Spróbuj mnie pokochać - 4 -

Natychmiast zasłoniłam się ręcznikiem, a potem okno roletą, ale serce biło mi jak szalone. Co on wyprawiał? Czatował całymi dniami przy oknie i czekał na moment, gdy się pojawię? No cóż, pojawiłam się – i to w jakim stylu. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. To już drugi raz, gdy widział mnie nagą, a przecież nawet nie byliśmy razem. Co za los. Przyrzekłam sobie już nigdy nie odsłaniać okna, choćbym miała zgnić w ciemności niczym wampir.
Następnego dnia, gdy rano szykowałam się na uczelnię, do drzwi pokoju zapukała Gabi.
- Właź – powiedziałam bez entuzjazmu. Weszła i patrzyła na mnie z niepokojem.
- Od dłuższego czasu chcę z tobą porozmawiać, ale nigdy nie wiem, czy to właściwy moment – zaczęła.
- Podobno nigdy na nic nie ma właściwych momentów. – Wrzuciłam do torby słuchawki i odwróciłam się do przyjaciółki. – O czym chcesz pogadać?
- O Ryanie – powiedziała z wahaniem. – Nie wiem, czy powinnam cię przeprosić za to, co zrobiłam, ale chciałam wam pomóc.
- Rozumiem – pokiwałam głową. – I nie mam żalu. To nie twoja wina, że nam nie wyszło, tylko Ryana.
- Musi być jakiś sposób, by wam się udało – posmutniała Gabi. - Naprawdę do siebie pasujecie.
- Widocznie nie. – Zarzuciłam torbę na ramię. – Nie ma co się użalać nad tym, czego nie ma. Poradzę sobie.
Nie miałam przecież innego wyjścia, jak sobie poradzić. Wyszłam z mieszkania – Gabi miała zajęcia na późniejszą godzinę, więc dzisiejszą drogę na uczelnię musiałam pokonać sama. Zdziwiłam się więc ogromnie – i speszyłam – gdy przed budynkiem zobaczyłam Ryana.
- Cześć – uśmiechnął się do mnie promiennie.
- Cześć – wydukałam. – Co tu robisz?
- Czekam na ciebie. – Wzruszył ramionami. – Pomyślałem, że możemy przejść się razem na zajęcia.
Spojrzałam na niego podejrzliwie. Stanowczo nie przywykłam do tego, że jest dla mnie miły, więcej – że to on chce się spotykać ze mną, a nie na odwrót. Ale czy chciałam się z nim spotykać? Mieć z nim kontakt, ciągnąć to? Sama nie wiedziałam. Chyba nie, ale głupio było mi odmawiać.
- Czemu nie – powiedziałam z wahaniem, bo przypomniał mi się wczorajszy wieczory incydent przy oknie. Twarz momentalnie mi zapłonęła wstydem, ale Ryan wydawał się niczego nie zauważyć. Szedł, pogwizdując, tak jakby nic się nie wydarzyło. Cóż, może to była i dobra strategia – o tym na pewno nie zamierzałam wspominać. Zastanawiałam się, czemu był w takim świetnym humorze. No, może świetnym to za dużo powiedziane, ale na pewno w lepszym niż ja.
- Co u ciebie? – spytał po chwili, zerkając na mnie z ukosa.
- Nic nowego – odpowiedziałam. – A u ciebie?
- Też nic.
Wyczerpująca rozmowa, nie ma co. Wzniosłam oczy ku niebu. Co się z nami porobiło? Aż przykro było na to patrzeć. Gdy dotarliśmy pod budynek, zdecydowałam się powiedzieć, co leżało mi na sercu.
- Zanim wejdziemy, możemy chwilę porozmawiać? – spytałam.
- Pewnie – spojrzał na mnie uważnym wzrokiem. – O co chodzi?
Zastanowiłam się, jak to powiedzieć w miarę delikatnie. Nie mogłam przecież prosto z mostu wypalić „nie chcę się z tobą spotykać i już”.
- Widzisz… - powiedziałam powoli, zbierając myśli. – Nie jestem pewna, czy chcę to dłużej ciągnąć.
- Co?
- To. – Wykonałam nieokreślony ruch ręką, tak jakbym miała Parkinsona. – Nasze spotkania. Było fajnie, wiele sobie wyjaśniliśmy, ale teraz wszystko się zmieniło – spojrzałam na niego smutno. Wiedziałam, że rozumie, co mam na myśli, bo nieco spochmurniał. – To za bardzo boli, wiesz? Niedługo będziesz ojcem… - po raz pierwszy wypowiedziałam te słowa na głos i nie spodobał mi się dreszcz, jaki mnie przy tym przeszedł. – I wszystko między nami definitywnie się skończy.
- Nie chcę, by tak było – powiedział zduszonym głosem.
- Ani ja. – Przygryzłam wargę. – Ale nie mamy już na to wpływu.
Staliśmy przez chwilę w milczeniu, patrząc sobie prosto w oczy. Wokół szli inni studenci, zerkając na nas przelotem. Też miałam zamiar już odejść, gdy Ryan złapał mnie za nadgarstek.
- Nie zgadzam się – oświadczył twardym głosem. Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami.
- Na co się nie zgadzasz? – nie zrozumiałam.
- Nie zgadzam się z twoją decyzją – powiedział, wbijając we mnie spojrzenie swoich zielonych oczu. Automatycznie zmiękłam. – Jeszcze niedawno machnąłbym na to ręką, ale teraz tak łatwo nie odpuszczę. Też mnie to boli, ale nie chcę tego tracić.
- Ryan – szepnęłam. – Ale między nami nie będzie już nic więcej. Teraz musisz być z Mel, czy tego chcesz, czy nie.
- Nie zmienimy tego – przytaknął. – Ale nie musimy też tracić tego, co mamy teraz.
- Nie musimy, ale możemy – jęknęłam, usiłując się wyswobodzić z jego uścisku. Jeszcze bardziej go wzmocnił.
- Nie możemy – powiedział dobitnie, przyciągając mnie do siebie. – Zbyt długo trujemy sobie nawzajem życie, żebyśmy teraz tak łatwo odpuścili. W sumie, możesz robić co chcesz – dodał nagle, puszczając mnie. – A ja i tak się nie poddam.
Po tych słowach odszedł, a ja stałam jeszcze chwilę w miejscu, czując się bardzo dziwnie. Pierwszy raz w życiu to ja chciałam odpuścić sobie z kimś kontakt, choć kłóciło się to z moimi prawdziwymi potrzebami, a ta osoba walczyła o niego. Walczyła o mnie. I choć w naszym przypadku ta walka nie mogła zakończyć się całkowitym powodzeniem, to wzruszenie ścisnęło mi gardło. Wzruszenie i coś jeszcze – bezradność. Tyle osiągnęłam. Sprawiłam, że Ryan mnie polubił, zaufał, zaczął szanować, zaczął czuć do mnie coś więcej niż nienawiść… i na darmo. Nie mogliśmy się posunąć już nawet o krok dalej. Przez jeden głupi wieczór, głupie posunięcie Melanie i głupią zgodę Ryana. Przez jeden wieczór nagle wszystko, co mieliśmy – nasze dni, nasze uczucia, nasze myśli – musieliśmy zatrzymać w miejscu, a najlepiej zamieść pod dywan.
Ten dzień był wyjątkowo ponury, dlatego po zajęciach skierowałam się od razu do galerii. Odezwały się we mnie potrzeby typowej kobiety – kupienie czegoś na chandrę, na przykład butów czy ubrań. Krążyłam z przyjemnością po sklepach, wypatrując czegoś, co zawołałoby do mnie „mamo!” i co mogłabym zabrać ze sobą do mieszkania. Sama nie wiedziałam, czego konkretnie szukam, ale w końcu okazało się, że moim przeznaczeniem na dzisiejszy dzień było kupienie sukienki. Nie dorastała co prawda do pięt tej, którą kupiłam z Kate, ale równie dobrze mogłabym porównywać ze sobą buty i płaszcz. Tamta różowa sukienka była wystrzałowa, zrobiona po to, by zakładać ją na duże imprezy i zachwycać płeć męską. Ta, która wpadła mi w oko była zupełnie inna – skromna, z cienkiego materiału, mogłaby być nawet noszona w zwykły dzień. Niemniej jednak miała swój urok – ciemnoczerwona, przed kolano, przylegająca do ciała, z okrojonym dekoltem i krótkimi rękawami. Bardzo mi się spodobała i gdy ją kupiłam, od razu poczułam się lepiej.
Wróciłam do mieszkania, pogadałam chwilę z Gabrielle, a gdy weszłam do pokoju musiałam oprzeć się pokusie odsłonięcia okna. Cóż, skoro Ryan i tak nie zamierzał się poddać, jeśli chodziło o kontakt ze mną, teoretycznie mogłam spokojnie je odsłonić, ale wciąż nie czułam się na to gotowa. Wolałam mimo wszystko mieć je zasłonięte niż za każdym razem, gdy będę w ręczniku pamiętać o tym, że wszelkie skoki, tańce i inne tego typu rzeczy są zabronione.
Mimo wszystko ciągnęło mnie, by zobaczyć, czy Ryan jest po drugiej stronie. Już chciałam podwinąć roletę, gdy nagle sama się powstrzymałam. Chciał o mnie walczyć? Niech to pokaże.
  
Wyszłam z budynku i aż parsknęłam ze złości. Przede mną rozciągał się okropny widok – przestrzeń spowita spadającym deszczem. Nie byle jakim deszczem, bo bardzo obfitym, głośnym i w towarzystwie z chmurami, które spowiły wszystko w ciemności. Lubiłam deszcz, ale nie wtedy, gdy musiałam iść na pieszo do mieszkania. Naciągnęłam na siebie dwa kaptury – jeden od bluzy, drugi od kurtki – i dzielnie ruszyłam na przód. Już po chwili poczułam, jak wszystko przesiąka mi wodą. Szłam z nisko opuszczoną głową, jedynie po płytkach chodnikowych orientując się, dokąd idę. Niespodziewanie deszcz nagle jakby odrobinę ustał – a przynajmniej przestał na mnie kapać. Podniosłam głowę i zobaczyłam uśmiechającego się do mnie Ryana, który stał obok mnie i trzymał nad nami parasolkę.
- Nie ma za co – powiedział z uśmiechem. – Powinnaś nosić zawsze ze sobą parasol – zwrócił mi uwagę.
- Nigdy nie noszę – odparłam.
- Dlaczego? – zdziwił się.
- Nie lubię parasolek. – Wzruszyłam ramionami.
- Czyli co, mam ją zabrać? – po jego minie widziałam, że zaraz zabierze mi parasolkę znad głowy, ale powstrzymałam go.
- Nie lubię moknąć, ale nie lubię też nosić parasolek – wyjaśniłam mu. – Nie lubię tego, co jest potem – nawet, jak już przestanie padać, to nie mogę jej nigdzie schować, bo jest cała mokra. Wsiąść do autobusu też nie mogę, bo wszystko zamoczę. Non stop muszę trzymać to mokre coś – oświadczyłam, a Ryan z każdym moim słowem zdawał się być coraz bardziej rozbawiony. – Więc wolę już moknąć.
- Jesteś dziwna – stwierdził, śmiejąc się. Wzruszyłam ramionami.
- Bywa.
Odprowadził mnie pod mój blok, dalej trzymając nade mną parasolkę, nawet jeśli sam częściowo był wystawiony na deszcz. Choć nie powinno, schlebiało mi to. Cieszyłam się, że znalazł się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie i że znów miałam szansę z nim porozmawiać, choć na swój sposób wciąż to bolało. Po raz kolejny zresztą w jego towarzystwie byłam cała mokra, a włosy miałam napuszone, ale nie przeszkadzało mnie to. Nie taką już mnie widywał.
I nagle to do mnie dotarło – nie chciałam tracić z nim kontaktu. Wyszło, jak wyszło, ale zbyt dużo było go ostatnio w moim życiu, żebym to teraz mogła zaprzepaścić. Nie byłam w stanie po prostu się odwrócić i odejść, gdy stał przede mną z tym swoim uśmiechem, zielonymi oczami i na dodatek trzymaną nade mną parasolką. Nie mogłam. Nie chciałam. Melanie miała jego dziecko – mi też coś się należało.
- Wejdziesz na chwilę? – spytałam z duszą na ramieniu, otwierając drzwi na klatkę. Spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Pewnie.
Gabi nie było w mieszkaniu. Wstawiłam wodę, by zrobić nam gorącą czekoladę, a Ryan rozwalił się na kanapie w salonie. Zerknęłam na niego znad kubków.
- Nie za wygodnie ci? – spytałam.
- Nie, dziękuję – odpowiedział beztrosko, zakładając sobie ręce za głowę i moszcząc się wygodnie. Odwróciłam się, by nie widział, jak się uśmiecham. Zalałam kubki wrzątkiem, dodałam trochę mleka i weszłam do salonu. Postawiłam kubki na stoliku i usiadłam na fotelu, bo nawet gdybym chciała na kanapie, to Ryan zajmował całą jej długość.
- Co robimy? – spytałam po chwili ciszy, wypełnionej jedynie bębnieniem deszczu.
- Nie wiem – zerknął na mnie, wciąż z tym szerokim uśmiechem. – To ty mnie zaprosiłaś.
- Z grzeczności – parsknęłam.
- Wiem, że nie – dalej był okropnie rozbawiony. Podniósł się do pozycji siedzącej i upił łyk z kubka. – Ale raczej zostaniemy w mieszkaniu, bo nie lubisz wychodzić, jak jest zimno. No i pada, a przecież nie lubisz parasolek.
Puściłam mimo uszu jego uszczypliwą uwagę o parasolkach, za to zaskoczyło mnie, że wiedział, jak nie lubię zimna. Spojrzałam na niego przenikliwym wzrokiem, ale opamiętałam się. W końcu to był Ryan – już nic nie powinno mnie dziwić.
Włączyłam byle jaki film w telewizorze i chciałam z powrotem usiąść w fotelu, ale Ryan gestem wskazał na kanapę. Usiadłam więc obok niego, przy okazji wyłączając światło. Salon pogrążył się w ciemności. Film się zaczął, ale ja wciąż się wierciłam na swoim miejscu. Po chwili przykryłam nas kocem, bo zrobiło się nieco chłodno. Próbowałam skupić się na filmie, ale wciąż walczyłam z samą sobą, bo znów chciałam zrobić rzecz, której robić nie powinnam. Ręka Ryana spoczywała obok mojej na kocu i czułam wręcz fizyczny przymus, by ją chwycić, lecz nie miałam odwagi. Jednak ta myśl nie dawała mi spokoju i stwierdziłam, że w najgorszym razie Ryan po prostu puści moją rękę. Jakoś to przeżyję – gorzej już nie może być.
Nieśmiało, delikatnie wyciągnęłam rękę w stronę ręki Ryana. Łagodnie ją ścisnęłam, nie będąc pewna, czy mam posuwać się dalej. Oddech uwiązł mi w gardle, gdy Ryan odwzajemnił uścisk i po chwili splótł palce z moimi. Dopiero wtedy mogłam skupić się na filmie i nagle już nie było mi zimno.
Szkoda, że to było wszystko, na co mogłam sobie pozwolić.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2369 słów i 13125 znaków.

11 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Landrynka77

    Genialny :* :D

    21 sie 2016

  • candy

    @Landrynka77 dziękuję :*

    21 sie 2016

  • Aś

    Nie chcę być bez serca ale może Rayan i Rose będą zasieśniać swoje więzi a przy porodzie Mel umrze i zostanie Rayan sam z dzieckiem, a z czasem z Rose stworzą piękny związek :p

    21 sie 2016

  • candy

    @Aś haha ;D no nie, będzie inaczej, ale ciekawy koncept xD

    21 sie 2016

  • Malineczka2208

    <3 Oni powinni być razeeem! :( :( Część genialna :D

    21 sie 2016

  • candy

    @Malineczka2208 dziękuję <3

    21 sie 2016

  • okano1

    Cool jak zawsze :kiss:

    21 sie 2016

  • candy

    @okano1 :*

    21 sie 2016

  • KAROLAS

    No normalnie  <3

    21 sie 2016

  • candy

    @KAROLAS <3

    21 sie 2016

  • Szalonaa

    Cudowne <3

    21 sie 2016

  • candy

    @Szalonaa <3

    21 sie 2016

  • jaaa

    I kolejna wspaniała część, czekam na ciąg dalszy!

    21 sie 2016

  • candy

    @jaaa dziękuję :*

    21 sie 2016

  • Mia~

    Suuper!! Czekam na next:D

    21 sie 2016

  • candy

    @Mia~ <3

    21 sie 2016

  • black

    <3

    21 sie 2016

  • candy

    @black <3

    21 sie 2016

  • Czarodziejka

    Omg mega! <3 Dziś kolejna? <3 Prosze *-*

    21 sie 2016

  • candy

    @Czarodziejka tak :*

    21 sie 2016

  • Oliwia

    Super!!! <3

    21 sie 2016

  • candy

    @Oliwia <3

    21 sie 2016