Spodziewaj się niespodziewanego cz.21

Nie wiem czy za mną poszedł, czy też nie. Nie zaglądałam do torebki, do której w pośpiechu kilka chwil temu wrzuciłam telefon. Siedziałam w autobusie, który mknął w stronę centrum. Jechałam do domu, nie rozglądając się dookoła. Nie chciałam widzieć otaczającego mnie świata, bo bałam się, ze przytłoczy mnie swoją brutalnością zwaną też inaczej rzeczywistością.

Wiedziałam, że tak być musi. Prędzej czy później by się to wydarzyło, bo tego po prostu nie da się przeskoczyć. Trzeba podejmować decyzje. Na tym polega życie. Idziemy w jedną albo w drugą stronę, tego nie da się wypośrodkować. Tu nie istnieje żaden kompromis. Każde ustępstwo, to rezygnacja z samego siebie, zatem żeby to pogodzić trzeba by stać się kimś innym. A dla mnie jest to niewyobrażalne. I co ważniejsze, niewykonalne.
Jak mogłabym zabronić szczęścia osobie, na której mi zależało? Nie potrafiłabym zrobić czegoś takiego, nawet przy największych staraniach. Każdym miał do tego prawo, Marcin także. Najnormalniejszą rzeczą w świcie, jest chęć rozrodu. Od wszelkich gatunków roślin, po zwierzęta i nas, ludzi. Jest to wrodzony pęd, nie do opanowania. Każdy ma to zakodowane w genach, na każdego prędzej czy później przychodzi pora. Niektórzy starają się tłumić to uczucie w sobie i z tym walczyć, a gdy ono dochodzi do głosu, może okazać się, że jest już za późno. Czy chciałam jemu tego zabronić? A przede wszystkim: czy mogłam?
Na Marcina przyszła pora teraz, nie wiem czemu, ale to był jego czas. On czuł się gotowy i pragnął tego. Naprawdę musiał tego pragnąć i myśleć o tym od dłuższego czasu, bo inaczej nie poruszyłby tego tematu od razu, po naszej pierwszej, wspólnie spędzonej nocy. Ale ja nie byłam na to gotowa i nie mogłam się aż do tego stopnia nagiąć. Rozumiałam go, bo ja w wieku trzydziestu lat pewnie też bym tego chciała, ale nie w wieku lat osiemnastu.

Nie mogłam też go unieszczęśliwić i żyć z wyrzutami sumienia, że jest ze mną, bo ma świadomość, że go potrzebuję. Co by nam dał taki związek z jego litości? Zupełnie nic…

Potem nastał istny galimatias. Wpadłam niemalże w sam wir walki. Przynajmniej takie miałam wrażenie, przekraczając próg domu. Mama otwierając mi drzwi, odwróciła pośpiesznie głowę w stronę salonu, wiec ja zrobiłam to samo i myślałam, że doświadczam deja vu.

Marcin stał z Adamem po środku naszego domu, mierząc się spojrzeniami. Wyglądali tak, jak wtedy pod restauracją, gdy rzucili się na siebie. "O Boże, nie!” pomyślałam. Przecież obok mnie stała zaskoczona mama, jak ona by na to zareagowała. Dlaczego nieznajomy mężczyzna rzuca się i okłada jej ukochanego? Za tego ukochanego sama zbeształam się w myślach, nie chciałam myśleć o Adamie w tych kategoriach.

Chwilę staliśmy pozostając w bezruchu, niczym posągi. Myślę, że nikt z nas do końca nie wiedział co dzieje się dookoła, ani tym bardziej jak ma się w tej dziwacznej sytuacji zachować. Adam z Marcinem oderwali od siebie spojrzenia i zwrócili się ku nam. A ja zamarłam, gdy przeszyło mnie elektryzujące spojrzenie Adama. Wyglądało to tak, jakby analizował moją twarz, moje zachowanie, chcąc przewidzieć, czego się może po mnie spodziewać. Chciał przewidzieć mój najbliższy ruch, ale nie był w stanie. Bo ja sama po sobie nie spodziewałam się takiej reakcji na jego widok.

Miałam wrażenie, że odcięto mi powietrze i zaklejono usta, bym nie mogła ich otworzyć i zażyć kolejnej dawki tlenu, tak niezbędnej do dalszego funkcjonowania. Łzy napłynęły mi do oczu i byłam już tylko o krok od tego, by zacząć się tam trząść. Jednak pomógł mi Marcin, bo kiedy zobaczyłam jego wzrok wbity we mnie, to z wyrazu jego twarzy wyczytałam jak muszę teraz wyglądać. Rozpaczliwie starałam się wyrównać oddech, kilkakrotnie zamrugałam oczami, by opanować napływające do oczu łzy. Wszystko, byleby mama nie zadawała niewygodnych pytań, by nie zorientowała się, że coś jest nie tak. Nikt z naszej trójki, by jej tego logicznie nie wytłumaczył.

- Tęskniłam za tobą – powiedziałam wyjaśniając mój nagły przypływ czułości. Wtuliłam się w nią żarliwie i najmniejszej ochoty nie miałam, by puszczać, by znów ujrzeć

- Oj, chyba muszę częściej wyjeżdżać – zażartowała tak, jak to miała w zwyczaju, a ja poczułam, że nareszcie jestem w domu. Uspokoiłam się znacznie w jej ramionach, na tyle, że bez obaw mogłam spojrzeć w jej roześmiane oczy. Wszystkim ulżyło. Potocznie mówiąc: pierwsze lody zostały przełamane.

A potem już tylko jedno pytanie zaprzątało całą moją głowę: dlaczego ja jej to robię? Dlaczego pozwalam ją oszukiwać, krzywdzić? Dlaczego ja jestem temu współwinna, jak to się stało do cholery?! Jak ja bym się czuła, gdyby to ona zrobiła mi coś takiego? Odpowiedź jest prosta – zdradzona.

- Dobrze się czujesz? – zapytała troskliwie mama, ale gdyby ona tylko wiedziała…

- Tak mamo, po prostu dobrze jest być w domu, razem. – Dodałam po chwili, a ona uśmiechnęła się w odpowiedzi.

- Chyba czas, żebyś przedstawiła mnie swojemu koledze.

- Chyba tak – przytaknęłam, nie pewna czy jest to taki dobry pomysł – to Jest Marcin, a to moja mama.

Oficjalna prezentacja została dokonana, Marcin szarmancko się z nią przywitał i od razu zaczął kokietować, mówiąc jaki to ma dobry gust i jak świetnie urządziła mieszkanie. Gadał jakieś straszliwe głupoty o dobrej energii, którą emanują te pomieszczenia i o jej wpływie na osoby przebywające tu. Dziwne, ale właśnie tymi błahymi z pozoru tekstami ją kupił. Widziałam jak była nim oczarowana i żywo z nim dyskutowała. "A to bajerant” pomyślałam o Lipskim. W tym momencie wydawało mi się, że każda mogłaby być jego, bo oprócz urody miał jeszcze gadane!

Największe zaskoczenie jednak mama przeżyła chwilę później, gdy chciała zapoznać Marcina ze swoim przyjacielem, jak go określiła, a ten beztrosko i z uśmiechem na twarzy, powiedział jej, że oni się już znają. Swoją drogą, to będę już wiedziałam jak mam mówić o Marcinie. Wezmę przykład z mamusi i zyska miano mojego "przyjaciela”.

- Ale jak to, skąd? – dopytywała.

- Mieliśmy okazję współpracować kiedyś przy jednym z projektów. – Pięknie to ujął, ale dałabym sobie rękę uciąć, że ta ich współpraca opiewała na grubą kasę i wykraczała poza granice prawa.

- To ile tak właściwie masz lat? – od razu zorientowała się, że coś tu się nie zgadza. Bo gdyby był moim rówieśnikiem, to nie mógłby z nim "współpracować kiedyś”.

- Trzydzieści – odpowiedział przepełniony wręcz pewnością siebie. Dla niego chyba nie było w tym nic dziwnego. Ale za to mama prawie się zapowietrzyła.

- To jak wy się poznaliście? – zadawała kolejne pytania, przesłuchanko zbliżało się nieubłagalnie.

- Poznaliśmy się w centrum handlowym, w kawiarni, mamo. Była okropna kolejka i w tej kolejce umilaliśmy sobie nawzajem czas rozmową, a później wspólnie delektowaliśmy się otrzymanymi napojami. To co, już koniec przesłuchania? – byłam nie miła i miałam tego pełną świadomość, ale wiedziałam, że takie słowa w tym momencie przyniosą pożądany rezultat. Mama co prawda nie odpuści ogólnie, ale w tym momencie da sobie na wstrzymanie, bo nie będzie chciała urazić ani mnie, ani jego. A poznając go przed chwilą zyskała pewność, że jest normalnym, kulturalnym i dobrze wychowanym człowiekiem. – Czy możemy iść już do mnie do pokoju? Mamy do porozmawiania.

- Tak, możecie – westchnęła – chcecie coś do picia?

- Nie mamo, dziękujemy. Nie trzeba. Zajmij się rozpakowywaniem rzeczy, a później porozmawiamy, bo jestem pewna, że masz mi dużo do powiedzenia.

I wyszłam, a zaraz po mnie zrobił to Lipski. Widziałam po jego minie, że nie do końca wie, czego ma się spodziewać. Zamknęłam za nami drzwi od pokoju i dosłownie, rzuciłam się na łóżko. Leżałam tam na brzuchu, z rękoma schowanymi pod poduszką, zupełnie nie przejmując się obecnością Marcina. W tym momencie poczułam się lepiej, jakby spokojniej. Poczułam, że mam sytuację pod kontrolą, a wszystko zmierza w dobrym kierunku, bo mama mi ufa. Wierzy mi i moim słowom, a co za tym idzie, daje się okłamywać jak dziecko.

Już po chwili czułam jak jego ręka gładzi mnie plecach, a on sam leży koło mnie. Po chwili odgarnął moje włosy i obnażając mój kark, pocałował mnie tam, po czym wyszeptał:

- Damy radę.

dajsieuwiesc

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1599 słów i 8696 znaków.

2 komentarze

 
  • astronautka

    przeczytalam, i kiedy kolejna czesc?

    19 paź 2014

  • Lula

    cudownee :)

    19 paź 2014