Mój ból cz 19-21.

Mój ból cz 19.

Wstałam delikatnie, by go nie obudzić i poszłam do łazienki. Następnie cichutko zajrzałam do sypialni. Garrett i Evelyn spojrzeli na mnie radośnie. Podeszłam do nich i przyjrzałam się ich cudem odzyskanej córeczce. Spała, lekko ssąc swego kciuka.
- Wszystko dobrze? - zapytałam cicho, by nie obudzić ciapciaka.
- Tak! - Evelyn pomimo wielkiego zmęczenia tryskała radością. - Tak się cieszę, że mała znów jest z nami... Ale w tym i twoja zasługa, bo widziałam, jak starałaś się ją uratować.
- Daj spokój, nie zrobiłam niczego niezwykłego. Największą zasługę tutaj ma Garrett. Jeszcze nigdy osobiście nie widziałam efektu magii miłości.
- Tak, też właśnie o tym rozmawialiśmy. - odparł Garrett. - Nie wiedziałem, że jestem zdolny do czegoś takiego.
- Wielka miłość i wielki ból mogą razem zdziałać wielkie rzeczy... Na prawdę się cieszę, że maleńka żyje. Wszyscy są zadowoleni. Thomas też się ucieszy.
- Thomas?! A co mu do tego?
- Nie widziałeś, jak cierpiał... Jak wróci o wszystkim mu powiemy.
Kilka chwil później kiedy schodziłam na dół, Aidan opowiadał Thomasowi, jak mała ożyła.
- Myślisz, że była to magia miłości?... Przecież coś takiego nie zdażyło się chyba od średniowiecza! - Thomas wyglądał na szczerze zaskoczonego.
- Ale wszystko na to wskazuje. Ani Cierń, ani Gryf nie potrafią tego wyjaśnić!
- No coś ty?! O cholera!... Chyba pójdę się z nimi pogodzić...
Wiadomość zaskoczyła nas tak bardzo, że patrzyliśmy tylko, jak wchodzi na górę. Kiedy otrząsnęliśmy się z szoku, zaczęliśmy omawiać nasz ślub, który miał odbyć się już za trzy miesiące.
- Poproszę Thomasa na świadka. Co ty na to?
- Myślałam, że wybierzesz Garretta.
- Nieeee. Wolę Thomasa.
- Dobrze... Ja poproszę moją przyjaciółkę.
- Tą niziutką?
- Tak.
- Fajnie, będzie pasować do Thomasa.
Usłyszeliśmy skrzypienie schodów. Obejrzeliśmy się. Thomas miał zapuchnięte od płaczu oczy, rozciętą dolną wargę, ale uśmiechał się.
- Co ci się stało? - zapytałam zrywając się na nogi.
- Spokojnie... Garrett mi przywalił... Należało mi się.
- Może i masz rację... Thomas, zostaniesz moim świadkiem?
- Jasne! - chłopak uśmiechnął się szczerze.
  
Trzy miesiące przygotowań do ślubu minęły bardzo szybko. Kiedy tylko Evelyn była w stanie już wstać po porodzie, z pomocą przyjaciół przenieśliśmy się do Posiadłości Jeźdźców - olbrzymiego, odbudowanego w dziewiętnastym wieku przez Jeźdźców, zamku St Andrews w Szkocji. Posiadłość była odpowiednia dla Jeźdźców i dużej ilości smoków (przeniosły się z nami dzikie smoki, które wcześniej już się na to zgodziły), otoczona z trzech stron morzem, z czwartej fosą. Przyległe do niej rozległe tereny leśne i trawiaste były idealne do wychowywania młodych smoków - miasteczko znajdowało się dopiero za lasem (St Andrews Castle istnieje rzeczywiście, identycznie jest otoczone, ale są to już tylko ruiny. Miasteczko też istnieje).
Kiedy nadszedł dzień ślubu, byłam jednocześnie i ogromnie szczęśliwa i okropnie zdenerwowana. Z pomocą mojej mamy i przyjaciółki, uczesałam się i pomalowałam. W końcu założyłam obszerną suknię - mocno zdobiony dekolt odwracał wzrok od dużego brzucha widocznego pod suknią. Dół inkrustowany maleńkimi diamencikami. Talię przecinała czerwona szarfa, związana z tyłu na misterną kokardę. Tył sukni odsłaniał niemal całe plecy. Na rękach miałam koronkowe rękawiczki, a na nogach obite futerkiem kozaczki na niewielkim obcasie. We włosy ułożone w misterny kok, wpięty miałam tiulowy welon spięty odzobnym grzebieniem. Na czubku głowy miałam maleńki, diamentowy diadem, szyję zdobiła niewielka diamentowa kolia a z uszu zwisały mi takież kolczyki. Na ramiona zarzuciłam grube białe futro.
Ślub wzieliśmy wśród ruin średniowiecznej katolickiej katedry w miasteczku (katedra, a właściwie jej ruiny też istnieją). Widok pięknych dumnych smoków siedzących na samym końcu obszernego placu katedralnego przyprawił mnie o dreszcze podziwu. Ale nawet one nie wyglądały tak cudnie, jak Garrett, Thomas i przede wszystkim Aidan!

Mój ból cz 20.

Garrett ubrany był w tradycyjny, złoty strój Smoczego Jeźdźca: bursztynową koszulę z grubego jedwabiu z długim rękawem miał wpuszczoną w jasnokremowe spodnie spięte ciemnobrązowym, ciężkim, skórzanym pasem. Na ramionach zarzuconą miał ciężką, podbitą niedźwiedzim futrem, złotą pelerynę. Na biodrach przypięty jego ceremionialny złoty miecz, błyszczał w promieniach słońca. Lewą rękę położył na ozdobnej rękojeści. Drugą obejmował promieniującą szczęściem Evelyn, która w ramionach trzymała szczelnie opatuloną kocami córeczkę. Jej zielona, ciężka suknia błyszczała niewielkimi szmaragdami przy dekolcie, końcach rękawów i w pasie.
  
Tuż przy pięknym prowizorycznym ołtarzu, za którym stał lekko przerażony biskup, stał Aidan, a po jego prawej stronie Thomas - ubrany w śnieżnobiały Strój Jeźdźca. Różnicę pomiędzy nim, a Garrettem stanowił błyszczący kirys kawaleryjski, a jego peleryna nie była podbita futrem, lecz nim okryta.
  
Aidan oczywiście sprawiał najwspanialsze wrażenie - klatkę piersiową okrywał mu napierśnik zbroi maksymiliańskiej w stylu gotyckim (połączyłam tutaj dwa typy zbroi: francuską pełną zbroję płytową w stylu gotyckim ze zbroją maksymiliańską) szmelcowany na czarno i zdobiony szczerozłotymi okuciami, stylizowanymi na kwietny ornament. Widać było spod niego jedwabną, bordową koszulę spiętą pod szyją dużą broszą z krwistoczerwonym rubinem.
Czarne nagolennice, spod których wystawały białe skórzane spodnie, osłaniały nogi. Ręce, oprócz czarnych rękawic, powyżej nadgarstków i aż do łokci, osłonięte były również przez czarne zarękawia. W odróżnieniu od Thomasa i Garretta, Aidan nie miał na sobie płaszcza, lecz lamparcią skórę zarzuconą na prawe ramię i spiętą pod lewą pachą. Podobnie, jak tamci, lewą rękę oparł nonszalancko na rękojeści swego półtoraręcznego miecza. Wyglądał rewelacyjnie: dostojnie, ale i też cholernie niebezpiecznie. Choć wydawał się zupełnie rozluźniony, w jego spojrzeniu kryło się wielkie zdenerwowanie. Aby dodać mu otuchy, uśmiechnęłam się szeroko do niego w chwili, gdy mój ojciec przekazywał mnie przed ołtarzem Aidanowi.
  
Ślub był szybki (ze względu na przejmujące zimno), piękny i bardzo podniosły. Oprócz przysięgi małżeńskiej, najcudowniejszym momentem był pocałunek ukochanego - ciepły, pełen miłości i oddania. Kiedy odwróciliśmy się szczęśliwi w stronę zebranych gości, ze zdumieniem ujrzeliśmy piękny widok: Garrett oświadczał się Evelyn. Zaczęliśmy wiwatować. Nagle do naszych uszu dobiegł potężny grzmot. To nasze smoki jednocześnie rozpostarły swe potężne skrzydła, uniosły je jak najwyżej i stając na tylnych łapach, ryknęły ogłuszająco. Ryk był tak potężny, że powietrze zaczęło od niego wibrować, a szyby w pobliskich domach drżeć, niemal wylatując z futryn. Ludzie skulili się przerażeni, ale my byliśmy szczęśliwi. Spojrzałam przez łzy radości na Aidana. Uniósł lewą dłoń, na co smoki jeden po drugim majestatycznie wzbiły się w powietrze. W oddali usłyszeliśmy okrzyki podziwu mieszkańców St Andrews. A tymczasem po trzech okrążeniach placu katedralnego, nasze jaszczury odfrunęły w stronę naszej Posiadłości. Uśmiechałam się szeroko, gdy szliśmy do samochodów zaparkowanych w uliczce nieopodal. Po półgodzinnej jeździe dotarliśmy do zamku. Większość gości była zaskoczona, nie sądzili, że mamy na własność średniowieczny zamek. Niemal natychmiast po przyjęciu wszystkich życzeń i prezentów, zasiedliśmy przy suto zastawionych różnymi potrawami stołach. (Zatrudnione kucharki przeszły same siebie - wykwintność potraw graniczyła chyba z tymi podawanymi na dworze królewskim).
  
Gdy jadłam akurat pieczoną kaczkę nadziewaną kwaśnymi jabłkami, moja świadkowa zapytała mnie nieoczekiwanie:
- Czy to prawda, że oprócz sześciu Jeźdźców w Anglii, jest jeszcze tylko trzech? Dwóch w Niemczech i jeden we Francji?... Notabene, tutaj widzę tylko czterech Jeźdźców.
Widelec wypadł mi z dłoni. Naszczęście liczne rozmowy zagłuszyły jego brzęk o talerz. Aidan, który słyszał naszą rozmowę, wychilił się zza mnie i ostro zapytał:
- Skąd o tym wiesz?
- Słyszałam od pewnego Jeźdźca. - Rachael wyglądała na przerażoną. Spojrzałam na męża, a następnie na pozostałych Jeźdźców. Wszyscy wyglądali jakby ktoś walnąl ich obuchem w łeb.
- Od jakiego Jeźdźca to słyszałaś? - zapytał głucho Garrett, pochylając się w jej stronę.
- Nie wiem, jak się nazywał... We Francji, rok temu.
- Cholera! - po tych wypowiedzianych przez Evelyn słowach, cisza zapadła w całej sali.

Mój ból cz 21.

- Spokojnie kochanie... Poradzimy sobie z tym kretynem, ale teraz nie straszmy niepotrzebnie gości.
Kiwnęłam nieznacznie głową i szepnęłam do przyjaciółki:
- Przepraszam. Wystraszyłaś się pewnie, ale strasznie zaskoczyłaś mnie tą informacją... A co do ilości Jeźdźców w Anglii, to mylisz się trochę. Widzisz tutaj pięciu Jeźdźców, a nie czterech, czy sześciu.
Racheal chciała jeszcze coś powiedzieć, ale przerwał jej Thomas:
- Jeśli będziesz jeszcze chciała i jeśli Aidan się na to zgodzi, to pogadamy po weselu... A teraz, czy mogę prosić Panią do tańca?
Dziewczyna skinęła lekko głową, pozwalając zaprowadzić się na parkiet. Jej suknia w kolorze cappucino pięknie współgrała kolorystycznie z ubraniem Thomasa. Wysoko upięte ciemne włosy, w których pobłyskiwał złoty brokat, w świetle wysokich kandelabrów i ognia z dwóch zabezpieczonych kominków, mieniły się niczym płynna czekolada.
- Thomas nam się zakochał? - zapytał Garrett, gdy zostaliśmy sami. Aidan tańczył właśnie z Evelyn. Orkiestra grała jakiś szybki kawałek, który dla mnie w siódmym miesiącu był za szybki - wolałam go przeczekać.
- Wątpię. Przecież oboje są świadkami, więc mogą razem tańczyć. - odparłam, patrząc na wirującą parę. Przez moment śmignęła mi gdzieś bordowa koszula Aidana, ale zaraz zniknęła wśród tańczących par. - Jak układa ci się z Evelyn?
- Evelyn zaczęła się znowu starać, ale tylko jeśli chodzi o dziecko i dom, bo obowiązki Jeźdźca olewa na tyle na ile pozwala jej zaklęcie rzucone na nas przez twojego męża. - odparł Garrett.
- A jak dogadujecie się z Thomasem? Bo przyjąć przeprosiny to jedno, ale wybaczyć to już zupełnie co innego.
- Jest ok. Może nie tak, jak przed tą cała głupią sytuacją, ale już coraz lepiej.
- Czyli co... Za kilka miesięcy czeka nas kolejny ślub, tak?
- Najpewniej. - Garrett wyszczerzył się do mnie w uśmiechu radości.
- To cudownie! Te twoje oświadczyny były piękne.
- Cały wasz ślub był cudowny. Nie widziałem jeszcze niczego takiego... A nasze smoki, ah! Coś niesamowitego!
- Rozczulasz się, jak kobieta. - Aidan skończył tańczyć i podszedł właśnie do naszego stolika z Evelyn.
- Brrr, przestań, to byłoby okropne! - przyjaciel otrząsnął się z udawanym wstrętem. Zaśmiałyśmy się razem z Evelyn.
- Kobiety wcale nie są takie straszne... Dają wam dzieci, nad którymi wy rozczulacie się jeszcze bardziej niż my. - powiedziałam, całując delikatnie męża w zaróżowiony od tańca policzek.
- O stary!!! Współczuję. Nieźle cię wzięła pod pantofel!
- Uważaj, żebym ja ciebie nie wzięła jeszcze bardziej. - prychnęła Evelyn w jego stronę. Parsknęliśmy z Aidanem śmiechem.
- Idziemy zatańczyć? - szepnął mi ukochany do ucha, gdy orkiestra zagrała walca.
- Z wielką przyjemnością.
  
Wesele ostatecznie zakończyło się o szóstej rano, przy blaskach wstającego nad morzem słońca.
Gdy wychodziliśmy jako ostatni z sali, Rachael niespodziewanie przytrzymała mnie za ramię.
- Czy ja mogłabym do was dołączyć? Jako Smoczy Jeździec?
Pytanie zupełnie zwaliło mnie z nóg.
- Przyjdź za dwa dni. Wtedy już będziemy mogli jakoś normalnie myśleć. - odparłam, zauważając kątem oka przyzwalające kiwnięcia głowy Aidana, Thomasa i Evelyn.
  
Dwa dni później, tak, jak ustaliliśmy, zebraliśmy się w pięknym salonie w północnym skrzydle zamku. Pomieszczenie ogrzewane było ogniem pochodzącym z dużego kominka zainstalowanego centralnie pośrodku najdłuższej ściany. Tuż nad nim wisiał jedyny w salonie obiekt elektryczny - czterdziestoośmio calowy telewizor.
Podłoga wykonana była z drewnianych, bejcowanych na ciemno paneli i cudownie kontrastowała z jasnymi ścianami, ciosanymi z grubego kamienia, ozdobionych gobelinami przedstawiającymi co ważniejsze wydarzenia z historii Jeźdźców. Pod jedną ze ścian, dokładnie naprzeciwko kominka, stały półkolem ustawione skórzane sofy. Ścianę za nimi zdobiły wysokie gotyckie okna, osłonięte ciężkimi, brązowymi kotarami. Sufit pomalowany na biało i zdobny drewnianymi podporami krzyżowymi, oświetlały kryształowe kandelabry. Na sofach leżały liczne pledy i skóry zwierzęce, którymi można było się otulić w co zimniejsze dni. Najkrótszą ścianę, tę naprzeciwko dębowych masywnych drzwi, zajmowały regały pełne zwojów, ksiąg i pism różnego rodzaju, które Jeźdźcy gromadzili tutaj od czasu Wielkiego Pożaru.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 2428 słów i 13592 znaków.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • AuRoRa

    Drobiazgowe opisy strojów sprawiają, że można sobie wyobrazić bohaterów, jakby się tam było z nimi. Podobnie aranżacje wnętrz. Świetnie jest z tym telewizorem w średniowiecznym zamku :D Ale mają salony.

    4 paź 2018

  • elenawest

    @AuRoRa :-D

    4 paź 2018

  • chaaandelier

    Ale się porobiło. :D

    16 maj 2016

  • elenawest

    @chaaandelier bardzo dużo :-P

    16 maj 2016

  • Kuri

    Oho, kolejny jeździec się szykuje :D Zdradzisz mi tylko, ile rozdziałów ma to opowiadanie?

    15 maj 2016

  • elenawest

    @Kuri o ile dobrze pamiętam to 40. Więc spokojnie, to dopiero połowa ;-)

    15 maj 2016

  • Kuri

    @elenawest Yeeeey :D Nic, tylko czekać na kolejne ^^

    15 maj 2016

  • elenawest

    @Kuri dokładnie :-D fajnie, że ci się podoba :-P

    15 maj 2016

  • igor

    @elenawest super, uwielbiam takie długie opowiadania :rotfl:

    15 maj 2016