Spróbuj mi zaufać /14/

Leżałam na łóżku w jego objęciach. Czułam, jak mnie całował po całym ciele – po szyi, obojczykach, policzkach. Czułam się dobrze, ale czułam też, że to niewłaściwe. Nie do końca pamiętałam dlaczego, ale przez to byłam spięta. Nagle usłyszałam:
- Czemu mi nie mówisz?
- Czego? – nie zrozumiałam.
- Tego, co czujesz – wyjaśnił Tyler, patrząc na mnie. Jego oczy patrzyły na mnie prosząco. – Okłamujesz mnie.
- Wcale nie – próbowałam się bronić. Przestał mnie całować i spojrzał mi poważnie w oczy.
- Nie kłam, Rose. Ukrywasz przede mną prawdę, czuję to. Gdybyś tylko powiedziała mi co naprawdę do mnie czujesz… gdybyś zapomniała o wszystkim, co nas dzieli i po prostu była szczera… - wyszeptał. – Nie masz pojęcia, jacy wtedy moglibyśmy być szczęśliwi…
Pokiwałam głową i przymknęłam oczy, by lepiej sobie to wyobrazić. Tak… tacy szczęśliwi… Tylko ja i on... otworzyłam oczy i prawie krzyknęłam. Już nie patrzył na mnie Tyler, lecz Ryan.
- Gdybyś tylko powiedziała prawdę… - rozległo się dookoła mnie. – Prawdę… tacy szczęśliwi…
Zerwałam się z łóżka z cichym krzykiem i przycisnęłam dłoń do galopującego serca. Mimochodem zerknęłam na zegarek – czwarta nad ranem. Opadłam na poduszki czując, jak cała drżę. Przez chwilę starałam się wyrównać oddech, ale przed oczami wciąż miałam Ryana ze snu. Widocznie moje myśli wniknęły na tyle głęboko w moją podświadomość, że mózg się porządził i wytworzył kompletnie idiotyczny sen. Zamknęłam oczy i próbowałam znów zasnąć.
A jeśli… ten sen wcale nie był tak idiotyczny? Otworzyłam oczy. Może jednak powinnam powiedzieć Ryanowi prawdę? Kłamstwo zawsze ma krótkie nogi. Gdybym to faktycznie zrobiła, co by się stało? Cóż, zapewne przekonałabym się na własnej skórze. Czy mogłam to zrobić? Wciąż wzbraniałam się przed tym, argumentując to cierpieniem mojej siostry, ale… przecież moja deklaracja nie oznaczałaby natychmiastowego końca związku Mel i Ryana. Po prostu wyrzuciłabym to z siebie, a Ryan zrobiłby z tym, co by chciał. Serce znów mocniej mi zabiło. Przez parę następnych minut rozważałam jeszcze wszystkie za i przeciw, ale w końcu nakazałam sobie przestać myśleć. O piątej rano byłam już zdecydowana. Wyznam Ryanowi prawdę. Powiem mu, co czuję i niech los załatwi resztę.
  
RYAN: Wracam dziś do domu. Zabierasz się ze mną?
JA: Pewnie.
- Że niby co zamierzasz? – Gabi wywaliła na mnie oczy.
- Powiedzieć mu prawdę – odpowiedziałam.
- I kiedy zamierzasz to zrobić?
- Przed drogą. Nie, w trakcie. Nie! To zły pomysł. Może jak wrócimy. Nie, może jednak zanim wyjedziemy. Nie wiem, zobaczę jeszcze – powiedziałam, ignorując uniesione w geście dezaprobaty brwi Gabi. – Najpierw muszę jeszcze tylko pożegnać się z Tylerem. Napisałam mu, że wracam do domu na weekend i powiedział, że wpadnie na chwilę.
Byłam zdenerwowana, lecz zdecydowana. A może dopisze mi szczęście i nikt nie będzie cierpiał? Może Ryan mnie nie odrzuci, a Mel nagle stwierdzi, że i tak nie chciała z nim być? Łudziłam się tymi myślami, ale było jasne, że taki scenariusz nie wchodzi w grę. Mel by się nie przejęła, a to dobre. Ta dziewczyna potrafiła się rozpłakać nawet gdy schrzaniła budyń.
Spakowałam do torby parę rzeczy i czekałam, aż przyjdzie Tyler. Przyszedł punktualnie, ale był jakiś zdenerwowany. Praktycznie nie słuchał, co do niego mówiłam. Wciąż bawił się palcami, wykręcał je i zginał. Kręcił się po łóżku, aż w końcu spytałam:
- Wszystko ok? Wydajesz się jakiś zdenerwowany.
- Wszystko dobrze – zapewnił mnie natychmiast. – Tylko… muszę ci coś powiedzieć.
- Ok – przytaknęłam. – Tylko za minutkę, dobrze? Skoczę tylko do toalety.
Tyler skinął głową, a ja poszłam do łazienki i wpatrzyłam się w lustro. Spojrzałam na siebie krytycznie. Dostrzegłam w swoich oczach cień niepewności. Wpatrywałam się w siebie przez chwilę, po czym powiedziałam surowo do własnego odbicia:
- Bez kombinowania, Rose. Niedługo Ryan po ciebie przyjdzie, byście wrócili razem do domu, a ty nie będziesz świrować ani zmieniać decyzji. Powiesz mu, co czujesz. Wszystkie znaki na świecie każą ci to zrobić. Te wszystkie aluzje Ryana, ten sen… to na pewno dobra decyzja – powiedziałam dobitnie. – Wszystko na to wskazuje.
Wróciłam do pokoju, gdzie czekał na mnie spięty Tyler. Uśmiechnęłam się do niego i usiadłam. Wziął mnie za rękę i spojrzał mi w oczy.
- Rose – zaczął. – Nie wiedziałem, czy mam ci to mówić, ale dłużej już tak nie mogę. Muszę powiedzieć ci to teraz, zanim wyjedziesz na weekend, a ja znowu będę chciał z tym czekać. Zakochałem się w tobie – wyznał nagle, a mi aż zakręciło się w głowie. W duchu westchnęłam głęboko i spojrzałam wymownie w górę.
Wszystkie znaki na świecie każą mi to zrobić, tak? Wielkie dzięki, losie. Ależ mi to ułatwiłeś.
  
Całą drogę pokonaliśmy w ciszy. Siedziałam z poważnym wyrazem twarzy i choć Ryan próbował mnie zagadywać, po pewnym czasie zorientował się, że nic z tego. Wszystkie moje plany diabli wzięli.
- Zakochałem się w tobie – powiedział łagodnie Tyler, wpatrując się we mnie. Zamurowało mnie i nic nie odpowiedziałam. Przez chwilę jeszcze wpatrywał się we mnie z nadzieją, po czym spuścił wzrok. – No tak… głupi. Powinienem to przewidzieć. – Zaczął się podnosić, ale mnie ruszyło sumienie i pociągnęłam go za rękę, by znów usiadł.
- Nie, to nie tak – spróbowałam uratować sytuację. – Po prostu… zaskoczyłeś mnie. To jeszcze za wcześnie.
- Wiem – przytaknął z uśmiechem, który wzięłam za wyraz zawstydzenia. – Wyskoczyłem z tym jak filip z konopi…
- To nie jest tak, że ja nic nie czuję – powiedziałam z naciskiem, pragnąc, żeby zrozumiał. – Nie odrzucam cię. Nie wiem tylko jeszcze, co mam z tym zrobić. Musiałam na nowo przyzwyczaić się do tej sytuacji, do nas. Ale jeżeli dasz mi trochę czasu… - Ścisnęłam go za rękę. – Polepszy się. Rozumiesz mnie?
- Tak – przytaknął Tyler, unikając mojego wzroku, po czym podniósł się z łóżka. Ja także wstałam. – Dam ci czas, Rose, ile go tylko potrzebujesz. Pójdę już – uśmiechnął się smętnie. – Miłego weekendu – dodał i cmoknął mnie w policzek, po czym wyszedł z mojego pokoju. Stałam tam jeszcze przez chwilę próbując zrozumieć, co się właśnie stało. Jeszcze przed chwilą byłam zdeterminowana, by wyznać wszystko Ryanowi, a teraz nie byłam już tego taka pewna. Wyznanie Tylera rozłożyło mnie na łopatki. Parę miesięcy temu oddałabym wszystko, by usłyszeć od niego coś takiego, by w ogóle się mną zainteresował… teraz to miałam i nie czułam się z tym dobrze. Obiecałam mu, że się polepszy, ale czy na pewno? Czy go nie zranię, choć obiecał, że da mi czas?
Moje rozmyślania przerwało pukanie do pokoju. Spojrzałam w kierunku drzwi i zobaczyłam Ryana.
- Jedziemy?
Siedziałam teraz w milczeniu obok Ryana i ponownie rozważałam wszystkie za i przeciw. Mówić mu? Zaryzykować wszystko? Wystawić na próbę uczucia moje, jego, Melanie i Tylera? Nagle już nie byliśmy trójkątem, byliśmy czworokątem. Czwórka ludzi uwikłana w tę sytuację… a los nas wszystkich zależał ode mnie. Czułam się jak w kiepskim filmie mafii.
Mogłam nic nie mówić. Mogłam pozwolić, by Ryan dalej był z moją siostrą, a ja mogłabym wtedy skupić się na Tylerze i na naszej sytuacji. Mogłam dokonać starań, by polepszyć nasze relacje. Byłam pewna, że z czasem… być może pokochałabym go. Tylko czy byłoby to właściwe? Czy taka miłość, która potrzebowała czasu i siły woli, liczyłaby się jako prawdziwa?
Ale miałam też drugą możliwość. Mogłam wyznać Ryanowi wszystko, co czułam. Mogłam mówić o tym wszystkim wokół – Gabi, Joe’mu czy Kate, ale oni nie byli Ryanem. Moje uczucia wciąż błądziły, zagubione w moim wnętrzu i mogły znaleźć ukojenie tylko wtedy, jeśli obnażyłabym je przed właściwą osobą. Mogłam powiedzieć wreszcie to wszystko i wtedy już nie na mnie ciążyłby obowiązek podjęcia decyzji – wtedy to Ryan zdecydowałby, co ma zrobić z moją deklaracją. Może wtedy byłoby inaczej? Może każdy zmieniłby obiekt zainteresowań i może byłoby to lepsze?
Czy moglibyśmy być szczęśliwi, jeśli powiedziałabym Ryanowi prawdę?
Droga nieznośnie mi się ciągnęła. Co rusz spoglądałam na Ryana. Pod koniec drogi usłyszałam grzmoty. Uchyliłam szybę, bo we wnętrzu samochodu zrobiło się nieznośnie duszno. Parę sekund później niebo przecięła błyskawica, po chwili druga. Znów zagrzmiało i nagle z nieba lunął deszcz. Wszystko wokół gwałtownie pociemniało.
- Niedobrze – mruknął Ryan. – Musimy się pospieszyć, jak chcemy uciec tej burzy.
- Nie możesz jechać za szybko! – odezwałam się po raz pierwszy od dłuższego czasu. – Ledwo cokolwiek widać.
Zanim dojechaliśmy, miałam wrażenie, że minęła wieczność. Burzy jednak nie uniknęliśmy – płynęła równo z nami. Gdy Ryan podjechał pod mój dom, ledwie byłam w stanie dostrzec furtkę. Za okoliczność sprzyjającą w tej sytuacji uznałam fakt, że w taką pogodę Mel na pewno nie wybiegnie nam na spotkanie. Wzięłam do ręki moją torbę, ale coś nie pozwalało mi wyjść. Ryan po chwili spojrzał na mnie wyczekująco.
- Już idę – mruknęłam i wysiadłam. Deszcz prawie przygniótł mnie do ziemi, ale dzielnie wyprostowałam głowę. Odeszłam parę kroków w kierunku furtki, godząc się z myślą, że właśnie tracę swoją szansę. Błagałam w myślach, by nagle coś się stało, bym jednak była w stanie zrobić to, co chciałam.
Ale… nadal miałam do tego szansę. Zorientowałam się dopiero po paru krokach. Byłam już przy furtce, ale gdy się odwróciłam, samochód Ryana nadal stał na podjeździe, a on sam patrzył na mnie przez szybę.
Podjęłam decyzję w ułamku sekundy. Szybko z powrotem wbiegłam do samochodu, cała mokra, ociekająca wodą. Zanim zdążyłam stchórzyć, wyszeptałam:
- Muszę ci coś powiedzieć.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1860 słów i 10322 znaków.

7 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Czarodziejka

    Super *-*

    20 sie 2016

  • Landrynka77

    Niech ona mu to w końcu powie :D jak zawsze super <3

    20 sie 2016

  • okano1

    No super ciekawie jak dalej potoczy się.. :hi:

    20 sie 2016

  • Lolisss

    Oby mu powiedziała to w końcu!! <3

    20 sie 2016

  • Ania13477

    <3 <3 <3 <3 kiedy kolejna <3 ??

    20 sie 2016

  • Happiness

    Kiedy kolejna *.*?

    20 sie 2016

  • kaay~

    Oby on czuł to co ona<3 <3:D

    20 sie 2016