Spodziewaj się niespodziewanego cz.30

– Mamo! – krzyknęłam wbiegając do domu. Miałam ochotę rzucić się jej na szyję i wyżalić, szlochając do rana nad marnością tego świata. Mogłabym walić pięściami o ścianę gdyby tylko to pomogło mi wyzwolić się z uczuć, które targały moją duszą. W tym momencie zrobiłabym wszystko, by zawrócić i nigdy nie musieć czuć tego przeraźliwego bólu, rozdzierającego od środka. Matczyne ramiona mogłyby ukoić choć część tego bólu, ale jedynie na krótką chwilę, bo jego powód szybko by mnie w nich znalazł i nie pozwolił się uwolnić. A więc postanowiłam. I planu zamierzałam się trzymać. – Gdzie jest mój stary telefon? – zapytałam zdławionym głosem.

– W komodzie obok telewizora, a co się stało z nowym?

– Zepsuł się – wzruszyłam nonszalancko ramionami, siląc się choć na odrobinę luzu. Tak naprawdę to walczyłam o oddech. I przegrywałam tą walkę, żegnając się w myślach z mamą, domem i tym życiem.

– Zostaniesz na herbatę?

– Muszę uciekać, Marcela na mnie czeka. Kocham cię, pa  – skłamałam na poczekaniu, wybiegając z domu. Nie mogłam tam zostać ani chwili dłużej, bo nie zniosłabym przenikliwego wzroku mamy. Och, gdyby tylko ona wiedziała! Może mogłaby w cudowny sposób uchronić mnie przed… tak właściwie przed czym? Przed moimi uczuciami? Przez zbrukanymi ideałami? Przed światem, który okazał się nie być tak idealny, tak szlachetny i tak dobry? Nie ma co się oszukiwać. Nie pomogłaby.

Na zewnątrz moją twarz owiał zimny wiatr. Ten wiatr, choć zimny przyniósł oddech. Głęboki, pełen życia. Pełen nadziei. Stałam tak przez chwilę, delektując się tą niewysublimowaną, a jednocześnie tak podniosłą rzeczą. Zwykły oddech, a jednocześnie zapowiedź zmian. Zmiany mojego życia na lepsze? Tego jeszcze nie wiem. Na pewno na rozsądniejsze. Trzeba było działać. Podbiegłam do najbliższego czynnego kiosku i kupiłam dwie nowe karty. Włożyłam do telefonu pierwszą z nich i wybrałam numer, który tak doskonale znałam.

– Marcin, zatrzymaj się – zaczęłam bez zbędnych wstępów.

– A skąd wiesz, że prowadzę? – przybrał zawadiacki ton.

– Zatrzymaj się! – ryknęłam.

– Dobrze, już zjeżdżam – usłyszałam na potwierdzenie dźwięk chodzącego kierunkowskazu.

– Dlaczego Marcin? Wytłumacz mi – poleciłam, nie czekając na to, aż zjedzie na pobocze.

– Ale co dlaczego kochanie? – Kochanie?!

– Po co to robisz?

– Ale co? – udawał, kłamał, grał. A mi coś przyszło do głowy.

– Pięknie to sobie wymyśliłeś. Kazałeś mu?

– Magda komu? – niecierpliwił się.

– Nie sil się na obłudę Marcin, genialnie to wymyśliłeś, a ja jak naiwna trzpiotka wskoczyłam ci do łóżka w podzięce za uratowanie mi życia. Ale przecież ono ani na chwile nie było zagrożone prawda? Ty doskonale wiedziałeś, co zrobię. Wiedziałeś, że zadzwonię i będę chciała pomocy. Oni mieli mnie tylko wystraszyć – milczał – niestety, twój kochany braciszek ma trochę bardziej rozwiązły język niż ty – słyszałam jak głośno wypuszcza z płuc powietrze – sprawa się rypła, co?

– Wiesz wszystko?

– Wszystko? Zdecydowane nie. Nie byłam w stanie tego słuchać.

– Kurwa – zaklął – Magda proszę cie, poczekaj na mnie i wysłuchaj tego co mam ci do powiedzenia.

– A co masz mi jeszcze do powiedzenia?

– Nie wiesz wszystkiego.

– A to czego się rzekomo dowiem coś zmieni?

– Powinno.

– Nie – powiedziałam spokojnie, ale z pełnym przekonaniem – to od początku była farsa. Ale teraz nie o tym. Nie rób tego.

– Czego?

– Tego, co masz w planach. Proszę cię zostaw ją. Nie rób jej nic – byłam bliska rozklejenia się.

– Kochanie nie mogę, naprawdę nie mogę odpuścić. Albo my ją albo ona nas. Nie mam wyboru, ale nie zajmuj się tym ty.

– O czym ty chrzanisz?! – zawsze ma się wybór.

– Nie interesuj się nią, postaram się załatwić to jak najmniej boleśnie.

– Co?! Super!! Zabijesz ją, ale nie boleśnie?! Jesteś chory! Obaj jesteście!! – to wszystko co się działo, było nierealne. Czy moje życie mogło się aż tak pochrzanić?

– Madzia co on ci nagadał?! Nikt nie będzie nikogo zabijał.

– A ta dziewczyna, która wam uciekła?

– To stara historia.

– AHA!

– Kochanie, wiem, że cię to przeraża, dlatego pozwól mi wszystko ułożyć. Zadbam o wszystko, wyjaśnię ci to. Nie musisz się bać, ja będę przy tobie i opowiem ci o wszystkim, tylko musisz mi na to pozwolić.

– Zadbasz o mnie tak, jak zadbałeś wpychając mnie w jego łapska?

-To nie było tak, nigdy bym tego nie zrobił! Myślisz, że jestem na tyle wyrachowany, że tak bym ryzykował, by cię mieć?! – gdyby mi to ktoś opowiedział, nie uwierzyłabym. Nie wiedziałam, że aż tak można pomylić się co do drugiej osoby.

– Nasłałeś go na moją matkę, prawda?! – docierało do mnie coraz więcej faktów – chciałeś mieć mnie dla siebie, u siebie w domu więc ktoś mnie musiał wypłoszyć z domu mamy – sama uświadamiałam się w kolejnych nieznanych mi dotąd faktach. – Cały czas wstrętnie mną manipulowałeś. Odseparowałeś mnie od najbliższej mi osoby ze zwykłej zaborczości. To obrzydliwe i chore! Jesteś chory Marcin, słyszysz?!

– Nie kochanie, po prostu się w Tobie zakochałem.

– Nie wierzę. W nic już ci nie uwierzę.

– Kocham cię – powiedział.

– Ja ciebie też, kochałam… chyba – dodałam po krótkiej pauzie.

– Poczekaj proszę – powiedział zrezygnowany – wiesz ułamek tego, co powinnaś wiedzieć by wydać sprawiedliwy osąd.

– Wiem wystarczająco – poprawiłam go – klucze zostawię pod wycieraczką. Jak jakieś moje rzeczy jeszcze zostaną, to zrób z nimi co tylko sobie będziesz chciał.

– Magda, proszę cię. Kochanie… – jęknął, ale ja nie chciałam już słuchać.

Wyjęłam kartę z telefonu i łamiąc ją, wrzuciłam do studzienki kanalizacyjnej. Postanowiłam Marcina wyrzucić z mojego życia tak jak tą kartę, bez zbędnych łez. Bo za takim kurestwem przecież nie można tęsknić, prawda?

Pojechałam do jego domu, spakowałam tyle ile zmieściło się do torby, starając się nie uronić łzy i nie popaść w sentymenty. Kartę, którą któregoś dnia wręczył mi, oświadczając, że mam z niej korzystać, gdy zajdzie taka potrzeba zostawiłam na środku stołu. Brzydziłam się nim, jak i jego pieniędzmi, zwłaszcza wiedząc jak się ich dorobił. Wyszłam z domu, zamknęłam drzwi i zostawiłam klucz pod wycieraczką. Ruszyłam przed siebie, nie oglądając się wstecz. Nie mogłam myśleć o tym co oni robili, bo to groziło obłędem. Od razu przed oczami stawały mi obrazy kobiet zapłakanych, okaleczonych i zbrukanych, błagających o pomoc. Ale… to życie mnie już nie dotyczyło. Z ciężkim sercem włożyłam do telefonu drugą kartę i wybrałam kolejny numer, który był zapisany w mojej pamięci. Już miałam, się rozłączyć, ale usłyszałam zaspane "halo”.

– Cześć – powiedziałam energicznie, nie chcą zdradzić się, że coś jest nie tak. Przecież nie mogłam się teraz rozkleić. Nie teraz gdy czekał mnie najważniejszy z kroków.

– Madzia! Cześć – opowiedział zadowolony.

– Mogę do ciebie przyjechać? – zapytałam od razu.

– Do Londynu?

– Tak Mateusz, do Londynu.

– No pewnie, a kiedy i na ile?

– Jutro powinnam być.

– Już jutro? – zdziwił się – stało się coś?

– Wyjaśnię ci wszystko jak będę na miejscu, okej? – zamrugałam nerwowo oczami by się nie rozpłakać. Nie teraz no!!

– No dobrze.

– Na pewno nie sprawię ci kłopotu?

– Nie kochana, przyjeżdżaj kiedy tylko chcesz.

– Dziękuję ci.

– Hej, co tam się dzieje? Twój Romeo coś nawywijał? – i to nie wiesz jak bardzo nawywijał.

– Do jutra – rzuciłam szybko, by nie słyszał mojego żałosnego szlochania.

Nie wiedziałam co teraz, nie wiedziałam jak sobie poradzę, ale Mateusz był jedyną osobą na której się nie zawiodłam. Nigdy. Wszyscy inni dookoła mnie w jakiś sposób zdradzili. Jedynie on nie. Nie chciałam zostać w mieście, bo z pewnością natykałabym się na tych dwóch popaprańców, a ich nie chciałam widzieć już nigdy więcej. Chciałam być z dala od wszystkich problemów. Ja chciałam o tym nie wiedzieć!

Mamę już dawno straciłam i choć ją kochałam, to wiedziałam, że moje interwencje na nic się nie zdadzą. Ale utrata Marcina była ciosem poniżej pasa po tym wszystkim co przeszliśmy. Właściwie, nawet w tym momencie nie mogłam określić czy tak naprawdę go miałam, więc jak mogłabym go utracić? Omamił mnie. Był ze mną, wspierał, pocieszał gdy budziłam się w nocy z krzykiem, a teraz miało się okazać, że to on jest sprawcą moich wszystkich problemów? Logicznie myśląc, to wszystko zaczęło się dziać od momentu jego pojawienia się w moim życiu, więc czysto teoretycznie było to możliwe… ale czy życie mogłoby być aż tak okrutne? Czy nie poznałabym fałszu w jego słowach, gestach, w oczach?? Będąc ze mną był prawdziwy, tak mi się wcześniej wydawało, ale okazało się, że wszystko co robił przesycone było kłamstwem. Wierzyłam w to, co chciałam. Nie zaufałam swojej intuicji, która nie chciała dać wiary jego zachowaniu i dostałam za swoje. Marcin mnie zdradził. W najgorszy z możliwych sposobów. Wydał mnie. Oddał mnie Adamowi. Pozwolił mu, planując to. Byłam zdruzgota. Zbrukana emocjonalnie. Skatowana psychicznie. Tego po prostu nie da się wybaczyć…

– Poproszę bilet – powiedziałam zamroczona do pani za szybą.

– Jaki bilet? – pewnie pani w okienku pomyślała, że się naćpałam. Raczej nie wyglądałam o wiele lepiej niż ćpun.

– Do Londynu.

– Jeden?

– Tak – potwierdziłam.

– Trzysta pięćdziesiąt złotych – całe szczęście, że miałam pieniądze od dziadków. One umożliwiły mi ucieczkę.

– Proszę – podałam gotówkę ekspedientce. Nie byłam na tyle głupia, żeby płacić kartą, którą nadzorowała mama. Potem nastąpiło ciche "dziękuję” z mojej strony i odbierając bilet, udałam się do wyjścia. Miałam do busa godzinę. Ostatnią moją godzinę spędzoną w tym kraju, w tym życiu…

Jadąc już w busie, z braku innego zajęcia, wyglądałam przez okno. Obserwowałam świat, który zostawiam za sobą nie bez żalu, ale już z pewną dozą ulgi. Przecież teraz mogło być już tylko lepiej. Nowy początek, nowe otoczenie i szansa na powrót do względnej normalności. Dałam się omotać miłości, ale chyba każdy z nas kiedyś dał się złapać w jej sidła. Bo czymże jesteśmy wobec miłości? Jedynie bezbronnymi istotami, które nie potrafią zapanować nad własnymi ciałami, które za wszelką cenę pragną choć na najmniejszą chwilę poczuć ciepło, bliskość, zapach tej ukochanej osoby. Pragną objąć ją tak, by nigdy już nie musieć jej puszczać. To jest jak czar. Nieodgadniona dotąd magia, która jest złudna i ogłupiająca. Omamia nas do tego stopnia, że tracimy kontakt z rzeczywistością i nie zważając na ostrzegawcze sygnały zatapiamy się w tym bagnie tylko po to, by ostatnie tchnienie wydać w towarzystwie "ukochanej osoby”. A to wszystko okazuje się być nic nie warte. Bo wszystko kiedyś dobiega końca. Koniec jest nieunikniony. Odbiera nam to, na czym najbardziej nam zależy, nie zważając na nasze protesty. Pozostawia jedynie przeraźliwą pustkę w sercu, ciele i umyśle. W powietrzu niewypełnionym tym jednym konkretnym zapachem, który znamy na pamięć i który wyczuwamy już na kilkadziesiąt metrów, bo przecież od setek dni nam towarzyszył. A teraz gdzie on się skrywa? Prysł? Nie. To niemożliwe, przecież bajka zawsze kończy się happy end’em, prawda? A Marcin był moją bajką więc co się stało? Co poszło nie tak?! Czekałam na szczęście, a otacza mnie jedynie głucha cisza i mrok nie skrywający rozbawienia moją naiwnością. Igrający ze mną, drwiący i doprowadzający do szału. Do nieokiełznanego szaleństwa, którego nie można by się było spodziewać po żadnej ludzkiej istocie, bowiem żądza tak dzikiego i krwawego mordu nie może się zrodzić w umyśle, w ciele w którym bije serce. A jednak. Więc gdzie ono jest? Gdzie zostało moje serce?!

– Przepraszam, wszystko w porządku? – słyszę piskliwy głosik staruszki, siedzącej obok, który dociera do mnie po dłuższej chwili. Przypominam sobie, że siedzę w busie. Podnoszę na nią wzrok i patrzę. Patrzę na nią takim wzrokiem, jakby to ona zrobiła mi te wszystkie krzywdy i zastanawiam się czy już zawsze tak będzie? Czy ludzi, którzy okażą mi odrobinę troski będę automatycznie uważać za wrogów, chcących mojej krzywdy? Zdając sobie sprawę z pytania jakie mi zadała mam ochotę się roześmiać.

– W jak najlepszym – odpowiadam na głos z tak zjadliwym uśmieszkiem, że kobieta momentalnie sztywnieje i z pogardliwym wyrazem twarzy odwraca wzrok. Nie chciałam, żeby tak wyszło, ale jakoś tak nie potrafiłam potraktować jej inaczej. Tak to ma teraz wyglądać? Byłam dopiero na początku drogi, a miałam ochotę rzucić to wszystko w cholerę. Marcin, coś ty mi zrobił??!

Reszta podróży minęła mi w spokoju. Dlaczego w spokoju? Bo spałam. Sen nie był zmącony żadnym koszmarem, więc miałam chwilę spokoju, wytchnienia…

Wysiadłam, wytargałam swoją torbę i zadzwoniłam. Działałam jak w jakimś transie.

– Jestem już – wyprzedziłam jego ewentualne pytania.

– Gdzie?

– W Londynie. Właśnie wysiadłam.

– Już?

– Tak – odparłam.

– Dobra – ale co dobra?

– Hmm?

– Już jadę, czekaj na mnie przy głównym wejściu.

Więc czekałam, aż się nie pojawił.

– Hej. Długo czekasz? – objął mnie i okręcił wokół siebie zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć.

– Nie. I przepraszam. Wiem, że nie powinnam zwalać ci się na głowę, ale nic lepszego niż przyjazd tutaj nie przyszło mi do głowy, a znalazłam się trochę w patowej sytuacji. Nie zamierzam zostawać na długo, chcę żebyś pomógł mi się tu trochę zaaklimatyzować i znaleźć jakieś lokum…

– Dobra dobra, spokój. Nie rozkręcaj się tak, jeszcze zdążysz mi wszystko opowiedzieć – na te słowa mina mi zrzedła, bo ja wcale nie chciałam nic opowiadać. – Jedziemy do mnie.

– Mieszkasz z mamą?

– Tak i szaleje z radości, że może cię po tylu latach zobaczyć.

– Ale ja nic dla niej nie mam – ostatnim czego teraz chciałam to udawanie szczęśliwej przed jego mamą i opowiadanie o szczęśliwym związku mojej własnej mamy. Czyżby tutaj miał być – farsy ciąg dalszy?

– Przestań, nic jej nie trzeba.

– Ale to tak nie wypada – jęknęłam.

– Magda o co chodzi? Czemu tak naprawdę przyjechałaś?

– Chciałam cię odwiedzić.

– Proponowałem ci wiele razy, więc dlaczego akurat teraz?

– Bo mam wolne.

– Magda – skarcił mnie wzrokiem.

– No nawywijał – przyznałam smętnie, nawiązując do naszej telefonicznej rozmowy.

– I nie powiesz nic więcej?

– Nie teraz, okej?

– Okej – zgodził się potulnie – więc teraz zabiorę cię do mojego świata, chodź słoneczko.

Jego mama przywitała mnie nad wyraz życzliwie, z promiennym uśmiechem na twarzy. Jak podłego nastroju bym nie miała, to ten uśmiech musiałam odwzajemnić. I gdy to zrobiłam, poczułam się lepiej. Poczułam jakbym odwiedzała własną ciocię albo nawet babcię, a nie jak praktycznie obcą kobietę. Nawet jeżeli musiałam trochę poudawać i ponaginać rzeczywistość to chciałam to robić, bo tak było lepiej. I jakoś tak łatwiej.

Leżałam już wykąpana, w łóżku, w jego pokoju. Co prawda dostałam swój oddzielny, na przeciwległym końcu korytarza, ale musiałam z nim pogadać. Leżeliśmy tu oboje, wpatrując się w sufit. Nie przeszkadzał mi, nie popędzał, a jedynie czekał. Trochę mnie już znał.

– Nie chce tam wracać – zaczęłam w końcu.

– Nikt cię stąd nie wyrzuci, ale ucieczka nie jest rozwiązaniem.

– A co jest? – wiedziałam, że nie był niczemu winny, ale emocje we mnie buzowały.

– Nie wiem, skoro nie znam sedna problemu to i nie wiem jak ten problem rozwiązać.

Chciałam. Nie, nie chciałam mu mówić. Nie musiałam. Ale też nie chciałam być z tym sama. Kurwa!

– Zdradził mnie, w najpodlejszy ze sposobów.

– Przykro mi – objął mnie, dodając otuchy, a ja wręcz z paniką w oczach przylgnęłam do niego. Nie mogłam się rozkleić, ale nie zdołałam powstrzymać zdradzieckiej łzy rozpaczy, która przetoczyła się po mojej twarzy i zniknęła w jego koszulce – nie wybaczysz mu?

– Nie i nie bardzo chce o tym gadać, wiesz? Chcę się skupić na tym, co teraz będzie, bo jest mnóstwo spraw do poukładania. Przyjeżdżając tu nie oczekiwałam od ciebie nic więcej niż pomocy. Nie chce od ciebie dachu nad głową, a jedynie pomocy w jego znalezieniu, rozumiesz? Chcę poradzić sobie sama, tylko nie znam tutejszych realiów. Chcę znaleźć mieszkanie, pracę… mam trochę pieniędzy, ale one kiedyś się skończą.

– Skąd masz pieniądze?

– Z urodzin jeszcze mi zostały – rozmowa o planach znieczulała ból – jakoś wypłynął temat prawka, więc wszyscy automatycznie zaczęli dawać mi pieniądze, a za prawko zapłaciła mama, więc całkiem sporo mi jeszcze tego zostało.

– Mhm, więc chcesz, żebym znalazł ci mieszkanie i pracę?

– Pomógł znaleźć – poprawiłam go.

– Zostań tu.

– Nie mogę.

– Możesz. Powinnaś.

– Mateusz ja…

– Jeżeli tak bardzo chcesz to możesz dokładać się mamie do rachunków, ale będzie i bezpieczniej i lepiej jak będziesz z nami. Londyn to nie jest bezpieczne miejsce dla samotnych dziewczyn, wiesz jakie tu są konflikty na tle rasowym? Potrafią się zarzynać bez mrugnięcia okiem. Możesz tu zostać, bo i tak jest tu dla ciebie miejsce. Przecież sama widziałaś, jak mama cieszyła się przy kolacji, że jesteś. Ja też się cieszę. Kiedyś, bardzo dawno temu byliśmy nierozłączni, teraz tym bardziej nie puszczę cię hieną na pożarcie.

– Czyli jakaś nadzieja jeszcze dla mnie jest – zaśmiałam się cicho, pragnąc mu wierzyć.

– Jakaś tam jest – odpowiedział tym samym tonem.

Chcąc nie chcąc, komuś wierzyć musiałam. Jemu na dodatek chciałam. Tej nocy zasnęliśmy razem. Dał mi wsparcie. Zapewnił mi wszystko to, czego teraz potrzebowałam. Pomógł otworzyć mi na oścież drzwi do nowego życia. Mojego życia. O którym będę myśleć od jutra…

dajsieuwiesc

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3258 słów i 18689 znaków.

20 komentarze

 
  • :*

    Napisz kolejny pliss

    4 kwi 2016

  • Czarna21

    Pisz dalej!

    24 sty 2016

  • pola251990

    Gennialne opowiadanie :)

    29 paź 2015

  • paulaaxdxd

    Napiszesz kolejną część

    21 sie 2015

  • wild

    Napiszesz kolejną część?

    10 maj 2015

  • Paulaa

    Ja mam jednak nadzieję, że napiszesz kolejną część w której np. odpiszesz ich spotkanie, to jak on żałośnie będzie próbował się tłumaczyć z tego co robił i jakoś zakończyć tą historię, bo jeżeli Marcin naprawdę ją kochał to na pewno nie odpuściłby tak łatwo i by ją szukał. Więc proszę spróbuj napisać kiedyś może coś w takim stylu ;)

    26 lut 2015

  • dajsieuwiesc

    Dziękuję Ci bardzo za podzielenie się swoją opinią, która mi schlebia, jednak uważam, że dużo jeszcze brakuje mi, by dorównać prawdziwym pisarzom poziomem. Aczkolwiek, nie zaprzestane pisać i próbować dojść do jako takiej perfekcji wiec może kiedyś i książki się dorobię. Dzięki jeszcze raz i również pozdrawiam :)

    19 lut 2015

  • aga31

    Jeny to opowiadanie jest super;)tylko szkoda ze się już skończyło;(czuje niedosyt w sprawie Marcina..szkoda ze Magda nie wysłuchała co Marcin ma do powiedzenia tylko uwierzyła Adamowi.Ale dziewczyno zacznij pisać książki bo masz do tego talent.Po prostu chce więcej twoich opowiadań;)
    Pozdrawiam;)

    18 lut 2015

  • dajsieuwiesc

    Cieszę się w takim razie, że zyskałam kolejną czytelniczkę! :)

    14 lut 2015

  • Efkaaa

    To ja Ewkaaa. Tym razem jako oficjalny użytkownik. ;) Dopiero zauważyłam, że prowadzisz bloga. Będę miała co czytać. ;)

    13 lut 2015

  • dajsieuwiesc

    Nie mogę zrobić nic więcej niż bardzo serdecznie podziękować za tak wyczerpujący komentarz i uznanie, a także zaprosić na bloga, gdzie jest troszkę więcej tekstów i zdecydowanie szybciej się pojawiają. :)

    13 lut 2015

  • Ewkaaa

    Przeczytałam całe w jeden wieczór... Niesamowite. :3 Zakończenie jest nieco inne niż się spodziewałam. Ale przez to bardzo dobre, bo zaskakuje. Kończąc to w sposób "niedokończony" - jakby to moja polonistka powiedziała: zastosowałaś kompozycję otwartą - zaintrygowałaś czytelnika jeszcze bardziej. :) Ja czuję odrobinę niedosytu, że nie wiem co dalej, ale z drugiej strony czuję, że to koniec, bo historia była o Marcinie i Magdzie, a ich już nie ma. Ona zaczyna nowe życie, co z kolei w moim mniemaniu jest już inną historią.  
    Stworzyłaś niesamowite opowiadanie. :)  
    I nie zauważyłam błędów przez co czytało się jeszcze przyjemniej i wygodniej. :)
    I jestem tego zdania co steffka, że to nadaje się na książkę. :)
    Podsumowując: wspaniałe. :)

    13 lut 2015

  • dajsieuwiesc

    Dzięki bardzo za komentarz, cieszę się, że się podobało. :)

    8 lut 2015

  • steffka

    Hmm.Opwowiadanie świetne. Ta historia nadaje się na książkę. Szkoda że niepiszesz dalej bo zapowiada się bardzo ciekawe choć to już jest koniec. Polecam przeczytanie od początku do końca od razu efekt nieziemski. :)) życzę kolejnych opowiadania tak fantastycznych jak to :) pozdrawiaM

    1 lut 2015

  • dajsieuwiesc

    Naprawdę uważam, że każdy ma prawo do własnej opinii i nikomu nie zamierzam tu wmawiać, że zakończenie jest wspaniałe, przepiękne i niezastąpione. Jednakże jeżeli ktoś już je krytykuje, to chciałabym wiedzieć konkretnie dlaczego? Co do kolejnego komentarza, to nie uważam żeby ich sprawa była niewyjaśniona. Uważam natomiast, iż żadne łzawe rozmowy, przesiąknięte poczuciem krzywdy spełzłyby na niczym, bo pewnych rzeczy nie da się wybaczyć. Ich sprawa jest zamknięta z tego względu, że Magda postępuje bezkompromisowo nie godząc się na robienie się w przysłowiowe jajo. Marcin ją oszukał, zdradził i ponosi tego konsekwencje. Każdy ma swój honor, ona w tym momencie unosi się swoim nie widząc szans na wybaczenie i stworzenie z nim zdrowej relacji, bez wzajemnych wyrzutów. Dlatego też historia urywa się w tym momencie, w którym Magda zaczyna swoje nowe życie, bo nawet kolejne spotkanie z Marcinem nie przyniosłoby nic więcej niż ból.

    30 sty 2015

  • Ola xddd

    Wszystko fajnie,ale zakończenie  beznadziejne ;/

    29 sty 2015

  • LoveHaze

    Zostawisz ich sprawe niewyjaśnioną? :/

    29 sty 2015

  • Paulaa

    O nie! Błagam napisz dalszy ciąg, może jak jej "ukochany" próbuje ją odzyskać? Albo jak jej życie  potoczy  się w Londynie.

    29 sty 2015

  • dajsieuwiesc

    Ciągu dalszego tego opowiadania nie ma. Część 30 jest częścią ostatnią.

    29 sty 2015

  • Ello

    świetne!! Czekam na cd i trzymam kciuki ;)

    29 sty 2015