Spodziewaj się niespodziewanego cz.2

Jak w takiej sytuacji można się podniecić, no jak? A jak można się nie podniecić, gdy stoi nad tobą seksowny mężczyzna, zmysłowo mruczący do ucha? Strach, który towarzyszył mi jeszcze przed chwilą gdzieś zniknął, a w jego miejscu pojawiła się ciekawość. Ganiłam się w duchu, lecz moje ciało nie potrafiło stawić oporu. Chyba nawet nie chciało. Działo się to bezwiednie, jakby bez mojego udziału. Nie spuszczając ze mnie wzroku, zaczął rozpinać guziki mojej bluzki, jeden po drugim. I wtedy zrozumiałam, że czas to przerwać i zakończyć zanim się na dobre zacznie. Nie byłam typem takiej dziewczyny. Nie byłam jakąś cichodajką! No, ale w sumie czego się spodziewałam, że nieznajomy zabrał mnie na romantyczną randkę do toalety by udowodnić jak głęboką miłością pała do mnie? Przecież to było od początku jasne, że chciał mnie jedynie przelecieć. Tylko tyle i aż tyle. Zrobiłam zdecydowany krok w tył. Szybko okazało się to być złym pomysłem, ponieważ na plecach poczułam chłód kafelków. On zrobił krok w przód i moja nadzieja, że go wyminę i wyjdę upadła. Wpadłam niczym śliwka w kompot, a on miał tego pełną świadomość, co gorsza zamierzał to wykorzystać. Gdy chciałam coś powiedzieć, uciszył mnie jednym prostym gestem – położył palec na ustach. Zaczął ustami muskać moje czoło, bardzo delikatnie i subtelnie przesuwając swoimi wargami do mojego policzka, następnie do ucha i wrażliwej skóry szyi. A ja, jak ta ostatnia naiwna dziewica w narodzie, nie byłam w stanie nic zrobić, bo zwymyślanie się w myślach za swoją głupotę nic nie dało. Moje ciało niemalże błagało o więcej i więcej. Gdy poczuł się pewnie, wrócił do poprzedniej czynności, czyli rozpinania mi bluzki. Gdy jego ręce zacisnęły się na moich piersiach, nagle otrzeźwiałam. Przez chwilowe zauroczenie (choć nawet nie wiem czy mogłam tak to nazwać po 15 minutach znajomości) i dezorientację oraz utratę zdrowych zmysłów, nie mogę stracić czegoś tak cennego dla mnie. Po prostu, ja taka nie jestem i tak postąpić nie potrafię. Jeśli bym to zrobiła, to żałowałabym każdego dnia.

- Przestań, ja.. – nie dane mi było dokończyć, gdyż gwałtownie wpił się w moje usta, prawie je miażdżąc. Był brutalny i zachłanny. Nie pytał o zdanie, nie uznawał sprzeciwu, on po prostu brał sobie to, co chciał. Wsunął mi rękę do prawej miseczki stanika i uniósł jedną pierś tak, by mógł ją zobaczyć. Oderwał się od moich ust i skierował wzrok w dół.

- Faktycznie, to nie ty – powiedział – to znaczy nie jesteś tą osobą, za którą cię brałem. – Poprawił się, odsuwając się ode mnie. – Tamta miała znamię na prawej piersi.

I wtedy dotarła do mnie moja własna głupota. Przecież on nie robił tego z zainteresowania moją osobą. Ba! Ja nawet mu się nie podobałam. On chciał  tylko sprawdzić czy jestem "tą” dziewczyną. O ja głupia i naiwna! Nie zastanawiając się nad tym, co mogłoby się stać gdybym została tam jeszcze sekundę dłużej, wybiegłam z łazienki. Pędem skierowałam się do wyjścia, w pośpiechu dopinając guziki bluzki. Pognałam prosto na przystanek i wsiadłam w pierwszy lepszy tramwaj, który nadjechał.

W domu byłam dopiero po dwudziestej, ponieważ gdzieś przepadł mi bilet miesięczny. I nawet podejrzewałam gdzie to "gdzieś” było. Modliłam się tylko o to, by nie miał go ten facet, bo na nim były wszystkie moje dane osobowe wraz z adresem zamieszkania. Jeśli przyjdzie mi oddać zgubę, to co ja powiem mamie? "No wiesz mamo, to taki jeden gość, co zaczął się do mnie przystawiać w galerii, potem poszliśmy razem do łazienki no i sama rozumiesz..?” Nie. To z pewnością odpadało. Ja sama nie miałam pojęcia kim on jest, nie wiedziałam nawet jak ma na imię, a co dopiero tłumaczyć mamie, kim jest ten pan. Chciałabym, żeby to był zwykły, nocny koszmar. Nic więcej..

Następnego dnia obudziłam się dość wcześnie. Jakoś dziwnym trafem tej nocy nie mogłam spać. Zdążyłam jeszcze wziąć szybki prysznic i pożegnać się z mamą przed jej pracą. Pijąc kawę przy kuchennym stole, usłyszałam pukanie do drzwi.

- Czego zapomniałaś.. przepraszam, myślałam, że to ktoś inny. – Przede mną stał obcy facet. Kolejny.

- Nic nie szkodzi. Pani Magdalena Menartowicz?

- Tak, a o co chodzi?

- Mam dla pani przesyłkę, proszę tu podpisać. – Podał mi kartkę i długopis.

- Ale ja nic nie zamawiałam – ożywiłam się.

- Pani Magdalena Menartowicz, ulica Leśna 12 mieszkania 3?

- Tak zgadza się, ale to nie zmienia faktu, że nic nie zamawiałam.

- Proszę pani, ja nie mam czasu na spory, podpisuje pani czy nie?

I nie wiem co mnie podkusiło, ale podpisałam. Teraz siedziałam na kanapie, a przede mną leżało na stole sporych rozmiarów, białe pudło. Wiedziałam, że jedyną metodą na dowiedzenie się, kim jest nadawca, to otworzyć i sprawdzić.  Cos jednak mnie przed tym powstrzymywało. Chyba najzwyczajniej w świecie bałam się tego, co może kryć się w środku. W myśl zasady, że strach ma wielkie oczy, otworzyłam. Pierwsze co zobaczyłam, to biały kartonik, wizytówkę osoby, której nie znałam. Odwróciwszy ją pojęłam od kogo jest "Mam nadzieję, że będzie pasowała. Do wieczora. Marcin.” Powiedzieć, że mnie zatkało, gdy ujrzałam dokładnie tą cytrusową sukienkę, to mało. On chciał mnie kupić! Co będzie następne, droga biżuteria, samochód, a może mieszkanie? Ale cwaniaczek zostawił sobie kartę przetargową w postaci mojej sieciówki, doskonale wiedział, że będę chciała ją odzyskać, dlatego celowo mi jej nie odesłał. Sprytny był, to trzeba było mu przyznać, ale ja też nie zamierzałam się poddawać.

Godzinę później stałam z tą wielką paczką w ręku pod siedzibą firmy budowlanej, której Marcin Lipski, jak wynikało z wizytówki, był prezesem. Wjechałam windą na trzecie piętro, bo tam mieścił się podobno jego gabinet. Tam sekretarka od razu skierowała mnie do gabinetu pana prezesa, oświadczając, że od rana czeka na tą przesyłkę. Szczerze? Nie spodziewałam się, że pójdzie tak łatwo.

- Dzień dobry. –  Powiedziałam jedyne co mi przyszło do głowy.

- Nie spodziewałem się ciebie tak szybko. – Powiedział z niemałym zadowoleniem.

- No widzisz, to masz niespodziankę – odparłam szorstko – przyszłam oddać ci to, co twoje i zabrać to, co moje, mój drogi. – To ostatnie dodałam ironicznie. Wystarczyło, że na niego spojrzałam i już się w środku gotowałam.

- Zawsze tak od rana pokazujesz pazurki? – Nawet nie ukrywał rozbawienia. – Poczekaj chociaż do wieczora, maleńka. – A to bezczelny cham!

- Nie zamierzam czekać do żadnego wieczora! – Wściekłam się. – Nigdzie, powtarzam NIGDZIE się z TOBĄ nie wybieram, przeliterować ci może?

- Nie trzeba – podniósł się z fotela i zbliżał w moją stronę.

Stałam jak słup soli, usiłując rozgryźć o czym on bredzi? Wziął ode mnie paczkę i odłożył ją na biurko, po czym powrócił do mnie. Jednym, szybkim ruchem sprawił, że oboje siedzieliśmy na kanapie, z tym że ja na jego kolanach. Jak on to robił, że zawsze brał mnie z zaskoczenia?! Nawet nie chciałam sobie myśleć, ile ta biedna kanapa już musiała wytrzymać przy takim erotomanie, jakim niewątpliwie jest Marcin. Mimowolnie się wzdrygnęłam. On, jakby to wyczuwając, jedną ręką zaczął pieścić moje ramię, zaś drugą objął w pasie unieruchamiając.

To chyba była jego stała zagrywka. Jak już upolował ofiarę w swe sidła, to robił wszystko by ją otumanić i nie wypuszczać, bo gdyby zaczęła analizować sytuację, mogłaby dojść do wniosku, że jednak zawartości spodni Marcina nie jest szczytem jej marzeń. Ale ja nie dam z siebie zrobić ofiary. Zostawiam co jego, biorę co moje i wychodzę – proste. Poderwałam się na równe nogi i stanęłam przed nim, a ten kretyn zaczął się jedynie głośno śmiać. Zupełnie jak dziecko.

- Poproszę mój bilet miesięczny. – Powiedziałam z powagą, starając się zachować zimną krew i resztki godności.

- Dostaniesz go w swoim czasie. – Po jego jakże życzliwej odpowiedzi, doszłam do wniosku, że pyskówka nie przyniesie żadnych rezultatów, a jedynie mnie pogrąży. Nie mogłam mu teraz zacząć przeszukiwać całego gabinetu z nadzieją, że ma gdzieś tu mój bilet. Jedyne co mogłam zrobić to wyjść, gromiąc go wzrokiem.

- Możesz uciekać ile chcesz, ale prędzej czy później i tak będziesz moja. – Usłyszawszy to na odchodne chciałam się wrócić i zedrzeć mu ten podły uśmieszek własną pięścią z twarzy, ale co by to dało? Nic.

Ten uparty osioł nie rozumiał słowa nie. Zawziął się na mnie, a ja nie miałam pojęcia co zrobić, by się go pozbyć. Wziął mnie sobie na cel i jestem przekonana, że może zrobić wiele, jak nie wszystko, by ten cel uzyskać. Nie rozumiałam co on miał takiego w sobie, że moje ciało nie potrafiło stawić mu oporu, a rozum wobec ciała także był bezsilny. Nigdy, przy żadnym facecie tak nie zgłupiałam. To fakt, nie było ich tak wielu w moim życiu, ale to, jak ten jeden konkretny na mnie działał było irracjonalne. Niewytłumaczalne. I niepojęte.

Nie mogłam się już więcej z nim spotykać. Może było to tchórzostwo, czy jak on to nazwał, ucieczka. Ale wolałam tchórzyć niż być zdana na jego łaskę.

dajsieuwiesc

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1729 słów i 9549 znaków.

3 komentarze

 
  • Użytkownik CUKIERECZEK

    SUPER♥ pisz dalej koniecznie

    8 sie 2014

  • Użytkownik Cam

    Czekam z niecierpliwoscia na dalszy ciag :)

    8 sie 2014

  • Użytkownik lololo

    zawaliste! pisz dalej! :*

    8 sie 2014