Weszli do przedpokoju, w którym znajdowały się jedynie szerokie schody, prowadzące na górę. Tam, przez dwa niewielkie okna wpadało mało światła, lampy zostały zgaszone, a na licznych stolikach walały się przeróżne rzeczy: reklamówki, wyblakłe tkaniny, a nawet stary wiatrak.
- Tędy. – Franklin poprowadził Patrysię do drewnianych drzwi i wkroczyli do środka.
Dziewczynę uderzył niewyraźny zapach potu i spalenizny. Przed nimi znajdował się podwójny, oddzielony łukiem pokój. W pierwszym z nich trudno było nie zauważyć kilku migających ekranów, masy notatek przyczepionych do ścian, upchanych na półkach i biurkach teczek oraz niepełnosprawnego mężczyzny siedzącego przy komputerze na wózku inwalidzkim.
- Jak się masz, Lester? – zagadał Frank, a ten odwrócił się w jego stronę.
- Och, Franklin. Dobrze, dzięki. Właśnie zajmuje się… Kim jest ta kobieta? – zapytał Lester, ujrzawszy Patrysię.
- To moja znajoma, Patrysia. Jak już na pewno wiesz umówiliśmy się z Michaelem, ale z tego co widzę może się spóźnić.
- Lester Crest. – Mężczyzna podał rękę Pat.
Lester był powoli łysiejącym, mężczyzną porządnie po czterdziestce, z nadwagą, która wynikała z jego niepełnosprawności. Poruszał się na wózku inwalidzkim lub podpierał się o laskę. Posiadał rude włosy oraz wyraźne zmarszczki na czole i nosił wielkie czarne okulary z cienkimi obwódkami. Zazwyczaj jego owalną twarz pokrywał kilkudniowy zarost. Crest często pomagał Michaelowi i Franklinowi w organizacji grubszych akcji, gdyż posiadał sporą wiedzę z zakresu informatyki i technologii. Ostatnio okazało się jednak, że popełnił błąd podczas skoku na jubilera.
Usłyszeli trzaskanie drzwiami i kroki na schodach. Franklin bardzo się zdziwił, ponieważ nie należały one do jednej osoby, lecz co najmniej do dwóch.
- Witamy z powrotem w pracy! – powiedział Michael podniesionym głosem, unosząc dłonie w geście powitania.
Za nim wślizgnął się jakiś facet. Lester popatrzył zagubionym wzrokiem z nutką przerażenia na De Santę.
- Mam się bać, Michael? – Skakał wzrokiem od niego do Trevora.
- Wszystko jest w najlepszym porządku, przyjacielu – oznajmił De Santa. – Dogadałem się z Trevorem. Postaramy się zakopać topór wojenny, połączyć siły i te sprawy.
- Teraz już tak łatwo się mnie nie pozbędziecie, moi drodzy – Philips uśmiechnął się ironicznie i wykonał krok w stronę Franklina i Patrysi. – Ty jesteś Franklin Clinton, czyż nie?
- Jasne, Michael ci coś o mnie mówił, nieznajomy ziomku?
- To jest Trevor Philips, Frank – odparł w miarę spokojnie De Santa. – Ten, o którym ci opowiadałem… Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, prawda, Trev? Zajmijmy się sprawą!
- OK – wydusił z siebie Clinton, patrząc spode łba na Kanadyjczyka.
Na moment zaległa cisza. Lester poprawił kołnierz swojej koszuli w żółto-zieloną kratę i tak jak wszyscy zebrani, wlepił wzrok w dziewiętnastolatkę.
- Nazywam się Patrysia. Właściwie Patrycja Horne, ale możecie skracać do Pat, czy jak tam sobie chcecie – dziewczyna przerwała ciszę. – Nie jestem stąd. Pochodzę z Polski, mieszkam w Los Angeles od trzech lat. Poznałam Clintona na ławce w parku, gdy jakiś skurwysyn zajebał mi cały dobytek… Mówi się trudno. Uciekłam z domu, później za radą Franklina dołączyłam do Ruthless. Nie zdziwię się, jeżeli nas nie znacie. Liczymy raptem dwadzieścia osób, więc to nie sukces, że od niedawna zajmuję pozycję lidera. Clinton mówił mi, że ma dla mnie jakąś robotę. Wiem co nieco o was, z wyjątkiem ciebie, Trevor. Nigdy o tobie nie słyszałam. W każdym razie specjalizuję się w informatyce. Umiem trochę strzelać, wiem, gdzie jest gaz i hamulec w samochodzie – uśmiechnęła się do afromerykanina. - Także w ten oto sposób znalazłam się tutaj – opowiadała swobodnie, patrząc w oczy po kolei każdemu z nich.
- Hm, dobrze… Wyglądasz bardzo młodo, Patrysio. Ile masz lat? – zapytał Michael.
- Dziewiętnaście – odpowiedziała trochę ciszej, jakby chciała to ukryć.
Brunet pokiwał delikatnie głową, tworząc ze swoich ust wąską linię. Podszedł do Franklina i szepnął:
- Chodź na chwilę.
Oddalili się do sąsiedniego pokoju i usiedli na łóżku Lestera. Do ich uszu dochodziły przejęte rozmowy Patrysi i rudego mężczyzny. Nareszcie znalazła kogoś z podobnymi zainteresowaniami. Natomiast Trevor nadal bezczelnie wlepiał w nią wzrok, zwracając uwagę na każdy szczegół.
- Posłuchaj, Franklin. Masz dwadzieścia pięć lat, a to bardzo mało jak na ten biznes. A ta laska ma dziewiętnaście… Myślisz, że ktoś w tym wieku poradzi sobie lepiej od naszego zaufanego i znającego się na rzeczy Lestera?
- Nie mam pojęcia, co ta dziewczyna naprawdę umie. Tak czy siak musimy ją przetestować, dokładnie sprawdzić, jak sobie daje radę. Słyszałem wiele na dzielni, że jest dobra w tym, co robi i pomyślałem, że może się okazać strzałem w dziesiątkę. Ja sam nie byłem o wiele starszy, gdy do ciebie dołączyłem, Mike. Raptem trzy wiosny. Co prawda nie znam jej za dobrze, ale z tego co zdążyłem zauważyć, Patrysia ma charakter potrzebny do tej roboty. Co nam szkodzi spróbować? – ciągnął Clinton.
Michael westchnął, przytaknął i wymamrotał coś w rodzaju „racja”. Wrócili do pokoju obok.
- Myślę, że… - zaczął, ale Lester mu przerwał.
- To dziecko wie sporo ze swojej dziedziny, Mike.
- Co nie oznacza, że nadaje się do tego biznesu – zadrwił Trevor. – Trzeba umieć znakomicie strzelać, prowadzić i być urodzonym bezwzględnym zabójcom. Założę się, że laska boi się nawet poprosić o ketchup w KFC.
- A po czym to wywnioskowałeś? Nie rozśmieszaj mnie, człowieku, błagam – burknęła nebieskowłosa.
- Sądzisz, że w tym wieku można coś działać, Townley?! Nie potrzeba nam żółtodziobów! – warknął, ale po kilku sekundach opanował złość i skierował się do Patrysi – No powiedz mi, mała, uważasz, że po odpyskowaniu i opowiedzeniu historii na totalnym luzie, staniesz się nagle w moich oczach niegrzeczną dziewczynką?
- Jakżebym śmiała, panie Philips! Więcej informacji o moim życiu znajdziesz w miesięczniku „Żywoty Świętych”! – zadrwiła, chociaż obawiała się nieprzewidywalnego mężczyzny.
- Które wydanie? – ciągnął Trevor, nieco zdziwiony jej śmiałością.
- Każde! Jestem kurwa tak święta, że co miesiąc mają co o mnie pisać!
Franklin prychnął razem z Michaelem i wymienił rozbawione spojrzenia z dziewiętnastolatką. Od śmiechu nie powstrzymał się nawet Trevor.
- Przejdźmy do rzeczy, panowie – zaczęła i otworzyła torbę.
Wyciągnęła z niej laptopa i usiadła na stołku obok Lestera. Otoczyli ją łukiem i przypatrywali się ekranowi, na którym ukazał się widok kamer czuwających nad bankiem w North Yankton.
- Oto wasze miejsce napadu zorganizowanego dziesięć lat temu. Zainteresowałam się tym tematem i uzyskałam dostęp do wszystkich kamer. Dzięki temu mój wspólnik sporządził plan budynku – rozłożyła arkusz papieru, na którym widniał plan narysowany przez Eliota. – W zachodnim skrzydle znajdują się dwa sejfy. Musieliście ich nie dostrzec, a są trochę większe od tego, który wyczyściliście podczas akcji.
Lester pochylił się nad kartką, a Michael i Trevor spoglądali z niedowierzaniem na dziewczynę.
- A nie mówiłem? – uśmiechnął się Franklin.
Dodaj komentarz