Spodziewaj się niespodziewanego cz.5

Dobrze, że za moimi plecami znajdowała się ściana, w innym razie z pewnością bym upadła. Marcin zaczął wycierać swoją twarz rękawem i patrząc na mnie z dezaprobatą wyszedł. Wiedziałam, że to jedyny moment by się stąd ulotnić. On w każdej chwili mógł wrócić, a ja za nic w świecie nie chciałam go widzieć. Zgarnęłam w pośpiechu wszystkie swoje rzeczy i rzuciłam się w pogoń, byle dalej od tego miejsca. Biegłam przed siebie, jak gdyby sam diabeł mnie gonił. Zatrzymałam się na poboczu drogi, gdy zaczynało brakować mi tchu, a zewsząd otaczała mnie ciemność. Na drodze tylko od czasu do czasu mignął jakiś samochód. Nic dziwnego, że ruch o tej porze był niewielki, był środek nocy i pewnie zaraz dobiegnie północ. Założyłam bluzę, do tej pory trzymaną w ręku, gdy przeszedł mnie zimny dreszcz. Otaczał mnie mrok, błoga cisza i pustka. Może i powinnam była się w tym momencie bać, być przerażona, drżeć z niepewności, czuć strach i niepokój, ale nic takiego mi nie towarzyszyło. Byłam tak oszołomiona, że czułam jedynie ulgę. Tak, ulgę. Odczuwałam ją każdym milimetrem swojego ciała. W samym środku lasu, wieczorową porą, zupełnie sama czułam się lepiej niż z nim. Jak można bać się kogoś tak bardzo, by woleć być samą pośrodku dziczy? Jak druga osoba może wzbudzać u nas tak skrajne emocje? Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek w swoim życiu znajdowała się w takim stanie. Tego co czułam nie da się opisać słowami, zwłaszcza gdy zobaczyłam zbliżające się do mnie srebrne, sportowe auto. Przystanęłam, zastanawiając się, w którą stronę uciekać, miałam trzy wyjścia: do przodu, do tyłu lub w las. Gdy dostrzegłam sylwetkę wysiadając z auta i kierującą się w moją stronę, porzuciłam wszelkie rozterki. Musiałam po prostu biec, ile sił w nogach. Nie ważne w którą stronę.

- Magda, poczekaj! – dobiegł mnie krzyk zza pleców, ale ja nie zamierzałam ani trochę zwalniać.

Mijałam kolejne drzewa, biegnąc jak szalona w głąb lasu. Byłam jak zwierze – walczyłam o przetrwanie i jedynym moim nadrzędnym celem było przeżycie i dotarcie do bezpiecznej przystani, która da mi schronienie. I nagle poczułam szarpnięcie, zdezorientowana odwróciłam głowę by zobaczyć czy to on, czy zahaczyłam o gałąź drzewa. Szczęście w nieszczęściu. Nie był to on, ale drzewo na tyle mnie spowolniło, że zdołał mnie dogonić i złapać w taki sposób, że tracąc równowagę upadłam.

- Hej, co ty wyprawiasz? – nakrył moje ciało swoim i starał się opanować moje ręce, wściekle uderzające w jego pierś, gdy mu się to udało, kontynuował – Magda do cholery! – ujął ręką mój podbródek, by zmusić mnie do popatrzenia w jego szare jak stal oczy. – Masz już sine usta, trzęsiesz się i jesteś zmarznięta. Chodź do samochodu, ogrzejesz się. No bądź poważna i nie zachowuj się jak mała dziewczynka.

- Zostaw mnie. – Jęknęłam cichutko, a Marcin popatrzył na mnie z politowaniem.

- Nie zostawię cię pośrodku niczego, w środku nocy. Może ci się coś stać, wiesz ile zbirów jest na tym świecie? – gdyby nie to, że byłam śmiertelnie przerażona, pewnie bym się roześmiała. Koleś, który był dla mnie największym potencjalnym zagrożeniem, ostrzegał mnie przed innymi? Też mi kawał. – Spójrz na mnie. Proszę – dodał gdy nie zareagowałam.

- Czego ty ode mnie chcesz, co? Po prostu zostaw mnie samą i nie rób mi krzywdy. – Jeszcze chwila i bym się rozkleiła.

- Krzywdy?! Magda czyś ty zwariowała? Wiesz jak się zmartwiłem, gdy cię nie było, gdy tak po prostu zniknęłaś? Gdyby było inaczej, to co bym tu teraz robił?

- Nie! Jesteś tu tylko dlatego, bo uciekła ci ofiara i niemiałbyś kogo bzyknąć!

- A więc o to ci chodzi..

- Niby o co? O to, że traktujesz mnie jak pieprzona rzecz, jak swoją prywatną zabawkę, do której możesz sięgnąć wtedy, gdy masz na to ochotę? – puściły mi nerwy, a potoku słów już nie mogłam zatrzymać – A może o to, że wykorzystujesz moje niedoświadczenie i robisz ze mną co chcesz? A przynajmniej wydaje ci się, że możesz zrobić ze mną wszystko to, czego dusza zapragnie? Ty… – powiedziałam po chwili namysłu – a może dlatego, że traktujesz mnie jak sam to zacnie określiłeś "kurewkę”, która puszcza się z każdym kogo spotka na swej drodze, bo przecież taka jak ja wybrzydzać nie może!

- Przestań – zażądał stanowczo. Milczał dłuższą chwilę, wpatrując się we mnie – przepraszam cię.

- Za coś takiego nie da się przeprosić.

- Magda naprawdę, ja wcześniej nie pomyślałem, że to może tak wyglądać z twojej perspektywy.

- Może tak wyglądać z mojej perspektywy?! Człowieku, o czym ty mówisz? To tak nie wygląda, tak jest! Bawisz się mną w najlepsze, rajcuje cię to?

- Nie – i znów chwila ciszy – przepraszam no, naprawdę przepraszam, nie wiem co mogę więcej powiedzieć, ale ja nie potrafię tego wyjaśnić. Po prostu są momenty, kiedy jasny szlak mnie przy tobie trafia i nie panuję nad sobą.

- To najwyższy czas na doraźną pomoc medyczną – powiedziałam zgryźliwie.

- Madzia – powiedział z wyczuwalną rezygnacją w głosie – rozumiem, że możesz mieć mi to za złe. Zachowałem się jak kompletny idiota i sądząc po twojej reakcji, nieźle cię musiałem wystraszyć. – Przynajmniej wie, co to samokrytyka, może będą jeszcze z niego ludzie – ale wierz mi, nie jestem jakimś potworem, który o północy zmienia się w drapieżnego łowcę, polującego na niewinne dziewice. Będę już grzeczny, obiecuję.

Starał się zażartować, poprawić mi humor, sprawić bym się rozluźniła. To nie było bez znaczenia. Bestia jednak miała serce.

- Chodź – powiedział i pociągnął mnie w górę stawiając na nogi, które nie chciały przestać się trząść. Nadmiar wrażeń jednak robił swoje – już dobrze, uspokój się – pogładził moje włosy.

Lecz ja nie potrafiłam zapanować nad własnym ciałem, bo to odmawiało mi posłuszeństwa, a nogi same mi się rozjeżdżały.

- I co ja się z tobą mam – dzień bez drażnienia mnie, dniem straconym. Pochwycił mnie pod boki i wziął na ręce niosąc do samochodu. – Dziewczyno, czuję że apetyt to ci dopisuje.

- Nie przypominaj mi, bo od rana nic nie jadłam – podchwyciłam jego ironiczny ton. Lecz tak naprawdę, to zawsze byłam typem głodomora, a ostatni posiłek spożyłam jeszcze w szkole. Zaczynało mi burczeć w brzuchu.

Delikatnie odłożył mnie na przedni fotel pasażera i nakrył swoim płaszczem, jeszcze nagrzanym ciepłem jego ciała. Droga do jego domu mijała nam w milczeniu. Ja nie odzywałam się bo nie chciałam, a on najwyraźniej nie chciał burzyć spokoju, który między nami zapanował. Mi było to na rękę, bo mogłam na spokojnie przeanalizować zaistniałą sytuację. Wbrew pozorom nie było ona tak tragiczna, jak wydawało mi się to wcześniej. Nie ufałam mu, ale w jego oczach, gestach i słowach zaczęłam zauważać prawdziwość. Zdecydowanie nie był złym człowiekiem, lecz ciążyła na nim przeszłość, której pamiętać nie chciał. Chciałabym móc wiedzieć, do czego to wszystko prowadzi. Podobno nic nie dzieje się przez przypadek, a więc do czego prowadziło to nasze jakże przypadkowe spotkanie w galerii handlowej? Chciałabym poznać odpowiedzi, których bałam się usłyszeć.

dajsieuwiesc

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1378 słów i 7501 znaków.

4 komentarze

 
  • Użytkownik dajsieuwiesc

    Skoro tak ładnie prosisz, to nie omieszkam wrzucić. :)

    10 sie 2014

  • Użytkownik nk

    Może jeszcze jedna dziś??

    10 sie 2014

  • Użytkownik weronka:->

    Subcio

    10 sie 2014