Czas na miłość. Teraz! cz 19

Czwartek miał być ulgowy, a okazał się koszmarem! Zresztą nie tylko dla mnie! Na fizjologii zapowiedzieli nam, że sprawdzą obecność na popołudniowym wykładzie, a liczyłam, że pojadę do Adama zaraz po zajęciach. Zresztą i tak nic by z tego nie wyszło, bo Adam odszukał mnie i w przerwie zdążył mi powiedzieć, że ma do załatwienia jakieś pilne sprawy związane ze swoją pracą magisterską. Stanęło na tym, że przyjedzie po mnie w piątek rano. Jestem trochę zawiedziona, ale trudno!  

Jedziemy już ponad godzinę z prędkością nie przekraczającą 70km/godz. Koszmar!  
- Co tak wolno? – przyklejam nos do szyby.
- Korek – Adam wcale nie jest zdziwiony – nie tylko my wpadliśmy na pomysł spędzenia weekendu w Zakopanem. Dziś przynajmniej jedziemy. Wczoraj podobno było gorzej!
- Jeszcze gorzej? – Daria lepiej rozumie moje zniecierpliwienie.
     Przekomarzamy się przez jakiś czas we trójkę. Artur jest jakiś milczący. Zastanawiam się, jak go rozruszać.  
- Co wczoraj załatwiałeś? – pytam Adama.
- Profesor zgodził się zostać moim promotorem, więc musiałem wziąć od niego papiery i iść do Rektoratu… nudy, ale mam to na piśmie i mogę zacząć zbieranie materiałów – zerka na mnie z lusterka wstecznego.
- A Ty? – zwracam się do Artura – masz już promotora?
- Mam – odpowiada, a kiedy orientuje się, że czekam na rozwinięcie tematu, dodaje – tego samego, co Adam.
- Och, to tak można? – pytam i gryzę się w język, ale za późno.
     Przecież profesorów jest mniej, niż studentów, więc wiadomo, że mają po kilku magistrantów.  
- A o czym będzie? – pytam szybko, żeby odwrócić ich uwagę.
- Jeszcze nie do końca wiem… - chyba nie ma ochoty o tym rozmawiać – interesuje Cię to?
- Trochę… - przyznaję – my nie piszemy czegoś takiego, więc to dla mnie nowość. Poza tym, wydaje mi się, że Wasze studia są ciekawsze. My tylko odtwarzamy, Wy wymyślacie…
     Odwraca się i przygląda mi się przez chwilę. Potem zerka na DD, ale już nic nie mówi.  
Wjazd do Zakopanego jest zatłoczony jeszcze bardziej, niż droga, ale w końcu Adamowi udaje się przedrzeć.  
- Powinni wybudować tu porządną drogę dojazdową – przyznaje Adam, kiedy w końcu udaje nam się wjechać do miasta – najlepiej dwupasmową.
- Tylko ciekawe, gdzie się pomieszczą samochody zjeżdżające z tej dwupasmówki? – pytam z lekkim sarkazmem.
     Zajeżdżamy przed duży, nowy pensjonat. Jest przepiękny! Podmurówka z szarych kamieni i ściany z drewnianych bali. Balustrady balkonów, to misternie wycięte drewniane zawijasy. Zadzieram głowę, bo budynek ma wysoki spadzisty dach. Słynny zakopiański styl! Julia piała zachwyty na jego temat. Teraz ją rozumiem!
- Podoba Ci się? – Adam przygląda mi się z uśmiechem.
- Bardzo! – nie potrafię ukryć podniecenia. Musi tu być drogo, ale w tej chwili nie chcę o tym myśleć!
     W środku jest jeszcze ładniej. Wszystko jest takie nowe! I takie… drewniane i rzeźbione! W recepcji, ciemnowłosy mężczyzna w śnieżnobiałej koszuli, spiętej metalową broszą z koralem, odnajduje nazwisko Adama na liście gości i z uśmiechem wręcza nam dwa klucze. Mieszkamy na samej górze!  
- Dziś jest trochę mgły, ale jutro będziecie mieli widok na góry – zachwala – dobrze, że pan zarezerwował te pokoje, bo dziś już nie mamy nic wolnego!
     Jestem pod wrażeniem. O wszystkim pomyślał! Dlaczego się dziwię? To właśnie jest cały Adam! Wspinam się na palce i całuję go w policzek.
- Dziękuję – szepczę mu do ucha.
- Za co? – uśmiecha się do mnie zaskoczony.
- Za wszystko…
     Włóczymy się po Krupówkach     przez trzy godziny. Jedliśmy w samochodzie kanapki Babci Kasi, więc zadowalamy się goframi z bitą śmietaną i dżemem malinowym. Zlizuję śmietanę z gofra, wywołując u Adama lubieżny uśmiech.  
- Masz kudłate myśli – patrzę na niego z wyrzutem, ale czuję, że usta mi drgają od tłumionego uśmiechu.
- Oczywiście – zbliża się do mnie, ukazując w uśmiechu zęby – już prawie zapomniałem, ze jestem drapieżnikiem, a drapieżniki polują na zwierzynę…
- Nie czuję się bezbronną owieczką – udaję, że mam pazury…
- Czyżby? – w jego głosie brzmi groźba – zobaczymy wieczorem…
     Obietnica działa na mnie jak zwykle! Jak katalizator! Rumienię się lekko i z trudem przełykam ostatni kęs gofra. Nagle Adam łapie mnie w pół i unosi w górę.  
- I co, owieczko? – pyta, spoglądając w górę – złapałem Cię i nie puszczę. Chyba, że obiecasz być baaaardzo potulna…
     Opieram się o jego ramiona i patrzę w dół, w ciemne śmiejące się do mnie oczy. Włosy opadają mi na twarz, przysłaniając widok…
- Chcesz tego? – pytam przekornie – żebym była potulna?
- Dzisiaj tak – stwierdza – a jutro… zobaczymy.
     Adam opuszcza mnie powoli w dół. Kiedy dotykam stopami ziemi, zarzucam mu ręce na szyję. Sięga do moich ust. Jest taki ciepły i słodki.  
- Nie wiem, jak Wy, ale ja jestem głodny, jak wilk – Artur przerywa nasze pieszczoty – Daria też ma ochotę gdzieś usiąść…
- Ja już swoją "łowieckę” mam – szczerzy się do mnie Adam – ale macie rację! Te gofry tylko mi podrażniły żołądek. To co? Do piwnicy? – rzuca do Artura.
- Do piwnicy – stwierdza tamten.
     Kurde! Tutaj też bywali razem? Nawet nie chcę myśleć z kim! Wciąż mam z tym problem. Niby rozumiem, że Adam wtedy nie był ze mną, że nawet nie wiedział o moim istnieniu, ale świadomość, że było tyle innych przede mną… Ale na pewno nie mówił im, że je kocha, podpowiada mi mój rozsądek. A mnie powiedział? Nie!  
     Schodzimy w dół, do obszernej piwnicy wyłożonej kamieniem. Na środku obszerny ruszt, a na nim skwierczące kiełbaski i oscypki. Pachną tak smakowicie, że mnie też zaczyna burczeć w brzuchu. Dwie energiczne dziewczyny w góralskich strojach, uwijają się pomiędzy ciężkimi drewnianymi ławami. W kącie zauważam kilku górali w strojach ludowych. Mają w dłoniach skrzypce… Muzyka na żywo? Korpulentna góralka w kwiecistej spódnicy żywo gestykuluje i coś im tłumaczy. Jedna z dziewczyn podchodzi do nas i po chwili usadza nas przy jednym końcu ławy. Przy drugim siadają inne dwie pary, które weszły tuż po nas. Jest pełno! Gwar miesza się z pokrzykiwaniem kelnerek. Szpakowaty mężczyzna w białych góralskich spodniach i lnianej koszuli, bogato wyszywanej przy rękawach, nalewa do ogromnych kufli piwo. Korpulentna góralka podchodzi do rusztu i nakłada na drewniane ciemne deseczki kiełbaski i oscypki. Po chwili nowa porcja ląduje na rozgrzanych drutach.  
- Bierzemy? – Adam wskazuje głową ruszt.
- Bierzemy! – odpowiadamy mu chórem.
     Ciemnowłosa dziewczyna z warkoczami podchodzi do naszego stołu i ustawia przed nami kamionkowy garnek pełen smalcu, obok miska z kwaszonymi ogórkami i koszyk z chlebem. Drewniana szpatułka wetknięta w garnek idzie w ruch, a w międzyczasie składamy zamówienie.
     Po chwili rozlegają się pierwsze dźwięki muzyki. No, lista przebojów trójki to nie jest, ale do atmosfery tego miejsca pasuje i po chwili radosny nastrój nam też się udziela. Daria podśpiewuje, a ja zaczynam się kiwać w takt muzyki. Słowa są dość frywolne… Mówią o zwodzeniu dziewczyny na manowce… Nieźle się zaczyna! Dostajemy piwo.  
- Za nas – unoszę kufel w górę
- Za nas! – odpowiadają mi trzy głosy.
     Deska z kiełbaskami i serem wjeżdża na stół.  
- Mają tu jeszcze rewelacyjną drożdżówkę! – Artur z pasją nabija na widelec kiełbaskę.
- Poczekaj, aż to zjemy! – Daria smaruje oscypka żurawiną – jesteś dobrze poinformowany.  
     Udaję, że nie słyszałam tej uwagi. DD chyba też przeszkadza przeszłość Artura. Czuję się trochę oszołomiona tym gwarem. Zerkam na Adama, ale on wydaje się pełen energii.  
- Terozki bedziemy robili zawody! – mówi donośnym głosem jeden z grajków – Zobocymy, kto jest mocniejsy, turystki cy nase dziewuchy?
     Od stolików odpowiadają im chichoty i pokrzykiwania. Kelnerki przystają na chwilę i biorą się pod boki. Zdaje się, że to stały element.
- Potrza nam po dwie dziewuchy albo gaździny od stołu! – woła góral.  
- Dalej! – Adam szturcha mnie lekko w bok.
- Daria, chodź! – łapię ją za rękę.
- Nie będę robiła z siebie pośmiewiska! – prycha.
- No chodź – proszę – nikt Cię tu nie zna! Będzie fajna zabawa!
     Daria nie daje się jednak przekonać. Zerkam w kierunku drugiego końca stołu. Jedna z par to ludzie w wieku moich rodziców, drudzy są tacy jak my. Napotykam zaciekawiony wzrok dziewczyny.
- Idziemy? – rzucam w jej kierunku.
     Zerka na chłopaka, a gdy ten kiwa głową, wstaje. Idziemy we dwie do orkiestry. Stoją tam już dwie inne pary. Na koniec podchodzą do nas kelnerki. To nie fair! One na pewno wiedzą, co będzie! Dostajemy dwa drewniane skopki i mamy przelewać wodę z jednego do drugiego. Żeby było trudniej, zawiązują nam oczy.
- Ja jestem Ola, a ty ? – pytam dziewczynę.
- Beata – rzuca – już to widziałam – mówi półgłosem. Nie odsuwaj kubka daleko i lekko stuknij, żebym czuła, wtedy nie rozlejemy…
     Poda komenda i zaczynamy przelewać. Towarzyszą nam śmiechy i krzyki dopingujących. Po kilku minutach mamy przestać. Zdejmujemy opaski i góral sprawdza, ile zostało nam wody. Najwięcej mają góralki, ale u nas też nie jest źle! Najsłabsza drużyna odpada. Teraz mamy się chwycić za ręce, wejść na stołek i wykonać razem trzy obroty. Kto spadnie, odpada. Podaję Beacie dłonie na krzyż.
- Odchyl się – mówię – i stopy przy moich.
     Z trudem, ale udaje nam się nie spaść! Adam z Arturem wstają i zaczynają pokrzykiwać. Okazuje się, że zostałyśmy my dwie i kelnerki.
- Teroz trza zatańcyć góralskiego!
Kelnerkom przychodzi to z łatwością. Najpierw jedna, potem druga tańczy po kilka taktów z postawnym góralem. Zerkam na Beatę. Minę ma nietęgą.  
- Dasz radę! – mrugam do niej – on Cię poprowadzi.  
     Faktycznie, chłopak ujmuje ją w pasie i pomaga. Nawet jakoś to wychodzi. Cała sala nam kibicuje! Wszyscy strasznie chcą, żeby turystki były górą!
- Obrócisz mnie? – rzucam do górala, gdy kładzie mi rękę na biodrze, a on otwiera szeroko oczy – No, w tańcu! – dodaję i robię się czerwona. To chyba może oznaczać coś jeszcze?
     Kiwa głową i ruszamy. Coś tam miałam o tańcach ludowych, ale wieki temu. Chłopak jednak dobrze prowadzi. Po chwili puszczam go i staję na wprost podrygując w rytm muzyki. Chcąc nie chcąc, robi to samo. Wykonuję jedyne dwa kroki, jakie pamiętam, ale i tak wywołuje to euforię publiczności. Góral rozkłada ręce, a ja zaczynam się obracać… Wiruję, a za każdym obrotem na moment zatrzymuję wzrok na Adamie. To sprytny sposób, żeby nie zakręciło się w głowie! Jakiś stały punkt, którego można się uczepić…  
Muzyka cichnie, a ja się zatrzymuję. Stoję pewnie na miejscu, choć góral jest gotów mnie złapać, gdyby mi się jednak zakręciło… Gospodyni w kwiecistej spódnicy przygląda mi się i kiwa głową z aprobatą. Ogłasza nas zwyciężczyniami, co wywołuje aplauz!  
Łapie nas za prawe dłonie, ogląda je…
- Chłopoki – woła – to dziewuchy, a nie gaździny! Takie wianki trza brać! Dobre do tańca i do roboty!  
     Dostajemy po wianku na głowę i wracamy do stołów, witane nieopisanym zgiełkiem. Dziękuję Beacie za świetną zabawę i siadam.
- Pokaż – Adam sięga po wianek.
- Tak od razu? – droczę się – Daj się nim nacieszyć!
- No dobrze. Ja się nacieszę w nocy…
     Wracamy do naszego pensjonatu późną nocą, tak zmordowani, że nie mam siły się umyć. Stoję pod prysznicem, starając się za wszelką cenę nie zamoczyć włosów spiętych gumką na czubku głowy. Adam przygląda się moim wysiłkom z rosnącym rozbawieniem. Wreszcie pakuje się do kabiny obok mnie.
- Chodź tutaj – gdera – umyję Cię, bo zaśniesz na stojąco.
     Pozwalam mu się umyć prawie cała. Sięgam dłonią między uda, kiedy on myje mi plecy.
- Tam nie? – słyszę w jego głosie zawód.
- Nie… – mam nadzieję, że to zabrzmi, jak prośba.
     Osusza mnie delikatnie ręcznikiem, a ja myję zęby. Kiedy sięgam po tabletki, przygląda im się z zaciekawieniem.  
- Sporo mi namieszałaś tymi tabletkami – ma taki uśmiech… rozanielony?
     Nie mogę się nie roześmiać. Wziął mnie za doświadczoną… Opieram mu głowę na ramieniu. Odpływam… Nagle moje stopy odrywają się od podłogi. Adam niesie mnie do łóżka. Skąd on ma tyle siły? Ja po prostu padam…
- Mmmm… jesteś kochany… - mruczę sennie.
- Śpij – uśmiecha się do mnie jakoś dziwnie – wianek wezmę sobie jutro.
- Przecież już Ci go dałam…  
     
Nie wiem, kiedy Adam położył się koło mnie. Wiem tylko, że rano czuję jego ciepło. Leżę na jego ramieniu, przytulona policzkiem do piersi, między nogami mam twarde udo… Nie chcę otwierać oczu. To takie błogie uczucie… Powoli przypominam sobie, gdzie jestem… Adam sięga ręką do mojego biodra i przyciska je mocniej do siebie. Mruczę w odpowiedzi. Chciał wczoraj wianka… niech go sobie weźmie… Przeciąga się z gardłowym pomrukiem.
- No jak? – ma na twarzy taki piękny, ciepły uśmiech – dziecko się wyspało?
- Taaak – ziewam i przeciągam się, zakładając ręce za głowę.  
     Leżę przez chwilę na wznak, wpatrując się w belkowanie sufitu. Jasne plamki słońca pojawiają się i gasną… tańczą, jak wesołe motylki…
- To jak będzie z tym wiankiem – ciepły, niski głos słyszę tuż przy uchu, a potem delikatne ugryzienie w płatek…
- Ale Cię ten wianek pobudził! – prężę się – bardzo chcesz go dostać?
- Bardzo… - gładzi palcem wnętrze mojej dłoni i sunie w dół, wzdłuż ręki, do obojczyka, potem do piersi – zamknij oczy.
     Czuję jak okrąża moją pierś… przyjemne mrowienie brodawki sprawia, że lekko się wyginam, odrywając łopatki od materaca. Nie mogłabym mu odmówić… nie?  
- A co byś zrobił, gdybym go nie chciała oddać? – mówię powoli.
     Dłoń nie przestaje pieścić moich piersi… wzbiera we mnie pożądanie… czuję jak sunie po moim brzuchu w dół i kładzie się między udami… On po prostu obejmuje dłonią całe to miękkie ciałko, jakby zaznaczając, że należy do niego.  
- Nie? – tembr jego głosu jest taki podniecający…  
- Nie - odpowiadam zaczepnie, nie otwierając oczu. Moja wyobraźnia podsuwa mi obraz jego wzroku… ciemnego, intensywnego, z wyrazem zaskoczenia…  
- A gdybym powiedział, że i tak go wezmę? – ciepła dłoń zaciska się lekko.
     Fala gorąca przelewa się leniwie przez moje ciało. Jestem gotowa… oddech mi przyspiesza… otwieram oczy i napotykam intensywne spojrzenie… wesołe ogniki tańczą… po ustach błądzi mu uśmiech… Chce się pobawić…  
- Tak bez mojej zgody? – mówię i odsuwam się, uwalniając moją szparkę od jego dłoni – Spróbuj!
     Nagle chwyta moje nadgarstki i unieruchamia je nad głową. Ten nagły ruch sprawia, że z mojej piersi wyrywa się krótki stłumiony krzyk.
- Bądź grzeczna – grozi mi palcem wolnej ręki – i tak dostanę to, czego chcę!
- Nie tak prędko… – próbuję mu się wywinąć. Sapię z wysiłku…
     Adam patrzy na mnie wygłodniałym wzrokiem, co tylko dolewa oliwy do ognia! Im mocniej się szarpię, tym bardziej mnie to podnieca… Mam w brzuchu rój oszalałych motyli…  
- Z kim chcesz walczyć? – lekceważenie w jego głosie pobudza mnie do działania, ale nie mam szans – odbiorę Ci ten wianuszek – chrypi, bezczelnie skubiąc wargami moją szyję – i poobrywam kwiatuszki… - sięga do piersi – jeden po drugim…
     Zaciska zęby na sterczącej w górę brodawce… obejmuje ją chciwie w posiadanie… potem sięga do drugiej… mam mokro między nogami… zaciśnięte uda są śliskie… mój brzuch także… pocę się? Och Adam, pragnę Cię! Bardzo!
- Biorę to, na co mam ochotę… - sunie dłonią w dół, ale nie udaje mu się wedrzeć między moje nogi.
     To małe zwycięstwo daje mi zastrzyk adrenaliny. Dyszę z wysiłku i podniecenia… cała drżę…
- Silna dziewczyna! – chwali mnie - ale i tak się nie obronisz… nie przede mną… - chrypi – Koniec zabawy!
     Twarde kolano bezpardonowo wpycha się między moje uda… po chwili drugie… walczę z całych sił… prężę się… och tak, zaraz i tak Ci się oddam… cała… tak bardzo chcę poczuć Cię w sobie…
     Silne palce chwytają moje udo tuż pod kolanem i odciągają w bok! Jestem otwarta… brak mi tchu…
- Nie dasz mi wianka? – niski seksowny głos ma w sobie jakąś groźbę – zaraz poczujesz, jak Ci go odbieram…
     Napiera na mnie z taką siłą, że przez ułamek sekundy mam wrażenie, że się nie zmieści! Choć tak go pragnę, przez ten jeden moment mój opór jest prawdziwy. No ale w końcu, jak gwałtem, to gwałtem… Sunie w głąb… do końca… do bólu… Jest chyba dłuższy i twardszy niż zwykle? Co za rozkosz… Jęczę przeciągle. Silne pchnięcia przełamują mój opór… ostatkiem sił unoszę biodra, a wtedy nagle… szorstkie podbrzusze Adama sunie po moim wrażliwym guziczku… to jakby ktoś magle podkręcił mi tempo… Oooo! Robię to jeszcze raz… Oooch!
- Och, Ty! – mój dręczyciel nieruchomieje – na skróty? – białe zęby błyskają w drapieżnym uśmiechu.
     Podciąga gwałtownie oba moje kolana w górę, otwierając mnie jeszcze szerzej. Dopiero teraz przekonuję się, co potrafi! Posuwa mnie… właśnie tak… posuwa! To słowo brzmi tak perwersyjnie… znam lepsze… pieprzy mnie! Już nie mogę! Nie wytrzymam! Zapieram się rękami o wezgłowie… Narasta we mnie dzika rozkosz… Dobrze mi! Dobrze! Teraz! Głuchy, niski jęk Adama wibruje mi w uszach, jak najcudowniejsza muzyka… jeszcze jeden… i jeszcze… Jego też wzięło… Moje mięśnie rytmicznie zaciskają się na wypełniającym mnie kształcie… oplatam nogami mojego kochanka… On opiera czoło o moje ramię, dysząc ciężko… Jesteśmy u kresu sił...
     Dopiero po dłuższej chwili Adam przekręca się na plecy i pociąga mnie za sobą. Leżę na nim z policzkiem przyciśniętym do piersi. Jesteśmy oboje wilgotni od potu. Delikatne palce gładzą mój kark i plecy.
- Nie za mocno? – dociera do mnie cichy głos.
- Nie… – uśmiecham się do siebie – ale nie możemy zbyt często tak robić… nie wiem, czy moja… - szukam odpowiedniego słowa – czy mój wianuszek by to wytrzymał?
- Trochę go nadwyrężyłem… - wsuwa mi dłoń we włosy. To takie odprężające…
- Tylko trochę – uspokajam go – było dobrze. Tak inaczej… Nie sądziłam, że tak mi się spodoba…
     Czuję, że odpływam… tak mi błogo…
- Nie ciężko Ci? – mruczę.
- Nie… Lubię czuć Cię blisko… - głębokie westchnienie i Adam zasypia.
     Lubi czuć mnie blisko… Na co ja czekam? Na dwa słowa? On mnie kocha, jak nikt inny! Kocha mnie całym sercem. Całym sobą. Jestem jego, a on jest mój. Niech ma te swoje tajemnice! To ma nawet swój urok. Ola ma rację. Nasz związek wchodzi w jakiś inny wymiar. To już nie zabawa! No, zabawa też… czasami… Przytulam się do unoszącej się spokojnym oddechem klatki. Jak ja go kocham. Czuję łzy pod powiekami. Gdyby odszedł, umarłabym… Nigdy nie kochałam Roberta, nie miałam pojęcia, co to znaczy kochać. On też mnie nie kochał. Nie wiem, czy byłby zdolny do takiego uczucia… Głębokie westchnienie przerywa moje rozmyślania. Unoszę głowę… Adam się uśmiecha… przez sen…

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 3475 słów i 19655 znaków.

4 komentarze

 
  • Roksana76

    Kochani, wrzuciłam 20 część, ale chyba trochę musicie poczekać, bo dziś wszyscy jakoś więcej piszą. Miłej lektury ;-)

    29 mar 2014

  • an

    Super, jak zawsze :) Ta część jest wyjątkowo bliska memu sercu, bo jestem z gór :D

    28 mar 2014

  • Tuśka

    Cudowne ♥ Jesteś najlepsza !

    28 mar 2014

  • sweetkicia

    Jednym słowem: BOSKIE! <3
    Pisz dalej!

    28 mar 2014