Spróbuj mi zaufać /7/

Stanowczo nie byłam przygotowana na zobaczenie Tylera w samych kąpielówkach. Ponieważ Ryana dotąd widywałam tylko w ubraniach, nie miałam z czym porównać Tylera, jednak musiałam przyznać przed samą sobą, że robił wrażenie. Ja, ponieważ poszliśmy na basen kryty i nie było ryzyka, że się nieładnie opalę, założyłam czarny kostium jednoczęściowy. Dawno nie pływałam, dlatego ostrożnie zeszłam do wody i poczekałam, aż oswoję się z zapachem chloru i głębokością basenu.
Tyler podpłynął do mnie z uśmiechem.
- I jak?
- Czy tu na pewno nie trzeba mieć czepków na głowy? – spytałam z powątpiewaniem.
- Teoretycznie trzeba, ale my nie musimy ich mieć. – Wyszczerzył się chłopak.
- Jak to?
- Mój kumpel tu pracuje. Dogadałem się z nim. Bez czepków jest dużo wygodniej.
Przyznałam mu rację i zanurzyłam się cała w wodzie, czując, jak włosy mi mokną i rozpływają się wokoło niczym włosy topielca. Czułam przyjemny chłód i z radością płynęłam do przodu, pokonując opór wody. Nagle jednak coś złapało mnie za nogę. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechającego się od ucha do ucha Tylera.
- Ej, ja tu właśnie pływałam – zwróciłam mu uwagę. – Po to tu chyba przyszliśmy.
- Ale za bardzo mi uciekasz.
- To płyń ze mną – zaproponowałam. Tyler udał, że głęboko się namyśla, po czym jednym szybkim ruchem ochlapał mi całą twarz.
- Ej! – zawołałam z oburzeniem. To ochlapanie właściwie nie miało zbyt dużego znaczenia – w końcu i tak byłam cała mokra – ale chlor dostał mi się do oczu i lekko mnie zapiekły. – Tak chcesz się bawić? – zapytałam i w odwecie wskoczyłam Tylerowi na plecy, zanurzając go pod powierzchnię wody. Z łatwością mnie z siebie zrzucił i przez dobre parę minut pluskaliśmy się ze śmiechem niczym dzieci. Po wszystkim czułam, że wszelkie siły mnie opuściły.
- Takie ekscesy strasznie wykańczają. – Westchnęłam, kierując się z Tylerem ku wyjściu.
- Dopiero po fakcie czuć zmęczenie – przyznał mi rację. – Wszystkie szwy na miejscu?
- Tak. Co prawda, nie powinnam tu z nimi przychodzić – przyznałam. – Ale naprawdę strasznie chciało mi się pływać. Dzięki, że mnie tu zabrałeś.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu. Zatrzymaliśmy się dopiero pod moim budynkiem.
- Muszę już iść… powinnam się trochę pouczyć – powiedziałam, patrząc na Tylera przepraszającym wzrokiem.
- Spoko – odpowiedział z uśmiechem. – Ja pewnie też. Ale cieszę się, że wyszliśmy. A więc, do zobaczenia.
- Do zobaczenia – odpowiedziałam, a Tyler pochylił się i czule pocałował mnie w policzek. Zaczęłam się wspinać po schodach z głupim uśmiechem na twarzy. Nagle wszystko zaczynało się układać – i z Gabi, i z Mel, i z Ryanem, i z Tylerem. Czy mogło być lepiej?
Nawet do książek zasiadłam z uśmiechem.
  
Przez następny tydzień znacznie się ochłodziło. Byłam zmuszona pochować wszystkie letnie ciuchy w głąb szafy i wyciągnąć stertę długich dżinsów, bluzek z długim rękawem i ciepłych bluz. Wciąż było mi zimno i w mieszkaniu robiłam sobie litry herbaty, które potem wlewałam do kubka termicznego, dającego mi ocieplenie dla rąk na uczelni. Przez cały ten tydzień nie rozmawiałam z Ryanem. Żadne z nas nie świeciło latarką. Na uczelni mijaliśmy się parę razy, ale mówiliśmy sobie tylko „cześć” i szliśmy dalej. Martwił mnie odrobinę taki stan rzeczy. Wmawiałam sobie, że teraz wypadałoby, aby to on wyszedł z propozycją rozmowy. Nie chciałam mu się narzucać.
Tyler wciąż spędzał ze mną sporo czasu, nawet między zajęciami. Przychodził, siadał obok mnie i wesoło gawędził. Nie wiedzieć czemu, wciąż pilnowałam, by Ryan nas nie zobaczył razem. Nie miałam pojęcia, czemu to robiłam – przecież miałam prawo mieć własne życie. Byłam też pewna, że w obecnej sytuacji Ryan już nie zrobiłby nic, co mogłoby znowu przeszkodzić mi w kontakcie z Tylerem. Czemu więc się ukrywałam? Nie wiedziałam, ale nie chciało mi się nad tym zastanawiać. Starałam się uczyć w miarę systematycznie, by później, przed sesją, nie wkuwać wszystkiego na ostatnią chwilę. Wciąż jednak moje myśli były rozpraszane i co rusz odwracałam się do okna, szukając światełka latarki.
Pojawiło się dopiero późnym wieczorem w piątek.
Wróciłam ze szpitala, gdzie ściągnęli mi szwy, co powitałam z wielką ulgą. W aptece kupiłam specjalną maść na blizny. Siedziałam po turecku na łóżku i jadłam czekoladowy budyń z miski. Przede mną na stoliku stał laptop z włączonym filmem. Oglądałam go jak zahipnotyzowana, gdy nagle coś „przecięło” mój wzrok. Zamrugałam. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że ten promień światła wziął się z okna. By się upewnić, odłożyłam miskę i wstałam. Dostrzegłam w oknie sylwetkę Ryana. Gdy mnie zobaczył, wykonał taki gest, jakby chciał, bym to ja przyszła do niego. Pokazałam mu uniesiony w górę kciuk, szybko założyłam na siebie ciepłą bluzę, na nogi założyłam trampki i czym prędzej wyszłam z mieszkania, rzucając po drodze do Gabi:
- Idę do Ryana.
- Tylko weź gum… - nie dokończyła, bo trzasnęłam drzwiami, ale nietrudno było się domyślić, co miała na myśli. Gdy wyszłam na zewnątrz, wzdrygnęłam się od powiewu zimnego powietrza i wiedziona światłem latarni, skierowałam się w stronę budynku, w którym mieszkał Ryan. Wdrapałam się po schodach i zapukałam do jego drzwi, ciesząc się jednocześnie, że wreszcie się „odezwał”. Czy raczej dał mi znak, bym ja się odezwała. Usłyszałam ciężkie kroki i po chwili drzwi się otworzyły.
- Cześć – powiedziałam radośnie. – Co tam? Ooo rany… - zawahałam się, nie wiedząc, czy wypada mi to mówić. – Wyglądasz strasznie.
- Wiem – zachrypiał Ryan i wciągnął mnie do środka, bo wciąż stałam na wycieraczce. – Chcesz herbaty?
- Serio? Wyglądasz jak dopiero co z krzyża zdjęty i pytasz mnie o herbatę? – zawołałam z przerażeniem. Naprawdę nie wyglądał dobrze. Oprócz chrypiącego głosu, pod oczami miał ogromne fioletowe cienie, jakby nie spał parę dobrych dni. Był też niezdrowo spocony na całej twarzy, która zresztą cała się świeciła i miała jakiś niepokojący odcień zieleni. W ogóle wyglądał, jakby nieco schudł. Przyłożyłam mu rękę do czoła i oczy mi się rozszerzyły. – Można by ci usmażyć jajecznicę na czole. Połóż się natychmiast. – Zakomenderowałam. – Byłeś u lekarza? Brałeś jakieś proszki?
- Nigdzie nie byłem i nie pójdę – zachrypiał Ryan, posłusznie wlokąc się do kanapy. Opadł na nią bez sił. – Nie lubię lekarzy.
- A lubisz wyglądać jak wrak człowieka? – Zdenerwowałam się, szybko przechodząc do kuchni. Złapałam byle jaką ścierkę, złożyłam ją i zmoczyłam lodowatą wodą. Nieco wycisnęłam i wróciłam do Ryana. Położyłam mu zimny kompres na czole, po czym zaczęłam przetrząsać jego szafki w poszukiwaniu jakichkolwiek leków. – Czy ty masz tu w ogóle jakąś apteczkę? – Zirytowałam się po chwili.
Dobiegło mnie stłumione „nie”.
- Aha. No super – skwitowałam. Podeszłam do Ryana i uklękłam przy nim, patrząc na niego z niepokojem. Miał zamknięte oczy, ale chyba wyczuł moją bliskość, bo je otworzył. – To idziemy do lekarza.
- Nie mam zamiaru – mruknął, przytrzymując sobie kompres, który zaczął mu się zsuwać z czoła.
- A ja mam zamiar cię tam zawlec – oznajmiłam. Ryan z jękiem podniósł się do pozycji siedzącej, kiedy nagle mocno się skrzywił. Rozejrzałam się dookoła. Na szczęście parę metrów dalej dostrzegłam stojącą na podłodze żółtą miskę. Szybko podstawiłam ją Ryanowi – w samą porę, bo sekundę później zaczął wymiotować. No, super, jeszcze tylko odwodnienia mi tu brakowało. Gdy skończył, pomogłam mu wstać i zaprowadziłam go do łazienki. Pozbierał się na tyle, by umyć zęby.
- Ubieraj się – powiedziałam po chwili stanowczo.
Już nie protestował. Może nie miał na to siły, bo naprawdę wyglądał nieciekawie. Szybko wyszukałam w Internecie najbliższego lekarza, po czym ślęczałam nad rozkładem autobusów, by znaleźć najbliższy, którym moglibyśmy się do niego dostać. Szczęście dopisało nam na tyle, że na przystanku musieliśmy poczekać jedynie dziesięć minut. Ryan opadł ciężko na ławkę i odchylił głowę do tyłu. Usiadłam obok niego.
- Nie śpij – upomniałam go.
- Muszę – mruknął.
- Będziesz mógł spać, jak wrócimy od lekarza.
- Jesteś strasznie zasadnicza – mruknął znowu, nie otwierając oczu.
- A ty strasznie niechętny do udzielenia sobie pomocy – odcięłam się.
- Nie potrzebuję jej. Jestem zdrowy.
- Mhm – mruknęłam tym razem ja. – Jeśli bycie zdrowym oznacza dla ciebie stan, w jakim aktualnie się znajdujesz, to muszę cię rozczarować – wcale tak to nie wygląda.
- Czepiasz się – burknął Ryan, a ja westchnęłam. Nawet teraz był w stanie się ze mną sprzeczać! Na szczęście po chwili podjechał autobus i zmusiłam Ryana, by się podniósł i do niego wsiadł. Było gorzej, niż z małym dzieckiem. Musieliśmy jednak przestać ze sobą dyskutować, ponieważ byłam skupiona na tym, byśmy nie przejechali odpowiedniego przystanku.
Na miejscu była ogromna kolejka, na widok której Ryan natychmiast odwrócił się w stronę wyjścia. Musiałam przytrzymać go siłą.
- Już tu dotarliśmy, więc poczekamy – powiedziałam z naciskiem.
- Nienawidzę cię – burknął. Wiedziałam, że nie mówi tego na poważnie, ale odpowiedziałam:
- Tak? No dobrze. To zostawiam cię tu i sobie idę. – Mówiąc to, puściłam jego ramię i ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych. Za chwilę poczułam szarpnięcie za bluzę.
- Hej, nie ma mowy – usłyszałam i odwróciłam się do Ryana, ledwo powstrzymując uśmiech. – Przytargałaś mnie tu, więc teraz ze mną siedź.
Kilkakrotnie podczas czekania zasypiał i się budził, a ja wciąż przykładałam mu rękę do czoła, które za każdym razem niemal mnie parzyło. Gdy przyszedł czas na powrót do mieszkania, Ryan już ledwo poruszał nogami. Chciałam już jak najszybciej tam dotrzeć, podać mu wykupione leki i czekać, aż gorączka spadnie. Dostałam wcześniej wiadomość od Tylera, ale nie odpisałam mu. Miałam ważniejsze rzeczy na głowie.
Wreszcie położyłam Ryana do łóżka i zmusiłam go, naprawdę niczym dziecko, by wziął leki. Zaraz potem zasnął, a ja przyciągnęłam fotel do jego łóżka i czekałam, aż zaczną działać. Napisałam do Gabi, że nie wrócę na noc, a wiadomość od Tylera zostawiłam bez odpowiedzi. Patrzyłam na wciąż niezdrowo wyglądającą twarz Ryana i westchnęłam cicho. Choć nie powinnam się cieszyć z tego, że tak paskudnie zachorował, mimo wszystko cieszyłam się, że to akurat mnie wezwał na pomoc.
Zasnęłam na trochę, a gdy się obudziłam, natychmiast przyłożyłam rękę do twarzy Ryana. Aż podskoczyłam. Gorączka wcale nie spadła. Mało tego, miałam wrażenie, że jeszcze wzrosła! Od razu zerwałam się i pobiegłam do kuchni zrobić nowy kompres. Nigdzie nie widziałam żadnego termometru, więc musiałam zdać się własny instynkt. Miałam jednak niepokojące wrażenie, że temperatura dochodziła do czterdziestu stopni. Gdy pieczołowicie układałam Ryanowi zimny ręcznik na głowie, ocknął się i spojrzał na mnie półprzytomnie.
- Rose – szepnął.
- Ja – przytaknęłam. Ukucnęłam przy nim. – Jak się czujesz?
- Do dupy – szepnął, przymykając oczy.
- Możesz z powrotem iść spać – odszepnęłam mu, ale on złapał mnie za rękę i znów otworzył oczy.
- Za chwilę. Posiedź ze mną.
Wobec tego przyciągnęłam fotel jeszcze bliżej łóżka – co było trudne, ponieważ Ryan nadal trzymał mnie za rękę. Usiadłam i wpatrzyłam się w niego z niepokojem.
- Chyba powinnam jeszcze raz ci podać te leki – powiedziałam po chwili.
- Nie. – Pokręcił głową. – To zaraz przejdzie.
- Podziwiam twój optymizm, ale wyglądasz, jakbyś ledwo mnie rozpoznawał.
- Zawsze cię rozpoznam – wyszeptał, przymykając oczy. Już myślałam, że znów zasnął, ale odezwał się cichym głosem: - Wiesz, Rose… dobrze, że mieszkasz tak blisko… bo wtedy możesz…
- Ratować ci tyłek, kiedy jesteś chory?
- Tak – przytaknął. Uścisk jego ręki na mojej nieco się rozluźnił. – Wiesz… - powtórzył, jeszcze ciszej. – Wiesz, Rose, gdyby nie Mel… - szepnął, a mi mocniej zabiło serce. Czekałam na dalszy ciąg, ale nagle Ryan puścił moją rękę i zasnął. Szlag! Akurat w najciekawszym momencie! Tylko westchnęłam i poprawiłam mu kompres na czole. Nie mogłam jednak pozbyć się drżenia rąk. „Gdyby nie Mel”… gdyby nie ona, to co? Co on chciał powiedzieć? Poczułam przemożną chęć, by go obudzić i zażądać, by dokończył to, co zaczął, ale opanowałam się. Przecież nie mogłam tego zrobić. Był chory, pewnie majaczący w gorączce. Mogło mu się wszystko pomylić. Może wyleciały z niego jakieś przypadkowe słowa, które ułożyły się akurat w takie, a nie inne zdanie.
Tylko czemu w takim razie serce wciąż tak mi galopowało? I czemu liczyłam na dalszy ciąg jego wypowiedzi? Co właściwie chciałam usłyszeć?

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2450 słów i 13541 znaków.

7 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Czarodziejka

    Super <3

    18 sie 2016

  • candy

    @Czarodziejka :*

    18 sie 2016

  • okano1

    Super i serio podziwiam pomysł ba opowiadanie extra :yahoo:

    18 sie 2016

  • candy

    @okano1 dziękuję bardzo :)

    18 sie 2016

  • jaaa

    Świetnie <3 czekam na ciąg dalszy

    18 sie 2016

  • candy

    @jaaa <3

    18 sie 2016

  • Oliwia

    Wow! Tego się nie spodziewałam. Kiedy następne???

    18 sie 2016

  • candy

    @Oliwia za parę godzin :)

    18 sie 2016

  • Olaa

    Świetne! :D

    18 sie 2016

  • candy

    @Olaa dziękuję :)

    18 sie 2016

  • Xsara94

    <3 będzie dziś coś jeszcze ? :P

    18 sie 2016

  • candy

    @Xsara94 będzie ;)

    18 sie 2016

  • Xsara94

    @candy kiedy ?:)

    18 sie 2016

  • candy

    @Xsara94 nie wiem jeszcze xd po południu

    18 sie 2016

  • Nuśka

    Genialne! Kocham Twoje opowiadania! ♥♥

    18 sie 2016

  • candy

    @Nuśka dziękuję <3 <3

    18 sie 2016