Spróbuj mi wybaczyć [4]

Od kiedy powiedziałam rodzicom, że rozważę kwestię pracy, w domu zapanowała lżejsza atmosfera. Ja sama nie chodziłam już na żadne imprezy – częściowo dlatego, że rodzice Gabi wrócili do domu – ale teraz nie miałam nawet nastroju na imprezowanie. Przez większość czasu siedziałam w domu i uczyłam się, żeby podciągnąć jeszcze choć odrobinę oceny na koniec roku, choć najchętniej leżałabym na kanapie nie robiąc nic. Przeczesywałam też Internet pod względem najbliższych ofert pracy, ale było tego tam tak dużo, że w końcu straciłam orientację gdzie, co i jak. Od czasu do czasu wybierałam się na spacer po okolicy i wypatrywałam kartek z nagłówkiem „zatrudnię”, ale do tej pory nic mnie nie interesowało. Mimo wszystko nie poddawałam się – obiecałam to rodzicom i Joe’mu. Widocznie to był ten czas, gdy odzywała się we mnie natura grzecznej i ułożonej córki, ponieważ nie chciałam zawieść rodziny. Zdawałam sobie sprawę, że nie mogłam wiecznie być taka, jak do tej pory.
Wczoraj, gdy usiedliśmy do obiadu, Melanie wykrztusiła z siebie:
- Chciałabym zaprosić chłopaka na imieniny taty.
Zerknęłam na nią z ciekawością znad mojego talerza. Już myślałam, że siostra nigdy nie zdecyduje się na powiedzenie tego.
Tata miał minę trudną do określenia, ale mama – jak to mama – natychmiast postawiła patelnię z powrotem na kuchence i rozpromieniona odwróciła się w stronę Melanie.
- Masz chłopaka? Cudownie! – aż klasnęła. – Oczywiście, możesz go przyprowadzić.
- Co to za chłopak i czemu chcesz przyprawić mnie nim o zawał w moje własne imieniny? – mruknął tata, a ja parsknęłam śmiechem, w odróżnieniu od Melanie, której zrzedła mina.
- Lucas, przestań – mama trzepnęła tatę lekko po głowie. – Ma już osiemnaście lat. To normalne, że ma chłopaka i chciałaby go nam przedstawić.
- No dobrze – tata trochę za głośno położył widelec na talerzu. – Ale to będzie mój dzień, więc nie ręczę za siebie, jeśli ktoś… na przykład ten chłopak… dostanie po głowie patelnią.
- Tato! – zawołała z oburzeniem Melanie, patrząc na mnie wyczekująco, ale ja tylko oparłam się o krzesło i skrzyżowałam ręce na piersiach. Zapowiadało się to ciekawie. – Ryan jest bardzo miły i żadne patelnie nie będą potrzebne.
- Rose – zwrócił się do mnie tata. – Poznałaś tego chłopaka?
- Nie miałam okazji – wzruszyłam ramionami. – Dlatego zaproszenie go na obiad to chyba dobry pomysł? Będzie mógł się przekonać, jaką świetną i zgraną rodzinką jesteśmy – roześmiałam się, a Melanie znowu się nachmurzyła.
- Jesteście okropni.
- To oni są okropni – poprawiła ją mama. – Ja jestem całym sercem za zaproszeniem go tutaj. Oczywiście pod warunkiem, że obie pomożecie mi w kuchni.
- Moglibyśmy zaprosić jeszcze Kate, Iana i Joe’go – zasugerowałam.
- O nie, nie ma mowy! – naskoczyła na mnie Melanie, energicznie dziobiąc widelcem ziemniaki. – Może jeszcze zaprosisz całą rodzinę królewską, żeby Ryan jeszcze bardziej się zestresował?
Uniosłam brwi.
- Tak, wyobraź sobie, że uknułam chytry plan zestresowania twojego faceta – prychnęłam. – Ogarnij się. Ty chcesz zaprosić chłopaka, a ja moich chrzestnych, żeby się nie nudzić. Nie musisz od razu świrować.
Melanie tylko cicho prychnęła, a ja poczułam, jak mój w miarę dobry humor szybko ulatuje. Już nie lubiłam tego całego Ryana – jeszcze nawet nie przekroczył progu tego domu, a ja już kłóciłam się z siostrą, co zresztą było i tak rzadkie. Czy to było takie dziwne, że chciałam zaprosić też kogoś dla siebie? Kate i Joe – moi chrzestni – tak naprawdę bardziej przypominali moich dobrych przyjaciół, na etapie rozwojowym niemalże takim, jak ja. Kate była przyjaciółką mamy i prawdziwym wulkanem energii. Nadawałyśmy na podobnych falach. Lubiłam z nią rozmawiać, a Joe był moją podporą w wielu sytuacjach. Zirytowałam się, że Melanie chce wszystko podporządkować pod siebie i swojego cudownego chłopaka. Nagle odechciało mi się jeść. Odniosłam talerz na blat i odwróciłam się w kierunku schodów. Odchodząc, słyszałam jeszcze stanowczy jak rzadko kiedy głos Melanie:
- Tato, przysięgam, jeśli w jego obecności choć spojrzysz na patelnię…
Ponownie parsknęłam śmiechem, zamykając drzwi od pokoju. Usiadłam przy biurku i przyciągnęłam do siebie laptopa. Zalogowałam się do Messengera, który od razu zaczął notować kolejne nieodebrane wiadomości. Zabrałam się z westchnieniem do ich czytania. Pierwsza była od Kate – wysłała mi link do jakiejś strony internetowej. Oto kolejny przykład tego, że była do mnie podobna – sugerowała to jej druga wiadomość.
KATE: Młoda, zobacz, jakie tu są świetne ciuchy. A JAKIE CENY!
Potrząsnęłam głową z uśmiechem, zamknęłam okienko z Kate i otworzyłam następne. Druga wiadomość była od Gabi.
GABRIELLE: Mam takiego kaca…
Poza tymi trzema słowami nie było już nic więcej. Widocznie kac nie pozwolił Gabi na żadną dłuższą wiadomość. Otworzyłam trzecie okienko.
TYLER: Uciekłaś mi na imprezie. Może się spotkamy?
To okienko również zamknęłam bez odpowiedzi. Nie miałam teraz najmniejszej ochoty na spotykanie się z Tylerem. W moje myśli ponownie wkradł się James. Siedziałam przez chwilę, dumając, po czym wpadłam na pewien pomysł. Weszłam na Facebooka i wpisałam w wyszukiwarkę jego imię, licząc na to, że wyświetli mi się w propozycjach. Bez skutku. Nie dysponowałam znajomością jego nazwiska, więc możliwości miałam ograniczone do minimum. Przez następne parę minut przeczesywałam listy znajomych najbliższych mi osób, ale nigdzie nie mogłam go odnaleźć. W końcu parsknęłam z irytacją i zamknęłam przeglądarkę. Nadal nie mogłam przestać myśleć o tym tajemniczym chłopaku. Nie pasowało to do mojej osobowości i nie podobało mi się to. W końcu porzuciłam rozmyślania i zdecydowałam, że pomogę mamie w gotowaniu. Imieniny taty były już pojutrze, a wątpiłam, żeby Melanie się do tego zabrała, w końcu wszystkie jej myśli zajmował teraz Ryan.
Dwa dni później o godzinie trzynastej kończyłam już przecierać sztućce ścierką, po czym ustawiałam je na stole w jadalni. Wyrównałam obrus i zlustrowałam uważnie całość.
- Chyba niczego nie brakuje – mruknęłam sama do siebie. Wtedy do jadalni wszedł tata.
- Cześć – przywitał się ze mną. Cmoknęłam go w policzek, jednocześnie go przytulając.
- Wszystkiego najlepszego, tato.
- Dzięki, Rose. Dobrze, że to imieniny, a nie urodziny, bo jeszcze poczułbym się staro – westchnął teatralnie. Uśmiechnęłam się półgębkiem. – Rozmawiałaś z Joe i Kate?
- Tak. Niestety nie mogą przyjść.
- No trudno. Ale dzięki temu będziemy mieli więcej czasu na… - ściszył głos, żeby nie usłyszała go krzątająca się po kuchni mama. - …ocenianie tego chłopaka.
Roześmiałam się.
- Może powinniśmy ustalić jakieś znaki – zaproponowałam. – Wiesz, będziemy sobie pokazywać, co o nim sądzimy. Tylko tak, żeby reszta się nie zorientowała.
Tacie aż zaświeciły się oczy.
- Dobry pomysł. Może przygryzienie wargi?
- Czy ja wiem – skrzywiłam się.
- No to sama coś zaproponuj, mądralo.
Zastanowiłam się chwilę.
- Jeśli Ryan okaże się tępym bucem, to możemy wznieść oczy do sufitu – powiedziałam. – A jak uznamy, że jest w porządku, to wtedy możemy przygryźć wargę, skoro tak bardzo tego chcesz.
Ależ byli z nas konspiracyjni ludzie. Przybiliśmy sobie z tatą piątki i zaraz musieliśmy przybrać poważne miny, bo do jadalni zajrzała zdenerwowana Mel. Zdusiłam w sobie śmiech. Cieszyłam się, że mimo wszystko mogłam nadal mieć tak luźną relację z tatą. Pod niektórymi względami byliśmy identyczni.
Ponieważ do obiadu zostało mi już niewiele czasu, poszłam do pokoju się przebrać. Wyciągnęłam z szafy specjalnie przygotowaną na tę okazję szarą sukienkę. Była dopasowana, lekko posrebrzana, na cienkich ramiączkach. Do tego czarne baleriny i kilka dodatków. Włosy trzymane cały ranek w koku rozpuściłam i rozczesałam. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczynała zbliżać się druga. Melanie wpadła do mojego pokoju jak bomba.
- Jesteś gotowa?
- Jestem – rzuciłam siostrze przelotne spojrzenie. – I wiesz, ludzkość wymyśliła drzwi nie bez powodu.
- Co? – Melanie zastygła, osłupiała.
- Na przykład po to, żeby w nie zapukać, zanim się gdzieś wejdzie – wytknęłam jej, a ona tylko się skrzywiła.
- Przepraszam! Denerwuję się.
- To przestań. Wszystkie patelnie są schowane.
Wywróciła oczami i pociągnęła mnie na dół. Mama nie denerwowała się aż tak bardzo, jak Mel, ale widziałam, jak przeczesywała włosy w charakterystyczny dla siebie sposób. Niedługo potem usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Melanie zerwała się z miejsca jak oparzona i pobiegła otworzyć. Wobec tego wszyscy przeszliśmy w stronę przedpokoju, by Mel mogła dokonać prezentacji. Usłyszałam jakieś przyciszone głosy, ale ciężko było mi wyłapać poszczególne słowa. Po chwili zaczęli iść w naszą stronę. Mama przygryzła paznokieć, a my z tatą narzuciliśmy maski perfekcyjnych gospodarzy.
Melanie stanęła przed nami cała rozpromieniona, trzymając za rękę jakiegoś chłopaka.
- Mamo, tato, Rose, to właśnie jest Ryan – powiedziała z przejęciem. Przeniosłam wzrok na Ryana, gotowa już po chwili spojrzeć na tatę z oczami wzniesionymi ku górze… ale doznałam szoku. Mało się nie przewróciłam. Po jego minie poznałam, że on też był o krok od tego.
Ryan był Jamesem. A może to James był Ryanem. Którakolwiek jego twarz była prawdziwą, ten chłopak właśnie stał u mnie w przedpokoju.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1759 słów i 9924 znaków.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Czarodziejka

    No to się zapowiada. Dziś będzie kolejna? <3

    13 sie 2016

  • candy

    @Czarodziejka tak ;)

    13 sie 2016

  • Olaa

    Świetne! Kiedy kolejna część?

    13 sie 2016

  • candy

    @Olaa niedługo, dziękuję :D

    13 sie 2016