Życie poza Prawem - Rozdział 18 - Pamiętliwy wróg (GTA V)

- Będzie ich ośmiu. Osiem ofiar – powtórzyła Patrysia.  - Nieskończona ósemka właśnie powstała.
- OK, tu wszystko jasne, dalej – przytaknął Michael, przysiadając się do niebieskowłosej. Wlepił oczy w ekran jej telefonu, gdzie jeden po drugim wyświetlały się zdjęcia.
- Tak właściwie to po co my to robimy? – niecierpliwił się Franklin. – Ani nic nie będziemy z tego mieć ani nam nie zapłacą.
Patrysia spojrzała na niego z politowaniem i zmęczeniem w jednym.
- Zaburzasz mój tok myślenia, Clinton… Przejdźmy do tego jakże pięknego wierszyka. Założę się, że Adam Mickiewicz przewraca się od tego w grobie, ale cóż poradzić, taka praca… Pierwszy załatwiony.
- Z tego możemy wywnioskować pierwszą informację. Napisy pojawiły się ósmego sierpnia dwa tysiące czternastego roku. Ta data nie może być przypadkowa:  mamy do czynienia z dwiema ósemkami. Skoro pierwszy nie żyje, musiał umrzeć niecałe dwa lata temu – wywnioskował Trevor.
- Zapisz to, Eliot – poleciła Patrysia.
Brunet poprawił swoje zerówki, które zjeżdżały mu na nos i sięgnął po marker. Na białej tablicy obok „Osiem ofiar, 08.08.2014, nieskończona ósemka” pojawiło się „co najmniej jeden nie żyje od prawie dwóch lat.”
- Drugi był zabawny… - przeczytała dziewczyna.
- To zapewne oznacza, że go zabił, a ten śmiesznie uciekał, bał się lub coś w tym guście.
- Notujemy – skinęła na Eliota. – Trzeci próbował zwiać… Próbował, ale prawdopodobnie mu nie wszyło… Czwarty wołał mamę… Jak słodko… Piąty nie żyje…
- Czyli mamy pięć z ośmiu pewnych ofiar, skoro kasował ich jeden po drugich – skomentował, dotychczas nie angażujący się w sprawę Franklin.  
- Brawo, mój geniuszu. To może mi powiesz, co znaczy, że szósty jest wodnikiem?
- Nie wiem, a siódmy?
- Siódmy w niebie – powtórzyła Patrysia. – Czyli ten szósty też zginął. Jest wodnikiem…
- Utopili go – odezwał się okularnik. – To jest chore.
- 8 nie będzie czekać. W dodatku napisane cyfrą, pewnie dlatego, że ma ona dla niego duże znaczenie. Jak to rozumiecie?
- Musiał zginąć po ósmym sierpnia – odparł Michael. – Albo wciąż żyje. Znaleźliście coś jeszcze?
Patrysia zaczęła szukać czegoś na telefonie. W końcu pokazała wszystkim zdjęcie kilku kropek ułożonych w dziwnej kombinacji.
- Musimy jeszcze raz przejechać się do Sandy Shores.
Gdy De Santa skończył mówić, usłyszeli dźwięk trzaskania drzwiami. Chwilę później w progu pojawił się, próbujący zachować spokój, Friedrich. Przeleciał wzrokiem po wspólnikach, ledwo łapiąc oddech.
- Co jest, Freddy? – zagaił ze swoim zwykłym uśmiechem Eliot. – Wyglądasz na… hm… lekko czymś zestresowanego… Zaparzyć ci ziółka? – uśmiechnął się szerzej.
Blondyn zbladł tak, że jego odcień skóry stał się niemal bielszy od karnacji Patrysi. Oczy niemalże wyskakiwały mu z orbit, a on stał jak słup soli. Próbował się poruszać, ale czuł się jakby ugrzązł w paskudnym błocie. Po chwili z trudem wykonał charakterystyczny gest ręką. Patrysia znała go doskonale i podeszła do byłego iluzjonisty.  
- Nie wyglądasz dobrze – stwierdziła zmartwiona. Nerwowo obejrzała się przez lewe ramię. Eliot, Trevor i Michael żywo o czymś rozmawiali, a Franklin wpatrywał się w nich z ciekawością pomieszaną ze zdziwieniem.
- Dzięki za informację, nie wiem, co bym bez ciebie zrobił – odparł sarkastycznie Friedrich.
- Co się znowu urodziło?
- Jak zwykle jesteśmy w maleńkich tarapatach. – Starał się to ująć delikatnie.
Patrysia ponownie spojrzała na wspólników, po czym wlepiła swoje lodowate oczy w blondyna.
- A dokładniej?
- Czy zapomniałaś już… o Aleksie? – przełknął głośno ślinę.
Niebieskowłosej momentalnie zaszumiało w uszach i zaczęło kręcić się w głowie.
- Robiłam, co w mojej mocy, by tak się stało.
- To źle. On pamięta, nie myśl, że pójdzie nam tak łatwo… Nie chcę, żebyś inaczej odebrała moje przemyślenia… Powinnaś się wywiązać z umowy… Tak, wiem na co się piszesz! Ale skoro już to zrobiłaś i postanowiłaś poświęcić się do tego stopnia…
- Wiem – przerwała mu nieoczekiwanie. – Mówił ci o tym? Przekazał ci coś, wydał jakieś polecenia?
- Przyszedł dzisiaj koło jedenastej. Był bardzo zawiedziony i jednocześnie wściekły, że cię nie zastał. Wziąłem sprawę w swoje ręce, bo mam nadzieję, że mi ufasz. Obiecałem mu, że z tobą porozmawiam. Jestem świadomy, czego on od ciebie oczekuje, Pat. To okropny, przebrzydły, paskudny cios poniżej pasa… Może powinniśmy się przenieść? Moglibyśmy wtedy spać spokojnie, a ty nie doświadczyłabyś tej… tej hańby.
- Też nad tym myślałam i to byłoby bez wątpienia najlepsze wyjście z tej sytuacji, pod warunkiem, że mielibyśmy dokąd iść… A problem tkwi w tym, że nie mamy – wyszeptała, trochę się trzęsąc.  
- Może powinniśmy opuścić Kalifornię? – zasugerowała jej prawa ręka.
- Nie ma takiej opcji, nie teraz. Skąd weźmiesz na transport, gdzie się ulokujemy? Taką akcję trzeba rozważnie zaplanować, trochę przemyśleć. Nie możemy wbić na pałę tam, gdzie nam się spodoba i liczyć, że wszystko się jakoś ułoży. Poza tym mam tu wiele niedokończonych spraw… Morderca nieskończonej ósemki, napad na North Yankton.  
Friedrich pociągnął nosem, a gangsterzy i Eliot spytali, ile jeszcze potrwa ich rozmowa. Patrysia uspokoiła ich, że niedługo, a blondyn dokończył:
- Aleks chce cię widzieć dzisiaj w nocy.
- Myślałam, że da mi trochę więcej czasu na przygotowanie się do tego psychicznie.
- Mówiłaś już Eliotowi? – zapytał smutno, patrząc na roześmianego okularnika, stojącego z markerem przy tablicy i rysującego karykaturę Trevora. – W końcu, z tego co udało mi się zaobserwować, to dużo dla ciebie znaczy.
- Nie mówiłam… On mnie zrozumie. Przynajmniej na to naprawdę liczę.
Brunet odwrócił się w jej stronę i odsłonił zęby w szczerym uśmiechu. Dodało jej to otuchy, więc podeszła w jego stronę.
- Skąd w tobie tyle radości?
- A to jakaś nowość? – zaśmiał się, głaszcząc szczura o imieniu Zjebek.
- Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. A on zaraz znowu cię ugryzie.  
- Mam jeszcze dziewięć palców, powinno starczyć. A! I jeszcze dziesięć u stóp, to taki komplet zapasowy – zażartował, rozśmieszając resztę.
Obdarzył Patrysię pocałunkiem, co wywołało dziwną reakcję Franklina i Trevora, której nie zamierzali ukrywać.  
- Yyy… Tak… Wróćmy do naszego wariata z Sandy Shores – zarządził Michael, widząc obłąkane spojrzenia przyjaciół.
***
- Ach, witaj, Katherine! Usiądź! – komisarz Collins zrobił miejsce przy biurku dla młodej blondynki.
- Dzień dobry, panie komisarzu – uśmiechnęła się Katherine.
- Jak mają się sprawy? – zapytał miło czterdziestolatek. – Czy udało się pani…
- Jak najbardziej, proszę pana. Spotkałam się z nim zeszłej nocy w pobliskim klubie. Tak, jak pan kazał śledziłam jego auto aż od Pauline Avenue, więc numery rejestracyjne i wygląd samochodu zgadzały się z dokumentacją. Siedział sam, mocno podpity przy barze. Wykorzystałam sytuację i nawiązałam z nim znajomość. Uzyskałam niezwykle ciekawe informacje, na pewno będzie pan zadowolony – opowiadała Katherine, wyciągając z teczki dokumenty. – Przede wszystkim musimy uważać na bank w North Yankton.

Igi

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1303 słów i 7559 znaków.

Dodaj komentarz