Spróbuj mi wybaczyć [8]

Nie mogłam w to uwierzyć. Przyjęli mnie. Naprawdę mnie przyjęli! Dziś rano obudził mnie telefon z restauracji. Głos z komórki poinformował mnie, że byłam najbardziej przekonującą kandydatką na to stanowisko i mam się stawić na oficjalną rozmowę dziś po południu. Przyjęłam tę wiadomość z wdzięcznością i uznałam za sprzyjający znak od losu – wreszcie być może znalazłam coś, co pomogłoby mi odciągnąć moje myśli od chłopaka mojej siostry.
To znaczy, prawie chłopaka. Wczoraj, gdy Ryan wreszcie raczył zniknąć z mojego domu, zapukałam do drzwi Melanie.
- Proszę.
Pchnęłam drzwi i zastałam moją siostrę z podejrzanymi rumieńcami na twarzy.
- I jak było? – spytałam, starając się ułożyć moje usta w coś na kształt uśmiechu.
Melanie westchnęła z rozmarzeniem. Położyła się na łóżku i przeciągnęła jak kot.
- Ryan jest… cudowny – westchnęła ponownie.
- Jesteście już razem?
Spojrzała na mnie szerokimi oczami.
- Ja… właściwie to nie wiem. Nie pytałam.
Uniosłam brwi.
- Nadal nie wiesz, czy jesteście parą?
- No… nie – Mel zaczęła bawić się paskiem od spodni. – Po prostu nie chcę na niego naciskać. Spotykamy się i jest super. Nie wyobrażam sobie w środku spotkania wypalić z tekstem „Ej, Ryan, czy my jesteśmy razem?”.
W duchu przyznałam jej rację i zamyśliłam się. A więc Ryan widocznie nie chciał oficjalnego związku. Ciekawa byłam, pod iloma jeszcze względami się zmienił od czasu, gdy widziałam go po raz ostatni.
Poszłam do pokoju i stwierdziłam, że chyba powinnam już powoli zacząć przygotowywać się do wyjścia. Rozmowa przez telefon przekonującym głosem to jedno – ale chciałam przecież dobrze wypaść też wizualnie. Pewnie mogli jeszcze zmienić zdanie, zwłaszcza że tak naprawdę nie miałam pojęcia, czy byłam jedynie najlepszą kandydatką ze wszystkich dzwoniących czy oficjalnym pracownikiem. Zdecydowałam się na prostotę – czarne dopasowane spodnie, czarne baleriny, biała bluzka z elementami koronki. Włosy zaplotłam w ciasny warkocz i odrzuciłam na plecy. Lekko się podmalowałam i byłam już gotowa do wyjścia. Zaczynałam się trochę stresować, ale usiłowałam się uspokoić. I tak już daleko zaszłam, zwłaszcza że jeszcze dwa tygodnie temu słowo „praca” w ogóle nie znajdowało się w obrębie moich najczęstszych myśli.
Zeszłam na dół, nieco tupiąc lekkim obcasem na balerinach. Tata spojrzał na mnie z uśmiechem.
- A gdzie się wybierasz tak ubrana?
- Na rozmowę o pracę – wyjaśniłam, przeglądając się jeszcze raz w lustrze. – Przeżyłam wstępną rozmowę kwalifikacyjną przez telefon, a teraz idę zawojować ich na żywo.
W oczach taty widziałam dumę, choć tak na dobrą sprawę wcale nie powinno jej tam być. Duma? Że rozwydrzona dziewiętnastolatka idzie na rozmowę o pracę? Mimo wszystko tata uścisnął mnie krótko i powiedział:
- Powodzenia.
Odwróciłam się i już miałam wyjść, kiedy poczułam kopniaka w tyłek. Odwróciłam się z krzykiem.
- To bolało! – spojrzałam oskarżycielsko na tatę.
- To na szczęście – wyszczerzył się i lekko popchnął mnie w stronę drzwi. – No, idź już. A jeśli nie dostaniesz tej pracy, to nie wracaj – parsknął śmiechem.
Ha, ha. Wywróciłam oczami. Mój tata i jego niezawodne poczucie humoru. Wreszcie wyszłam z domu, czując się nieco mniej zestresowana. Mimo wszystko szłam dosyć szybkim krokiem, więc gdy znalazłam się przed restauracją, byłam jeszcze przed czasem. Niepewnie weszłam do środka, rozglądając się i niemal natychmiast ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą nieco pulchną kobietę o blond włosach, ubraną w biały fartuch.
- Przyszłaś na rozmowę? – spytała mnie z uśmiechem, a ja skinęłam głową. – Świetnie! Lubię osoby, które są punktualne. A gdy przyjdą wcześniej, to nawet lepiej – klasnęła energicznie w dłonie. – Chodź za mną.
Posłusznie podążyłam jej krokiem. Poprowadziła mnie slalomem przez stoliki, minęła bar i ladę. Zdążyłam zauważyć drzwi prowadzące prawdopodobnie do kuchni, gdy wciągnęła mnie do pokoju, będącego chyba jej gabinetem. Zdążyła zrzucić z siebie fartuch. Nagle stała przede mną w eleganckim stroju, podobnym do mojego. Chyba zauważyła mój skonsternowany wzrok, bo powiedziała:
- Taka praca. Szef kuchni i restauracji jednocześnie. Raz w eleganckich ciuchach, raz w poplamionym fartuchu – uśmiechnęła się i wskazała mi krzesło. Posłusznie usiadłam. Ona zajęła miejsce po drugiej stronie masywnego, dębowego biurka. – Jesteś Rose Williams?
- Tak – potwierdziłam.
- Clara Parker – przedstawiła się, a ja poczułam, jak niezidentyfikowane uczucie niepokoju wypełnia mi brzuch. Ponownie spojrzałam na jej blond włosy, zielone oczy i energiczne spojrzenie. Moja pamięć po raz kolejny spłatała mi figla. W tym momencie zrozumiałam, że mam przed sobą mamę Ryana. Natychmiast zrobiło mi się słabo.
Choć Clara Parker nigdy nie wpadła do szkoły ze skargą, to dzięki swojej energii miała czynny udział w życiu szkoły. Wszelkiego rodzaju przedstawienia, skecze, uroczystości – ilekroć była potrzebna pomoc z zewnątrz, zawsze ona była do niej gotowa. Niezwykle energiczna kobieta, zawsze potrafiła wymyślić wyjście z sytuacji na pozór beznadziejnej, zaprojektować coś na dzień przed terminem i dopiąć wszystko na ostatni guzik. Pewnie dlatego teraz pełniła takie funkcje, jakie sama mi powiedziała – była jednocześnie szefem restauracji i szefem kuchni. Jak przez mgłę przypomniałam sobie słowa Ryana, gdy moja mama zapytała go, jak poznał Melanie.
„Moja mama pracuje w restauracji. Bardzo lubi gotować, dlatego wysłała mnie do biblioteki po jakąś nową książkę kucharską”…
A szlag by trafił kobiecą intuicję! Chyba w tym momencie zrobiła sobie wolne. Jak mogłam być tak głupia? Za błogosławieństwo w tej chwili uznałam fakt, że ta kobieta widocznie mnie nie poznawała. Zmieniłam się od czasów podstawówki. Dodatkowo, skoro Ryan nigdy się nie skarżył na to, co robiłam mu w szkole, Clara nie miała żadnych powodów, by mnie kojarzyć. Mimo to poczułam, jak cała się spięłam, a moje usta momentalnie zrobiły się suche.
- Pozgłaszało się do nas kilka dziewcząt, ale wszystkie były jakieś takie… - urwała i machnęła ręką. – No, po prostu jakoś do mnie nie trafiły! Za to z tobą rozmawiało mi się bardzo przyjemnie. Pozwolę sobie jednak rzucić okiem na twoje CV – spojrzała na mnie wyczekująco.
- Oczywiście – przytaknęłam i szybko wyjęłam CV z torby. Podałam je Clarze, starając się, aby ręka mi nie zadrżała. Modliłam się tylko, żeby nie wczytywała się w nie uważnie i nie spostrzegła, że chodziłam do tej samej szkoły, co jej syn. Jeszcze tylko tego by mi brakowało.
Clara uważnie prześledziła kartkę, a ja gorączkowo zaciskałam kciuki. Po chwili jej twarz rozświetlił uśmiech.
- Dziękuję – oddała mi CV. – Tak więc, jesteś przyjęta!
- Och… - odetchnęłam i uśmiechnęłam się blado. – Dziękuję.
- Omówmy teraz twoją dyspozycyjność – zetknęła ze sobą czubki palców. – Ile dni w tygodniu mogłabyś pracować?
Zastanowiłam się chwilę.
- Nie przeszkadza mi praca w tygodniu – odpowiedziałam, robiąc unik.
- No to doskonale – przyciągnęła do siebie gruby notes. – Sprawa wygląda tak: mamy zatrudnione dwie kelnerki, z tym że jedna może pracować tylko w weekendy i pół poniedziałku, a druga niedługo odchodzi. Póki co, Emily pracuje cztery dni w tygodniu. Czy odpowiadałaby ci praca w poniedziałek, wtorek i piątek? – spojrzała na mnie badawczo.
- Nie ma problemu – przytaknęłam.
- Świetnie! – zapisała coś na kartce. – Do twoich obowiązków będzie należało, oczywiście, tradycyjne kelnerowanie. Między innymi. Największy ruch jest popołudniami. Otwieramy o ósmej, ale dobrze by było, gdybyś była tu już wpół do siódmej. Zamykamy o dziesiątej wieczorem – wymieniała, a ja starałam się nadążyć za jej szybkim tonem. – Na koniec oczywiście trzeba posprzątać wszystkie naczynia i zmyć stoliki. Oczywiście będziesz musiała też dbać o czystość podłóg i blatów. Możliwe, że czasami będziesz musiała też stanąć za barem. To nic trudnego, poproszę Emily lub Abby, żeby ci wszystko wytłumaczyły. Może to trochę dużo roboty, ale od czasu do czasu wpada tu też mój syn i nam pomaga.
No nie! Tego mi jeszcze brakowało – Ryana tutaj! Momentalnie wpadłam w panikę. Mimo wszystko chciałam tę pracę, a teraz, kiedy już ją dostałam, nie uśmiechało mi się wylecenie z hukiem zaledwie po paru dniach. A co, jeśli Ryan mnie tu zobaczy i powie mamie, kim jestem? Co zrobiłam? O rany, musiałam z nim jak najszybciej porozmawiać.
- …średnio dwa euro za godzinę. Fartuszki są w szafce przy barze. Czy wszystko jasne? – Clara uśmiechnęła się do mnie promiennie, a ja przytaknęłam.
- Wspaniale! W takim razie… do piątku!
- Do piątku – powtórzyłam i skinęłam głową z uśmiechem. – Dziękuję i do widzenia.
Czym prędzej wyszłam z restauracji, jakby ktoś mnie gonił. Dopiero tam głęboko odetchnęłam. Spojrzałam na szyld z nazwą „Casablanca” i zmrużyłam oczy. Tak jakby nie mogli dać w nazwie „Halo, tu pracuje mama Ryana”. Na jedno by wyszło, a ja uniknęłabym takiej sytuacji, w jaką właśnie wpadłam.
Ruszyłam w drogę powrotną do domu, zastanawiając się, jak mam to rozegrać. Moje wszelkie nadzieje rozwiały się, gdy tylko Clara powiedziała, że jej syn czasem pomaga jej w restauracji. No, świetnie. Teraz nie pozostało mi nic innego, jak tylko czekać, aż Ryan tam wpadnie i zobaczy mnie w uroczym fartuszku. Wtedy uśmiechnie się złowrogo i powie „hej, mamo, ta dziewczyna niszczyła mi życie przez kilka lat”, a wtedy Clara na pewno już nie będzie się do mnie uśmiechać tak serdecznie. Musiałam coś zrobić. Choć jeszcze tak naprawdę nie zaczęłam, to nagle zależało mi na tej pracy. Czym prędzej wróciłam do domu i od razu poszłam do pokoju Melanie.
- Kiedy przychodzi Ryan? – spytałam szybko, a Mel spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Nie wiem. Nie umawialiśmy się. Czemu chcesz się z nim zobaczyć? – rzuciła mi podejrzliwe spojrzenie.
- Mam do niego sprawę – powiedziałam, myśląc intensywnie. – Proszę cię, napisz do niego, że muszę z nim porozmawiać. Albo nie! – zmieniłam zdanie. Gdyby Mel mu powiedziała, że chcę z nim porozmawiać, zapewne jego odmowna odpowiedź przyszłaby szybciej, niż raport doręczenia wiadomości. – Powiedz mu, żeby do nas przyszedł. To znaczy, do ciebie.
- Zachowujesz się strasznie dziwnie – jęknęła Mel, ale posłusznie wzięła komórkę i zaczęła pisać wiadomość. – Nie powiesz mi, o co chodzi?
- Żeby to zrobić, musiałabym streścić ci pół mojego życia. Bądź dobrą siostrą.
- Zawsze jestem.
Chwilę siedziałyśmy w milczeniu, a po chwili jej telefon odegrał melodyjkę.
- Odpisał? – aż podskoczyłam.
- Tak. Pisze, że może być u mnie za godzinę.
- Super. Wielkie dzięki. Mam prośbę, jak przyjdzie, to przetrzymaj go w salonie czy gdzieś, a ja potem do was zejdę, żeby z nim pogadać.
- A ja będę mogła być przy tej rozmowie?
- O nie – zaprzeczyłam.
- Ej, to praktycznie mój chłopak! – oburzyła się Mel. – A ty zachowujesz się jak seryjny morderca.
- Prawie trafiłaś. Tak czy inaczej, dzięki – wstałam i przeszłam do swojego pokoju, żeby zmienić ubrania. Nie miałam najmniejszego pojęcia, jak to rozegrać, ale musiałam coś zrobić.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2093 słów i 11797 znaków.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Czarodziejka

    Mega! Kiedy next? <3

    14 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Czarodziejka dodałam właśnie :*

    14 sie 2016

  • Użytkownik Olifffka&lt;3

    <3  :dancing:

    14 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Olifffka&lt;3 <3

    14 sie 2016

  • Użytkownik Olaa

    Mega! :D

    14 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Olaa <3

    14 sie 2016