Spróbuj mi wybaczyć [18]

Melanie wróciła parę dni później, przywożąc wszystkim drobiazgi z wyjazdu. Dostałam od niej breloczek do kluczy w kształcie muszelki. Dziękując, uścisnęłam ją, ale nie potrafiłam spojrzeć jej w oczy. Codziennie wracałam myślami do tego pamiętnego wesela.
Gdy oderwaliśmy się od siebie, wszyscy bili nam brawo i wiwatowali. Staraliśmy się uśmiechnąć, jakby to wszystko było normalne – ale trzy osoby obecne pod namiotem wiedziały, ile w tej scenie było sztuczności, kłamstwa i udawania. Wiedziałam to ja, Ryan i Clara.
Z początku nie wiedziałam, gdzie mam podziać oczy. Czułam, że policzki płoną mi z zażenowania. Usta mi drżały po dotyku Ryana i choć to uczucie było cudowne, nie mogłam zapomnieć, że…
- Ryan, właśnie oboje zdradziliśmy Mel! – jęknęłam, gdy wreszcie udało mi się zaciągnąć go w jakieś odosobnione miejsce.
Szczęki miał mocno zaciśnięte. Widać było po nim, że jest zawstydzony.
- Nie zdradziliśmy jej.
- Słucham? – Zatkało mnie. – To według ciebie co to było, jeśli nie zdrada?
- Nie zrobiliśmy tego z własnej woli. Zmusili nas. Nie daliby nam spokoju, gdybyśmy się nie pocałowali.
Usiadłam na pobliskiej ławce. Ryan patrzył na mnie pustym wzrokiem. Ukryłam twarz w dłoniach. Nie przejmowałam się cudzymi uczuciami, tak? Właśnie czułam się jak jeden wielki wyrzut sumienia.
- Nie wierzę, że zgodziłam się na coś tak idiotycznego, jak udawanie własnej siostry! – wykrztusiłam z siebie.
- A co, źle ci było?
Powoli oderwałam ręce od twarzy i spojrzałam na Ryana zdumionym wzrokiem.
- Oczywiście, że źle! – odparłam z naciskiem.
- Słabo całuję? – spytał z rozbawieniem. Przyglądałam mu się z niedowierzaniem. Jak on mógł sobie żartować w takiej chwili?
- Czy ty w ogóle sobie zdajesz sprawę z tego, co właśnie zrobiliśmy?! – zawołałam.
- Rany, Rose, oczywiście, że zdaję – fuknął i odwrócił się do mnie plecami. – Ale co mam zrobić? Nie zrobiłem tego z powodu jakiegoś mojego widzimisię. Ty też nie. Sytuacja nas do tego zmusiła. Zdradziłbym ją, gdybym chciał cię pocałować, a wcale tego nie chciałem. – Odwrócił się gwałtownie, a mnie coś zakuło w sercu. – Owszem, to nie było najwłaściwsze, ale stało się.
- Musimy jej powiedzieć – powiedziałam słabym głosem. – Musimy powiedzieć Mel, co zrobiliśmy…
- Nie zrobimy tego! – przerwał mi Ryan, miażdżąc mnie wzrokiem. – Rose, nie możemy tego zrobić. Pomyśl o niej. Dobrze wiesz, jaka ona jest, jak zareaguje…
- Nie mogę tego przed nią ukrywać! – Zerwałam się na równe nogi i zaczęłam krążyć po niewielkiej alejce. – Dopiero co naskoczyła na mnie, że jej nie powiedziałam, że pracuję u twojej mamy. Dlatego…
- Dlatego pomyśl, jak zareaguje, gdy się dowie o naszym pocałunku – przerwał mi Ryan. – Czasem ukrycie prawdy jest lepsze.
Spojrzałam na niego i zamyśliłam się. Miał rację. Nie zrobiliśmy tego z własnej woli. Nie planowaliśmy tego. Żadne z nas tego nie chciało. To nie była zdrada, to był po prostu fatalny zbieg okoliczności.
- No dobrze – stwierdziłam sucho. – Nie mówmy jej o tym. Tylko niepotrzebnie się zdenerwuje. Wracajmy, zanim zaczną nas szukać – rzuciłam szybko i nie czekając na Ryana, zeszłam z podestu, na którym staliśmy i ruszyłam szybkim krokiem w stronę namiotu.
Od tego momentu nasze stosunki wyraźnie się ochłodziły, choć wciąż musieliśmy trzymać się razem, jak na „parę” przystało. Potem jednak Sara zabrała mnie na, jak to określiła, babską pogawędkę.
- Ryan, nie masz nic przeciwko? – zapytała słodko. – Muszę w końcu lepiej poznać twoją dziewczynę.
- Proszę bardzo – rzucił. Ucieszona Sara wzięła mnie pod rękę i zaczęłyśmy krążyć wokół namiotu po ogrodowych ścieżkach. Czułam się bardzo dziwnie, niczym jak podczas przechadzki Elizabeth i Caroline w „Dumie i uprzedzeniu”.
- Nie wiedziałam, że Ryan ma dziewczynę – odezwała się zadumanym tonem.
- Spotykamy się od niedawna. – Wyjaśniłam krótko.
- I jak wam się układa? – W jej pozornie ciepłym uśmiechu kryła się jakaś chytrość.
- Dobrze. Dopiero się poznajemy, ale Ryan jest nadzwyczajny.
- Kiedyś był z niego całkiem duży chłopak. – Roześmiała się beztrosko Sara. – Jeśli wiesz, co mam na myśli…
Wolałam to przemilczeć.
- Gdybyś tylko zobaczyła jego zdjęcia z tamtego okresu… - ciągnęła. – Był jak taki pączuszek, tylko bez lukru. W jego ciuchach spokojnie można by zmieścić małego słonia.
Nie chciałam tego słuchać. Przerwałam jej:
- Widziałam te zdjęcia. Mam… to znaczy, moja siostra ma… - Przełknęłam nerwowo ślinę. O mało co się nie zdradziłam. – Ma te zdjęcia w albumie. Chodziła z Ryanem do szkoły. I co z tego, jaki był kiedyś? Teraz jest najbardziej przystojnym mężczyzną, jakiego znam.
To zamknęło jej usta.
  
Nalewałam sobie drinka, gdy usłyszałam za plecami rozbawiony głos:
- Jestem najbardziej przystojnym mężczyzną, jakiego znasz?
Szklanka prawie wypadła mi z ręki. Odwróciłam się gwałtownie. Ryan uśmiechał się tak szeroko, jakby właśnie dostał Nobla.
- Przecież jestem Mel – odparłam, wymijając go. Poszedł za mną. – Chyba muszę mieć jakieś zdanie o własnym chłopaku?
- Wybacz, ale jakoś nie sądzę, żeby cały czas przemawiała przez ciebie Melanie.
- Wybacz, ale nie interesuje mnie, co sądzisz – przedrzeźniałam go. Parsknął śmiechem.
- No, no, mimo wszystko miło słyszeć od ciebie takie słowa.
- Hej. – Wycelowałam w niego widelec. – Myśl sobie, co chcesz. Tutaj jestem Mel. Skoro już mnie w to wrobiłeś, staram się podtrzymać wyobrażenie innych o naszym związku.
- Myślę, że to wyobrażenie zostało wystarczająco podtrzymane, gdy pocałowaliśmy się na oczach tylu ludzi. – Wwiercił we mnie wzrok, a ja udałam zblazowanie i wzruszyłam ramionami.
- Co za różnica? Za parę godzin to wszystko i tak się skończy – powiedziałam, starając się zatuszować nutę żalu w moim głosie.
- Tak – przyznał Ryan i to była nasza ostatnia wymiana zdań tamtego wieczoru.
  
Okazało się, że o wiele trudniej było nie mieszać się między Mel i Ryana i zapomnieć o nim, kiedy wciąż czułam dotyk jego ust na swoich. Miałam tego dość. Zapaliłam małą lampkę przy łóżku, podniosłam się do pozycji siedzącej i powiedziałam sobie stanowczo:
- Ogarnij się, Rose. To jest tak, jak podczas kręcenia filmu. Mnóstwo aktorów musi się ze sobą całować na jego potrzeby. Musi, nie chce. Tu też musiałaś to zrobić. Musiałaś, a nie chciałaś. Ryan też nie chciał, ale musiał. To była twoja rola w filmie, więc przestań o tym myśleć.
Najgorzej czułam się, gdy widziałam Melanie. Ciągle miałam wrażenie, że patrzy na mnie podejrzliwie, że wie, co się stało, że zaraz powie coś, przez co wszystko się wyda. Choć Ryan powiedział jej, że na wesele poszedł sam, wciąż się denerwowałam. A co, jeśli pewnego dnia do naszych drzwi zapuka Sara? Melanie jej otworzy, a Sara powie z tym swoim uśmiechem: „Cześć, Melanie, chciałabym cię spytać, gdzie kupiłaś tę różową sukienkę, którą miałaś na sobie na weselu?”. Albo jeszcze lepiej – spyta, gdzie jest Melanie. Siostra zmarszczy brwi i swoim delikatnym głosem odpowie „Przecież to ja jestem Melanie”, a Sara, jako ucieleśnienie pozornej słodyczy, wyrazi swoje zdziwienie i spyta, kogo w takim razie poznała na weselu… co to była za dziewczyna, z którą całował się Ryan… no dobrze, wariowałam. Czułam się niczym Rodion Raskolnikow – oczekujący na karę za popełnioną zbrodnię.
- Rola w filmie, rola w filmie – zamamrotałam do siebie. – To nie była zdrada, to był przymus. Nie wariuj.
  
Było tak gorąco, że czułam, że mogę zdjąć z siebie koszulkę i nieźle ją wyżymać. Klimatyzacja w restauracji się psuła i równie dobrze moglibyśmy siedzieć w saunie. Ciężko mi się oddychało, a jeszcze ciężej patrzyło na Ryana.
Jego wzrok prześlizgiwał się po mnie tak, jakbym była tylko meblem w pomieszczeniu. To było jeszcze gorsze, niż jakby mnie unikał. Wtedy chociaż musiałby wkładać w to trochę wysiłku. Teraz czułam się jedynie jak element dekoracyjny, na który patrzy się przez chwilę uprzejmym wzrokiem, a potem już nigdy do niego nie wraca. Zachodziłam w głowę, gdzie znów popełniłam błąd. Zrobiłam przecież wszystko, co chciał. Poszłam z nim na wesele, udając własną siostrę. Całowałam się z nim, by zaspokoić pijackie oczekiwania jego rodziny. Wciąż utrzymywałam w tajemnicy ten pocałunek przed Melanie, co kosztowało mnie więcej trudu, niż przypuszczałam. Tak czy inaczej, nie zasługiwałam chyba na takie traktowanie z jego strony. Gdy sprzątaliśmy restaurację pod koniec dnia, rzuciłam do niego:
- Dlaczego mnie tak traktujesz?
Postawił krzesło na stole z rozmachem i odwrócił się do mnie.
- Jak?
Przez chwilę szukałam odpowiednich słów.
- Zachowujesz się, jakby wcale mnie tu nie było – wyrzuciłam mu.
- Pracuję. Tak samo jak ty. – Wzruszył ramionami.
- Można pracować i rozmawiać – zauważyłam. – A ty… udajesz, że mnie tu nie ma. Co takiego ci zrobiłam, co? Spełniłam twoją idiotyczną prośbę o pójście na wesele z tobą. Nic nie powiedziałam Mel, tak jak chciałeś. Byłoby miło, gdybyś raczył zauważać moje istnienie – warknęłam.
Ryan uniósł brwi.
- Widzę, że nadal nie rozumiesz.
- Czego? – zapytałam, podchodząc do niego i dźgając go palcem w klatkę piersiową. Pod koszulką zauważyłam błyszczący łańcuszek. – Czego tu nie rozumiem, Ryan? Za dużo wymagam, chcąc, byś traktował mnie jak człowieka, a nie zabawkę?
- Powiedziałem ci od razu – powiedział spokojnym tonem, odpychając moją rękę. – Nie chodzi o to, co robisz teraz, tylko co robiłaś kiedyś. Nie trafia do mnie argument, że byłaś tylko dzieckiem. Ja też nim byłem, a nie zachowywałem się tak jak ty. Nikt się tak nie zachowywał – podnosił głos. – Powiedziałem, że nie mam zamiaru ci tego wybaczyć.
- To co mam zrobić, żebyś mi wybaczył? – spytałam, krzywiąc się. – Nie chcę żyć w takiej relacji! Raz rozmawiamy jak ludzie, za chwilę się kłócimy, potem ciągniesz mnie ze sobą na wesele… czy nie możemy wreszcie się pogodzić? Przepraszałam cię już…
- Nie rozumiesz, że twoje słowa nic tu nie zmienią? – przerwał mi. Jego twarz ściągnęła się w grymasie. – Nie chcę twoich przeprosin. One nie naprawiają tych kilku lat. Czemu… - zawahał się. – Czemu to robiłaś, Rose, powiedz mi? – miałam wrażenie, że w jego głosie słyszę nutę desperacji. – Czemu mi to robiłaś? Czemu byłaś taka?
Zdawało mi się, że naprawdę na coś liczył. Na jakąś poważną odpowiedź, na wyjaśnienie… ale nie mogłam mu go dać. W głowie miałam nagle pustkę. Ponownie cofnęłam się myślami do tyłu. Dlaczego to robiłam? Dlaczego nie mogłam go zostawić w spokoju?
Nie wiedziałam.
- Nie wiem – odparłam cicho. Ryan opuścił ramiona i spojrzał na mnie z bólem połączonym z wściekłością.
- To ja ci powiem – warknął. - Bo myślałaś, że ty jedna jesteś tak cholernie idealna. I może byłaś, ale na zewnątrz. Wewnątrz byłaś kompletnie pusta… i do teraz to się nie zmieniło – dodał ironicznie. Poczułam się, jakby trzasnął mnie w twarz. Nagle gdzieś we mnie wezbrała niekontrolowana wściekłość. Już nie dbałam o to, kto mnie usłyszy, chciałam tylko wykrzyczeć to z siebie.
- Ach, tak?! – krzyknęłam. – Kompletnie pusta? Aż do teraz? W ogóle mnie nie znasz. Oceniasz mnie na podstawie tego, co robiłam jako dziecko. Wiem, że to nie było najwłaściwsze, ale Ryan, zrozum, że nie cofnę czasu! – wrzeszczałam, zaciskając dłonie w pięści. – Doceń, że chcę to naprawić! Ale nie, ty jesteś tak upartym osłem, że tylko powtarzasz, że mi nie wybaczysz. Co z tego, że próbuję ci to zrekompensować? Ty masz to gdzieś! – Ryan chciał mi przerwać, ale ja już za bardzo się rozpędziłam. – A więc dobrze! Skoro jestem taka pusta… - stwierdziłam z goryczą. – To wiesz co? Już mnie tu nie zobaczysz! Ani tu, ani nigdzie indziej! Rezygnuję! – W przypływie wściekłości zdjęłam z siebie czarny fartuszek i rzuciłam go Ryanowi pod nogi. – Rezygnuję z pracy tu dla twojej własnej wygody! W domu zamknę się w pokoju na cztery spusty i już nigdy mnie nie zobaczysz! Czy nie tego chciałeś?! – krzyknęłam, z przerażeniem odnotowując, że po policzku zaczyna spływać mi łza. Otarłam ją, odwróciłam się, dobiegłam do drzwi od gabinetu Clary i wpadłam przez nie z hukiem. Jeszcze tam siedziała. Spojrzała na mnie ze zdumieniem.
- Skarbie, co się dzieje? Dlaczego płaczesz? – Już wstawała zza biurka, ale przerwałam jej:
- Chcę zrezygnować. Przepraszam. Zostanę jeszcze do końca tego tygodnia, ale nie mogę już dłużej tu pracować. Przepraszam – powtórzyłam i rozpłakałam się na dobre. Wyszłam z jej gabinetu. Teraz moim celem było tylko jedno: wyjść stąd, z tego budynku. Skierowałam się w stronę drzwi, po cichu licząc na to, że Ryan mnie zawoła. Złapie za nadgarstek. Zatrzyma mnie.
Nie zrobił tego.
W sumie, czego ja się, cholera, spodziewałam?

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2434 słów i 13478 znaków.

5 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik ja

    Kocham to

    16 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @ja :*

    16 sie 2016

  • Użytkownik Czarodziejka

    Mega <3

    16 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Czarodziejka <3 <3

    16 sie 2016

  • Użytkownik Olaa

    Jeejku ≤3 czekam na następną :D

    16 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Olaa <3

    16 sie 2016

  • Użytkownik karolciaaa4

    Miazga ^^ ! Czekam na kolejna :)^^ :D

    16 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @karolciaaa4 <3

    16 sie 2016

  • Użytkownik Ania13477

    błagam cie dodaj jeszcze coś dzis!!!! <3 <3 <3 <3 bo normalnie nie wytrzymam takie to swietne! <3

    16 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @KontoUsunięte477 haha <3 za niedługo dodam :*

    16 sie 2016

  • Użytkownik Ania13477

    @candy <3

    16 sie 2016