Czas na miłość. Teraz! cz 15

Tej nocy długo czekam na sen. Mam niejasne przeczucie, że to co robię, jest złe, mimo, że mam najszczersze intencje. Wracam myślami do Julii i Michaela. Byłam taka zszokowana jej zachowaniem w stosunku do Gianniego, a tymczasem jej życie wydaje mi się teraz takie proste i jasne. Michael jest taki szczery i dobry. Dlaczego Adam taki nie może być? Bo jest taki, jaki jest i dlatego go kocham? Bo takiego wybrałam? A może on mnie wybrał? Ale to ja jego kocham! A może właśnie to, że jest taki tajemniczy, mnie pociąga? Może, gdyby taki nie był, nie działałby tak na mnie? Nie, on zawsze tak na mnie działał… od samego początku… od chwili, kiedy mnie dotknął… oczy mi się kleją… Ola oddycha tak spokojnie…  
     Budzę się w znacznie lepszym nastroju. Zbieramy się w pośpiechu na zajęcia. Jutro przyjedzie Adam! Tak za nim tęsknię. Po drodze przyłącz się do nas Radek. Zerkam na niego ukradkiem, kiedy szepcze coś Olce do ucha. Zaczerwieniła się lekko… Chyba wiem, o co spytał. Ja też tak reaguję, kiedy Adam mnie pyta, czy nic mnie nie boli. A może tak poprosić ich, żeby ze mną poszli? Nie! Odrzucam natychmiast tę myśl. Bogdan mi wtedy niczego nie pokaże.
     Staram się odsunąć od siebie te myśli. Nie jest to łatwe, ale w końcu się udaje. Najwyższy czas, żeby się nauczyć panowania nad emocjami, postanawiam w myślach! Lekarz musi być opanowany. Przecież mam być lekarzem. OK., w przyszłości, ale tak! Biorę się w garść, bo na anatomii nie ma taryfy ulgowej!  
     Między zajęciami idziemy na naleśniki. Radek bierze podwójną porcję, co wywołuje naszą wesołość.  
- Sporo wczoraj spalił… - szepczę do Oli, kiedy Radek idzie po nasze napoje.
     Chichoczemy wesoło, kiedy do nas podchodzi.  
- Obgadujecie mnie? – patrzy na nas podejrzliwie.
- Ale pozytywnie – puszczam do niego "oczko”.
- Zastanawiałam się, jak to jest, że Ty jesteś taki rześki, a ja jestem wykończona? – Ola dłubie widelcem w swoim naleśniku, podczas, gdy Radek pochłania swoje w zastraszającym tempie.
- Bo ja wiem? Dla mnie to przyjemność, a przyjemności nie męczą – posyła jej promienny uśmiech.
- Dla mnie to też przyjemność – broni się – ale jestem, mimo wszystko wymęczona.
- U nas jest podobnie – stwierdzam, solidaryzując się z przyjaciółką – Adam sprawia wrażenie niezmordowanego, chociaż… - zastanawiam się chwilę – raz, po ciężkiej nocy, przegrał z chłopakami w tenisa wszystkie sety.
- No cóż – Radek zgarnia resztki naleśnika – ja bym się teraz też nie wybrał na trening… - milknie i wpatruje się w coś za oknem – a to nie jest czasem Alicja?
     Odwracamy się w kierunku, który nam wskazuje. Rzeczywiście, po drugiej stronie stoi Alicja z jakimś chłopakiem. A niech sobie stoi. Już mam się zająć moim talerzem, kiedy widzę, że ona przyciąga do siebie tego chłopaka i zaczynają się całować. Trwa to chwilę, ale pocałunek jest… konkretny!  
- Wow, widziałyście? – Radek jest pod wrażeniem.
- Ty, a ona czasem nie jest z Pawełkiem? – Ola przygląda się chłopakowi, który teraz zmierza w naszą stronę.
- Chyba jest… - przecież powiedziała mu, że jest w ciąży – nawet planowali wspólną przyszłość… - mówię bez przekonania.
- To się chyba pokąplikowało – Ola zbiera nasze talerze – siedźcie, odniosę.
- A Wy coś planujecie? – Radek zadaje to pytanie, jakby od niechcenia, ale ma w spojrzeniu jakieś napięcie – jeśli wolno spytać… – dodaje szybko.
- To nie takie proste – wzdycham – Ola Ci nie mówiła? Trochę trudno nam rozmawiać o przyszłości…
- Sorry – Radek pociera w zakłopotaniu czoło – nie chciałem Cię wypytywać, tylko tak myślałem…
- Radek! – Ola staje nad nim z rękami skrzyżowanymi na piersiach – prosiłam…
- Daj spokój – bronię Radka – przecież może zapytać. Radek jest ostatnią osobą, którą podejrzewałabym o niezdrową ciekawość!
- Po prostu myślałem o tym, żebyśmy zamieszkali razem w przyszłym roku – wypala nagle Radek, a mnie opada szczęka – to znaczy Ola i ja… – dodaje niepewnie, widząc jej minę – No, bo Adam właściwie kończy w tym roku studia…  
     Kurde! On ma rację! Nawet rozmawialiśmy u nas w domu o jego pracy dyplomowej…  
- Nie zastanawiałam się nad tym – przyznaję. Czy to coś zmieni? Nie mówił, że stąd wyjedzie. Tylko, że on nigdy nic nie mówi! Nie, spokojnie, jest dopiero kwiecień… we wrześniu jest ślub Julii… to chyba oczywiste, że będziemy tam razem… no i jeszcze ten weekend majowy…  
     Nagle dociera do mnie, że Olka "objeżdża” Radka. Boże, to nie jego wina, że nasz związek jest taki skąplikowany.  
- Chodźcie! – ucinam – Chcecie się spóźnić na wykład?
     Biedny Radek, oberwał za nie swoje winy. Żal mi go, ale na szczęście Ola odpuszcza i z auli wychodzą już razem. Zazdrośnie patrzę, jak skręcają w stronę "miasteczka”. Zerkam na zegarek i przyspieszam kroku. A może Bogdan nie przyjdzie? Z jednej strony, wolałabym, żeby tak się stało, ale wtedy się nie dowiem… Jest prawie piąta! Już widzę szyld. Rozglądam się, ale Bogdana nigdzie nie widać, jego samochodu też nie. Jest w środku?
- Dzień dobry – mówię niepewnie do starszego pana.
- A, dzień dobry! – unosi głowę i wstaje powoli – wszystko gotowe. Proszę przymierzyć.
     Biorę od niego moje czarne sandałki, które dostały "drugie życie” i przechodzę do części sklepowej. Bogdana nie ma. Odczuwam ulgę, ale też trochę zawód… Nakładam szybko buty i robię kilka kroków, potem obrót… leżą jak druga skóra.  
- Cudownie! – aż podskakuję z wrażenia. Jednak przyszedł.
- Potrzebujesz nowych butów na wiosnę? – staram się, aby to zabrzmiało drwiąco, jak u Pawełka.
- Nie, ale mamy umowę… - zaczyna, ale milknie na widok mojej miny.
     Nie potrafię ukryć irytacji. Mamy umowę? My? Parzę na niego przez szparki oczu. Chyba zrozumiał, że się zagalopował. Sięga do wewnętrznej kieszeni kurtki i wyjmuje kartkę złożoną na cztery… Czuję, że puls mi przyspiesza, ale nie ruszam się z miejsca. Bogdan stoi niezdecydowany…  
- To chcesz to zobaczyć, czy nie? – pyta wreszcie.
- Pokarz – odpowiadam, niedbale wyciągając rękę, choć serce wali mi, jak młotem.
- A-a-a, zaraz – kręci głową – załóż te czerwone pantofelki. Albo, nie! Ja Ci je założę – oblizuje się obleśnie.  
- Chyba oszalałeś? – cofam rękę.
     Rozkłada kartkę i odwraca ją w moją stronę. To kserówka czegoś napisanego na starej maszynie do pisania. Na samej górze nagłówek i pieczątka. SB? Czy ja dobrze widzę? Z którego to jest roku? Wyciągam głowę, żeby zobaczyć datę. Ale Bogdan cofa rękę.
- Mogę? – sięga po czerwone pantofelki i wskazuje mi stołek.
     Waham się przez chwilę, ale pokusa jest zbyt silna. Siadam i wyciągam rękę po kartkę. Na ustach Bogdana pojawia się szeroki uśmiech. Klęka przede mną i podaje mi kartkę, a sam wyciąga z kieszeni chusteczkę. Powoli zsuwa mi podkolanówki. Nie zwracam uwagi na to, co robi.
     "Raport nr… (tu liczby łamane przez litery i na końcu 11/1977)”
     Czy to znaczy, że to jest dokument z listopada 1977 roku? Zerkam na Bogdana, ale on jest pochłonięty zakładaniem mi pantofli. Dokładnie wyciera moja stopę chusteczką… Czytam. Cały dokument jest o tym, że Karol jakiś tam przekazał masę informacji na temat jakiegoś "inżyniera”. Według piszącego raport, większość informacji pochodzi z innych źródeł, niż "inżynier”, ale zostały mu przypisane przez tego Karola. Ciekawe, dlaczego "inżynier” piszą w cudzysłowie? To pseudonim? Łaskocze mnie! Zerkam w dół. Bogdan głaszcze grzbiet mojej stopy. Poprawiam się na krześle, więc przestaje. Odstawia ja na podłogę i sięga po drugą. Muszę się pospieszyć. Nic z tego nie rozumiem! To jakiś bełkot! Tu nic nie ma o Henryku Karskim! Kim jest ten Karol? Co on mi dał? Zaraz… to jest tylko pierwsza strona! A gdzie reszta? Odwracam kartkę. Na odwrocie pieczątka, potwierdzająca autentyczność dokumentu, wydanego przez Archiwum SB… ??? Skąd on to ma?  
- Co to jest? – patrzę na Bogdana chłodno – Tu nic nie ma. Gdzie druga strona?
- Chyba nie sadziłaś, że pokażę Ci całość? – uśmiecha się chytrze.
- Jesteś SB-kiem? – odstawiam stopy na podłogę.
     Nie odpowiada od razu, ale zabiera mi kartkę zdecydowanym ruchem, zanim przychodzi mi do głowy, żeby ją schować.  
- Nie, ale mam przyjaciół – rzuca.
- To nie jest oryginał – mówię spokojnie, choć w środku cała się trzęsę – poza tym, nie sądzę, żeby to miało dla Adama jakąkolwiek wartość.
- Zapytaj… - znów ten chytry uśmieszek.
     Budzi we mnie obrzydzenie tymi gierkami. A ja się dałam w to wciągnąć! Odpinam klamerki i zaczynam się ubierać.
- Jeszcze nie skończyłem… – Bogdan śledzi moje ruchy.
- Ale ja, tak! – naciągam szybko trzewiki i odwijam nogawki spodni.
     Zabieram moje sandałki i te ze złocistej satyny, i idę do starszego pana, omijając klęczącego Bogdana szerokim łukiem. Kiedy przechodzę, on podnosi do twarzy chusteczkę, która wycierał mi stopy i głośno wciąga jej zapach. Ma na twarzy taki grymas… zadowolenia? Robi mi się niedobrze. Płacę za buty i uciekam ze sklepu, jakby mnie ścigała sfora wilków. Co za ohyda!  
     Sama nie wiem, jak docieram do akademika. Na domiar złego Ola informuje mnie, że dzwonił Adam, żeby mi powiedzieć, że około południa powinien być w Krakowie i że spotkamy się wieczorem. Jaka szkoda, że nie usłyszałam jego głosu.  
---
     Piątek dłuży mi się niemiłosiernie! Ola jest cała w skowronkach. Radkowi też coś chodzi po głowie, bo jest taki rozkojarzony, jak nie on. Wreszcie nasza asystentka od angielskiego stwierdza, że chyba się wszyscy zakochaliśmy, bo nic nam nie wchodzi do "pustych głów” i włącza nam kasetę z tekstem. Mamy to przesłuchać trzy razy i napisać na następne zajęcia streszczenie. Robię notatki, żeby niczego nie zapomnieć. Oli i Radkowi też się przydadzą, bo widzę, że coś omawiają szeptem, zamiast słuchać.  
     Po zajęciach pakuję się na cały weekend. Radek kończy przepisywać moje notatki z angielskiego. Właściwie, to nie wiem, czy Adam po mnie przyjedzie, czy ja mam pojechać do niego? Pukanie. Adam stoi w drzwiach!  
- Adam! – rzucam mu się na szyję.
     Ciepłe dłonie przytulają mnie mocno. Pachnie tak cudownie! Czuję spragnione usta na szyi…
- Uwielbiam, kiedy mnie tak witasz… - szepcze mi do ucha i wtula się w moje włosy.
     Dopiero po dłuższej chwili odrywamy się od siebie. Adam wita się z Olą i Radkiem. Gadamy przez chwilę. Ja powoli dopakowuję resztę swoich rzeczy. To takie rozkoszne, wiedzieć, że będziemy się kochać, a jednocześnie odciągać ten moment. Oboje wiemy, że tego chcemy, że już nie możemy się doczekać… Adam patrzy na mnie wygłodniałym wzrokiem, pod który topnieję, jak wosk. Ja, niby przypadkiem, ocieram się o jego bok… Czuję ciężar w dole brzucha, takie przyjemne rozpieranie… Kiedy schodzimy do samochodu, aż między nami iskrzy… Napięcie narasta…
- Już nie mogę się doczekać… - szepczę, a on przełyka głośno ślinę.
- Mam coś dla Ciebie… - mówi niskim, aksamitnym głosem.
- Wiem… - patrzę wymownie na coraz bardziej opinające się dżinsy Adama.
     Odpowiada mi gardłowy pomruk i już nie mogę dłużej wytrzymać. Kładę dłoń na jego udzie.
- Przestań, bo zatrzymam się tutaj i wezmę Cię w samochodzie – chrypi.
     Wiem, że tego nie zrobi, ale groźba działa na mnie jak katalizator. Biorę głęboki wdech. Sunę dłońmi po swoich udach, unosząc powoli spódnicę…
- Ola! – Adam oddycha ciężko.
     Dobrze, że już dojeżdżamy. W korytarzu zostawiamy torby na podłodze i natychmiast rzucamy się na siebie. To nie pocałunki! My się pożeramy, wchłaniamy… Nasze języki walczą ze sobą. Brak nam tchu… Szarpię kurtkę Adama… Przyciska mnie do ściany i czuję jak na mnie napiera … Jęczę na samą myśl, co za chwilę będzie…, a wtedy on się nagle odsuwa. Patrzy na mnie, dysząc.
- Mam coś dla Ciebie – powtarza i schyla się do torby. Wyciąga różową paczuszkę przewiązaną wstążeczką. Perfumy?
- Z jakiej to okazji? – jestem zachwycona. Powoli odwijam papier.  
- Bez okazji – szepcze - "Tresor”, to znaczy skarb.  
     Ostrożnie wydobywam buteleczkę i pocieram odrobiną perfum nadgarstki. Pachnie słodko… Adam przyciąga do twarzy moje dłonie.
- Pasuje do Ciebie… Chyba Cię zjem…
     Mam miękkie nogi.
- Ja też mam coś dla Ciebie. Coś niematerialnego, ale…
     Adam unosi brwi zaciekawiony.
- Widziałam ten dokument Bogdana – mówię w napięciu.
- Jak?!... – głos zamiera mu na ustach. Puszcza moje dłonie i robi krok w tył.
- Pokazał mi go – jego reakcja mnie zaskakuje – pozwolił przeczytać…
- Tak, za nic? – cedzi przez zaciśnięte zęby.  
- Prawie… - jąkam się, wystraszona – byłam w sklepie i on tam przyszedł… przypadkiem… sam mi to zaproponował… - kulę się w sobie, widząc, że Adam blednie, zaciska szczeki… - ja tylko mierzyłam buty…
- Ola! – oczy ma jak węgle, ale rzucają gromy – jak mogłaś?  
- Ja tylko chciałam… - chyba umrę – nie zrobiłam nic złego…
- Prosiłem Cię! – spina się w sobie! Widzę to! – co on Ci zrobił?
- Nic… Adam… nic… - zamieram – tylko zapinał mi buty, kiedy ja czytałam…
     Nagle odwraca się i wali z całej siły pięściami w ścianę. Podskakuję przerażona.
- On jest zdeprawowany i zły do szpiku kości – Adam mówi to głuchym spokojnym tonem. Wolałabym, żeby krzyczał – skrzywdzi Cię.
- Ja nie dam się skrzywdzić… - szepczę – nie pozwoliłabym mu… Adam…  
     Dotykam ostrożnie jego pleców, ale on się nie odwraca. Dyszy ciężko, jak po biegu.  
- Adam! - prawie płaczę – w tym dokumencie nic nie ma! To jest o jakimś Karolu i "inżynierze”. Niepotrzebnie się tym zamartwiasz! Nie sprzedawaj mu Klubu! Adam! – próbuję wsunąć się między niego i ścianę – Przepraszam. Zlituj się nade mną…  
     Patrzy na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
- Adam, on tylko dotykał moich stóp, nic więcej! Przysięgam! - łkam.
     Nagle, za naszymi plecami rozlega się potężny grzmot. Nadciąga burza! Adam, jakby się ocknął… otwiera drzwi i wychodzi.
- Adam! – nie mogę się ruszyć z miejsca – Adam! – wybiegam za nim, ale on już mija furtkę. Idzie przed siebie, nie zważając na pierwsze krople deszczu – Adam!!! – nawet nie spojrzy w moją stronę.
     Stoję i nie wiem, co robić. Łzy płyną mi po policzkach. Coś we mnie umiera… To straszne!  
- Boże święty! Ola! – pani Maja ciągnie mnie pod dach, a potem na werandę – dlaczego stoisz na deszczu? Jesteś cała mokra!
- Adam poszedł… - tylko tyle udaje mi się wydusić i zaczynam szlochać. Nie mogę się uspokoić.  
- Pokłóciliście się – bardziej stwierdza, niż pyta – Wróci… zobaczysz…
- Boję się, że nie… - łkam na jej ramieniu.
- Wróci… - gładzi mnie po włosach – daj mu ochłonąć.
     Prowadzi mnie do siebie i sadza przed kominkiem. Moją mokrą kurtkę rozwiesza na oparciu krzesła. Dostaję herbatę z sokiem malinowym, ale nie mogę jej spokojnie wypić. Co chwile podchodzę do okna. Wreszcie zbieram się do wyjścia. Pani Maja patrzy na mnie z troską, ale nic nie mówi. Może i ona zwątpiła?
     W przedpokoju potykam się o nasze torby. Na mojej leży buteleczka perfum. Padam na kolana i płaczę. Dlaczego to zrobiłam? Przecież mnie prosił! Mówił, że mam się trzymać z daleka od tego drania… Co teraz będzie? Myślałam przez chwilę, że mnie uderzy… Nie, nie myślałam! Czułam, że nigdy, przenigdy by tego nie zrobił! Mój Adam! Mój? Przeprosiłam, a on nawet nie chciał mnie dotknąć, jakbym nie istniała… A może…? Może on się brzydzi? Po tym, jak Bogdan mnie dotykał? O Boże! Zakrywam twarz dłońmi. Nie wiem, jak długo tak klęczę na podłodze, ale powoli zapada zmrok… Burza się chyba oddala…

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 2844 słów i 16213 znaków.

11 komentarze

 
  • czytelniczka

    och bd jeszcze dzis jedna czesc?:( prosze...

    26 mar 2014

  • ania

    to niech czeka!!!!!!!
    może mąż wyprasuje :lol2:

    26 mar 2014

  • an

    A tam pranie :D

    26 mar 2014

  • Roksana76

    No, dobra postaram się na dziś wieczór, ale w domu mnie zabiją. Prasowanie czeka ;-)))

    26 mar 2014

  • Lena

    Kiedy kolejna część? Nie każ nam czekać do jutra proszę. Kocham to opowiadanie . <3

    26 mar 2014

  • petrova18

    Moim zdaniem Bogdan psuje całe opowiadanie, ale kto co woli. :)

    26 mar 2014

  • an

    Ola zachowala się glupiutko. Adam trochę przesadzil w swojej reakcji, powinien był z nią porozmawiac albo chociaz powiedziec, ze odezwie się. No, nie wiem, cokolwiek. Sprawil jej przykrosc. Ona myslala, ze robi to dla niego, ze to dobre. Mylila się, niestety i wcale się nie dziwię A.  Powinna go sluchac. Bogdan jest MEGA obrzydliwy

    26 mar 2014

  • Pysia21

    Wow! Super. Wiedziałam, że Adaś będzie na nią zły, ale żeby aż tak ? Zaskoczył mnie całkowicie. Mam nadzieje, że pójdzie do Bogdana i mu tyłka nakopie. A swoja droga to z tego Bogdana to niezłe ziółko jest, żeby wąchać chusteczkę po jej stopach. Bleeee. Zgadzam się, iż powinno się go uśmiercić :)

    26 mar 2014

  • zły omen

    Super mam nadzieje że Bogdana coś przejedzie

    26 mar 2014

  • ania

    super, super, jak zawsze!!!!!
    Mam nadzieję, że Ola będzie z Adamem?????

    26 mar 2014

  • Roksana76

    No, nie mogę uwierzyć! Żadnych komentarzy?

    26 mar 2014