Czas na miłość. Teraz! cz 24

Jeśli maj jest miesiącem zakochanych, to zdecydowanie mogę nazwać go naszym miesiącem! Nie! W naszym przypadku jest nie tylko miesiącem zakochanych, ale i kochających się! Zajęć jest już mniej, a uczyć mogę się wszędzie, więc również we środy po zajęciach Adam zabiera mnie do siebie. To są po prostu upojne noce, kiedy kochamy się przy otwartym oknie, a potem wpatrujemy się w rozgwieżdżone niebo i słuchamy słowika. Mieszka gdzieś w krzaku bzu, na granicy ogrodu pani Mai i sąsiedniej posesji. Chyba nie przeszkadzają mu zbytnio moje jęki, bo śpiewa każdego wieczoru, niezależnie od intensywności naszego pożycia. Wiem, że robi to dla swojej samiczki, ale lubię myśleć, że odrobinę też dla mnie…  
     Jedynym moim zmartwieniem jest rozmowa z rodzicami. Nie wiem, dlaczego nie potrafię zwyczajnie powiedzieć, że wyjeżdżam? Przewałkowałam ten temat z Adamem, Olą i ostatnio nawet z Anią, która coraz częściej u nas bywa. W czwartek "pękam” i dzwonię do Julii. Biłam się z myślami, bo nie chciałam zawracać jej głowy…, ale poległam!  
- Najbardziej mnie martwi, że Adam się uparł i koniecznie chce poznać naszych rodziców ze swoją babcią… - wzdycham do telefonu, szukając u Julii zrozumienia.
- Wiesz co? – zastanawia się przez dłuższą chwilę - to nawet lepiej… Wiesz, jak na mamę działa obecność obcych przy rozmowie, zwłaszcza jeśli to miła starsza pani…
- Nie rozumiem…
- No, Tobie to już całkiem rozum zaćmiło od tej nauki! – fuka gniewnie – przecież nie będzie mogła odmówić takiemu zaproszeniu córki w obecności jej matki, nie?
     Przemęczone trybiki aż skrzypią mi w głowie, zanim dociera do mnie sens tych słów. Ona ma rację! Tylko trochę głupio tłumaczyć się przed babcią Kasią… Po zastanowieniu postanawiam, że musi wystarczyć jej obecność…
- Tatą się nie martw – Julia rozkręca się na dobre – dla niego argument Twojego bezpieczeństwa przeważy zawsze! Poza tym on jakoś poczuł miętę do tego Twojego Adama…
- Naprawdę? – dlaczego ja się dziwię? To chyba oczywiste!
- Naprawdę… - po drugiej stronie zapada cisza i zastanawiam się, czy ona tam jeszcze jest?
- Julka?  
- Ostatnio sporo rozmawiali o Robercie i jego żonie… - mówi z wahaniem – zdaje się, ze Stawiarscy będą mieli z nim trochę problemów…  
- Julka, skąd Ty to wszystko wiesz? Ja nie mam o niczym pojęcia – nie, żeby mnie to jakoś strasznie interesowało, ale może trochę… - gadają z Tobą o tym?
- Ty rzadko dzwonisz, a ja ostatnio ustalam tyle rzeczy, że rozmawiamy dwa, trzy razy w tygodniu… - prawie widzę jej lekko drwiący uśmieszek – Poza tym, Ty jesteś jakby zainteresowana, więc Tobie nie powiedzą…
- I myślą, że Ty mi nie powiesz? – teraz ja się śmieję.
- To co innego – prycha – wiesz, jaka jest mama.
- No dobra, mów! – przecież czuję, że aż ją język świerzbi.
- Będzie musiał powtórzyć rok – wyrzuca z siebie – Oczywiście to też trochę Twoja wina, bo narobił sobie zaległości, jak był z Tobą… - naśladuje głosik mamy Roberta.
- Julia, przestań! – ale nie mogę powstrzymać śmiechu. Jest dobra! – Nie śmiej się z niego, będzie miał rodzinę na utrzymaniu…
- No, przestań! Rodzice mu sfinansują całą imprezę… - czyżbym słyszała w jej głosie kpinę? – W tej sytuacji młody, odpowiedzialny człowiek, skupiony na swojej obiecującej karierze inżynierskiej… - wylicza poważnym głosem, który coś mi przypomina… - wydaje się być odpowiednim kandydatem na potencjalnego męża – kończy, a ja już wiem, że tak mówi nasza mama.
- On nie jest żadnym kandydatem! – odparowuję, akcentując słowo "kandydatem” – po prostu ze sobą chodzimy…
- I śpimy! – wpada mi w słowo – i kochamy się, i wizytujemy swoje rodziny… Nie zdziwię się, jak Ci się oświadczy w tych Niemczech!
- Na pewno nie! – upieram się, ale jakoś mi przyjemnie to słyszeć…
- Zakład?
- Zakład!
     Wracam do pokoju podbudowana! Julia święcie wierzy, że z odwiedzinami u mamy Adama nie będzie problemów, a ona zakłada się tylko wtedy, kiedy jest pewna wygranej. Zaraz, ale nie o to się założyłyśmy… Przegra! A może nie? Kurcze, chyba chciałabym, żeby wygrała…  
---
Leżę i patrzę w sufit. Jutro powinnam powiedzieć rodzicom, że chcę odwiedzić mamę Adama. Dzisiaj jakoś nie było okazji… przy kawie z jego babcią, to byłby idealny strzał, a wtedy ona poprosiła, żebyśmy z Adamem kupili w sukiennicach lukrowanego lajkonika dla Kuby! Nie mogę uwierzyć, że musiała wpaść na ten pomysł akurat w tym momencie… Kuba wierci się na sąsiednim tapczanie.  
- Martwisz się? – pyta tym swoim cienkim głosikiem.
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo wzdychasz – odpowiada rezolutnie – chcesz jechać na wakacje do mamy Adama?  
- Skąd Ci to przyszło do głowy? – aż siadam z wrażenia. Przecież nikomu jeszcze nie mówiłam!
- Pani Babcia mówiła… - Kuba przekręca się na bok i podpiera głowę łokciem.
- Co jeszcze mówiła? – nadstawiam uszu.
- No, różne rzeczy… - Kuba uśmiecha się chytrze – powiem Ci, jak mi opowiesz bajkę.
- Kubusiu, jest późno… - zaczynam, czując, że ciśnienie mi podskakuje.
- To idę spać – Kuba pada na wznak i zamyka oczy.
- No dobra! Gadaj – wzdycham.
- Ale długą? – upewnia się.
- Ty to chyba nie będziesz dentystą, tylko handlowcem! – kręcę głową. Mały cwaniak!
- Mówiła, że Ty jesteś taka dobrze wychowana i mądra, i jesteś taką dobrą studentką…
     Tak mówiła? Och, kochana jesteś, babciu Kasiu, jak nazywam ją w myślach.  
- I powiedziała, że bardzo żałuje, że mama Adama nie może teraz przyjechać, bo ma masę pracy… ale by się cieszyła, że Adam ma taką fajną dziewczynę! – kończy Kuba.
- Tak powiedziała? – nie mogę uwierzyć!
- No, w skrócie – Kuba patrzy na mnie z powagą. Strasznie przypomina mi teraz tatę – Ona Cię chyba bardzo lubi, bo ciągle Cię chwaliła – w jego głosie pobrzmiewa zdziwienie – rodzice Cię aż tak nie chwalą.
- Nie? – teraz ja jestem zdziwiona, a może trochę zawiedziona?
- Chwalą! – mówi szybko Kuba – ale nie aż tak! Bajka! – przypomina mi szybko.
- Był sobie raz książę, który miał zostać królem… - zaczynam.
- Wolałbym o rycerzach… - targuje się Kuba.
- Spokojnie. Książę był też bardzo dzielnym rycerzem, bronił słabszych i biednych, pomagał swoim poddanym i był bardzo odważny. Nikogo się nie bał! – zerkam na Kubę, a on wpatruje się we mnie wielkimi oczami – aż któregoś dnia pojawił się zły czarnoksiężnik i powiedział księciu, że zna pewną tajemnicę…
- A jaką? – dopytuje się Kuba.
- Nie wiem – wzruszam ramionami – tajemnica to tajemnica. W każdym razie, książę strasznie chciał ją poznać! Czarnoksiężnik obiecał, że mu ją zdradzi, ale, że był naprawdę zły, to zagroził, że każda osoba, której książę zdradzi tajemnicę, zniknie!
     Kuba aż podskakuje. Ma zróżowione policzki. Zupełnie, jak ja, gdy jestem podniecona. Otrząsam się szybko!
- Książę poznał tajemnicę i żył dalej spokojnie, ale pewnego dnia poznał piękną księżniczkę i postanowił poprosić ją o rękę. Ale księżniczka stwierdziła, że nie może wyjść za księcia, jeśli on ma przed nią tajemnice… więc książę pomyślał, że musi jej powiedzieć…
- I zniknęła? – niecierpliwi się Kuba.
- Nie od razu, bo najpierw książę powierzył tajemnicę ogrodnikowi i ten zniknął następnego dnia. "To przypadek”, powiedziała księżniczka, ale książę zaczął się niepokoić. Czarów nie da się przecież pokonać mieczem. Po kilku dniach powierzył tajemnicę kucharzowi i ten też zniknął. Teraz już książę miał pewność, że to sprawka czarnoksiężnika! Postanowił, że nie zdradzi księżniczce tajemnicy, żeby ją chronić, ale ona była taka ciekawa i tak go prosiła, że w końcu książę zapisał tajemnicę na kartce i położył w swojej komnacie. Pomyślał, że jeśli ona to znajdzie przypadkiem, to czar nie zadziała…
- I co, i co!
- Niestety! Księżniczka po przeczytaniu kartki zniknęła… - kończę dramatycznie.
     Kuba siedzi zszokowany. Emocje można odczytać z jego twarzy, jak z książki… Buzia wykrzywia mu się w podkówkę, ale jest dzielny. No, dobra, ja też nie chcę takiego zakończenia!
- Książę tak się zdenerwował – podejmuję opowieść, a Kuba natychmiast się rozchmurza – że odszukał czarnoksiężnika, wyciągnął miecz i stoczył z nim straszny pojedynek! Oczywiście zwyciężył, bo był najwspanialszym rycerzem w królestwie! Pokonany czarnoksiężnik oddał mu księżniczkę i resztę poddanych, a sam zamienił się w czarne ptaszysko i odleciał za góry i lasy…
- Fajna ta bajka – układa się do snu, a ja otulam go kołdrą – jak Ty ją tak szybko wymyśliłaś?  
Nie było to takie trudne… Mój kochany Kubuś! Jest już taki duży, ale dla mnie zawsze będzie moim małym braciszkiem. Nawet, jak mnie przerośnie! Jak Adam dla swojej babci. Książę – Adam… Uśmiecham się do swoich myśli. Księżniczka?
---
     Ja chyba śnię! Adam pakuje do bagażnika swojego samochodu moją torbę. Tato znosi jeszcze jedną, mniejszą, w której mamy kanapki na drogę i wodę.  
- Proszę się nie martwić – Adam bierze od taty bagaż i układa na tyle samochodu – jak tylko przekroczymy granicę, postaramy się do państwa zadzwonić. Berlin nie jest aż tak daleko, a po tamtej stronie, drogi są znacznie lepsze.
- Uważajcie na siebie oboje – brzmi to jakoś dziwnie, w jego ustach. Przygarnia mnie do siebie i całuje w głowę – Kocham Cię, pamiętaj o tym – mówi poważnie. Wiem, że chce mi powiedzieć, że mam być odpowiedzialna.
- Nie martw się, tato – patrzę mu w oczy – poradziłam sobie w Rzymie, to i tu sobie poradzę!
     Mama przytula mnie do siebie.  
- Mam nadzieję, że… - urywa, szukając słów.
- Mamo – szepczę – będę mieszkała z innymi dziewczynami, a u mamy Adama, to sama wiesz…
- No, dobrze, dobrze – burczy, ale się rozchmurza.
     Po wszystkich uściskach i całusach, wreszcie ruszamy.
- Ciężko będzie – Adam wzdycha, kiedy wyjeżdżamy ze Skarżyska.
- Dlaczego? – droga wydaje się dość pusta, a on przez dwie ostatnie noce spał w moim pokoju, nie niepokojony przez nikogo. Myślałam, że wypoczął…
- Prawie trzy tygodnie bez seksu… - kręci głową.
- Co? – znów sobie ze mnie żartuje, a ja się głupia dałam złapać!
- Słyszałem! Ty z dziewczynami, a ja osobno…
- To była wersja oficjalna, ale skoro tak wolisz…
- Zaraz zjadę do lasu i zobaczysz, co wolę! – wiem, że żartuje, ale nawet taka groźba "na niby” jest podniecająca. Zerkam na niego spod rzęs i unoszę brwi.
- Nie patrz tak, bo nie mogę się skupić na drodze!
     Do granicy dojeżdżamy późnym popołudniem. Przed nami kolejka na co najmniej dwie godziny. Samolotem byłoby wygodniej, ale drożej. Z drugiej strony, wspólna podróż sprawia, że mamy masę czasu na rozmowę. Do mojego marzenia o podróżach dorzucam jeszcze jedno, o wspólnych podróżach z Adamem…
     Kiedy wreszcie nadchodzi nasza kolej, Adam podaje przez okno nasze paszporty. Celnik je ogląda, a potem każe mi wysiąść. No tak, mam wizę pracy, więc będą mnie kontrolować dłużej.
- Proszę pokazać swój bagaż – słyszę beznamiętny głos i wskazuję swoją walizkę – proszę ją wziąć i przejść to tego budynku – wskazuje szary klocek z przybrudzonymi szybami.
- Poczekaj, ja to wezmę – Adam wyjmuje moją torbę i zamyka bagażnik – gdzie mogę zostawić samochód? – zwraca się do celnika.
- Pan może poczekać tutaj – wskazuje mu kilka miejsc parkingowych z boku – tylko pani idzie na kontrolę…
- Ale ta torba jest ciężka – dla Adama jest oczywiste, że nie będę jej dźwigać sama.
     Zostaję obok torby i czekam, aż Adam zaparkuje, potem idziemy razem do budynku, odprowadzani zaciekawionym wzrokiem celnika. W szarym klocku siedzi dwoje ludzi w mundurach. Kobieta kiwa na mnie. Podaję jej paszport, a Adam stawia moją torbę na szerokim stole, wskazanym przez jej towarzysza. Zerka w paszport Adama i każe mu poczekać na ławce. Teraz kolej na mój bagaż. Muszę wszystko wypakować. Trwa to dłuższą chwilę, ale staram się nie narobić bałaganu, bo trzeba to potem jakoś dopiąć! Urzędniczce się nie spieszy. Patrzy spokojnie, jak rozkładam na blacie kolejne porcje ubrań i butów. Zainteresowanie wzbudza moja kosmetyczka. Przegląda ją dokładnie. Jest OK. Mogę się zapakować. Kiedy kończę, okazuje się, że jeszcze muszę porozmawiać z kolejnym urzędnikiem. Adam zdradza lekkie oznaki irytacji, ale uśmiecha się do mnie i cierpliwie czeka na ławce.  
     Okazuje się, że muszę się dokładnie "wyspowiadać” urzędnikowi imigracyjnemu. Na szczęście mam w torebce wstępną umowę z agencją, która mnie zatrudnia, jej adres, telefon i adresy polecanych przez nią hoteli, gdzie mogę się zatrzymać. Mam też przy sobie odpowiednią ilość marek. Na koniec jeszcze pytania o prostytucję i ewentualną chęć pozostania nielegalnie w Niemczech, ale pokazuję panu indeks i w końcu daje mi spokój.  
     Kiedy wreszcie wychodzę, widzę Adama pogrążonego w rozmowie z urzędniczką. Na mój widok kończy i eskortuje mnie i moją walizkę do samochodu.
- Wiesz, że spędziliśmy tu półtorej godziny? – pyta zerkając na zegarek.
- To dużo? – wydaje mi się, że i tak było nieźle. Wszyscy byli bardzo uprzejmi.
     Nie zdąża mi odpowiedzieć, bo dojeżdżamy do niemieckiej części granicy i wszystko zaczyna się od początku. Adam tylko pokazuje paszport, a ja muszę wysiąść i pokazać bagaż. Na szczęście Adam zaczyna rozmawiać po niemiecku z celnikami i po kilku minutach wbijają mi do paszportu pieczątkę. Już? Tylko tyle?  
     Przez chwilę jedziemy w milczeniu.
- Zawsze to tyle trwa? – Adam zerka na mnie zza kierownicy.
- Odprawa? – zastanawiam się chwilę – zawsze, czasem dłużej… I tak mieliśmy szczęście! Na czeskiej granicy staliśmy kiedyś z dziesięć godzin…
     Kręci głową z niedowierzaniem. Zaraz, przecież on tyle podróżuje! Nigdy go nie kontrolują?
- A Ty masz niemiecki paszport? – olśniewa mnie.
- Nie – wzdycha – amerykański…
- Żartujesz! – no tak, przecież ma tam ojca… zaraz, to on ma obywatelstwo? – ale jesteś polakiem? – upewniam się – Twoi rodzice są przecież polakami.
- Mam podwójne obywatelstwo, tak jak Michael – mówi z pewną niechęcią – było z tym sporo kłopotów, ale się udało. Ojciec musiał oddać polski paszport, żeby dostać amerykański, ja już nie musiałem…  
- Kurcze, nie wiedziałam, że tak można…  
- Można, można – wzdycha – ma to swoje zalety, o których człowiek na co dzień nie pamięta, ale jak posiedzi na twardej ławce, to mu się przypomina!
- Przepraszam, ze musiałeś czekać…
- No, chyba żartujesz!? Miałem ochotę zapytać, czego szukają w tej Twojej torbie, ale potem pomyślałem, że po dobroci więcej uzyskam… Normalni ludzie, tylko się nudzą…  
     Milknie i skupia się na drodze, bo ruch jest spory, a zaczyna powoli zmierzchać. Teraz dociera do mnie, o czym mówiła mama Michaela, kiedy uspokajała nasza mamę. Niedługo Julia będzie miała francuskie obywatelstwo… U nas pewnie też się zmieni… już się zmieniło! No, ale jeszcze nie wszystko… dzisiaj to mogłam odczuć na własnej skórze.  
- Za osiem kilometrów mamy gasthof – Adam wyrywa mnie z zadumy – odpoczniemy tam chwilę i zadzwonimy do Twoich rodziców, OK?
     Kiwam głową i sięgam po mapę. Kawał drogi do tego Berlina!  
- A może powinniśmy odpocząć dłużej? Rano moglibyśmy wcześnie wstać…
- Zobaczymy… – namyśla się, ale ma taki błysk w oku, że robi mi się cieplej w pewnych okolicach.
- Jesteś zmęczony. Cały czas prowadzisz… - dlaczego ja się tłumaczę?  
- Trochę ruchu też mi dobrze zrobi – błyska zębami w uśmiechu – zjedziemy tu i popytamy o noclegi w pobliżu. No i obiecałem Twojemu tacie telefon!
     To, co Adam nazwał gasthofem, okazuje się stacją benzynową z barem szybkiej obsługi i sklepem. W holu między barem a sklepem wiszą dwa automaty. Adam wrzuca kilka monet i wybiera numer… z pamięci!  
- Tato? – podaje mi słuchawkę, kiedy tylko odzywa się sygnał – Cześć! Jesteśmy w Niemczech…
     Zerkam na Adama, który wskazuje na siebie i mówi "pozdrawiam”, a potem idzie zatankować samochód.  
- No i jak? W porządku? – pyta, kiedy dołączam do niego w sklepie – Obok mają kawę. Chcesz?
- Chyba nie, skoro mamy nocować… - zastanawiam się, ale kiedy przechodzę obok baru, zmieniam zdanie.
     Siedzimy nad kubkami kawy i przeglądamy wizytówki, które dał nam pan ze sklepu. Na jednej z nich jest zdjęcie dużego wiejskiego domu z czerwonej cegły. Trzeba zjechać z głównej drogi, ale Adam twierdzi, że to nie problem. Pytamy jeszcze panią w barze, a ona kiwa głową i mówi cos do Adama, bo ja oczywiście nic nie rozumiem. Uśmiecham się tylko uprzejmie, bo pani wydaje się sympatyczna.  
- Jedziemy tam!      - Adam podaje mi wizytówkę z domem, a resztę wrzuca do schowka nad moimi kolanami – pani powiedziała, ze maja tam bardzo wygodne podwójne łóżka!
- No wiesz! Gadałeś z nią o takich rzeczach? – chyba się zaróżowiłam…
- Nie, sama mi powiedziała – ma na twarzy ten łobuzerski uśmiech – myślała, że jesteśmy w podróży poślubnej…  
     No, teraz to już na pewno jestem różowa! Adam świetnie się bawi przez całą drogę do pensjonatu. Odnajdujemy go bez trudu. Z daleka widać podświetlony napis "Zimmer frei”. Otwiera nam starsza przysadzista kobieta i podejrzliwie zerka na rejestrację samochodu, ale rozchmurza się, kiedy Adam zaczyna z nią rozmawiać. Rzeczywiście w pokoju jest ogromne stare łóżko, a właściwie łoże! Niestety na kolację nie mamy co liczyć. Trudno, zjemy kanapki. Pani oferuje nam gorące kakao, które przyjmujemy z wdzięcznością. Za to zamawiamy śniadanie.
     Zabieramy z samochodu tylko kosmetyczki i ubranie na zmianę. W Polsce bym tak chyba nie zostawiła bagażu... Idę pod prysznic i dopiero teraz czuję, że jestem zmęczona. Adam musi być naprawdę skonany. Szybko wychodzę i przywołuję go z sypialni. Prawie zasnął, czekając… Wchodzi pod prysznic i rozprostowuje plecy pod strugami ciepłej wody… Lubię go takiego oglądać! W ogóle lubię go oglądać! Jest tak ładnie zbudowany…  
- Może być? – pręży się do mnie zza szklanej ścianki.
- Ujdzie… - zerkam w dół, ale tam też jest zmęczony – idę zagrzać Ci łóżko – mrugam do niego.
     Zostawiam zapaloną tylko małą lampkę przy łóżku. Przypomina mi ona nasz wspólny wieczór w Zwardoniu. Można powiedzieć, ze to był nasz pierwszy seks, chociaż taki nie do końca… Czuję między nogami przyjemne drżenie. Fajnie było… Adam staje w smudze jasnego światła padającego z łazienki. Po chwili smuga gaśnie, a on nurkuje do mnie. Łóżko skrzypi pod jego ciężarem!
- Wszystko słychać – jęczę, kiedy dociera do mnie, że Adam wcale nie ma zamiaru natychmiast iść spać.
- Trudno, młoda damo – jego oczy śmieją się do mnie – jak podróż poślubna, to nie ma rady! Pani gospodyni to zrozumie.
- Przestań wariacie – sapię, ale wcale nie chcę, żeby przestawał… Rozchylam uda, żeby mógł się do mnie lepiej dopasować, a on sięga do moich ust. Jestem taka spragniona! Od zakończenia sesji się nie widzieliśmy, a potem miałam go na wyciągnięcie ręki i musiałam spać w pokoju Julii…
- Jesteś mokra… – mruczy z zachwytem po oględzinach mojej szparki – czy to znaczy, że już mogę?  
- A już jesteś gotowy? – szepczę do jego ust.
     W odpowiedzi ściąga moją dłoń w dół i kładzie ją na twardym, pożyłkowanym członku. Och, jest bardzo gotowy!
- Ale duży… - jęczę. Chcę go poczuć…  
- Zobaczymy, czy się zmieści?
Czuję dwa palce sunące do mojego wnętrza… wypycham biodra na ich spotkanie… ciche skrzypnięcie… kilka ruchów w przód i w tył i dołącza trzeci palec… jakie rozkoszne rozpieranie… uff…
- Usiądziesz na mnie? – nie czekając na odpowiedź, Adam przekręca się na plecy i ujmuje moje biodra – stęskniłem się za Twoją szparką…
     Jeśli tak dalej pójdzie, to przestanę zwracać uwagę na skrzypienie… Nakierowuję go na siebie i powoli schodzę w dół… Adam rozchyla usta… ma taki wyraz twarzy… uwielbiam to… dociskam się do niego całej siły… aż do bólu… czuję na kroczu jego jądra… ciche stęknięcie daje mi znać, że jest mu dobrze… teraz w górę, powoli… i znowu w dół… ciepłe dłonie suną po moich bokach, do piersi…
- Ależ są piękne – podtrzymuje je, kiedy ja poruszam się w górę i w dół – jakie pełne…
     Zaciska dłonie na moim wrażliwym ciele, a ja przyciskam się do jego podbrzusza, ostre włoski drażnią mój guziczek… mocne kciuki pieszczą moje brodawki… jęczę cicho… opieram dłonie na napiętych mięśniach jego ramion i poruszam biodrami… Narasta we mnie napięcie… rozpiera mnie… pragnę spełnienia… poruszam się coraz szybciej… i szybciej… strużka potu płynie między moimi obolałymi piersiami… jeszcze… kochany… jeszcze… sapię z wysiłku, ale wciąż jestem na krawędzi… szybciej… mocniej… bardziej… Adam wypycha biodra w górę, a ja rozsuwam mocno uda… uderzam w niego… nabijam się… na ten sterczący pal… ból… jęk… rozkosz… ból… jęk… płonę… Nasze spojrzenia się krzyżują… nasze oddechy się rwą… pragnę ulgi!  
- Pomóż… mi… - błagam ochryple.
     Adam oblizuje powoli kciuk… zbliża go do mojej pulsującej łechtaczki… słodka tortura oczekiwania… uciska mocno… krzyk więźnie mi w gardle… padam na niego bez tchu, czując pulsowanie w moim umęczonym ciele…
- Ale mnie pięknie przeleciałaś… - szepcze mi do ucha, gładząc delikatnie kark i sunąc między łopatkami.
     Wtulam się mocniej w jego szyję. Przeleciałam? Ja?
- Hej, popatrz na mnie – wsuwa mi dłoń we włosy – nie chowaj się…
- Mmmm – próbuję się wyzwolić od jego dłoni, nie pokazując jednocześnie twarzy.
- Głuptasie – szepcze – wiesz, jakie to jest fajne dla faceta, kiedy kobieta po prostu go sobie bierze?
- Nie wiedziałam… - mówię cichutko, unosząc głowę – myślałam, że wolisz rządzić…
- Bo wolę, przynajmniej w łóżku – trąca nosem moją brodę – no, poza nim też, ale wiem już, że muszę się trochę hamować… - zagląda mi w oczy – ale bardzo mnie kręci, jak mówisz mi, czego chcesz, a ja mogę Ci to dać!
     Zsuwam się powoli na bok i układam do snu, z nogą zarzuconą na udo Adama. Jesteśmy jeszcze wilgotni od potu… Ogarnia mnie taka niemoc…
- Wiesz, że większości rzeczy o Tobie dowiaduję się po- albo w trakcie seksu? – mruczę.
- Wiem, ale to pewnie dlatego, że tak nam to dobrze wychodzi i mam wtedy doskonały humor… - głos ma senny.
     Zasypiam z uśmiechem. Jestem pewna, że on też…

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 4038 słów i 23303 znaków.

9 komentarzy

 
  • Użytkownik :*

    Ja pragne wiecej

    3 kwi 2014

  • Użytkownik nana

    Kiedy następna część!?!?

    3 kwi 2014

  • Użytkownik lula

    megaa<3

    3 kwi 2014

  • Użytkownik Brzydka

    Chce sie czytac . Maja racie jakies takie krutsze sie robi

    3 kwi 2014

  • Użytkownik Och

    Kiedy kolejna część ? :-(

    3 kwi 2014

  • Użytkownik lola1234

    Te opowiadanie jest niesamowite !!! Jest mega wciągające. Jedyne opowiadanie które przeczytałam od początku do końca.

    Dla mnie bomba, czekam na kolejne części i dalszy rozwój sytuacji ;)
    Pozdrawiam cieplutko :p

    3 kwi 2014

  • Użytkownik oho

    świetne! Cudowne! Najlepsze!

    3 kwi 2014

  • Użytkownik Roksana76

    No, nie przesadzaj! Wrzuciłam teraz ponad 8 stron A4!

    2 kwi 2014

  • Użytkownik kicia

    kocham kocham kocham I love po prostu mrrryyy:*:*:*:* dalej:*:*

    2 kwi 2014