Spodziewaj się niespodziewanego cz.16

Coś mnie przygniatało. To coś powodowało, że noga poniżej lewego kolana mi zdrętwiała. Rozchyliłam badawczo powieki, by sprawdzić co utrudnia mi spokojną egzystencję i zdębiałam. Marcin. A właściwie to jego noga przerzucona przez moją. W pierwszej chwili chciałam się zerwać na równe nogi i wygarnąć mu, ale opanowałam ten odruch. Zaczęłam sobie przypominać wszystko to, co się do tej pory wydarzyło. To ja go poprosiłam, żeby ze mną spał i wyrzucanie go teraz z łóżka byłoby nie fair. Ale jak u licha mam się wydostać, gdy jego noga dosłownie wgniatała mnie w materac i jednocześnie jak zrobić to tak, żeby on się nie obudził? Zaryzykowałam. Najdelikatniej jak potrafiłam zdjęłam jego nogę ze swojej i położyłam ja obok. Spojrzałam na niego, oddychał miarowo, nie poruszył się więc najwidoczniej jeszcze spał. Zatem udało mi się go nie obudzić.

Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i doprowadziłam się do stanu, w którym mogłam bez obaw pokazać się innym ludziom. Przeszłam do kuchni, by zaparzyć sobie kawę i tak też zastał mnie Marcin:

- Dawno wstałaś?

- Nie – odpowiedziałam krótko.

O dziwo, nie czułam potrzeby rozmawiania z nim. Miałam wrażenie, że wszystko co istotne zostało już powiedziane i nieważne, co którekolwiek z nas ma do dodania, to już nie wniesie nic do sprawy. Zostałam zmuszona do tego, by zdezerterować. Marcin postawił mnie przed faktem dokonanym. Co więcej, uważał, że przysłużył mi się tym, że załatwił sprawę za mnie i że mam problem z głowy. Po części tak było, tylko szkoda, że nie załatwił tej sprawy, tak jak ja chciałam. Jej finał miał być spektakularny, miała zwyciężyć sprawiedliwość, a mi marzył się order dla przykładnego obywatela. Tymczasem triumfowało zło. Adam był złym człowiekiem i robił złe rzeczy. Choć nawet nie wiedziałam co konkretnie, to musiał być grubą rybą, bo w przeciwnym razie Marcin by go rozniósł na strzępy. No właśnie, tylko dlaczego Lipski mu darował? Skoro tak zależało mu na mnie, a Adam chciał mnie skrzywdzić to każdy normalny facet urządził by niezłe mordobicie. A on tego nie zrobił. Jak sam stwierdził "dogadali się”. Tylko co było przedmiotem tej umowy? Czyżby coś z tego miał? Czy ja o czymś nie wiedziałam i czy dawałam sobie wmawiać to, co pozornie chciałam usłyszeć?

Albo byłam nie normalna i popadałam w obłęd, albo coś tu w tym wszystkim ewidentnie nie grało, a ich dogadanie się miało jakieś drugie dno. Tylko czy poznanie szczegółów tej ich umowy było w moim zasięgu? Zapewne obaj będą milczeć jak grób, wmawiając mi jakieś urojenia po traumatycznych przeżyciach. A ja nawet nie miałam pewności, czy moje podejrzenia są słuszne. Co więc robić?

- Co zamierzasz? – Chciałam chociaż wiedzieć, co będzie się działo w kilku następnych godzinach mojego życia. Choć minione wydarzenia powinny mnie nauczyć, że nic nie jest pewne.

- Co dokładnie masz na myśli? – odpowiedział.

- Będziesz tak tu ze mną siedział i niańczył do powrotu mamy?

- A owszem, będę cię niańczył – powiedział takim tonem, że wiedziałam, że moje podejście do sprawy mu się nie podoba. Najwyraźniej w jego mniemaniu ma wdzięczność miała nie mieć końca – ale powoli męczy mnie siedzenie w czterech ścianach, więc chyba się gdzieś wybierzemy. Ci także przyda się zaczerpnąć świeżym powietrzem.

- Nie mam ochoty. – Odpowiedziałam szybko i bezkompromisowo.

- Szczerze mówiąc twoje bezpodstawne fochy zaczynają mnie już męczyć…

- Tak jak i mnie twoja obecność w moim domu – zripostowałam błyskawicznie.

- No to możesz przyjąć, że jestem bezdusznym chamem, bo do powrotu twojej matki będzie tak, jak ja chce.

I bezwstydnie rozsiadł się na kanapie, z kawą w jednej i gazetą w drugiej ręce. A ja pytałam siebie: za co? No do cholery za co mnie to wszystko spotyka? Byłam skazana na kolejny dzień i pewnie też noc w towarzystwie faceta, który irytuje mnie jak mało kto. A w zasadzie to tak mi działa na nerwy jak nikt inny. Czy ja aż tyle w tym swoim marnym życiu nagrzeszyłam, żeby Bóg pokarał mnie nimi dwoma? Miałam ochotę wziąć go za fraki i wywalić za drzwi. Chciałam móc dojść sama z sobą do ładu po rzeczach, który wywróciły moje życie do góry nogami. Po tym jak mi praktycznie zrujnowały, a on uparł się, na struganie niańki. Ja go o to nie prosiłam.

- No to za ile księżniczka będzie gotowa?

- Za pół godziny – zignorowałam jego uszczypliwość, nie chcąc rozpętać kłótni, na którą nie miałam siły.

Poszłam do siebie. Stałam przed szafą wertując jej zawartość. Jak już byliśmy na siebie skazani, to przynajmniej niech ten czas nam minie bezproblemowo.

Do samochodu dotarliśmy w ciszy. Nawet nie zapytałam Marcina dokąd jedziemy, bo nie było mi to do szczęścia potrzebne, a on zapewne i tak by planów nie zmienił, nawet jeśliby mi się one nie spodobały.

- Możesz przestać?

Najwidoczniej swój strój dobrałam źle. Nie wzięłam pod uwagę tego, że gdy będę siedzieć moje sukienka podjedzie w górę, znacznie odsłaniając sporą część ud.

- Ale przestać… co?

- Czy wy faceci naprawdę myślicie, że tego nie widać? – spojrzał na mnie z jednym wielkim znakiem zapytania w wzroku – od dobrych kilku minut, gdy tylko masz okazje wgapiasz mi się w nogi.

- To chyba dobrze, bo to oznaka, że jestem zdrowym, normalnym facetem, w pełni sił – powalił mnie tą odpowiedzią. Nawet nie próbował ukryć seksistowskich podtekstów.

- Wiesz, ja nawet nie będę komentować tej wypowiedzi. Lepiej mi powiedz gdzie jedziemy?

- Najpierw na chwilę do firmy, bo muszę podrzucić papiery, a później zobaczysz. – Uśmiechnął się do mnie tym swoim lubieżnym uśmieszkiem, a ja już wiedziałam, że coś uknuł.

- Przecież jest sobota – zdziwiłam się.

- Tak, ale pewne sprawy nie mogą czekać.

- To może ty załatwiaj sobie te sprawy, a ja zajmę się sobą? – Zasugerowałam.

- Na to, to ty nie masz co liczyć. Idziesz ze mną, bo jestem jeszcze gotów pomyśleć, że mi uciekniesz.

Nie sprzeciwiałam się, bo i po co? Udaliśmy się z Marcinem, do tego jego cud miód gabinetu, oczywiście wypucowanego na błysk. Panowały w nim wręcz sterylne warunki. Zadziwiała mnie ta firma. Wszystko chodziło w niej jak w zegarku, a gdy tylko Lipski przekraczał jej progi, sekretarka natychmiast zrywała się na nogi, wtrącając co chwilę "oczywiście panie prezesie”, "tak panie prezesie”. Przez te zwroty to wszystko wydawało się takie sztuczne i nienaturalne. Wielki pan prezes musiał im tu wszystkim niezłą musztrę zafundować, że nawet nikt nie próbował sprzeciwiać się jego woli.

W gabinecie od razu po wejściu rozsiadłam się w jego wielgachnym fotelu. Skurczybyk zapewnił sobie idealne warunki do pracy. Widząc to, spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek i jedynie uśmiechnął się nie mówiąc nic. Pewnie zdawał sobie sprawę, że i tak nie przegoni mnie, jak już się tak wygodnie rozsiadłam. Po chwili zakomunikował mi, że idzie po jakieś zaświadczenia i mam się nie ruszać. Długo jednak nie byłam sama.

- Marcin słuchaj tu są papiery od Bogumińskiego… – przerwał w momencie, gdy zorientował się, że w fotelu prezesa nie siedzi prezes.

- Cześć – powiedziałam poznając faceta, którego już kiedyś tu widziałam, jednak za nic, nie mogłam sobie przypomnieć jego imienia.

- Cześć – odpowiedział niepewnie – gdzie jest Marcin?

- Poszedł po jakieś papiery – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- I zostawił cię tutaj samą? – był wyraźnie zdziwiony.

- No tak – przytaknęłam – a jest jakiś problem, żebym tu była?

- Tu jest dużo ważnych papierów i sądzę, że to nie jest najlepsze miejsce dla ciebie.

- Słucham? – zdziwiłam się – czy ty coś insynuujesz?

Świadomie zignorował moje pytanie, ostentacyjnie wskazując drzwi. Nie kłóciłam się z nim, bo w końcu nie jest to moje biuro i upieranie się, że przecież Marcin łaskawie pozwolił mi tu być nic nie da. Wyszłam przed jego gabinet i rozglądając się dookoła dostrzegłam rząd krzesełek, coś na kształt poczekalni. Marcina nie było ani słychać, ani widać, więc nie czekając postanowiłam zjechać na dół i się przejść. Dawno nie miałam ku temu okazji.

Czekając na windę poczułam szarpnięcie.

- Poczekasz na Marcina tutaj – głos nietolerujący sprzeciwu.

Odwróciłam się i spojrzałam prosto w złowrogo nastawione oczy Adama. Tak, on nazywał się Adam i poznałam go wpadając kiedyś do Marcina z misją utarcia mu nosa. Po tym przedstawieniu mógł mieć mnie za pannę lekkich obyczajów i nie ufać mi na tyle, by wyprosić mnie z biura. Ale mnie zastanawiało coś innego. To szarpnięcie, ten głos… ta sama sytuacja kilka dni wcześniej, tylko w innych okolicznościach. Patrzyłam jak zahipnotyzowana w jego oczy. Kim jest ten człowiek? I dlaczego jedyne co cisnęło mi się na usta to zdrajca? Skąd znam jego głos i jego dotyk? Dlaczego reaguje na to paniką?

- Nie dotykaj mnie – głos zaczynał mi się łamać.

dajsieuwiesc

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1689 słów i 9283 znaków.

12 komentarze

 
  • Użytkownik Ktos

    Juz nie moge sie doczekac

    29 wrz 2014

  • Użytkownik Ola

    Pisz następne części!!

    27 wrz 2014

  • Użytkownik ami

    super pisz dalej!

    21 wrz 2014

  • Użytkownik omomom

    Na początku się nabrałam ale coś mi nie pasowało ^^ czekam na następną cześć ;d

    9 wrz 2014

  • Użytkownik dajsieuwiesc

    @omomom cieszę się, że nie dałaś się złapać na te chamskie podszywki! Oczywiście kolejne części będą! Nie ma się o co martwić, już dzisiaj pojawi się kolejna część "Kryzysu" i na pewno kolejne części "Spodziewaj się..." też będą :)

    9 wrz 2014

  • Użytkownik omomom

    Ciekawe dlaczego piszesz nie ze " swojego " konta tylko jako gość i podajesz nazwę DAJSIEUWIESC ?!

    9 wrz 2014

  • Użytkownik lola

    chyba zartujesz prosze nie koncz jeszcze

    9 wrz 2014

  • Użytkownik Ola

    Dlaczego nie będzie kolejnej części? :(

    9 wrz 2014

  • Użytkownik dajsieuwiesc

    Przepraszam was kochane! Ale kolejnej części nie będzie

    9 wrz 2014

  • Użytkownik omomom

    Nie ma to jak się podszywać -,- świetne , czekam na następną część  ^^

    8 wrz 2014

  • Użytkownik Czarna

    Czy dziś wstawisz następną?

    8 wrz 2014

  • Użytkownik Ola2232

    Świetne! Czekam na kolejną część <3 <3 <3

    7 wrz 2014