Spodziewaj się niespodziewanego cz.27

Przeprowadzka zajęła nam tak naprawdę dwa dni. Wyrobilibyśmy się w jeden, bo praktycznie już wcześniej pomieszkiwałam u Marcina, więc niewiele rzeczy zostało do przewiezienia i gdybyśmy nie zapomnieli dnia poprzedniego części mojej garderoby, to w ciągu jednego dnia byłoby po wszystkim.

A ja ciągle nie mogłam uwierzyć, że dom Marcina jest moim domem. Co prawda w jakimś stopniu to do mnie docierało, bo niby to ja podjęłam tą decyzję i to świadomie, ale mimo wszystko nie czułam się w tym miejscu jak u siebie. Wszystko stało się jakoś tak niebywale szybko. Mój związek z Marcinem, moje ukończenie szkoły, nowa miłość mamy i nasze życia, które jak się okazało już biegną tylko obok siebie. Owszem, splatały się ze sobą, ale mama była zajęta głównie przygotowaniami do ślubu, a ja przeprowadzką i Marcinem. Ona miała Adama, a ja Marcina i już nie byłyśmy dla siebie najważniejszymi osobami w życiu. Taka też była kolej rzeczy, bo życie polega na właśnie takich krokach na przód.

– Marcin! – krzyknęłam do niego z kuchni – mamy jakieś plany na wieczór? – to było niewiarygodne, że nie teraz nie mówiłam ja, albo on. Teraz byliśmy my.

– Chyba nie, a co?

– To wychodzimy – powiedziałam zadowolona, bo dawno nie byłam na tego typu imprezie.

– A gdzie chcesz iść?

– Jest impreza w tym nowym, starym klubie. Dziewczyny mnie wyciągają, a ja nie chcę iść bez ciebie, więc pójdziemy razem. – Marcin skrzywił się na tą wizję. – Co? Nie chcesz iść?

– Idź z dziewczynami, rzeczywiście trochę się teraz przez natłok spraw nie widziałyście, na pewno języki wam się nie będą zamykać. Ja przyjadę po ciebie potem.

– Nie, chcę iść z tobą. Dziewczyny też nie będą same, więc jak się martwisz, że będziesz tam jedynym facetem, to nie musisz, bo zapewniam cię, że będziesz miał męskie towarzystwo.

– Męskie? – kpił, a ja już wiedziałam do czego pije.

– Już przestań, to są naprawdę bardzo fajni ludzie i wiek tu nie ma znaczenia.

Oczywiście stanęło na moim i do klubu pojechaliśmy oboje, lecz atmosfera między nami zdecydowanie zgęstniała. Marcin udawał, że wszystko jest okej, ale widać było po nim, że nie do końca to mu odpowiadało. Przy dziewczynach był oczywiście szarmancki, grzecznie odpowiadał na wszystkie pytania, dobrowolnie dając się przesłuchiwać, ale coś ewidentnie było nie tak. Był naburmuszony, dziwnie zamyślony i nieobecny duchem, choć udawał, że przysłuchuje się naszym plotkarskim rozmowom. Widziałam go tylko raz w takim stanie – w momencie, gdy zakończyłam naszą znajomość.

– Słyszałyście o Agnieszce? – zapytała Marcela, gdy chłopcy poszli do baru.

– Nie, a co takiego nabroiła Aga? – zaciekawiła się podchmielona Agata.

– Zaciążyła! – wykrzyknęła Marcelina, wznosząc ręce do góry, a my spojrzałyśmy na nią autentycznie zdziwione. – Ten trzęsiportek zrobił jej bachora, nie do uwierzenia, co?

– No – przytaknęłam – nie wiedziałam, że oni w ogóle, ze sobą…

– No proszę cię Magda nie bądź naiwna! A ty z Marcinem, to niby nic z tych rzeczy? – jej głupi uśmiech mówił sam za siebie.

– My robimy to z głową – odparłam nieco zmieszana tematem dyskusji.

– Z głową, tak? – obie parsknęły sugestywnie, a ja zrozumiałam aluzję dopiero wtedy, gdy zaczęły się zaśmiewać.

– Obie jesteście niewyżyte! – zarzuciłam im – czyżby wasi chłopcy się nie sprawdzali? – kontratakowałam, specjalnie używając słowa "chłopcy”, żeby wiedziały, że mój mężczyzna robi wszystko jak należy.

– Ja nie narzekam – żachnęła się Agata.

– Ja tym bardziej! – wyszczerzyła zęby Marcela, patrząc na Radka stojącego przy barze z Marcinem. – Ale nie dałyście mi skończyć! – poskarżyła się – no więc ten pierdziportek

– A nie trzęsiportek? – zapytała nie zupełnie przytomnie Agata.

– No jak tam mu, to tak tam mu, w każdym razie kazał jej coś z tym zrobić, kumacie? Coś z "tym” zrobić, więc poleciała do lekarza po po, żeby jakoś odratować tą sytuację, ale los zrobił im psikusa! To nie zadziałało, bo nie ma skuteczności maksymalnej czyli tam nie zawsze zdziała to co powinno – język jej się plątał, a przecież chyba aż tyle nie wypiłyśmy. Chyba – no i… co tam było? – zamyśliła się, tak jakby zupełnie zgubiła wątek – A! – klasnęła zadowolona – to nie zadziałało, co gorsza to nie jest dobre i teraz może urodzić nie zdrowe dziecko.

– No to ładnie – podsumowała elokwentnie Agata – ale po co tak właściwie nam to mówisz?

– Żebyście nie wpakowały się w takie same gówno – odpowiedziała stanowczo – a więc właśnie, takie niedyskretne pytanko teraz – macie na noc gumki? – to zaczynało się robić coraz bardziej… zboczone?

– Spokojnie, my bawimy się z głową – dała nacisk na ostatnie słowa, co było typowym pijackim kpiarstwem. Albo i nie. Może po prostu drwiła ze mnie, ale postanowiłam mieć to w dupie. Może nie dosłownie, ale jednak.

– Dobra dziewczynki, idę zadbać o swojego faceta! – wstałam zaskakująco sprawnie i co było wielkim odkryciem, nogi wcale nie były jak z waty! Dało się normalnie iść i to na szpilkach.

– Madzia! – krzyknęła za mną Marcela – ma zajebisty ten tyłek! – Zdecydowanie była zboczona, bez dwóch zdań.

Podeszłam do Marcina o tyle seksownym, co pijackim krokiem, kompletnie nie zwracając uwagi na siedzącego obok Radka. Odważnie nachylając się nad nim i pokazując zawartość bluzki, wychrypiałam refren piosenki, którą akurat puszczał dj:

-"Hey, sexy boy, set me free…” – po czym wskazałam mu głową kierunek damskiej toalety i oddaliłam się w tamtym kierunku. Zdążyłam dojść do jej drzwi wejściowych, a Marcin już zaciskał na mojej talii swe dłonie. Pchnął je namiętnie, po czym skierował nas do blatu umywalek, o który nas oparł. Konkretniej, to wwiercał w ten blat moją pupę, bo tak się do mnie przyciskał, ale mniejsza z tym. Ważniejszy był w tym momencie, jego słodko-kwaśny pocałunek. Z pewnością właśnie pił coś dobrego, bo smakował nieprzeciętnie, niesamowicie.

– "… don’t be so shy, play with me” – powiedziałam, gdy przestał dawać mi rozkosz. Popatrzył tak w moje oczy, że mogłabym się przerazić, gdybym nie wiedziała co ten ogień oznacza. A oznaczał najlepsze z możliwych. Jednym zwinnym ruchem podrzucił mnie sobie w ramionach i wybiegł z klubu. Wsadził mnie naprędce do samochodu i odjechał z piskiem opon. Nawet nie zapiął pasa, tylko dziko gnał przed siebie, ani razu nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Choćby takim ukradkowym. Zaczęłam zastanawiać się, czy jest zły, że się spiłam, ale w końcu sam mi te drinki przynosił, rozpatrywałam też inne opcje. Mógł być na przykład zły o to, że przez chwilę tańczyłam z Jarkiem, śmiejąc się do rozpuku z wspominanych szkolnych afer, ale przecież spędzone pięć minut w ramionach innego przy kilkudziesięciu osobach i pod czujnym jego wzrokiem, nie mogło go tak zezłościć. Nie wiedząc co powiedzieć, postanowiłam zacząć działać. Moja ręka powędrowała na jego krocze. Szybko ją odsunął i bynajmniej nie zrobił tego delikatnie. Do tego patrzył na mnie wzrokiem żądnym krwi. Nie miałam pojęcia co w niego wstąpiło, więc usłużnie zabrałam rękę, kuląc się na miejscu pasażera. Nagle samochód stanął, a Marcin pośpiesznie z niego wysiadł. Zanim otworzył mi drzwi, zdążyłam zorientować się, że jesteśmy z dala od głównej drogi, wokół panują egipskie ciemności, nie licząc świateł samochodu i wcale nie byliśmy pod domem.

– Chodź – samo polecenie, wydane głosem, z którym się nie dyskutuje. Nie próbował mnie wyciągnąć, nie podał mi ręki. On po prostu stał i czekał, ale z takim wzrokiem, że byłam pewna, ze za każdą sekundę zwłoki spotka mnie kara.

Wstałam więc i wysiadłam. Chwilę później leżałam już rozpłaszczona na masce, czując ciepło rozgrzanej stali pod sobą i Marcina nad sobą. Nie rozebrał mnie, ani tym bardziej siebie. On po prostu odsunął moje majtki na bok, podwinął i tak wystarczająco krótką sukienkę i przejechał opuszkami palców po mojej kobiecości. W tym momencie wiedział już, że może. Podniecił mnie i dobrze, że to zrobił, bo inaczej chyba wyłabym z bólu, gdy wszedł we mnie niemalże do końca. Za jednym razem. Za pierwszym razem. Nie bawił się w subtelności. On rżnął mnie raz za razem, na masce samochodu, w lesie, nieopodal drogi wiodącej do naszego domu. Traktował mnie jak rasową dziwkę, nie obdarzając żadnym pocałunkiem. A mnie się to o dziwo podobało. Rozpalało we mnie coś, dotąd nieznanego, a ja zatracałam się w tym czymś…

– Zbieraj się – rzucił po wszystkim, klepiąc mnie w tyłek. Odwróciłam się i oparłam pupą o maskę, patrząc na niego czujnie – no co? Nikt nie będzie cię obmacywał. Od tego jestem ja, a inni… inni niech nawet o tym nie marzą! – roześmiałam się, przyciągając go do siebie i wtulając się w jego pierś.

– Kocham cię, wiesz?

– Wiem i dlatego jest mi trudno – powiedział, a ja popatrzyłam z niezrozumieniem w jego oczy – Magda ja muszę wyjechać – wyrzucił z siebie jak jakiś kamień ciążący na sercu.

dajsieuwiesc

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1690 słów i 9497 znaków.

2 komentarze

 
  • Aj

    Boskie

    26 sty 2015

  • Nexti

    No w końcu ;3
    już myślałam że nigdy nie dodasz następnej xD  
    to teraz pytanie kiedy następna ?

    26 sty 2015