Mój ból cz 25-27

- Jest czysta – odparł Gryf.
Każdemu z nas widocznie ulżyło.
- Co… co to by-było? – wyjąkała przerażona Rachael. Twarz wtuliła w miękką bluzę siedzącego przy niej Thomasa (też wyglądał na równie zaskoczonego co my!).
- Przepraszamy cię, ale smoki Aidana i Eleny musiały cię sprawdzić. Zaczęłaś zadawać tyle pytań, że wystraszyliśmy się, że możesz być szpiegiem, który ma nas zinfiltrować – wyjaśnił Garrett. – Przeraziłaś nas dość potężnie.
- J-jeszcze n-n-nigdy nie cz-czułam się tak strasznie. Ten nacisk na m-moją-ą głowę-ę! Bałam się, że… że m-mi z-z-zaraz pęknie!
- Gryf mówi, że jest mu przykro, że tak ostro cię potraktowali – powiedziałam.
- Wy nie… wy tego tak nie czujecie? – zapytała zaskoczona.
- Oczywiście, że nie! – Aidan zaśmiał się cicho. – Dla nas to jak muśnięcie piórem. Ty też w końcu będziesz to tak odczuwać, ale na to potrzeba około półtora roku.
- Aż tyle?!
- Nie zapominaj, że samo twoje zasadnicze szkolenie trwać będzie rok.
- Pamiętam... Kiedy je zacznę?
- Za dwa dni. Połączenie z twoim smokiem bardzo poważnie cię osłabiło, a dzieje się tak z każdym nowym Jeźdźcem, nie jesteś w tym wyjątkowa… Teraz dodatkowo osłabiło cię jeszcze badanie przez nasze smoki, więc potrzebujesz odpoczynku. Gdybyśmy na przykład już jutro poddali cię szkoleniu, mogłabyś nam ponownie zemdleć, a tego nie chcemy – powiedziałam.
- A ty nadal latasz na swoim smoku? – zapytała Rachael.
- Teraz już nie. Używam czasami tylko magii i to bardzo ostrożnie i słabe zaklęcia – wyjaśniłam.
Dalsza rozmowa potoczyła się już dużo spokojniej. Rachael zorientowała się wreszcie, że przylgnęła do Thomasa i z wściekle czerwonymi policzkami zaczęła go przepraszać. Gadaliśmy do później nocy. Daliśmy dziewczynie własny pokój. Thomas natychmiast zaproponował jej pomóc w przeprowadzce. Byliśmy bardzo zaskoczeni tempem z jakim zaangażował się w moją przyjaciółkę. A ona? Pomoc przyjęła, jasne, ale nic poza podziękowaniami Thomasowi nie dała. Nie zraził się tym.
Dwa dni później rozpoczęło się szkolenie dziewczyny. Chłopcy dawali jej tak potężny wycisk, że po dwóch dniach nie była już w stanie podnieść ręki ze swoim mieczem. Przestali więc chwilowo ćwiczeń z orężem i przerzucili się na naukę magii. Robiła postępy, ale tylko w łatwych, krótkich zaklęciach. Te bardziej złożone przedstawiały dla niej niemałe wyzwanie.
- Dlaczego rzucam zaklęcia, których nazw nawet nie rozumiem? – zapytała jakieś trzy tygodnie później podczas wspólnego obiadu. – Wiem tylko co dane zaklęcie ma zrobić.
- Przecież uczymy cię też mowy potrzebnej do rzucania zaklęć. – odparłam lekko zdumiona, bo my sami dochodziliśmy do tego, by tłumaczyć zaklęcia. A nie było to proste zadanie.
- Ale nic nie wiem o magii. – poskarżyła się.
Westchnęłam odkładając sztućce.
- Co chcesz wiedzieć? – zapytałam.
- Czym jest magia? Kto ją odkrył? Jak można nią manipulować?
- Oooo! No to zapędziłaś się na głębokie wody. – zauważył lekko ironicznie Thomas. – To wiedza, której kiedyś nie uczono tak młodych Jeźdźców.
-Tak, ale teraz jest nas zbyt mało, a wróg zbyt silny, by odmówić jej teraz tej wiedzy i czekać aż osiągnie odpowiedni poziom za pięć lat. – powiedział Aidan stanowczo.
- A więc powiecie mi coś o magii?
- Tak. Ale nie wszystko na raz. – odparła Evelyn trzymając małą Ninę na rękach.
- Magia to najpotężniejsza siła działająca w kosmosie. Jeszcze nikt nie odkrył skąd się wzięła, ale smoki zawsze się nią posługiwały, tak, jak elfy, ale one wyginęły już bardzo dawno temu. Zostały tylko te mroczne, które służą teraz Bishopowi. – zaczęłam wyjaśniać.
- A jak dostała się do Jeźdźców? Skąd oni w ogóle się wzięli?
- Masz mnóstwo pytań! – powiedział Garrett, tym samym przejmując narrację. – Z tego co głoszą legendy, pierwszym Jeźdźcem w ogóle, był podobno sam Król Artur, gdzieś w piątym, szósty wieku… Jego sarmacka jazda dzięki pomocy swego genialnego dowódcy była niemal niepokonana, ale brązowa smoczyca często nie zgadzała się z jego poczynaniami. W końcu zostawiła go zrywając z nim kontakt i stając się dzikim smokiem. Spłodziła wielu potomków. Jednakże legenda o Arturze przetrwała, co prawda zmieniona, ale zawsze. Kilka wieków później, kiedy smoki powróciły, pewien potężny mag o nieznanym imieniu i pochodzeniu stał się pierwszym, odnotowanym historycznie na kartach naszych zwojów Jeźdźcem, władającym magią. To od niego pozostali Jeźdźcy uczyli się jej. Po kilku latach dołączyło do niego kilku innych, co zaowocowało powstaniem naszego zakonu.
- Tak... Aż do szesnastego wieku na terenach Europy, Azji, Afryki i częściowo w obu Amerykach, patrolujących Jeźdźców było naprawdę wielu. A potem nadszedł Wielki Pożar. – dopowiedział Aidan.
- To dlatego teraz jest nas tak mało?
- Czekaj. – nieomal krzyknęłam. – Coś mi się tutaj nie zgadza!
- Co? – zapytał Thomas.
- Pamiętam doskonale, jak w czasie mojego i Aidana wesela, Rachael powiedziała mi, że ten francuski Jeździec opowiedział jej historię Jeźdźców. Więc co do cholery?! – ostatnie słowa skierowałam wprost do dziewczyny. – Ty w końcu znasz naszą historię, czy nie?
Poczułam, jak Aidan kontaktuje się z Cierniem i prosi go, aby pilnował młodego smoczka – istniało wielkie zagrożenie, że Rachael pomimo zbadania przez smoki, faktycznie jest szpiegiem. W tym wypadku trzeba było odizolować młodego jaszczura jak najszybciej, aby nie wyrządziła mu krzywdy, ani go nie ukradła.
A Rachael wyglądała na bardzo przestraszoną.
- Ja pamiętam, że on wtedy powiedział mi, że historia Jeźdźców zaczęła się na kilka lat od tego Wielkiego Pożaru, o którym teraz wspomniał Aidan.
- Co?! - Garrett i Aidan, jak nigdy, ryknęli wściekli, zrywając się na równe nogi.
Teraz i ja się wystraszyłam.
- Co wam się stało?
- Nie rozumiesz? Jeśli ten Jeździec mówi, że historia Jeźdźców zaczęła się przed Wielkim Pożarem, to niemal na sto procent będzie szpiegiem! Przecież starszy Jeździec, który powinien go szkolić musiał mu opowiedzieć całą prawdziwą historię, a nie tą zmienioną przez Bishopa! – mój mąż wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć.
- O cholera! Jak mogłam o tym zapomnieć! Pamiętacie bitwę, po której Aidan stracił pamięć?
Cztery kiwnięcia głowami.
- A pamiętacie, jak to wszystko się tam toczyło?
  
Był wtedy upalny, czerwcowy dzień. Francja została zaatakowana przez wojska Bishopa. Chroniona tylko przez jednego starego Jeźdźca i jednego nowicjusza potrzebowała naszej natychmiastowej pomocy. Evelyn i Anja jako najmłodsze i najmniej doświadczone spośród nas pozostały w naszej Posiadłości, a my w czwórkę polecieliśmy im z odsieczą. Kiedy tam dotarliśmy dwójka Jeźdźców nieomal została już pokonana. Uratowali się tylko dzięki temu, że ukazanie się czterech potężnych smoków i równie potężnych Jeźdźców sprawiło, że wojska Bishopa szybko poszły w rozsypkę. Głównie ze strachu. Młody Jeździec był ranny, poważnie, tracił szybko dużo krwi, dlatego kazałam staremu zabrać go w bezpieczne miejsce. Od tamtej pory Francji bronił już tylko jeden Jeździec. Ten młody!!!

Mój ból cz 26.

- A więc, chłopaki, szykujemy się do odwiedzin we Francji. Zabieramy najlepszą broń, zbroje i trochę zapasów. Dziewczyny, oprócz Rachael zostają tutaj. – powiedział Aidan.
- A dlaczego ja mam z wami lecieć? – zapytała lekko przestraszona dziewczyna.
- Bo to ty z nim wtedy rozmawiałaś. Musisz potwierdzić czy to właśnie jest ta osoba. – wyjaśnił Thomas.
- A więc ustalone, wyruszamy za trzy dni.
- Nie! - warknęłam zła.
- Stało się coś? – zapytał zaskoczony Aidan, chociaż w jego oczach dojrzałam iskierki gniewu, więc pewnie domyślił się o co mi chodziło.
- Jasne, że się stało! Lecę z wami!
- Nie!
- Tak!
- Nie!!! Nie pozwolę ci się na cokolwiek narażać! Nie zgadzam się, abyś tam z nami leciała!
- Akurat masz w tej sprawie dużo do powiedzenia. – prychnęłam poirytowana. – Lecę i koniec!
- Akurat mam dużo do powiedzenia, bo nosisz w sobie moje dziecko!!! – wrzasnął zdenerwowany. – Nie pozwalam ci z nami lecieć i koniec dyskusji!
- Nie dyryguj mną!! – ryknęłam wściekła, że decyduje za mnie. – Poza tym doskonale pamiętam kto jest ojcem dziecka, więc nie musisz tego przypominać wszem i wobec!... I doskonale zdaję sobię sprawę z niebezpieczeństwa!... Kochanie, – rzekłam już spokojniej. – dam sobie radę. Nic mi nie będzie.
- Nie. Nie zgadzam się i koniec dyskusji. – Aidan podszedł do mnie i chwycił mnie mocno za ramiona. – Nie narażę cię. Proszę... zostań tutaj. – szepnął mi do ucha. Spojrzałam na niego zła. Zdałam sobie sprawę, że kłótnią niczego nie wskóram.
- Zgoda.
- No! To super, to my idziemy się szykować. – rozweselony zakończeniem kłótni Garrett podniósł się energicznie z sofy, na której siedział razem z Evelyn i wyszedł w chwilę później do swojego pokoju z narzeczoną.
- Kochanie, proszę nie kłóć się już ze mną dobrze? – Aidan objął mnie mocno, gdy tylko zostaliśmy sami w salonie. – Kocham cię tak mocno i serce mi pęka, gdy na ciebie krzyczę. Nie chcę tego robić, ale jesteś strasznie uparta.
Popatrzyłam mu w oczy z chytrym błyskiem w moich.
- Zmienisz zdanie, jeżeli tak ładnie cię poproszę? – powiedziałam cicho, przytulając się do niego.
- Nie.. kochanie, zrozum proszę! Ja nie mogę was stracić! Nie drugi raz! – jęknął Aidan, głaszcząc mnie po włosach. Wyczułam, że drży. Spojrzałam na niego zaskoczona. Po jego policzkach spływały łzy.
- Cicho kochanie, cicho... Przepraszam, nie chciałam… nie wiedziałam.
- No to teraz już wiesz. Jesteście dla mnie tacy ważni. Nie pogodzę się z waszą stratą, jeśli będzie spowodowana przeze mnie.
- Dobrze wiesz, że nic mi się nie stanie. Jestem twarda, ciąża nie jest zagrożona. Gryf cały czas się mną opiekuje, nic mi nie będzie. Proszę… Pozwól mi z wami polecieć. Potrzebujecie tam sanitariuszki, a przecież to zawsze było moje zadanie.
- Elena!... Proszę nie zmuszaj mnie do pozostawienia cię tutaj pod działaniem zaklęcia! – warknął zły. – Zrozum do cholery, że ja się o ciebie boję! Zabiję się, jeżeli wam się coś stanie.
Westchnęłam cicho. – No dobrze... Zostanę, ale nie jestem z tego zadowolona.
Aidan pocałował mnie namiętnie mrucząc:
- Dziękuję!
Wieczorem przed lotem do Francji, gdy leżałam przytulona do niego i czytając książkę, nagle odezwał się niespodziewanie:
- Naprawdę tak bardzo zależy ci na tym, aby z nami lecieć?
- Tak. – odparłam lekko zaskoczona, odkładając książkę.
- Dlaczego?
- Bo mogę się wam przydać. Ten stary Jeździec może być torturowany… A wy będziecie musieli zająć się tym młodym i potrzebujecie kogoś, kto zna się na opatrywaniu ran.
- Jesteś uparta, wiesz? – mruknął, nachylając się nade mną.
- Wiem. I co w związku z tym?
- Ile czasu będziesz potrzebować na przygotowanie się do lotu? Otoczenie zaklęciami ochronnymi, ubranie w grube ciuchy…
- Około półtorej godziny. – odparłam niebotycznie zaskoczona.
- Wstajemy więc półtorej godziny wcześniej. Lecisz z nami.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. Chodźmy już spać.
  
Aidan
Elena już dawno zasnęła, a ja nadal leżałem, nie mogąc zaznać kojącego stargane nerwy snu. Myślałem o tym, co wydarzyło się przez ostatnie kilka lat. Jak bardzo się zmieniłem. Byłem Jeźdźcem, najpotężniejszym z żyjących, bo nie mieliśmy pewności żadnej co do tego, czy tamten stary żyje. Miałem dopiero dwadzieścia osiem lat, wciąż młody, ale już doświadczony życiem. Spojrzałem na duży brzuch żony – za dwa miesiące miałem zostać ojcem. Fakt ten mnie lekko przerażał, nie byłem na to przygotowany, lecz w głębi duszy cieszyłem się z tego, że dałem nowe życie. Nie odbierałem ich już tylko. Za każdym razem, gdy ktoś umierał od mego miecza, czułem palący żal, że musiał zginąć. Wielu też nie potrafiłem już pomóc, choć tak bardzo chciałem. Czy byłem zły? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem tak dogłębnie. Nie zabijałem przecież z samej chęci zabicia, nie sprawiało mi to najmniejszej przyjemności, chociaż niejednokrotnie walka wyzwalała we mnie nieopisane dziwne poczucie szczęścia. Wtedy, po tamtej bitwie, gdy przyleciałem z Cierniem do Rumunii, byłem tak zagubiony, przerażony licznymi koszmarami swoimi i mojego smoka, że nieomal zwariowałem. Ale wtedy w moich snach pojawiła się ona! Piękna dziewczyna o długich, kruczoczarnych, kręconych włosach, ciemnozielonych oczach i lekko opalonej cerze. Niziutka, ale pełna gracji. Dosiadała swego smoka. Po tamtym rzuconym zaklęciu, które przywróciło mi pamięć, tak bardzo bałem się, że już ją straciłem, nie wiedziałem bowiem czy przeżyła tamtą bitwę.Przypomniałem sobie nasze pierwsze spotkanie...
Był wtedy pochmurny, deszczowy dzień lipca dwa tysiące dziewiątego roku. Od dwóch lat byłem Jeźdźcem. Sam patrolowałem Europę, bo mój ukochany dziadek, mentor i opiekun, zmarł ze starości przeżywszy ponad trzysta lat. Razem z nim odszedł jego majestatyczny, biały smok. Byłem zdruzgotany. Ale wtedy w dzień spotkania tej niezwykłej dziewczyny, wspomnienia o moim dziadku nie były już tak bolesne, pozostawiły po sobie miłe uczucie dumy, że uczył mnie ktoś tak potężny.
Pamiętam tamten wyjątkowy dzień, byłem na obozie konnym. Pierwszy dzień. Poiłem swego rumaka na brzegu rzeki, kiedy nagle ujrzałem ją kilka metrów dalej, zsiadającą ze swego karego konia. Potężne zwierzątko. A ona, drobniutka, ubrana w piękny przepisowy strój do jazdy konnej. Gdy wtedy na nią spojrzałem, moje serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Była piękna. Pamiętam, jak nasze oczy się spotkały i wtedy uśmiechnęła się do mnie lekko. Serce moje stopniało niczym lód w czerwcowym słońcu. Zaczęliśmy rozmawiać i wtedy poczułem, że ona jest jakaś inna! Wyczułem w niej Jeźdźca! Opowiedziałem jej kim jestem. Przyjęła to z wielkim zaskoczeniem. Obiecałem jej pomóc, wyszkolić ją na potężnego Jeźdźca. Od tamtej pory, gdy mi zaufała, staliśmy się nierozłączni. Spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę, po jej powrocie do szkoły, pomagałem jej w nauce, przeprowadziłem się w pobliże jej mieszkania. Zakochiwałem się w niej z dnia na dzień. Aż w końcu zdobyłem ją! Słodką, ufną, ale coraz potężniejszą Elenę.
Potem nastąpiła ta feralna bitwa i lata powrotu do rzeczywistości. Powrót pamięci. Kiedy wróciłem do Anglii i ją odszukałem, nie mogłem uwierzyć, jak bardzo się zmieniła. Gdzie podziała się jej cudowna figura? Jej włosy i oczy straciły blask. I wtedy pewnego dnia ujrzałem z nią jej nowego faceta. Dupek! Chciał ją zniszczyć. Było to widać, a ona patrzyła na niego, jak w tęczę. Była zakochana! Pękło mi serce, ale nie na tyle, by o niej zapomnieć. Chciałem pokazać się jej, powiedzieć, że żyję. Gdy tak stałem w tym lesie przykładając jej mój miecz do gardła, widziałem strach, niedowierzanie i cholera! Miłość do mnie! Pamiętam ból w jej oczach, gdy patrzyła za odchodzącym ukochanym. Jak było jej przykro, że nie potrafił zrozumieć tego kim była. Chciałem zabić tego gnoja gołymi rękami! Co mnie powstrzymało? Ona! Wiedziałem, że gdybym to zrobił, najpewniej, by mnie znienawidziła. A ja tego nie chciałem! Chciałem znów ją mieć przy sobie. Udało się! Znów ją miałem! A teraz miałem jeszcze mieć z nią dziecko! To było o wiele więcej niż bym sobie wymarzył tego dnia, gdy ponownie się spotkaliśmy.
Kiedy brałem z nią ślub, serce moje drżało z niepewności czy jestem jej wart, czy dam jej całe szczęście na jakie zasługuje, czy będę dobrym ojcem dla dziecka, które ma się urodzić. Pamiętam, jak pięknie wtedy wyglądała – biała suknia, welon, okrągły brzuch skrywany w fałdach sukni, zaróżowione policzki i błyszczące z emocji oczy, ciepły uśmiech, który dodał mi otuchy.
A teraz leżałem koło niej i zastanawiałem się nad tym wszystkim, nad tym, czy podjąłem dobrą decyzję pozwalając jej z nami nazajutrz lecieć. W końcu… Usnąłem. Obudziło mnie lekkie poszturchiwanie za ramię i zobaczyłem jej rozjaśnioną w uśmiechu twarz.

Mój ból cz 27.

- Wstawaj już kochanie. – powiedziała z ciepłem w głosie, a moje serce zatrzepotało mocno, gdy usłyszałem ile miłości zawartej jest w tych prostych słowach.
  
ELENA
- Stało się coś? – zapytałam Aidana, gdy zauważyłam jego nieobecny, rozmarzony wzrok.
- Nic. Kocham cię. – powiedział, przytulając mnie delikatnie. - Jesteś moim szczęściem.
Uśmiechnęłam się szeroko i wstałam z łóżka. Szybko przyszykowałam wszystkie potrzebne rzeczy. Zdecydowałam, że na śniadanie zejdę ubrana normalnie, a dopiero przed samym wylotem założę grube ubrania. Nie chciałam zbędnych komentarzy moich przyjaciół, wolałam ich postawić przed faktem dokonanym, wtedy nie będą mieli czasu na jakąkolwiek reakcję. Wszyscy byli już na placu, chłopcy i Rachael dosiadali smoków (dziewczyna siedziała razem z Thomasem), kiedy zniecierpliwionym głosem odezwał się Garrett:
- Czemu nie lecimy? Czekamy jeszcze na kogoś?
- Już nie. – powiedziałam, wychodząc przed dom. W tym samym momencie na trawie nieopodal mnie wylądował Gryf.
- Lecisz? – wrzasnęła zaskoczona Evelyn. – Zostanę tutaj sama!
- Na pewno nie będziesz się nudzić. Możesz posprzątać kuchnię. – odparłam zimno. Znów się obijała.
Evelyn prychnęła zdenerwowana i nie zaszczycając swego ukochanego nawet spojrzeniem, wróciła do domu. Ja delikatnie wspięłam się na grzbiet smoka. Zauważyłam, że siodło jest przerobione w ten sposób, bym mogła siedzieć, bądź półleżeć nie uciskając brzucha. Zaciągnęłam rzemienie wokół nóg.
- Jesteś gotowa? – zapytał Aidan.
Kiwnęłam głową. Spojrzałam na Rachael. Trzymała się Thomasa żelaznym uściskiem i była bardzo blada. Aidan dał nam hasło do wzbicia się w powietrze. Gryf rozłożył wielkie skrzydła, napiął tylne nogi i lekko wzbił się w powietrze. Reszta natychmiast zrobiła to samo. Oprócz naszej czwórki, leciał z nami również młody smok Rachael i jeden dziki. Cierń śmignął na południe. Pozostali za nim. Młody Jake tylko z lekkim wysiłkiem dotrzymywał nam tempa. Minęła godzina spokojnego lotu. Słyszeliśmy tylko szum wiatru i powolne uderzenia skrzydeł smoków. Minęły kolejne cztery godziny, gdy nagle Cierń zaczął opadać ku ziemi. Pozostałe smoki wykonały identyczny manewr. Wylądowaliśmy na rozległej łące graniczącej z szumiącą nieopodal rzeką.
- Co się stało? – krzyknęłam tuż po wylądowaniu, by przekrzyczeć szum wody.
- Rachael. – odparł Aidan krótko. Na tyle gwałtownie na ile byłam w stanie, odwróciłam się w stronę Thomasa i Pearl. Przyjaciel wyglądał na poważnie zatroskanego. Siedząca za nim dziewczyna oczy miała w słupkach, a jej twarz przybrała mocno zielony odcień. Thomas opuścił ją na ziemię, prosto w wyciągnięte ramiona Aidana. Usadził ją na ziemi. Odsznurowałam nogi od siodła i podeszłam do chłopaków skupionych wokół przerażonej dziewczyny.
- Co jej się stało? – zapytałam, siadając nieopodal.
- Chyba jest w szoku. – odparł mój mąż. – Nie jest przyzwyczajona do latania… Robimy tutaj postój. Dziewczynom to dobrze zrobi.
Chłopcy zakrzątnęli się przy rozstawianiu namiotów. Thomas natychmiast wniósł przestraszoną Rachael do środka.
- A jak ty się czujesz? - zapytał Aidan, siadając koło mnie.
- Dobrze. – uśmiechnęłam się lekko. – Chociaż trochę mi zimno.
- Przyniosę ci koc, a za chwilę dostaniesz pożywny, gorący gulasz.
  
Rachael również poczuła się lepiej, gdy zjadła miseczkę gorącej strawy. Kolory zaczęły powoli powracać na jej policzki. Niestety oczy nadal zdradzały przerażenie. Dopiero, gdy zaczęło się już zmierzchać, powróciła na tyle do sił, że była w stanie stanąć na nogach i znów wsiąść na smoka. Zdecydowaliśmy się na lot w nocy, bo ciemność zapewniała nam niepostrzeżony przelot nad Kanałem La Manche. Nad ranem, porządnie zmarznięci wylądowaliśmy w pobliżu Rouen. Tam spędziliśmy około dwunastu godzin, odsypiając nieprzestaną noc na smokach. Po pożywnym jedzeniu i chwili odpoczynku znów wsiedliśmy na bestie. Dotarliśmy wreszcie na zalesione przedmieścia Dijon. Rachael z wyraźną ulgą zeszła z Pearl. Gdy tylko znalazła się na ziemi dostała torsji. Ponownie rozbiliśmy obóz, otaczając go silnymi zaklęciami ochronnymi. Gdy mój i Aidana namiot był już ustawiony, z uczuciem prawdziwej ulgi ległam na miękkich skórach. Po chwili do namiotu wślizgnął się mój mąż. Drżał z zimna. Nic dziwnego był środek zimy, a on dopiero co wziął kąpiel. Tak przynajmniej wywnioskowałam po kroplach wody zdobiących jego nagi tors i włosy.
- Hej. Jak się czujesz? – powiedział cicho, kładąc się koło mnie i całując mnie czule w czoło.
- Zmęczona
- Cholera. – jęknął. – Nie powinnaś była tutaj lecieć. To długa podróż, niezbyt wskazana w twoim stanie.
- Nic mi nie będzie. – odparłam cicho. – Muszę tylko odpocząć, to wszystko. Naprawdę skarbie… nie masz się czym martwić.
- Jesteś pewna? – zapytał równie cicho, głaszcząc mnie po brzuchu. Uśmiechnął się szeroko, gdy dziecko obróciło się żywo. – Już niedługo i będziesz wśród nas maluchu. – powiedział czule, całując mnie w brzuch. Zaśmiałam się i przyciągnęłam go do siebie.
- Jestem pewna. Musicie mieć kogoś kto zna się na opatrywaniu ran. Poza tym, przyda się tam każda osoba, która potrafi walczyć. W trójkę możecie go nie pokonać, zwłaszcza, że nie mamy żadnej pewności co do tego, czy nie sprzymierzył się z Bishopem, a to przecież może znaczyć, że są tam również jakieś oddziały podległe magowi. – powiedziałam, opierając głowę na jego ramieniu. Zanim jednak Aidan zdążył cokolwiek odpowiedzieć, gdzieś ponad naszymi głowami rozległ się gardłowy, wściekły ryk smoka. Aidan zerwał się gwałtownie z posłania i wybiegł z namiotu, po drodze chwytając swój miecz. Wstałam również i z juk wyciągnęłam długi sztylet sai. Wyszłam z namiotu akurat w chwili, gdy brązowy smok przepłynął niecały metr nad barierą zaklęć. Gdyby choć musnął ją końcem ogona, całe nasze przedsięwzięcie wzięłoby w łeb. Wszyscy łącznie ze smokami, z zadartymi głowami wpatrywaliśmy się w smoka. Był niewiele większy od Gleadra czy Buckiego. Nasze bestie mogły go z łatwością pokonać, ale nie wiedzieliśmy czy gdzieś nie kryją się jakieś inne smoki. Obserwowaliśmy, jak smok znika poza koroną drzew. Spojrzałam na Aidana.
- Wygląda na to, że jego kryjówka znajduje się gdzieś nieopodal nas... Ale nie możemy tego sprawdzić z powietrza, bo nas wypatrzą… Pójdę tam z Thomasem o świcie. – Aidan odwrócił się w naszą stronę. Thomas jedynie kiwnął głową i zniknął w swoim namiocie, by się przygotować.
- A co z nami? – zapytałam.
- Zostaniecie tutaj. Garrett, w razie potrzeby będziesz je bronił… Smoki też zostają.
- A jeśli was zaatakuje?
- Obronimy się... Poza tym to będzie tylko szybki zwiad. Zaatakujemy go, kiedy opracujemy plan.
- A w jaki sposób rozpracujecie rozkład jego domu? Bo przecież do niego nie wejdziecie... – zapytałam zdenerwowana. - Musimy znać dokładny rozkład pomieszczeń, aby nas nie zaskoczył.
- Spokojnie. – Aidan objął mnie za ramiona. – Wszystko będzie dobrze. Nie bój się.
- Chciałabym. – szepnęłam. – Ale po prostu nie chcę cię stracić.
- I nie stracisz... Obiecuję ci to.
Spojrzałam mu głęboko w oczy i powiedziałam:
- To dziecko musi mieć ojca!... Więc nie daj się tam zabić. Ani jutro, ani w ogóle.
- Obiecuję. – ścisnął mnie za dłoń. Weszliśmy ponownie do namiotu. Próbowałam usnąć, ale strach o ukochanego przez długi czas mi to uniemożliwiał. Wreszcie, gdzieś około trzeciej nad ranem udało mi się zasnąć. Nawet nie czułam, jak Aidan wstaje i wychodzi z namiotu. Sen jednak nie był kojący, śniły mi się jakieś koszmary. Wreszcie obudziłam się zlana potem. Zadrżałam z zimna i wyszłam na pokrytą leciutką warstwą śniegu polanę. Przy wesoło trzaskającym ognisku siedzieli Garrett z Rachael. Gdy podeszłam, chłopak podał mi miskę gęstej jarzynowej zupy – cholera! Był naprawdę dobrym kucharzem. Usiadłam nieopodal na zwalonym pniu, patrząc na czuwające smoki. Nagle Gryf poruszył się niespokojnie. Kilkanaście metrów przed nami trzasnęła łamana gałązka. Garrett cichutko dobył swojego miecza. Ja położyłam dłoń na rękojeści sztyletu. Po chwili wśród drzew ukazali się powracający ze zwiadu chłopcy.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 4555 słów i 25374 znaków.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • AuRoRa

    Ciekawie się czyta, Aidan radzi sobie, chociaż ma upartą  żonę ;) Fajnie opisujesz ich przygody, jakby się z nimi było :)

    16 paź 2018

  • elenawest

    @AuRoRa :-D miło mi

    16 paź 2018

  • Kuri

    Ok, nadrobiłem zaległości :D
    Ten Aidan, to niezły pantoflarz xD

    19 maj 2016

  • elenawest

    @Kuri może trochę, ale potem nieźle nadrabia :-P

    19 maj 2016

  • chaaandelier

    Oby tylko nic się nie stało Elenie i dziecku..

    18 maj 2016

  • elenawest

    @chaaandelier zobaczysz w kolejnych rozdzialach :-D

    18 maj 2016