- O jaki sposób zarobku ci chodzi? – popatrzyła na niego krzywo i zajęła miejsce przy barze. – Jeśli chodzi ci o danie dupy to dość wysokie progi – zażartowała.
- To może kiedy indziej – uśmiechnął się. – Podobno orientujesz się w informatyce?
- Podobno tak.
- Widzisz… Przydałby mi się ktoś taki. Dokładniej nie tylko mi, ale też mojemu przyjacielowi.
- Hmm, mów dalej – przytaknęła i oparła głowę na łokciu.
Franklin zebrał myśli, wziął wdech i powiedział:
- To nie jest najlepsze miejsce na takie rozmowy.
- Ach, tak… Jasne.
- Interesuje cię to i mam cię wtajemniczyć, czy…
Patrysia zaczęła się uśmiechać coraz szerzej, aż zawiesił głos.
- …Czy raczej lata ci to koło dupy?… Co cię tak śmieszy?
Dziewiętnastolatka podniosła kieliszek do ust i ponownie się zaśmiała. Popatrzyła mu głęboko w ciemne oczy, smakując alkohol.
- Teraz wpadłeś na ten genialny pomysł? Kiedy już napatoczyłam ci się na drogę? A jakoś przez trzy lata udawałeś, że nie istnieję.
Przybliżył się do niej, a Patrysia poczuła się trochę nieswojo. Czuła jego oddech na swoim policzku. Rozum podpowiadał jej, żeby się odsunąć, ale tego nie zrobiła.
- Tu chodzi o konkretny zarobek. Mój przyjaciel naprawdę ładnie ci to wynagrodzi.
- Potrzebujecie ukraść jakieś informacje, złamać zabezpieczenia, czy co? – zapytała dużo ciszej.
- Powtarzam, to nie jest odpowiednie miejsce na dyskutowanie odnośnie nielegalnej roboty.
Dziewczyna odsunęła się dość szybko i spojrzała podejrzliwie na Franklina.
- A więc stąd miałeś znajomości w gangach, Clinton. Wygląda na to, że jesteś zamieszany w bardzo podobne gówno do mojego.
Tym razem to on ledwo powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem.
- W dużo gorsze.
Franklin zamawiał kolejne drinki, więc zeszli na bardziej kontrowersyjne tematy. W końcu Patrysia spostrzegła, że sytuacja zaczyna wymykać się jej spod kontroli i jej towarzysz w ogóle nie rusza swojego kieliszka. W obawie przed zrobieniem czegoś, czego później będzie żałować, odsunęła szklankę od siebie i spytała zupełnie od czapy:
- Kto jest tym twoim wspólnikiem?
Franklin nieco zdziwił się nagłą zmianą tematu, jednak westchnął i powiedział:
- Nie mogę ci nic powiedzieć, póki nie zgodzisz się być częścią tej ekipy.
- Obawiasz się kablowania? Komu? Gliniarzom? – zadrwiła. – Niech ci będzie. Tak się składa, że hajsu nigdy za wiele, a moi ludzie na pewno na tym skorzystają. Także możesz mnie już zabrać w miejsce, które będzie stosowne do tej rozmowy.
- Chodź – wykonał gest ręką i podniósł się ze stołka.
Patrysia niemalże wywinęła orła podczas wstawania. Błyskawicznie złapała się jego ramienia.
- Kurwa – zaklęła. – Za mocne to było jak dla mnie.
- Sama wybierałaś.
- No ta… Dobra, nic nie mówiłam – skierowała się w stronę wyjścia, potrącając po drodze imprezowiczów.
Na parkingu stał już wóz Clintona.
- Typowy buntownik prowadzący po pijaku.
- Mogłem mieć więcej promili, także wyluzuj. Chyba, że wolisz iść na piechotę? – zadrwił wsiadając do sportowego samochodu.
- To jedyne, o czym teraz marzę, Frank – odparła sarkastycznie.
- Możemy pogadać tutaj, potem cię odwiozę… Chodzi mi o mojego wspólnika, Michaela. Gościu jest niezłym gangsterem, wiele się od niego nauczyłem. Pracuję z nim od prawie czterech lat.
- Planujecie coś?
- Ostatnio zawaliliśmy napad na jubilera, tego w centrum. To wszystko przez to, że jeden facet o imieniu Lester, od którego zawsze dostajemy zlecenia, nawalił nieco z zabezpieczeniami. Michael chciał szybko działać, potrzebował pilnie forsy i wyszło jak wyszło. Na początku naszej współpracy zamordowali nam hakera, a Lester nie do końca sprawdził się w tej roli – opowiadał Franklin, zbliżywszy się, według Patrysi, za bardzo.
- No… Spoko… - próbowała nieco zwiększyć dzielącą ich odległość. – Powtarzam pytanie: Co macie teraz na oku?
- Czekamy na plany Lestera, ale możesz nam się przydać, Pat. Prawdopodobnie spróbujemy znów, ale to za jakiś czas. Może uda się zorganizować wcześniej coś innego.
Dziewczyna przez chwilę milczała. Wlepiła wzrok w swoje paznokcie i głęboko się nad czymś zastanawiała. W końcu przekręciła się tak, że siedziała do niego bokiem.
- Jedź na Ontario Street.
Franklin odpalił silnik i gwałtownie ruszył. Wciskając się pomiędzy dwoma samochodami, wyjechał z parkingu.
- I postaraj się nas nie zabić, co?
Frank zdawał się jej nie słuchać i ignorował sygnalizację świetlną, przepisy drogowe i przechodniów.
- Jak na razie na nic nie wpadliśmy. Chcesz to sama prowadź.
- Jak na razie… Myślę, że jednak zrobisz to lepiej.
- Umiesz jeździć? – spojrzał na nią, zupełnie odwracając wzrok od jezdni.
- Jako tako. W iem, do czego służy pedał gazu i hamulec.
Dziewczyna w pośpiechu próbowała zapiąć pasy, bo była pewna, że zaraz na coś wpadną.
- W takim razie zamknij się, co? Chociaż… dobrze byłoby cię podszkolić. Michael jest dość krytyczny co do swoich wspólników.
- Bo jako haker będę zapierdalać jak ty dwieście na godzinę w terenie zabudowanym, wymijając korki po chodniku – kpiła niebieskowłosa.
- Musisz opanować podstawy wszystkiego – odparł, gwałtownie skręcając w prawo tuż obok wyprzedzających się taksówek. – Mogę ci w tym pomóc.
- Będziesz coś za to chciał? – zareagowała z prędkością światła.
Franklin nagle zahamował.
- Zobaczy się, może przy okazji. Tutaj mieszkam, jakbyś coś chciała. – wskazał na piękną posiadłość, przed którą stał zielony motor. – Podasz mi swój numer?
- Daj mi telefon, wpiszę ci.
Niewiadomo skąd rozległ się trzask wybijanej szyby. Patrysia odwróciła się i spostrzegła grupę ludzi w fioletowych bandanach.
- Na ziemię! – Clinton pociągnął ją tak, że znalazła się na wysokości siedzenia.
Dodaj komentarz