Spróbuj mi zaufać /4/

Okazało się, że łatwiej było powiedzieć, niż coś zrobić.
Praktycznie pół nocy nie spałam, myśląc nad tym, jak mogłabym zbliżyć się do Ryana w taki sposób, by nie wyglądało to podejrzanie. Koniec końców, postanowiłam poczekać na dogodną okazję. Z doświadczenia wiedziałam, że wszelkie działania „na siłę” nie będą zbyt zadowalające. W niedzielę rano zadzwonił mój telefon. Po omacku odszukałam go w pościeli i nie otwierając oczu, odebrałam.
- Halo? – mruknęłam zaspanym głosem.
- Cześć! – usłyszałam radosny głos Melanie. – Jak tam pierwszy tydzień ci minął? Robiłaś coś ciekawego? Poznałaś już kogoś fajnego? Widziałaś Ryana?
Byłam zdumiona, że tego ostatniego pytania nie zadała na samym początku.
- W miarę, powiedzmy, nie bardzo, tak – odpowiedziałam monotonnie, nie zastanawiając się nad tym, co mówię. Usłyszałam głośny pisk.
- Gdzie go widziałaś? Spotkałaś się z nim?
- Jasne, że nie. Wpadliśmy na siebie przypadkiem, na imprezie. – Odrzuciłam kołdrę, godząc się z faktem, że nie będzie mi dane dłużej pospać. Podniosłam się do pozycji siedzącej i poczekałam, aż obraz mi się wyostrzy.
- Byliście na imprezie? – spytała Melanie z niepokojem. – Był z kolegami? Czy z jakąś dziewczyną? Gadaliście? Co tam robił? Dużo wypił?
- Na litość boską, Mel – parsknęłam. Wstałam z łóżka tak gwałtownie, że aż poczułam zawrót głowy. – Dzwonisz do mnie w niedzielę bladym świtem i pytasz o Ryana? Przecież go nie śledzę. Nie wiem, z kim był. Gadaliśmy tylko chwilę – powiedziałam, uznając, że lepiej nie mówić siostrze o całej akcji noszenia mnie na rękach. – Poza tym, zdawało mi się, że pytałaś o mój pierwszy tydzień na studiach?
- No, ale powiedziałaś, że w porządku, więc o co miałam jeszcze pytać? Czy to zbrodnia, że zadałam ci parę pytań o mojego chłopaka?
W tym momencie miarka się przebrała. Byłam niewyspana, lustro pokazało mi właśnie, jak okropnie wyglądałam, a własna siostra dzwoniła do mnie tylko po to, by wyciągnąć tysiąc nikomu niepotrzebnych informacji o Ryanie, nawet nie starając się udawać, że obchodzi ją, co u mnie. Burknęłam do słuchawki:
- To może spytaj swojego szanownego chłopaka o to wszystko? Czy ja wyglądam jak punkt informacyjny? Jeśli jest między wami aż taka zażyłość, że musisz pytać o to mnie, bo on ci nic nie mówi, to gratuluję. – Po tych słowach wściekle się rozłączyłam. Przez dłuższą chwilę byłam nieźle nabuzowana. Może i trochę ostro potraktowałam siostrę, ale to już robiło się chore. Czy cały świat się kręcił wokół Ryana? Nie mogła zapytać o to wszystko jego? Może miałam jej co tydzień przygotowywać raporty z życia Ryana? Tak, to dobry pomysł. Od dzisiaj będę chodziła za nim krok w krok z notatnikiem i długopisem, jak w restauracji. Będę miała rozpisane godziny co do minuty i przy każdej będę zapisywała, gdzie Ryan jest, z kim i co robi. Potem będę dzwoniła do Melanie i odczytywała jej wszystko, co udało mi się zauważyć, a później będziemy wspólnie debatowały nad każdą jego czynnością. Chryste! Czemu ona nie mogła po prostu zadzwonić do niego, zamiast budzić mnie?
Mój telefon znów zadzwonił, ale tym razem to był tata.
- Cześć, Rose – przywitał się. – Co takiego zrobiłaś Melanie, że rzuciła telefonem i znów zamknęła się w pokoju?
Westchnęłam głęboko.
- Tato, to jest kompletne szaleństwo. Jest godzina… która właściwie jest?
- Ósma rano.
- Jest ósma rano w niedzielę, a na do mnie dzwoni i dla zachowania pozorów zadaje kilka pytań o studia, po czym sto następnych o Ryana! – wybuchłam. – Tato, ona jest czasami taka dziecinna. Przecież mogła zwyczajnie zadzwonić do niego i zapytać go o to wszystko, o co zapytała mnie.
Tata też westchnął.
- Rozumiem cię, Rose. Musisz jej wybaczyć. Strasznie się zakochała. Mocno przeżywa wyjazd Ryana.
- A ja mam sześć szwów w stopie i jakoś tego tak nie przeżywam – burknęłam.
- Jak to masz sześć szwów? Coś ty zrobiła?
Rozmawiając z tatą, przeszłam do łazienki i spróbowałam przywrócić się do stanu używalności. Energicznie rozczesałam włosy i przemyłam oczy wodą, jednocześnie opowiadając tacie historię na plaży, prawie całkiem zgadzającą się z prawdą – nie wspomniałam, że to Ryan zaniósł mnie do szpitala. Wolałam pomijać ten fakt tak długo, jak mogłam.
- Dziecko drogie, uważaj na siebie – upomniał mnie tata. – Jeszcze nie minął tydzień, a ty już wylądowałaś w szpitalu.
- Życie jest piękne, co?
- Aż za bardzo. Mama jeszcze śpi, ale powtórzę jej później to wszystko. Trzymaj się.
- Będę uważała, żeby się nie puścić – zażartowałam, a tata parsknął śmiechem.
- No, lepiej się nie puszczaj. Jakkolwiek to brzmi.
Bardzo chciałam jeszcze trochę pospać, ale Melanie skutecznie mnie rozbudziła. Wobec tego ogarnęłam nieco mój pokój, a potem zostałam wypchnięta z mieszkania przez Gabi razem z listą zakupów.
- Nie chce mi się iść. – Wzruszyła ramionami.
- A skąd pomysł, że mi się chce? – zapytałam, biorąc niechętnie długą kartkę.
- Bo ty masz silniejszą wolę, a ja, jak pójdę do sklepu, to nakupię jeszcze sto innych rzeczy, na które zwykle składają się: czekolada, ciastka itp. – Wymieniała na palcach. – A nie mogę przytyć, bo Nick mnie zostawi.
- W takim razie nie jest ciebie wart.
- Jest! – Zamachała gwałtownie rękoma. – Ale wolę pozostać chuda.
- Przyznaj po prostu, że jesteś leniwa – mruknęłam, wychodząc z mieszkania. Gdy zamknęłam drzwi, usłyszałam jeszcze, jak odbija się od nich poduszka.
Wciąż było ciepło, choć w powietrzu czuć było wyraźne ochłodzenie. Wróciłam myślami do porannej rozmowy z Mel. Może zbyt przesadnie zareagowałam, ale siostra zaczynała mnie irytować. Miałam wrażenie, że bardziej ją obchodzi chłopak, nie ja. A przecież to siostrę ma się na całe życie! Chłopak jest jednego dnia, a następnego już go może nie być. Odkąd Melanie zaczęła chodzić z Ryanem, coraz częściej irytowało mnie jej zachowanie. Nie winiłam za to Ryana, bo widocznie ta zaborczość siedziała w niej od dawna, a ujawniła się dopiero wtedy, gdy ktoś wyraził chęć bycia z nią. Nagle stwierdziłam, że cieszę się z tej przeprowadzki. Najwyżej teraz musiałam tylko odrzucać połączenia od Mel.
Swoim gadaniem o ciastkach Gabi narobiła mi na nie ochoty, dlatego przez okrągłą minutę wpatrywałam się w czekoladowe ciasteczka po czym wzruszyłam ramionami i dorzuciłam je do koszyka. Krążyłam po supermarkecie wte i wewte, ponieważ jeszcze dobrze nie ogarniałam, gdzie co w nim jest. Najpierw szłam po mięso do jednego końca, po czym musiałam ganiać na drugi, za chwilę była mi potrzebna jakaś rzecz mniej więcej ze środka i tak w kółko. Postanowiłam, że następnym razem to ja napiszę listę zakupów i wyślę po nie Gabrielle, a moja lista będzie jeszcze dłuższa, niż ta, którą dziś od niej otrzymałam. Po wszystkim czułam się, jakbym podczas tej bieganiny zgubiła co najmniej kilogram. Jeszcze tylko mąka i mogłam iść do kasy.
Gdy sięgałam po mąkę, stojącą na irytująco wysokiej półce, jednocześnie poczułam czyjś oddech na plecach i dostrzegłam męską rękę, zmierzającą w tym samym kierunku, co moja. Właściwie nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, kto to.
- Cześć – usłyszałam za sobą.
- Hej – odpowiedziałam, czując jednocześnie przyspieszone bicie serca. Miałam ochotę przycisnąć się do niego całym ciałem, ale szybko się opanowałam. Wyciągnęłam się na palcach jeszcze bardziej, by dosięgnąć mąki, ale Ryan ją złapał i mi podał.
- Dziękuję. – Odwróciłam się i obdarzyłam go uśmiechem.
- Nie powinnaś chodzić. A zwłaszcza nie do sklepu – upomniał mnie. – Szwy mogą ci pęknąć. Pewnie cholernie cię boli.
- Boli, ale muszę się przyzwyczaić, nie? – Wzruszyłam ramionami. Jednocześnie zrobiło mi się ciepło na sercu, że tak mnie upominał, bo to świadczyło o trosce. Ależ to życie szybko się zmieniało. Jeszcze niedawno zapewne sam by mi rozciął stopę.
- Potrzebujesz jeszcze czegoś? – zapytał Ryan, taksując wzrokiem mój koszyk.
- Nie, to już była ostatnia rzecz.
- To idziemy do kasy – postanowił i zanim zdążyłam się zorientować, złapał swój i mój koszyk i podążył w stronę kas. Pobiegłam truchtem za nim.
- Nie biegaj! – rzucił przez ramię z morderczą miną.
- To nie pędź tak. Masz dwa razy dłuższe nogi od moich.
- Fakt – przytaknął i nieco zwolnił.
Dopiero, gdy byliśmy przy kasie, uświadomiłam sobie jedną rzecz.
- A ty nie kupujesz mąki? – spytałam, wpatrując się w Ryana przenikliwie.
- Nie, a co? – Zerknął na mnie znad zakupów.
- Nic – odpowiedziałam. – Nieco mnie zaskoczyłeś przy tej półce. Myślałam, że też sięgasz po mąkę.
- Sięgałem – uśmiechnął się krzywo. – By podać ją tobie.
Zdumiała mnie ta bezpośrednia deklaracja. Pochyliłam głowę, by ukryć rumieniec. Nic nie odpowiedziałam, więc staliśmy w ciszy podczas wykładania rzeczy na kasę i płacenia. Rozmowa była jednak nieunikniona, w końcu szliśmy w tym samym kierunku. Cisnęły mi się na język słowa i w końcu zdecydowałam się je powiedzieć:
- Mel dziś do mnie dzwoniła.
- Do mnie też, – Zerknął na mnie.
- A to ciekawe – mruknęłam. – Mówiła coś o naszej rozmowie?
- Taa… - przytaknął Ryan. – O rany, zapomniałem! – Walnął się nagle ręką w czoło. – Daj mi to – zwrócił się do mnie i wyrwał mi z rąk torbę z zakupami. – I nawet nie próbuj protestować – uprzedził mnie. – Co do Mel… mówiła, że się na nią wkurzyłaś.
- To prawda. – Wzruszyłam ramionami. – Po co pyta mnie o ciebie?
- Może ode mnie jest jej głupio wydobywać pewne informacje. – Parsknął śmiechem. – No, wiesz, przypadkowe dziewczyny, imprezy…
- To nie jest mój problem! – oburzyłam się. – Powinna ci ufać.
- Nie jestem taki pewien – spoważniał nagle.
- Dlaczego?
- Bo chyba nie zachowałem się do końca jak wierny chłopak, co? – spojrzał na mnie. Zaschło mi w gardle. Doszliśmy do mojego bloku i Ryan ostrożnie postawił moją torbę na kostce. Dalej milczałam. – Dwa razy pocałowałem inną dziewczynę.
- Sam mówiłeś, że ten pierwszy raz się nie liczył – mruknęłam, odwracając wzrok, jednak wciąż czułam, jak na mnie patrzy.
- Bo był w dobrej wierze.
Nie zrozumiałam.
- Żeby moja rodzina mi uwierzyła – sprecyzował, wciąż wbijając we mnie wzrok.
- A ten drugi? – spytałam cicho, bojąc się, co usłyszę i co tak naprawdę chciałabym usłyszeć.
- A ten drugi… - powtórzył Ryan. – Drugi był… specyficzny.
Kusiło mnie, by spytać go, w jakim sensie był specyficzny – specyficzny dobrze, czy specyficzny źle? Specyficzny, bo Ryan był pijany, czy może dlatego, że ja powinnam przerwać ten pocałunek, a jednak tego nie zrobiłam? Wolałam jednak chyba tego nie słyszeć. Staliśmy przez chwilę w ciszy. Ja walczyłam sama ze sobą, by jeszcze coś powiedzieć. W końcu stwierdziłam, że raz kozie śmierć i wydukałam:
- Hm… może powinniśmy skorzystać z tego, że mieszkamy tak blisko siebie?
Po jego minie poznałam, że ledwo się powstrzymał, żeby nie parsknąć śmiechem. No, faktycznie, moje pytanie mogło zabrzmieć dość dwuznacznie.
- To znaczy?
- Hm… - powtórzyłam. – No… jakby któreś z nas poczuło potrzebę, by z kimś porozmawiać… moglibyśmy dać sobie jakiś znak. Przez okno.
Gdy tylko skończyłam to mówić, od razu pomyślałam, że Ryan pewnie stwierdzi, że to pomysł dla nudzących się dzieci – w końcu mieliśmy komórki, więc czemu mielibyśmy się komunikować niewerbalnie i to przez okna? Ku mojemu zdumieniu, uśmiechnął się szeroko.
- To dobry pomysł. Tylko jaki? Przez taką odległość niektóre znaki może być słabo widać.
Poczułam się tak, jak wtedy, gdy razem z tatą wymyślaliśmy, jak możemy sobie przekazać przy stole naszą opinię o Ryanie. Uśmiechnęłam się na samą myśl. To było jednocześnie tak dawno i niedawno.
- Czemu się tak uśmiechasz?
- Hm? A, nic, nic, zamyśliłam się – powróciłam do świata żywych. – Zastanawiam się nad tym znakiem.
- Może moglibyśmy świecić sobie w okno latarkami – powiedział nagle Ryan. – W dzień nie zawsze może być to widać, ale wieczorem już tak.
- W dzień i tak jesteśmy zajęci, najczęściej jesteśmy na uczelni – stwierdziłam. – A niedługo jesień, zima, wtedy wcześniej robi się ciemno.
- Więc na pewno będzie to widać – powiedział Ryan oczywistym tonem, uśmiechając się. – Jedno mrugnięcie latarki na rozmowę?
- Tak – przytaknęłam. – Najwyżej potem będziemy dodawać mrugnięcia i inne komunikaty.
- Ok – powiedział z uśmiechem. – To do mrugania.
Odszedł w stronę swojego bloku, a ja wydałam z siebie cichy chichot, który zresztą zamarł, gdy Ryan po chwili się do mnie wrócił.
- Co jest? – spytałam z zaskoczeniem.
- Zapomniałem wnieść ci zakupów po schodach – odparł wesoło. – Chodź.
Pokręciłam głową z uśmiechem, ale on i tak porwał moją torbę i zaczął z nią wchodzić po schodach.
  
Wieczorem czytałam książkę w pokoju, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi mieszkania. Nawet nie podniosłam wzroku znad kartki, ponieważ Gabrielle była bliżej drzwi, a ja i tak nikogo się nie spodziewałam. Usłyszałam przyciszone głosy i po chwili przyjaciółka z bardzo trudną do zidentyfikowania miną weszła do mojego pokoju z jakąś małą paczuszką.
- Mówiłaś, że Ryan się zmienił – zaczęła. – Ale czemu nie powiedziałaś mi, że wygląda tak, że na jego widok od razu mam chęć ściągać z niego spodnie? A potem jeszcze z siebie?
Wybuchłam śmiechem, a potem dogłębniej skupiłam się na tym, co właśnie powiedziała.
- Ryan tu był?
- O tak. I kazał ci to dać. – Podała mi paczkę. Gdy ją dotknęłam, zorientowałam się, że nie ma w niej żadnego pudełka, jedynie jakaś rzecz owinięta ozdobnym papierem i – jak się po chwili przekonałam – chyba kilogramem folii bąbelkowej.
- Typowy Ryan – wycedziłam, mocując się z nią. – Daje coś, ale oczywiście nie może się powstrzymać, żeby nie wywinąć jakiegoś numeru. Miesiąc mi się zejdzie, zanim to odpakuję.
- Poczekaj – Gabi zerwała się na równe nogi i wybiegła z pokoju. Po chwili wróciła z nożyczkami. – Daj to.
Nożyczki znacznie ułatwiły sprawę. Już po chwili na moje nogi wypadła zawartość paczki. Gabi zrobiła zdumioną minę, ale ja uśmiechnęłam się szeroko na widok połyskującej małej latarki.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2729 słów i 14950 znaków.

4 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Czarodziejka

    Mega! <3

    18 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Czarodziejka dziękuję ;) <3

    18 sie 2016

  • Użytkownik okano1

    Super ;)

    17 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @okano1 dziękuję :)

    17 sie 2016

  • Użytkownik jaaa

    pomysł z latarka bomba <3 Czekam na dalszy ciag akcji :D

    17 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @jaaa dodane <3

    17 sie 2016

  • Użytkownik Arii2000

    Nie wiem czemu, ale śmiałam się jak głupia, przez tą sytuację z wnoszeniem zakupów po schodach. Tak więc można dzisiaj liczyć na jeszcze jakąś perełkę w formie twojego opowiadania?

    17 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Arii2000 cieszę się :D ok, dodam <3

    17 sie 2016