Spróbuj mi wybaczyć [10]

Nadszedł piątek, a więc pierwszy dzień w mojej nowej pracy. Wstałam o piątej trzydzieści, czując się tak, jakbym w ogóle nie spała. Zazdrościłam reszcie moich domowników, którzy spali w najlepsze. Ziewając, włożyłam na siebie czarne dżinsy, bordową koszulkę i czarne trampki. Jak przez mgłę pamiętałam instrukcje Clary, ale zdawało mi się, że miałam jedynie brać fartuszki z szafki przy barze. Nic nie wspominała o rygorystycznym ubiorze. No cóż, miałam się sama wkrótce przekonać, ponieważ o piątej trzydzieści nad ranem mój mózg bardziej przypominał rozgotowaną galaretkę, niż myślący narząd. Słaniając się ze zmęczenia, spakowałam do torby potrzebne rzeczy i wyszłam z domu. Byłam już przy furtce, gdy uświadomiłam sobie, że nic nie zjadłam, a wszystkie sklepy czy piekarnie są jeszcze zamknięte. Wróciłam się szybko do domu, złapałam byle jaką bułkę leżącą na wierzchu i znowu wyszłam. Przyspieszyłam kroku i pomyślałam, że chyba naprawdę musi mi zależeć na tej pracy, skoro zwlekam się bladym świtem z łóżka i nie ma to żadnego związku z całonocnym imprezowaniem.
Idąc pustym chodnikiem, pomyślałam, że gdybym tylko tak nie kochała spać, to mogłabym polubić wczesne wstawanie. Słońce wyłaniało się zza horyzontu i rzucało dookoła piękne barwy. Z każdą chwilą robiło się odrobinę cieplej, a ja z każdym krokiem byłam odrobinę mniej niewyspana. Gdy dotarłam do restauracji, tam już wrzało jak w ulu. Aż musiałam sprawdzić, czy się nie spóźniłam, ale nie – była równo szósta trzydzieści. Dopiero teraz miałam okazję uważniej przyjrzeć się wnętrzu restauracji. Panele podłogowe miały kolor jasnego miodu. Poustawiane równo stoliki były ciemnobrązowe, podobnie jak nóżki krzeseł – od nóg w górę krzesła były otulone biało-szarym materiałem, wyglądającym na miękki i wygodny. Ściany były wyłożone cegiełkami. Na suficie niemal nad każdym stolikiem zawieszona była pokaźnych rozmiarów lampa opatrzona kremowym kloszem. Gdzieniegdzie były postawione wielkie donice z zielonymi roślinami. Całość wyglądała przyjemnie i zachęcająco. Podeszłam do lady, za którą były ustawione półki z różnymi napojami. Krzątała się tam już jedna kelnerka.
- Cześć – rzuciłam, przystając. Spojrzała na mnie nieprzychylnie. – Jestem tu nowa. Mam na imię Rose.
Skinęła głową.
- Jestem Emily – powiedziała, wracając do przecierania blatu. – Clara powiedziała, że mam cię we wszystko wprowadzić. Daj mi sekundę, zaraz skończę.
Skwitowałam jej słowa skinieniem głowy i w milczeniu przyglądałam się jej ruchom. Emily nie sprawiała wrażenia przyjaznej osoby. Może to były pozory, ale to było moje pierwsze odczucie, gdy na nią spojrzałam. Miała krótkie, ostro pocieniowane czarne włosy, tunel w uchu, przekłuty nos i jedną brew. Widocznie Clara należała do tych ludzi, którym nie przeszkadzał wygląd człowieka. Z jednej strony była to dobra cecha, jednak ja na miejscu klienta nie skłaniałabym się do składania zamówień u Emily. Podwinęła rękaw koszuli i na jej ramieniu dostrzegłam tatuaż. Po chwili Emily odrzuciła ścierkę w kąt i znów na mnie spojrzała.
- Byłaś już kiedyś kelnerką? – spytała, nieco cieplej niż wcześniej.
- Nie – zaprzeczyłam.
- Spoko – wzruszyła ramionami. - To łatwo ogarnąć. Na początku ci pomogę. Pracuję we wtorek, środę, czwartek i piątek, ale jeszcze tylko przez tydzień – wyjaśniła, wychodząc zza lady i podchodząc do stolika, na którym były jeszcze postawione krzesła. Ściągnęła jedno i z rozmachem postawiła przy stole. – Rób to samo – poleciła mi. Natychmiast złapałam za kolejne krzesło. – Już niedługo cała zgraja głodomorów się tu wepchnie, więc wszystko musi być już przygotowane.
Słuchałam jej tylko, woląc się nie odzywać. Po chwili wcisnęła mi czarny półfartuszek, który zawiązałam sobie w pasie oraz mały notatnik i długopis.
- Każdy stolik ma na rogu napisany numerek. Zapisujesz zamówienie, numer stolika i od razu walisz do kuchni. To te drzwi – machnęła ręką. – Zostawiasz kartki u kucharzy i lecisz zbierać następne zamówienia. Jak akurat nic się nie dzieje, stoisz przy barze. Chodź, pokażę ci, gdzie masz wszystkie naczynia i menu.
Kręciłam się za Emily po całej restauracji i nawet nie zauważyłam, kiedy wybiła ósma i zaczęli się zjawiać pierwsi ludzie. Na początku tylko patrzyłam, jak Emily podchodzi, rozdaje menu, po czym za parę minut wraca i pyta o zamówienie. Zapisywała je tak zamaszystym ruchem, że bardziej przypominało to pismo lekarza, niż kelnerki. No cóż, ale na szczęście to nie do mnie należało rozczytywanie się po niej. Gdy pół godziny później do restauracji weszło dwoje dorosłych z trójką dzieci, Emily szturchnęła mnie lekko w bok.
- Idź do nich.
Wyszłam zza lady, upewniając się, że notatnik i długopis mam umieszczone w kieszeni fartuszka. Zgarnęłam po drodze pięć kart menu i podeszłam do rodziny, która właśnie zajmowała stolik.
- Dzień dobry – powiedziałam grzecznie, kładąc menu na stole. Najmłodsze dziecko natychmiast chwyciło jedno z nich. Głupio mi było tak od razu odejść, dlatego spytałam: - Życzą sobie państwo coś do picia?
- Trzy soki jabłkowe – powiedziała natychmiast matka. – A my zaraz coś sobie wybierzemy.
- Dobrze – przytaknęłam i odeszłam szybkim krokiem w stronę lady. – Gdzie są soki jabłkowe? – rzuciłam w stronę Emily. Spojrzała na mnie dziwnie, tak jakbym zapytała ją, gdzie są granaty.
- Tu – wskazała na półkę. Nalałam po trochu do każdej ze szklanek, postawiłam je na tacy i dostawiłam napoczęte butelki. Zaniosłam je do stolika, po czym jeszcze przez parę minut stałam i czekałam, aż matka skończy się kłócić z najstarszym dzieckiem, a ojciec w końcu domyśli się, co chciałoby zjeść najmłodsze. W duchu co i rusz wzdychałam ze zirytowaniem. Zapowiadał się długi dzień.
Jakiś czas później spytałam Emily, dlaczego rezygnuje z tej pracy.
- To nie dla mnie – wzruszyła ramionami. – A znajomy zaproponował mi pracę w studiu tatuaży – uśmiechnęła się, a oczy jej się zaświeciły. Patrzyłam na nią wzrokiem uprzejmej obojętności. – Więc obiecałam Clarze, że zostanę, dopóki nie znajdzie zastępstwa, a potem się stąd zmywam.
Studio tatuaży… no cóż, patrząc na jej wygląd, nawet mnie to nie zdziwiło.
- Czyli ja jestem tym zastępstwem? – spytałam.
- Pewnie tak, skąd mam wiedzieć? – wzruszyła ramionami. – Dotychczas pracowałam tu tylko ja i Abby, ale Abby może pracować tylko w weekend i parę godzin w poniedziałek. Jak ja odejdę, to po prostu przejmiesz wszystkie moje dni. Najwyżej Ryan będzie tu częściej wpadał i ci pomagał.
Udałam, że nie wiem o kogo chodzi.
- Ryan?
- Syn Clary – rzuciła Emily, przecierając szklankę ścierką. – Jest spoko. Lubię go, to porządny facet. Ciągle mu powtarzam, że powinien się zatrudnić w tej restauracji, bo i tak spędza tu połowę życia, ale on się upiera, że nie będzie brał pieniędzy od własnej matki – wywróciła oczami. – Tak jakby to robiło mu jakąś różnicę!
Słuchałam jej w milczeniu. Z jej słów wynikało, że ma całkiem dobrą relację z Ryanem. „Porządny facet”… ciekawe, od kiedy go zna. Raczej nie od czasów, kiedy Ryan był zupełnie inną osobą. No cóż, nie miałam zamiaru uświadamiać Emily. Im mniej osób wiedziało o moim zachowaniu, tym lepiej. No, i na pewno zamierzałam jak najszybciej ogarnąć wszystkie moje obowiązki w restauracji. Na pewno nie chciałam być zmuszona do proszenia Ryana o pomoc – a zwłaszcza po jego słowach, że z rozkoszą dolałby benzyny do ognia, w którym byłabym palona. Głupek. Przecież byłam wtedy tylko dzieckiem.
  
*7 lat wcześniej*
Nudzę się. Tego dnia naprawdę mocno. W szkole nie dzieje się nic ciekawego. Jest ponury dzień, wszyscy snują się jak zombie. Mam tego dość! Muszę coś zrobić, żeby było weselej, żebyśmy choć trochę się pośmiali. Szepczę do mojej przyjaciółki Gabrielle:
- Masz samoprzylepne kartki?
- Mam – odszeptuje mi przyjaciółka. Sięga do plecaka, wyjmuje stos samoprzylepnych kolorowych karteczek i mi je podaje. Wyciągam z plecaka piórnik i biorę do ręki mój ulubiony czarny mazak. Karteczki na wierzchu mają kolor różowy. Idealnie się składa!
- Chodź – mówię do Gabi. – Zrobimy teraz coś zabawnego.
Przyjaciółka posłusznie wstaje i idzie za mną. Mamy szczęście, bo tam dokąd idziemy nigdy nie kręci się zbyt wielu ludzi. Zmierzam prosto do szafki Ryana – stojącej na samym końcu korytarza, w odosobnieniu. Jak on. Przystaję, odrywam pierwszą karteczkę i przyklejam ją na szafce.
- Co ty robisz? – dobiega mnie pytanie Gabrielle.
- Piszę to, co o nim myślę – odpowiadam beztrosko, kreśląc czarnym mazakiem wielkie litery. Po chwili odsuwam się i pokazuję Gabi moje dzieło – wielkie słowo „ŚMIERDZISZ” napisane na wściekle różowej karteczce. Gabi chichocze.
- Ale fajnie! Ja też chcę – wyrywa mi mazak i pisze na drugiej karteczce: „Schudnij wreszcie!”.
Ta zabawa podoba mi się coraz bardziej. Przyklejam kilka karteczek tuż obok siebie i piszę na nich: „Dojrzewasz za kilka osób naraz, że masz tyle pryszczy?”.
Gdy kończymy, szafka Ryana jest cała wypełniona różowymi karteczkami. Dorysowuję jeszcze szeroko uśmiechniętą buźkę przy kartkach z napisem „Nikt cię nie lubi!” i mówię do Gabi:
- Ok, starczy. Chodźmy stąd.
Na koniec dnia, gdy idę do szatni po kurtkę, widzę Ryana jak wlecze się do swojej szafki. Przystaję i obserwuję go. Gdy staje przed szafką, zamiera. Widzę, jak czyta po kolei każdą kartkę, po czym garbi się i ze smutną miną zrywa je wszystkie.
  
- Ej! – Emily znów szturchnęła mnie w bok. – Nie dumaj tak, tylko idź przyjąć zamówienie!
- Ok – odpowiedziałam mechanicznie, otrząsając się ze wspomnień. Przecież i tak miałam nie myśleć o Ryanie. Podczas piętnastominutowej przerwy poszłam do pobliskiej piekarni po bułkę, bo już skręcałam się z głodu. Czekając w kolejce, wysłałam smsa do Gabi:
JA: Idziemy dziś na imprezę?
Odpisała już po chwili.
GABI: Znasz odpowiedź.
Uśmiechnęłam się. Impreza brzmiała niemal jak błogosławieństwo – niezależnie od tego, co ostatnio działo się w moim życiu, chciałam pozostać sobą. I nie pamiętać o Ryanie, na którego natykałam się na każdym kroku.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1929 słów i 10676 znaków.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Czarodziejka

    Mega! <3

    14 sie 2016

  • candy

    @Czarodziejka <3 <3

    14 sie 2016

  • Malineczka2208

    Czekam na kolejnaa <3 :)

    14 sie 2016

  • candy

    @Malineczka2208 :*

    14 sie 2016

  • jaaa

    Boże,  uwielbiam to opowiadanie. I czekam na ciąg dalszy :D

    14 sie 2016

  • candy

    @jaaa dziękuję <3

    14 sie 2016