Czas na miłość. Teraz! cz 14

Siedzę na wykładzie sama i staram się robić notatki najlepiej, jak potrafię. Ola namówiła Radka, żeby od razu po zajęciach poszli do akademika. To chyba pierwszy wykład, który opuścił? Nawet nie musiała go długo namawiać… Jak to nazywa moja babcia? Jadł jej z ręki? Nie piszę! Jezu, Ola, skup się!  
- Rafał, daj na chwilę zeszyt – proszę po wykładzie – prawie zasnęłam i mam lukę pod koniec.
- Ale przynudzał – Rafał kiwa głową ze zrozumieniem – masz, ale Radek ma pewnie lepszy… - rozgląda się – gdzie on właściwie jest?  
- Zapewniam Cię, że jest w miejscu znacznie bardziej atrakcyjnym, niż to! – mam chyba głupi uśmiech na twarzy, bo oczy Rafała robią się okrągłe. Wreszcie coś do niego dociera – Acha… - stwierdza tylko i zabiera zeszyt, który mu oddaję.
     Idę bez pośpiechu do mojego ulubionego zakładu szewskiego i sklepu w jednym. Robią takie cudowne buty do tańca. Mogłabym tam siedzieć godzinami… No, dzisiaj, to sobie poprzymierzam! Muszę jakoś doczekać do treningu.
- Dzień dobry – witam się z miłym starszym panem, siedzącym za kontuarkiem. Czasem jest tu jego żona, którą też lubię, ale jego bardziej… - chciałabym prosić o przyciągnięcie paseczków w tych sandałkach – podaję moje trochę już podniszczone buty do "łaciny”.  
- Chyba je panienka lubi? – ogląda uważnie buty – mocno używane, ale jeszcze dobre. Tylko wkładeczkę chyba też wymienię… - przeciąga dłonią po wyślizganej powierzchni buta – przydałyby się nowe – wzdycha.
- Właściwie, to ma pan rację – uśmiecham się – przyszłam też pooglądać, zanim zamówię…
- To proszę wejść głębiej, do sklepu – wskazuje mi przejście do wnętrza słabo oświetlonego pomieszczenia – buciki są poukładane rozmiarami, ale jak będę potrzebny, to proszę mówić.
- Poradzę sobie – uśmiecham się – nie jestem tu pierwszy raz…
     Całe ściany są obudowane wysokimi półkami, zastawionymi butami. Na niższych półkach ustawione są równiutko, parami… Wyżej leżą pudełka. Jedno na drugim, aż do sufitu. Zapach skóry i kleju działa na mnie odurzająco. Lubię atmosferę tego miejsca. Przypomina mi się sklepik z płytami. Dawno tam nie zaglądałam… Biorę z półki parę cudnych sandałków ze złocistej satyny. Rozsiadam się na obitym skórą stołku i podwijam nogawki spodni. Specjalnie założyłam dziś cieniutkie podkolanówki… wsuwam ostrożnie stopę pomiędzy delikatne paseczki…
- Piękne… - aż podskakuję na dźwięk znajomego głosu. Bogdan stoi w drzwiach i patrzy na moje stopy z zachwytem – piękne – powtarza jakby z rozmarzeniem.
- Bądź łaskaw się przesunąć – mówię chłodnym tonem – zasłaniasz mi światło. Mierzę buty!
     Odsuwa się, ale nie wychodzi. Wciąż śledzi chciwym wzrokiem każdy mój ruch. Próbuję zapiąć maleńkie sprzączki, ale ręce mi drżą. Jestem taka wściekła, że zepsuł mi całą przyjemność z wizyty w tym sklepiku. Co on tu robi? Przecież mnie nie śledził! No, tak, tu zamówił tamte szpilki. Zna ten sklep doskonale. Pewnie zamawia tu regularnie buty. Stać go na taki luksus! Jakby na potwierdzenie moich przypuszczeń, starszy pan pojawia się w drzwiach z pudełkiem w dłoniach i podaje je Bogdanowi z uprzejmym uśmiechem.
- Proszę bardzo. Wszystko podklejone idealnie. Piękna skóra, mięciutka… - w jego głosie słyszę zachwyt – Może pomogę? – to do mnie – te zapięcia są takie malutkie, a paseczki cienkie…
- Nie, nie – odpowiadam szybko, widząc, że chce się schylić – poradzę sobie!
- Ja pomogę. Dziękujemy panie Czesiu – Bogdan kładzie łapę na przedramieniu starszego pana – to moja znajoma… Co tam u Adama? – zwraca się do mnie.
     Nie chcę, żeby mnie dotykał! Starszy pan przygląda mi się badawczo, więc przywołuje na twarz uprzejmy uśmiech. Nie będę robiła cyrku, to tylko buty!
- Dzięki, dobrze. Prosił, żebym pomogła w organizacji Urodzin Klubu – silę się na obojętny ton, podczas gdy Bogdan klęka na jedno kolano i powoli sięga do mojej stopy – Myślałam o małym występie tanecznym, ale jeszcze się zastanawiam…
     Starszy pan, uspokojony naszą pogawędką, wycofuje się do warsztatu, a Bogdan stawia sobie moją stopę na udzie. Przesuwa powoli palcami po delikatnym paseczkach sandałka, wreszcie sięga do sprzączki. Zapina ją wprawnym ruchem, jakby całe życie nie robił niczego innego. Chcę wstać, ale on przytrzymuje but…
- Spokojnie, jeszcze druga – mówi jakimś dziwnie miękkim głosem – przecież Cię nie zjem.
     Odstawia obutą stopę i stawia sobie na jej miejsce drugą. Znów delikatnie wygładza paski i zapina sprzączkę. Robi to z takim namaszczeniem… Moją uwagę zwraca jego przyspieszony oddech! Ma spory brzuszek, więc pewnie ucisnął go, klękając. Wstaję powoli i podchodzę do lustra opartego w kącie. Obracam się, nie oglądając się na Bogdana. Ostatecznie, to sklep, każdy może tu przyjść.  
- Panie Czesiu! Ma pan jeszcze te czerwone pantofelki? – Bogdan wstał i śledzi ruch moich stóp w półobrotach, które wykonuję przed lustrem.  
Piękne te sandałki, a jakie wygodne! Zastanawiam się, ile mogą kosztować? To nie na zamówienie, więc można coś utargować…  
- Po lewej stronie u góry! – odpowiada nam głos z warsztatu – tam, gdzie je pan zostawił!
     Zostawił? To on oglądał damskie pantofle? Ciekawe dla kogo? Bo dla mnie na pewno nie! Zerkam ukradkiem na Bogdana, który pewnym ruchem wyciąga jedno z pudełek.  
- Przymierzysz? – ostrożnie wyjmuje delikatny pantofelek.
     Jest po prostu nieziemski! Czerwony, a właściwie koralowy, połyskujący brokatem. Szpilka jest wyższa, ale nie tak wysoka jak w tych czarnych dla mnie. To buty do tańca, do Argentino… Paseczek z identycznej skórki do oplecenia kostki, maleńka dziurka na czubki palców… Zapiera mi dech. Takich jeszcze nie widziałam, no, może we Włoszech, ale kosztowały majątek! Te pewnie też są drogie…
- Nie ma mowy! – odsuwam się na bezpieczną odległość – nie stać mnie.
- Tylko przymierz – kusi Bogdan – przecież widzę, że Ci się podobają.
- Niech panienka popróbuje – zachęca sprzedawca, który zagląda pewnie po to, by się upewnić, że Bogdan znalazł właściwe pudełko – to nic nie kosztuje, a jak dobrze będą leżały, to może dam jaką zniżkę?
- No przymierz – Bogdan zniża głos – Pogadamy o tamtej sprawie?  
- Nie mamy żadnych spraw do omówienia – odpowiadam półgłosem, zerkając na buty. Bogdan głaszcze je, jak żywe stworzenia. Mienią się w świetle…
- Szkoda, mógłbym Ci pokazać ten dokument… - zawiesza głos.
     Nagle przychodzi mi do głowy, że dobrze byłoby rzucić na niego okiem. Tylko jak to zrobić? Żeby zyskać na czasie, wyciągam rękę po pantofelek.
- Pozwól, że ja to zrobię – Bogdan znów klęka – poza tym, powinnaś mierzyć je na gołą stopę. But się wtedy inaczej układa…  
- Raczej nie powinno się dotykać gołymi stopami nie swoich butów… - zaczynam, ale Bogdan mi przerywa.
- Panie Czesiu, pozwoli pan, prawda? – wykonuje w jego stronę jakiś gest, którego nie widzę i starszy pan kiwa głową.
     Siadam i zdejmuję sandałki, a potem zsuwam podkolanówki. Bogdan ma rację z tym układaniem się buta, ale trochę mi głupio. Cały dzień miałam buty na nogach… Nagle Bogdan robi coś niespodziewanego! Wyciąga z wewnętrznej kieszeni kurtki chusteczkę i wyciera mi delikatnie stopę! Szok! Chcę ją zabrać, ale Bogdan ją przytrzymuje. Odkłada chustkę i ostrożnie nakłada mi pantofelek. Gładzi przy tym moją skórę, jakby chciał sprawdzić, czy dobrze się układa w bucie. Po chwili robi to samo z drugą. Kiedy chcę wstać, on nagle przytrzymuje mi stopę i sunie nią wzdłuż uda, aż do… Boże! On jest podniecony! Jestem w szoku!  
- Puść! – chrypię i wyszarpuję się z uścisku.  
Ostatkiem sił udaje mi się wstać. Bogdan klęczy i wpatruje się w czerwone buty na moich gołych nogach. Oblizuje się, a na twarz wypełza mu lubieżny uśmiech.
- Mogę Ci to pokazać… – cedzi przez zęby – poczytasz sobie…
- Nie moje małpy, nie mój cyrk! – odpalam i szybko zdejmuję szpilki.  
Sama nie wiem, jak mi się to udaje na stojąco. Pospiesznie naciągam podkolanówki i wsuwam moje trzewiki. Rzucam pantofle Bogdanowi, który chwyta je z zadziwiającą sprawnością i już jestem przy kontuarku.
- To, na kiedy będą moje sandałki? – pytam, siląc się na spokój – chyba się też zdecyduję na te złote, które mierzyłam, ale dziś nie mam pieniędzy…
- Nic nie szkodzi – starszy pan nic nie podejrzewa. Uśmiecha się do mnie ciepło – odłożę je do jutra dla panienki, a te stare też będą gotowe, po południu…
     Ten dokument jest ważny dla Adama, kołacze mi gdzieś w głowie. Tylko rzucić okiem, w miejscu publicznym… Ale prosił, żebym się trzymała z dala od tego… To tylko buty! To sklep, nie będziemy sami…
- To przyjdę o siedemnastej – mówię głośno, tak, żeby Bogdan usłyszał – Te czerwone też niech pan na chwilę odłoży, zastanowię się.
     Wychodzę na zewnątrz i szybkim krokiem oddalam się z tego miejsca. Co ja robię? Serce mi wali, jakby chciało się wyrwać z klatki piersiowej. To dla mojego Adama! Dla mojego kochanego Adama! Wskakuje do pierwszego tramwaju, który zatrzymuje się na przystanku, dopiero po chwili orientuję się, że to pomyłka. Wysiadam, kiedy otwierają się drzwi i idę sprawdzić na rozkładzie, kiedy przyjedzie taki, którym dojadę na halę. Trzeba czekać 20 minut. Przejdę się piechotą, to może ochłonę.  
     Tego dnia zbieram taką burę od Marka, jak nigdy w życiu! Wszystko mylę, potykam się… Wreszcie podchodzi do mnie Ela.
- Co jest? Jakiś problem? – przygląda mi się z troską – co się dzieje?
- Okresu dostałam – kłamię niewprawnie, ale moje rumieńce zostają potraktowane, jak objaw wstydu.
- OK., trzeba było od razu mówić! – oddycha z ulgą – myślałam, że naprawdę coś się stało…  
Wlokę się do akademika z całą grupą. Powinnam pogadać o tym z Olką. Tak okropnie się czuję. Adam mi zabronił rozmawiać z Bogdanem, ale ja przecież robię to dla niego. On tylko ogląda moje stopy! To nic takiego! To jest… nieszkodliwe? Już sama nie wiem…
     Kiedy wchodzę do pokoju, napotykam rozanielony wzrok Olki. Na parapecie mamy bukiet tulipanów we wszystkich możliwych kolorach.  
- Zakładasz ogród? – nie potrafię się nie uśmiechać. Ona jest taka szczęśliwa.
- Ola, zakochałam się… - wzdycha.
- Dopiero teraz? – unoszę brwi – myślałam, że już dawno…
- Zakochałam się znowu – przeciąga się, jak kotka – on jest boski…
- Mam nadzieję, że mówisz o Radku? – przyglądam się Olce z niepokojem.
- Och, oczywiście, że o nim – rzuca się na tapczan, wzbijając małe obłoczki kurzu – wspomniałam przed świętami, że chciałabym czegoś nowego… żeby mnie zaskoczył…
- No, i co? – czuję, jak robi mi się ciepło – co zrobił?
- Zawiązał mi oczy…, a potem mnie rozebrał i skuł kajdankami… A potem się bawiliśmy w kary i nagrody… O rany, Ola, to było coś niesamowitego! A potem mnie karmił winogronami, jak w "Dziewięć i pół tygodnia”…  
- Skuł Cię? – przypomina mi się ten kretyński pomysł Roberta.  
- Tak, ale przecież mu ufam! – Ola patrzy na mnie z politowaniem – Musiał się naprawdę postarać, żebym uwierzyła w "kary”.
- Uderzył Cię? – jakoś sobie nie wyobrażam Radka w tej roli, już prędzej Adama.
- Nie, ale wiesz… on jest duży i silny… O rany, jeszcze się trzęsę, jak o tym myślę – na twarzy pojawia jej się rumieniec i taki uśmieszek… Podać cytrynę?
     Nie mogę jej psuć takiego wieczoru. Po prostu, nie mogę! Poza tym, co ona mi powie? Co może poradzić?

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 2077 słów i 11953 znaków.

7 komentarzy

 
  • Użytkownik an

    No, dokładnie. Zgadzam się z czytelniczka

    25 mar 2014

  • Użytkownik czytelniczka

    o nie! niech ona nie wchodzi z bogdanem w zadne uklady :( to podstep, neich sobie da spokój z tym dokumentem...

    25 mar 2014

  • Użytkownik an

    Ola na pewno nie ma złych intencji, ale pcha się do jaskini smoka i to okropne z pozycji osoby trzeciej  :| Ja to bym jej przemówiła do rozsądku :D

    25 mar 2014

  • Użytkownik Roksana76

    Rozumiem oburzenie, ale przypominam, ze Ola pochodzi z dość... tradycyjnej rodziny, a jest rok 1993, nie ma Google ani Wikipedii. Informacji szuka się w książkach i czasopismach dla młodzieży, albo od starszych kolegów. Pod warunkiem, że ma się zaufanych...

    25 mar 2014

  • Użytkownik o

    Boooskie w jeden dzien przeczytałam wszystko ale coraz krótsze są... Pisz dluzsze czekam na nastepna ‼‼

    25 mar 2014

  • Użytkownik an

    On jest obrzydliwy. Bogdan. Boze. Przyj*bal się. Niech Ola się do niego nie zbliza. Glupia bedzie, jeśli to zrobi. Przeciez wiadomo, ze taki gad nigdy nie bedzie dzialal na jej korzysc, nawet, jesli tak się z pozoru wydaje. On ma jakiś swój cel i Ola moze pozalowac, ze się wtracila zamiast posluchac Adama

    25 mar 2014

  • Użytkownik dziubek91876

    Kiedy następna część? Super. Ale nienawidzę tego Bogdana  :mad:

    25 mar 2014