Wesoły dźwięk harmonijki roznosił się po całej kamienicy. Patrycja spojrzała na Eliota, który radośnie grał na swoim ulubionym instrumencie.
- Przestań – rozkazała oschle. – Przestań, bo zaraz nie wytrzymam i wsadzę ci to w dupę!
Dwudziestodwulatek ani myślał przerwać grę. Spoglądał co jakiś czas na przyjaciółkę, czy udało mu się ją wkurzyć jeszcze bardziej.
Od spotkania Patrycji z Franklinem na ławce w parku minęły trzy lata. Od tej pory widzieli się raptem kilka razy, wymieniając krótkie „cześć”, jednak tylko za pierwszym przelotnym wpadnięciem na siebie gdzieś na mieście. Dziewczyna zdążyła już zadomowić się w LA i nawet nie zadzwoniła do ciotki z prośbą ofiarowania jej dachu nad głową. Skorzystała z propozycji Clintona, która wydawała się być szalona, ale w praktyce sprawdziła się znakomicie. Dołączyła do jednego z wielu gangów ulicznych. Akurat ten nie należał do najmocniejszych, ale lubiła go za to, że czuła się tu jak w domu. Został założony stosunkowo niedawno, nadano mu nazwę „Ruthelss”. Żyło tu może z dwadzieścia osób, a zamieszkiwali opuszczoną kamienicę niedaleko plaży. Nie był taki jak inni. Nie lano tu nie wiadomo ile krwi, nie wchodzono w konfrontację z pozostałymi grupami, jedynie planowali razem jakieś drobne akcje przestępcze. Nie liczyli się w wielkim Los Angeles, ponieważ nie budzili powszechnego postrachu.
Rok temu Patrycja została przywódczynią, gdyż nie było specjalnie kogo obsadzić na to stanowisko ze względu na nagłą śmierć poprzedniego lidera. Nieźle sprawdzała się w tej funkcji, bardzo zmieniła się w ciągu tych trzech lat.
Stała się bardziej pewna siebie i potrafiła dowodzić grupą. Nauczyła się jako tako strzelać i została naprawdę fantastycznym hakerem, poprawiła kondycję. Pożegnała się z dawnym imieniem i przyjęła angielską wersję, którą zmieniła z „Patricia” na „Patrysia”, gdyż nikt nie potrafił wymówić „Patrycja”. Ścięła swoje włosy do ramion, pofarbowała na niebieski, a w zasadzie turkusowy. Na swoich rękach wytatuowane miała różne napisy. Największy z nich to „Jestem z Polski.”
W gangu poznała wielu wspaniałych i zarazem okropnych ludzi. Jej najlepszym przyjacielem został Eliot. On również zmienił swoje imię z Alfiego na coś bardziej oryginalnego. A oryginalności nie można mu było odmówić! Jeśli znacie jakiegoś hipstera, może się on schować.
Eliot był chudym dwudziestodwulatkiem średniego wzrostu, noszącym okulary zerówki, bo uważał, że są fajne i dodają mu „tego czegoś.” O swoich falowanych włosach nie mówił, że są brązowe, one są w kolorze fusów od herbaty. Według większości osób ubierał się jak typowy gej, ale większość osób i ich zdanie mało go obchodziło. Ponadto, jak sam zaznaczał, pasjonował się wyczynową jazdą na hulajnodze i zawodowo grał w kółko i krzyżyk. Interesował się grą na harmonijce, co wychodziło mu gorzej niż masakrycznie oraz miał swojego pupila – Szczura, o oryginalnym imieniu – Zjebek.
- Szefuńciu, jakaś świeżyzna przyszła – zawiadomił Freddy.
Świeżyzna oznaczała w ich otoczeniu nową osobę.
- Kogo znowu przywiało?
***
Trevor Philips wgramolił się ospale do swojej przyczepy. Nie posiadał domu, ale te kilka niezbyt komfortowych pomieszczeń w zupełności mu wystarczało. Z zewnątrz idealnie pasowała do otoczenia, czyli jednego wielkiego pustkowia. Otoczony niedbale siatką ogród, a raczej kawałek suchej ziemi, porastało jakieś pustynne zielsko, a stare opony walały się pod nogami co jakiś czas. Przyczepa zbudowana z zardzewiałej blachy, posiadała jedynie wąskie okna, które zdawały się być niemyte od czasu jej zakupu. Ktoś inny na pewno przejmowałby się takimi warunkami życia, ale na pewno nie Trevor. Miał wodę, prąd, piwo w lodówce oraz figurkę sflaczałego gniewu. Czego chcieć więcej?
Gdy tylko wszedł do pokoju, który, jeśli się uprzemy, można nazwać salonem, rzucił się zmęczony na kanapę. Włączył radio, żeby nie było za cicho, gdyż mieszkał sam.
- Specjalnie dla radia „ O rety, skarpety” powtórka z dzisiejszych wiadomości. Nasz niezastąpiony Tadeusz Moczymorda przekaże państwu najświeższe fakty.
- Odbyła się próba napadu na jubilera, to jeden z najbardziej ekskluzywnych sklepów w całym Los Angeles. Alarm nie został dostatecznie dobrze rozbrojony, jednak z nagrania nie jesteśmy w stanie stwierdzić, kim są przestępcy. Była to grupa trzech, wysokich mężczyzn, przynajmniej tyle można wywnioskować z kamer. Natomiast jeden ze złodziei popełnił wielki błąd. Zanim na miejsce dotarły wysłane radiowozy, sytuacją zainteresował się policjant, który przechadzał się akurat po okolicy. Zeznał on, że bandyta odłączył się od kolegów i wyszedł przez sklep, gdzie właśnie stał. Tam doszło między nimi do bójki, podczas której zdjął jego kominiarkę. Policjant wymienił z nim nawet kilka słów! Krzyknął „Zapamiętam cię!”, a przestępca powalił go na ziemię i odparł „Codziennie zapominasz tysiące rzeczy. Może tak zapomnisz i o tym?”.
- Dziękujemy, Tadeuszu. Czekajcie na dalszy rozwój wydarzeń, powiemy wam o tym w radiu „ O rety, skarpety”.
Trevor gwałtownie otworzył oczy i wstrzymał oddech. Zerwał się z miejsca i zaczął obszukiwać kieszenie spodni. W końcu wyciągnął telefon, włączył Internet i szukał informacji dotyczących napadu. Chciał mieć pewność, że się nie przesłyszał. Jego uszy okazały się być w pełni sprawne. Na wszystkich kanałach i stronach z wydarzeniami ze świata oraz Stanów Zjednoczonych pisano to na pierwszym miejscu wytłuszczonym drukiem.
- Los Angeles to ładny kawałek stąd – powiedział sam do siebie Philips. – Najpierw rozeznajmy się lepiej w sprawie.
Wybrał numer do swojego kolegi – Wade’a. Po kilku sygnałach rozległ się dźwięk rozmówcy:
- Halo? Kto śmie zakłócać mój spokój?
- To ja, Trevor. Mam dla ciebie robotę.
- Yyy… Strasznie słabo cię słychać, T. Halo? Halo?! – po czym rozłączył się w mgnieniu oka.
Philips wściekł się do granic możliwości. Postanowił nagrać wiadomość. Najwyraźniej poskutkowało, bo przestraszony Wade sam do niego oddzwonił.
- Wybacz, to ten…
- Nie próbuj robić mnie w chuja, gówniarzu! Słuchaj mnie lepiej uważnie! Masz znaleźć mi wszystkich Michaelów Townleyów w Los Angeles. Wszystkich! Wszystkich co do jednego, jebanych MICHAELÓW TOWNLEYÓW! Rozumiesz?!
- Ach, no… Jasne, Trev.
- Czekam. Z niecierpliwością. Z ogromną niecierpliwością.
Dodaj komentarz