Mój ból cz 28-29.

Mój ból cz 28.

Wyglądali na całych. Aidan szybkim krokiem podszedł do mnie. Spojrzałam na niego. Żadnych ran.
- Wszystko dobrze? – zapytałam.
- Z nami tak. – odparł i usiadł obok mnie.
- A z kimś nie? – zapytał zaskoczony Garrett, podając mu miseczkę zupy.
- Ten debil przetrzymuje swojego mentora. W jednym z pokoi na piętrze. Możliwe, że go torturuje, nie wiemy tego na pewno, bo słyszeliśmy tylko krzyki. – odparł Thomas, pałaszując zupę.
- Co?! – wrzasnęłam. – Żartujecie, prawda?
- Niestety nie. – Aidan siedział wpatrzony w dal, grzejąc sobie dłonie o ścianki naczynia. Jego wzrok zdradzał wielki ból.
- A co z jego smokiem?
- Nigdzie go nie zauważyliśmy. Ale możliwe, że przetrzymuje go gdzieś dalej.
- Myślicie, że nie żyje? – zapytała przerażona Rachael.
- Tego nie możemy wykluczyć. – odparł Aidan, dopiero teraz zaczynając jeść. –Ponadto na jego usługach są gobliny. Około czterdziestu. Nie jest to liczba, z którą byśmy sobie nie poradzili, ale musimy być ostrożni, bo jeśli zaatakują nas z dwóch stron, możemy mieć kłopoty, bo smok będą wtedy bezsilne... To będzie krwawa rozmowa, tak coś czuję.
- Rozmowa? – zapytałam zaskoczona.
- Tak… Chcemy z nim najpierw porozmawiać, dać mu szansę. Wejdziemy do środka, gdy tam będziemy nasze smoki jednocześnie zaatakują jego bestię i te gobliny… Wtedy my też uderzymy, nie dając mu szans na zaalarmowanie kogokolwiek... Znamy jego plan dnia, jutro o świcie zwijamy obóz. Zostają tu Garrett z Rachael i Jakiem. Ja, Thomas, Elena i nasze smoki idą do jego domu. Bestie zostają w powietrzu i szukają smoka tego starego Jeźdźca, jednocześnie zachowując pełną czujność. – wyjaśnił Aidan. Spojrzałam na niego lekko zaskoczona, przecież ten plan wymagał od nas wszystkich niesamowitego zgrania w czasie i koordynacji naszych działań. Ale Aidan wyglądał na pewnego swoich słów, więc postanowiłam mu zaufać. Tak, jak za każdym razem, gdy przygotowywał plan na którąś z naszych akcji czy bitew. Zaczęliśmy się bardzo dokładnie przygotowywać do tej wizyty. Obmyśliliśmy każdy nawet najmniejszy szczegół naszej akcji. Byliśmy przygotowani na tip-top. Dwa dni po powrocie chłopaków ze zwiadu, w godzinach dopołudniowych weszliśmy powoli na plac przed domem Jeźdźca. Niestety. Pomimo super dokładnego przygotowania, zostaliśmy zaskoczeni, bowiem, gdy tylko weszliśmy na bramę, odwrót odcięły nam gobliny, a w wejściu do domu ukazał się francuski Jeździec z brązowym mieczem w ręce.
Cholera! Byliśmy zdani zupełnie na siebie, bo nasze smoki póki co nie mogły zaatakować.
- Czego tutaj chcecie? – warknął wściekle młody Jeździec po angielsku z zabawnym francuskim akcentem.
- Chcielibyśmy z tobą porozmawiać. – odparł Aidan rozkładając szeroko ręce w geście „Nie mamy złych zamiarów”.
- A o czym? I pomimo, że pokazujesz mi, że nie chcecie walczyć, to jednak macie przy sobie broń! No więc?!
- Spokojnie, dopiero przylecieliśmy, nie mieliśmy czasu się przebrać. – powiedział Thomas. – Wejdźmy do środka i spokojnie porozmawiajmy.
- Sądzisz, że was tutaj wpuszczę? – głos Jeźdźca zdradzał wielkie napięcie – wiedział, że może nas wszystkich nie pokonać. Był nerwowy, a co za tym idzie również coraz bardziej niebezpieczny. Mógł nas zaatakować w każdej chwili!
- Jeżeli nie chcesz tego obgadać w środku, to porozmawiamy tutaj. – Aidan starał się mówić spokojnie, ale wiedziałam, że on też jest bardzo zdenerwowany.
- Nieee. Chyba nie pogadamy. Wiesz,... Wolę was zabić. Wszystkich… Chociaż… Może zostawię sobie tylko tą sukę, będzie mi dobrze służyć w łóżku, oczywiście po tym, jak pozbędę się tego bachora, którego nosi.
- Odszczekaj to!!! – warknął Aidan, szybko dobywając miecza.
- Oh! To twoje dziecko, tak? – zaśmiał się nasz przeciwnik. – A więc będziesz patrzeć, jak je z niej wyciągam!
- Stul pysk! – Aidana ogarnęła już prawdziwa furia, ale nie starał się jeszcze atakować. Nad naszymi głowami rozległ się nagle ryk wściekłości smoka i zza domu naszym oczom ukazał się brązowy jaszczur. Wykonał lot ślizgowy tuż nad domem. Cofnęliśmy się odruchowo, ale zanim zdołał nas dosięgnąć, z niskiej powały chmur wyleciał wściekły... BREGO! A tuż za nim wielki, prawdopodobnie dużo większy od Ciernia, okropnie poraniony jasnobłękitny smok. Brązowa bestia nie zdołała wykonać uniku. Siła uderzenia niebieskiego jaszczura zepchnęła go daleko w prawo, powalając na pobliskie drzewa. Zafascynowani patrzyliśmy, jak młody smok wije się przyszpilony do ziemi przez swego dużo starszego i silniejszego pobratymca. Pomimo złej dla niego sytuacji nie zrezygnował z walki. Zbił pazury pod łuski niebieskiej bestii, ale nie zdołał wyrządzić mu zbyt dużej krzywdy. Stary jaszczur ryknął wściekły i wbił swoje błyszczące kły w odsłonięte gardło przeciwnika. Posoka trysnęła dookoła. Młody jaszczur zaskrzeczał przeraźliwie i skonał! Patrzyliśmy na to oszołomieni. Pierwszy otrząsnął się Jeździec zabitej bestii. Ryknął niczym zranione zwierzę i rzucił się w naszą stronę. Aidan doskoczył do niego parując cięcie. Odwróciłam się na pięcie w stronę atakującej sfory goblinów i dźgnęłam pierwszego sztyletem prosto w oko.
  
AIDAN
- Do domu! – wrzasnąłem, pociągając Elenę za rękę i broniąc ją przed goblinem, który celował w jej głowę potężnym toporem. Lekko popchnąłem ją w stronę drzwi wejściowych. Odwróciłem się gwałtownie, by sprawdzić czy francuski Jeździec nie zagraża jej. Walczył z Thomasem i zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na to, co robi moja żona. Chwilę patrzyłem za nią, dopóki nie zamknęła za sobą ciężkich drzwi. Poczułem nagle palący ból w lewej ręce. Spojrzałem z lekkim zdumieniem na sterczącą z niego strzałę. Wyszarpnąłem ją z szybko i włączyłem się dalej do bitwy. Dobiegłem do przeciwnika i jednym ruchem nadgarstka odciąłem mu głowę. Nagle gobliny stanęły zdezorientowane, patrząc na coś za moimi plecami. Cofnąłem się dwa kroki i również spojrzałem w tamtym kierunku. Na pomoc nadlatywały nam właśnie Cierń, Gryf i Pearl, a Thomas pochylał się nad powalonym i nieprzytomnym Jeźdźcem. Uchyliłem się w ostatniej niemal chwili, bo Cierń rozwarł szeroko paszczę i zalał zgraję goblinów gorącym strumieniem ognia. Wrzask palonych żywcem stworów trwał jednak bardzo krótko. Spokojnie podszedłem do Thomasa.
- Co z nim?
- Nieprzytomny. – padła krótka odpowiedź. – Związałem go też zaklęciem i rzuciłem kolejne, żeby na razie się nie obudził.
Kiwnąłem głową. Spojrzałem na poranionego smoka. Wyglądał okropnie! Ale teraz najważniejsze było znalezienie jego Jeźdźca. Nim zdołałem otworzyć drzwi, ze środka wybiegła wystraszona Elena.
- Szybko! Na górę! – krzyknęła. Pobiegłem za nią.
  
ELENA
Wbiegłam do środka i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Oparłam się ciężko o ścianę. Te kilka minut walki, o ile tak można było nazwać zabicie jednego przeciwnika przeze mnie, w moim obecnym stanie, wyczerpały mnie na tyle, że musiałam odpocząć chwilkę. Rozejrzałam się uważnie. Dom był pusty, żadnego znaku bytności w nim goblinów. Chwyciłam mocniej rękojeść sztyletu i ruszyłam na szybki obchód. Nigdzie żywej duszy, ale chłopcy mówili, że wrzaski dobiegały gdzieś z górnych pokoi. Weszłam cicho po schodach. Sprawdziłam każdy pokój, pusto. Podeszłam do ostatniego. Drzwi były zamknięte. Chwilę pomajstrowałam przy zamku, który wreszcie kliknął cicho. Ostrożnie otwarłam drzwi. Natychmiast dotarł do mnie okropny fetor. Zatkałam sobie usta dłonią, by nie zwymiotować i weszłam do środka. Pokój był ciemny, okno zasłonięte jakąś czarną tkaniną. Poszukałam włącznika światła. Rozbłysła zawieszona u sufitu goła żarówka. To, co ujrzałam przyprawiło mnie o mdłości. Odwróciłam się szybko i wybiegałam z pokoju. Niemal sfrunęłam po schodach i dopadłam drzwi wejściowych. Otwarłam je szybko i niemal wpadłam na Aidana, który właśnie miał zamiar wejść do środka.
- Szybko! Na górę! – krzyknęłam. Aidan natychmiast pobiegł za mną. Ponownie wbiegliśmy do pomieszczenia. Aidan stanął jak wryty, bowiem widok mógł przyprawić o zawał nawet najbardziej zaprawionego w bojach wojownika – w sufitu zwieszały się zbroczone krwią łańcuchy, pod ścianami stały wymyślne narzędzia tortur, a całą podłogę zaścielały niezliczone fekalia i kałuże zaschniętej, jak i świeżej krwi. Do jednej ze ścian, łańcuchami przykuty był stary Jeździec. Patrzył na nas zamglonym, rozgorączkowanym wzrokiem. Z jego licznych ran sączyła się krew. Prawe kolano przypominało jedną krwawą miazgę. Koszulę Jeźdźca miał podartą i poplamioną.
- Zaczekaj tutaj. – szepnął Aidan i ostrożnie, by nie wdepnąć w liczne odchody, podszedł do Jeźdźca. Rozejrzał się uważnie i znalazł klucze do kajdan. Ostrożnie uwolnił starego z okowów i chwycił go w ramiona. Wyniósł go na zewnątrz.
- Musimy jak najszybciej dotrzeć do obozu, a potem w trymiga wracać do Posiadłości. On umiera! – szepnął. Zeszliśmy na dół.

Mój ból cz 29.

Aidan wyniósł starego na zewnątrz, a ja udałam się do łazienki. Zmoczyłam liczne ręczniki w zimnej wodzie. Wyszłam z domu akurat w chwili, gdy mój mąż układał rannego na ziemi. Z wysokości kilku metrów spoglądał na nas osłabiony stary smok. Przyłożyłam mężczyźnie okłady na głowę i klatkę piersiową. Bardzo szybko się zagrzały, więc zmieniłam kompresy.
- Uskładaj mi tutaj dość dużo śniegu... Musimy go jak najszybciej ostudzić, inaczej gorączka go zabije. I przynieś mi z naszego obozu jakieś opatrunki. – powiedziałam do Thomasa. Kiwnął jedynie głową. Zwróciłam się do Aidana. – Przynieś mi jak największe naczynie z czystą wodą. Zimną. I jakieś koce, jeśli znajdziesz.
- Dasz sobie radę? – zapytał zatroskany.
- Chcesz żeby on przeżył?! – krzyknęłam, patrząc na wciąż rozgorączkowane oczy mężczyzny. Dziesięć minut później na placu zjawił się Thomas w towarzystwie Garretta i Rachael oraz Gleadra. Dopiero pół godziny później gorączka znacznie spadła. Odzyskał wreszcie przytomność.
- Pić. – szepnął, patrząc na nas lekko nieprzytomnym wzrokiem. Wlałam mu do ust kilka kropli wody. Odetchnął głęboko, ale natychmiast jego twarz wykrzywił grymas bólu. Aidan właśnie kończył bandażowanie jego roztrzaskanego kolana. Odciągnął mnie na bok. Zanim cokolwiek zdążył powiedzieć dobiegł nas jęk rannego. Spojrzałam w jego kierunku. Wpatrywał się w mój duży brzuch z wyraźną rozpaczą.
- Co mu jest? – zapytałam Aidana lekko zestresowana.
- Nie wiem... Może jeszcze jest w szoku. – odparł cicho. – Przeżyje lot do Anglii?
- Powinien. Otoczymy go mocnymi zaklęciami. Tym razem dobrze będzie, jeśli polecimy dużo szybciej.
- Jesteś pewna, że dasz radę?
- Tak.
- No dobrze… Odlatujemy stąd za cztery godziny. – powiedział głośno, zwracając się do reszty.
Kiedy już byliśmy gotowi do wyruszenia w drogę, chłopcy złożyli słabego Jeźdźca na prowizorycznych noszach, które chwycił w szpony Cierń. Pilnowanie nieprzytomnego Francuza przypadło w udziale Brego.
- Jak to się stało, że Brego do nas dołączył? – zapytałam Gryfa, gdy już znaleźliśmy się w powietrzu.
- Skontaktował się z Cierniem, gdy tutaj lecieliśmy. Spytał czy może wrócić… Cierń poprosił go o pomoc. – wyjaśnił mój smok, spokojnie, ale bardzo szybko uderzając skrzydłami. Chcieliśmy jak najszybciej dotrzeć do naszej posiadłości. Zatrzymaliśmy się tylko raz na godzinny odpoczynek, nad ta samą rzeką co wcześniej, tylko w trochę innym miejscu. Dzień później byliśmy już w naszej Posiadłości. Gdy tylko dotarliśmy na miejsce, na ponad tydzień zaległam w łóżku. Wszystko mnie bolało... Aidan chodził zmartwiony, bo nie wiedział jak mi na pomóc. A prawda była taka, że po prostu nie mógł. Musiałam jedynie porządnie odpocząć.
  
AIDAN
- Jak z nią? – zapytał Cierń, gdy siedziałem strapiony przy jego przedniej łapie. Chociaż była minusowa temperatura i chociaż trząsłem się z zimna, nie chciałem jeszcze wracać do środka. Potrzebowałem pocieszenia. A to mógł uczynić na razie tylko mój smok. Byliśmy przecież tak mocno ze sobą związani!
- Cholera! – wrzasnąłem zły. – Co się ze mną dzieje? Rozklejam się!
- Uspokój się. Wszystko będzie dobrze, nie masz czym się martwić. – prychnął zirytowany Cierń. – Opanuj się po prostu i tyle. Martwisz się stanem żony, ta cała walka lekko cię wyprowadziła z równowagi, ale aby wrócić do twojego poprzedniego stanu psychicznego, musisz sobie sam z tym poradzić.
Zamyśliłem się na dłuższy moment. Faktycznie, cała ta akcja z odbiciem tego starego Jeźdźca, a zwłaszcza widok warunków w jakich go przetrzymywali, wytrąciły mnie z równowagi. Nie wiedziałem jeszcze czegoś takiego. Przecież oni traktowali go gorzej niż zwierzę! Zatrząsnąłem się z nieopisanego gniewu. Wstałem z ziemi.
- Mam nadzieję, że ten stary Jeździec wkrótce odzyska przytomność, bo chciałbym z nim porozmawiać. A wtedy zabiję z wielką przyjemnością tego młodego! – warknąłem zły, kierując się w stronę drzwi. – Pilnuj tego niebieskiego smoka.
Cierń jedynie mruknął głucho i wzbił się w powietrze – zamierzał zapolować. Zajrzałem do pokoju zajmowanego przez rannego mężczyznę. Wciąż wyglądał okropnie, jego rany goiły się bardzo trudno. Tylko częściowo udało nam się jakoś zrekonstruować jego kolano, ale i tak prawdopodobnie nie będzie mógł chodzić. Zawrzałem gniewem. Gdy tak stałem, wpatrując się w nieprzytomnego faceta, podszedł do mnie Thomas. Spojrzał na mnie wnikliwie i powiedział:
- Też nie potrafię pogodzić się z tym, że nic wcześniej nie wiedzieliśmy... Jak można tak traktować starszego człowieka?... Znasz go? Wygląda na naprawdę starego.
- Nie. – pokręciłem głową, odwracając się w stronę przyjaciela. – Chociaż mam wrażenie, że już gdzieś widziałem jego twarz… Niestety nie pamiętam gdzie i nie potrafię sobie przypomnieć... Gdybym mógł, zabiłbym bez żadnego procesu tego Francuza. Niestety… Nie mogę tego zrobić.
- Dlaczego? – zapytał zaciekawiony Thomas.
- Jako dowódcę obowiązują mnie pewne prawa. Poza tym znajduje się tutaj Jeździec starszy ode mnie i będę musiał uszanować jego decyzję, jakakolwiek by ona nie była. – potarłem dłonią o policzki. Poczułem pod palcami lekki zarost. No tak! Nie goliłem się od czasu powrotu do Anglii parę dni temu.
  
ELENA
Trzy tygodnie później, kiedy ja już dawno czułam się całkiem dobrze, zdecydowaliśmy się na rozmowę z Jeźdźcem. Zaczął już siadać na łóżku i chociaż był bardzo słaby, to sam prosił o tą rozmowę. Wnieśliśmy więc do jego pokoju dodatkowe krzesła i rozsiedliśmy się tak, aby widział nas wszystkich bez niepotrzebnego wykrzywiania głowy.
- Jak się zwą? – zapytał Aidan, gdy tylko usiedliśmy na krzesłach.
- Ixos. – odparł cicho.
- Ixos?! – wrzasnął zaskoczony Aidan. Spojrzałam na niego niespokojnie.
- Co się dzieje? – szepnęłam.
- Ixos? –powtórzył mój mąż, wpatrując się w twarz starego niczym zahipnotyzowany.
- Czemu się tak dziwisz? No takie mam imię… Znasz mnie, czy jak?
- Ależ oczywiście! Byłeś przyjacielem mojego przodka! – krzyknął uradowany Aidan.
Mężczyzna spojrzał na niego uważnie.
- Przodka?... Czyżbyś miał na myśli Troya? – zapytał zaskoczony. – To w takim razie ty musisz być Aidan!
- Zgadza się.
- Ależ ja się o tobie nasłuchałem historii. Twój „dziadek” wiedział, że wyrośniesz na wspaniałego wojownika. I nie mylił się! Bardzo się cieszę, że mogłem cię poznać… Przykro mi było słyszeć, że ten stary głupiec zmarł. Niestety nie mogłem być na jego pogrzebie… Tak, on tez był wspaniałym Jeźdźcem, oddanym przyjacielem i najlepszym z moich uczniów.
- Uczniów?! Troy był twoim uczniem?! – wrzasnęłam niebotycznie zaskoczona. Przecież to musiało oznaczać, że ten człowiek miał ponad czterysta lat! To było coś ponad moje siły. Oparłam się ciężko o krzesło. Reszta również wyglądała jakby ich ktoś walnął obuchem w łeb. Jedynie nieświadoma powagi sytuacji Rachael siedziała niewzruszona.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 2896 słów i 16733 znaków.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • AuRoRa

    Ale akcja, tyle się działo. Dobrze, że uratowali staruszka, wygląda na to, że nie zostawia go bez pomocy.

    19 paź 2018

  • elenawest

    @AuRoRa :-) masz rację, nie zostawią :-P

    19 paź 2018

  • chaaandelier

    Świetne! Dobrze, że nic się nikomu nie stało. ;)

    20 maj 2016

  • elenawest

    @chaaandelier też się cieszyła, jak to pisałam :-P

    20 maj 2016