, a on Francuz! Nawet nie wiedzieli dobrze, gdzie Marsylia, a co dopiero Rodez! Ale ja i tak pojechałam!  
- Bez zgody rodziców? – mama patrzy na nią z niedowierzaniem – A rodzina Serga jak Cię przyjęła?
- Byli zszokowani. Pojechał do przyjaciół, a wrócił z narzeczoną – chichocze – coś mi to przypomina…
- Une telle tradition familiale – mówi z uśmiechem Serge, patrząc na Michaela – taka rodzinna tradycja.     
- A skoro mowa o tradycji… - Michael wstaje – jutro jest ważne święto, więc jeśli nie macie nic przeciwko temu, to chciałbym dzisiaj załatwić pewną sprawę… - zerka niepewnie na Julię, ale ona z uśmiechem kiwa głową – z Julią już rozmawiałem, ale chciałbym państwa poprosić o jej rękę – patrzy na naszego tatę, a potem na mamę. Miękkie, gardłowe "r” dodaje uroku tej przemowie, chyba najdłuższej, jaką słyszałam w jego wykonaniu!
     Zapiera mi dech z wrażenia. Oni są tacy nowocześni, a tu coś takiego!? Tato patrzy na Michaela przez strasznie długa chwilę, a potem wstaje… Wyciąga do niego dłoń… Nic nie mówi… Mama jest zaskoczona, nie mniej od rodziców Michaela! Więc oni też nie wiedzieli, jak to zrobi?
- Mam nadzieję, że będziecie zawsze tak szczęśliwi, jak dziś… - tato mówi to przez ściśnięte gardło – synu - dodaje, a ja się rozklejam…
     Michael odwraca się do naszej mamy, a ona wyciąga rękę i… Michael ją całuje. Boże! Zaraz zacznę płakać! Szybko łapię powietrze. Już jestem prawie spokojna, kiedy Michael podchodzi do Julii i… o nie, tylko nie to! Klęka i podaje jej pierścionek! Obraz mi się rozmazuje… Zerkam na Anitę… Kręci głową i ociera łzy. Serge jest pod wrażeniem syna.  
     Dopiero po dłuższej chwili udaje nam się opanować emocje.  
- Chyba czas na toast – tato wstaje z miejsca.
- O nie! – Serge kiwa głową w stronę Michaela – przywiozłem coś specjalnego na taką okazję. Trzymam kilka butelek wina z roku urodzenia mojego syna. Czas sprawdzić, czy nie skwaśniało?!
---
     Kiedy opowiadam to Olce, po powrocie do Krakowa, szlochamy obie, jak jakieś pensjonarki!
- To będziesz ich świadkiem – chlipie Ola – po wakacjach?
- We wrześniu – wycieram nos – najpierw cywilny u nas, a potem kościelny we Francji…
- O rany, ale super! – Olka pociąga nosem – a Twoi rodzice się zgodzili? Myślałam, że będą chcieli wesela w Skarżysku.
- Julia i Michael nie chcą wesela, tylko obiad – mówię już spokojniej – właściwie, to ja podsunęłam rodzicom takie rozwiązanie, jak Michael powiedział nam, że jego dziadek nie będzie na ślubie, bo jest mocno schorowany…
- Ooo! – Olka jest pod wrażeniem.
- Poza tym, pomyśl! To ich jedyny syn! Gdybyś widziała, jacy byli szczęśliwi… - znów mam wilgotne oczy - dziękowali rodzicom, jakby dostali nie wiadomo co… mówili o jakimś starym kościółku… Och, Ola, ja chyba przepłaczę cały ten ślub…
     Dopiero po dłuższej chwili dociera do mnie, że ktoś na korytarzu wykrzykuje moje nazwisko. Telefon! Biegnę do słuchawki, ocierając rękawem łzy.
- Ola? – głos Adama brzmi tak cudownie ciepło – jesteś na miejscu – uspokaja się – wybacz, że po Ciebie nie wyjechałem, ale wrócę dopiero pojutrze wieczorem z babcią… Ola? Ty płaczesz?
- Nie… - staram się nie pociągać nosem – wszystko w porządku…
- Ola, co się stało? Powiedz mi natychmiast! – słyszę w jego głosie niepokój – mam przyjechać?
- Nie, Adam, naprawdę wszystko jest OK. – wycieram nos.
- Błagam, powiedz mi…
- Adam, nic mi nie jest. Po prostu opowiadałam Olce o zaręczynach… a to było takie… takie… wzruszające… – urywam, bo głos mi się łamie.
     Po drugiej stronie panuje cisza. Nasłuchuję...
- Adam, jesteś tam?
- Jestem… - to jedno słowo przekazuje mi tyle informacji: niepewność, tęsknotę, smutek… niepewność.  
     Och, Adam, przecież ja wcale Cię nie proszę o pierścionek! Nie oczekuję od Ciebie takich deklaracji! Wystarczy mi, że jesteś, że mnie dotykasz…
- Brak mi Ciebie – szepczę – chciałabym, żebyś mnie przytulił…
- Maleńka – mówi to z ulgą i z takim uczuciem…  
- Jak wrócisz, to musisz mi to wynagrodzić. Zabierzesz mnie do siebie na cały weekend i…
     Odpowiada mi niski, gardłowy pomruk. Nie muszę kończyć, wiem doskonale, co będziemy robić przez ten czas. Mam motyle w brzuchu.
- Wynagrodzę Ci wszystko – ciepły, niski głos pieści moje ucho, sprawiając, że krew mi przyspiesza – dostaniesz wszystko, czego zechcesz… ile tylko zechcesz…
     Nogi się pode mną uginają. Czuję, jak policzki zaczynają mnie piec. Chyba nie zasnę… Bezwiednie sunę dłonią w dół. Rany! Przecież stoję na korytarzu! Rozglądam się lękliwie. Dobrze, że nikogo nie ma.
- Ola? – Adam jakby odgaduje moje myśli – nie dotykaj się. Czekaj, aż ja Cię dotknę… Zrób to dla mnie.
- Doobrze – kręci mi się w głowie – będę czekała… na Twój dotyk.
     Znów ten pomruk. Tym razem bardziej drapieżny. Jestem mokra! Co on ze mną wyprawia?
- Adam dzwonił? – Ola przygląda mi się z szerokim uśmiechem, kiedy wracam do pokoju.
-Skąd wiesz?
- Bo ślinka Ci cieknie! – szczerzy się do mnie.  
- Przestań – prycham, ale po chwili zaczynam się śmiać.
     Rozścielamy łóżka, przekomarzając się i przepychając. Strasznie tę Olkę lubię, jak siostrę! Może to wpływ imienia? Nie wiem, ale coś w tym musi być!  
- Wiesz co? – przypominam sobie nagle o urodzinach klubu – muszę jutro zanieść do naprawy moje buty do tańca. Pójdziesz ze mną po zajęciach?
- Radek wraca rano… – Olka szepcze, jakby z poczuciem winy.
- Zapomniałam – No tak, też się nie widzieli - To wiesz co? Ja zaniosę te buty i pójdę na trening prosto po wykładzie. Nie wrócę przed dziewiątą…
     Jakieś 60 kg szczęścia zwala się na mój tapczan i prawie mnie zmiażdża.
- Dzięki, Ola! Jesteś kochana!
- Cicho, wariatko, bo ktoś pomyśli, że się ze sobą pukamy! – sapię.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 3461 słów i 19480 znaków.

14 komentarze

 
  • Roksana76

    Cierpliwości.  Staram się codziennie dać kolejną część, ale ja z tego niestety nie żyję. Może jak uda mi się kiedyś zarabiać na blogu...?  ;)  Muszę też pilnować jakości, tego co zamieszczam, żebyście czytali z przyjemnością. Pozdrawiam.

    24 mar 2014

  • dziubek91876

    Kiedy następna część!?!?!?

    24 mar 2014

  • an

    Faktycznie placzliwie dzisiaj :D ale cudownie.  Mam nadzieję, ze Julia będzie szczęśliwa z Michaelem :) Nie jest moze tak porywający jak Adam (przynajmniej dla mnie), ale sprawia wrażenie miłego mezczyzny. Trochę przypomina mi ojca dziewczyn i Kuby. Czyżby to była prawda, ze niektóre dziewczyny szukają sobie chłopca podobnego do tatusia? :) Czekam na ciąg dalszy

    24 mar 2014

  • dziubek91876

    Kiedy kolejna część? Przy okazji zajrbist opowiadanie :-D

    24 mar 2014

  • czytelniczka

    pragnę takiego Adama...

    24 mar 2014

  • Roksana76

    An, już rozumiem! Nie! to nie jest Ania, ta mała ma na imię Ann Marie. Spoko.

    24 mar 2014

  • Kari

    Matko jedyna! Wzorowałaś?  Na kim?! Jak spotkałaś takiego faceta to niezła szczęściara z Ciebie! ;) Opowiadanie jest takie... zmysłowe,  podniecające,  trzymające w napięciu i... erotyczne! ;D. Czekam z niecierpliwością na kolejną część.  Mam nadzieję,  że opis tej nagrody Adama będzie równie fantastyczny, co całe opowiadanie :)

    24 mar 2014

  • Achh

    jesteś ZAJE**BISTA <3 Twoje opowiadania są świetne pisz dalej <33

    24 mar 2014

  • <3

    Jest gdzieś jeszcze jeden taki "egzemplarz"? *-*

    24 mar 2014

  • madeline

    Wspaniałe! Z niecierpliwością czekam na kolejną część!

    24 mar 2014

  • N

    Najlepsze na tej stronie w tej kategorii !:) Super ,chcemy więcej ;)

    24 mar 2014

  • missWiki

    Juz chce nastepna czesc!!;)

    24 mar 2014

  • Roksana76

    Na kimś go wzorowałam ;)

    24 mar 2014

  • <3

    Już się nie mogę doczekać kolejnej części. Szkoda że nie ma takich facetów jak Adam *-*

    24 mar 2014