Spodziewaj się niespodziewanego cz.17

Denerwowałam się coraz bardziej czując coś, czego nie mogłam sobie przypomnieć. Świadomość walczyła z podświadomością. Ręce zaczęły mi dygotać i zaczęłam cofać się w tył. Krok po kroku, oddalając się od Adama. Jednak po chwili moje ciało napotkało przeszkodę. Odwróciłam wzrok: Marcin! Wręcz wskoczyłam w jego ramiona, chroniąc się w nich przed złem całego świata.

- Co tu się dzieje? – pytanie to raczej skierował do Adama, niż do mnie.

- Poprosiłem ją, by wyszła z twojego gabinetu, bo jest tam dużo firmowych papierów, później złapałem ją przy windzie i poprosiłem by poczekała w poczekalni, a ona zareagowała… tak – nawet nie wiedział jak określić moje dziwaczne zachowanie.

Adam w swojej wypowiedzi dwukrotnie użył słowa "poprosiłem ją”, jednak mnie on o nic nie prosił. Co chciał osiągnąć kłamstwem? Chodziło jedynie o nienarażanie się szefowi czy może chciać coś zataić? Marcin pokrzepiająco gładził mnie po plecach, ale na niewiele się to zdawało.

- Pojedziemy do domu?

- Za chwilkę, dobrze? – spojrzał mi w oczy i obejmując ramieniem zaprowadził znów do biura. Posadził w fotelu i kucając przy moich kolanach zapytał:

- Madzia, co cię tak przestraszyło?

- On – odpowiedziałam po prostu i nie było w tym nic udawanego.

- Zrobił coś, co cię zdenerwowało? – dopytywał.

- Kiedy stałam przy windzie, a on zaszedł mnie od tyłu i szarpnął za ramię, po czym powiedział, że poczekam na ciebie tutaj, ja zdałam sobie sprawę z tego, że już słyszałam ten głos. Wypowiadany tym samym oschłym tonem. Poczułam, że ten człowiek mi zagraża. Przypomniało mi się coś, czego nie jestem w stanie sobie dokładnie przypomnieć, ale wiem, że on jest zły. Po prostu zły…

I polały się łzy. Całym strumieniem, który spływał mi po twarzy i nad którym nie byłam w stanie zapanować. Marcin wykazywał się anielską cierpliwością. Delikatnie pociągnął mnie w górę, następnie sam usiadł w fotelu, by potem wziąć mnie na kolana i utulić w swoich ramionach.

Chwilę to trwało zanim doszłam do siebie. Nawet dłuższą chwilę. Lipski nie mówiąc nic tulił mnie do siebie, głaskał po plecach i włosach. Ciszę przerwał odgłos otwieranych drzwi.

- Adam wyjdź – powiedział kategorycznie pan prezes, a pracownik bez słowa wycofał się, zamykając drzwi.

Podniosłam wdzięczny wzrok na Marcina.

- Wszystko okej?

- Okej. – Powtórzyłam po nim, nie dając ani krzty wiary tym słowom. – Pojedziemy do domu? – ponowiłam pytanie z przed chwili.

- Jeżeli chcesz – zgodził się – tylko muszę podpisać jeszcze jedną rzecz. – Pokiwałam przytakująco głową. – Zostawię cię na chwilę samą – pokiwałam przecząco głową. – Zobacz – zsadził mnie z swoich kolanach i zaczął tłumaczyć jak dziecku – pójdę do recepcji, zostawię otwarte drzwi, więc będziesz mnie widzieć. Posiedzisz tu chwilę, a później pojedziemy do domu.

Zgodziłam się, nie czując się zagrożona. A tak właściwie to nie mając innego wyjścia. Marcin załatwił swoje sprawy wcześniej niż myślałam i niecałe pół godziny później byliśmy już w domu. W miejscu, w którym czułam się najlepiej, po którym poruszałam się swobodnie i nie myślałam o tym, co jeszcze może mi się przydarzyć.

A jednak, na dźwięk dzwonka do drzwi podskoczyłam. Spojrzałam szybko na Marcina, a ten wstając z uśmiechem na twarzy powiedział tylko:

- Przecież nie będziemy głodować.

Nie dalej jak minutę później na stole przede mną stały dwa pudełka z pizzą. A Marcinowi sama się twarz głupio cieszyła.

- Strasznie miałem ochotę na tak proste żarcie, jakim jest pizza – wyjaśnił, odbierając ode mnie talerzyk.

Pałaszował aż mu się uszy trzęsły. Między nas wkradła się taka domowa atmosfera, zupełnie tak, jakbyśmy od lat ze sobą mieszkali. Śmiać mi się chciało, gdy zobaczyłam jego spodnie zabrudzone sosem. No dosłownie jak mały chłopiec, który pizzę je pierwszy raz. Już nie kryłam się ze śmiechem. Wręcz jawnie go wyśmiewałam, a on tylko spoglądał na mnie groźnie, nie odrywając się od swojego kawałka pizzy.

W końcu zjadł i spojrzał na mnie lubieżnie. Przysunął się i spoglądając wprost w moje oczy zapytał:

- Ładnie to się tak śmiać z głodnego człowieka?

Odpowiedziałam uśmiechem i poczułam jak perfidnie wykorzystuje moją słabość. Jego ręce znalazły się po moich bokach i zaczęły mnie bezlitośnie gilgotać. Przy takim ataku nie byłam nawet w stanie się bronić. Chichotałam jak szalona, błagając by przestał.

- Dobra, dobra. Już wystarczy – mówiłam.

I przestał. Nachylony nade mną patrzył na mnie z satysfakcją. Zastygliśmy tak na chwilę, wzajemnie zaglądając sobie w oczy. Po chwili odczułam intymność tej sytuacji i to mnie speszyło.

Przecież osoba z zewnątrz, śmiało mogłaby stwierdzić, że jesteśmy parą. W końcu tak też się zachowywaliśmy. Ja sama widząc dwójkę osób, traktujących się tak jak my, powiedziałabym, że te osoby są razem. Marcin chyba zrozumiał, co zajmuje teraz moje myśli, bo tłumacząc się koniecznością zmiany spodni, wyszedł z salonu, zastawiając mnie samą z moimi myślami.

Poznając go w tak nieoczekiwany sposób, nigdy bym nie przypuszczała, że może być tak cudownym, wyrozumiałym i opiekuńczym człowiekiem. Stał się kimś ważnym w moim życiu, bo stanowił dla mnie nie lada oparcie. Byłam mu wdzięczna, ale czy to, co nas w tym momencie łączyło to tylko jego litość i moja wdzięczność? Nie potrafiłam sobie odpowiedzieć na to pytanie.

- Obejrzymy film? – zapytałam Marcina, który właśnie przekraczał próg salonu.

Patrzyłam na niego i nie mogłam powiedzieć, że nie był przystojny. Założył luźne, krótkie spodenki, które sięgały mu nie dalej niż do połowy uda. Miał też lekki zarost, co dodawało mu tylko animuszu. Nie ułatwiał mi swoim wyglądem sprawy.

- Co chcesz obejrzeć?

- W sumie to nie wiem – opowiedziałam zamyślona, patrząc gdzieś w sufit.

- Ty się dobrze czujesz?

- Tak – odpowiedziałam wręcz melancholijnie.

Marcin podszedł do mnie i przyłożył dłoń do mojej skroni.

- Nie masz gorączki – mruknął bardziej do siebie niż do mnie.

- Dziękuję – powiedziałam pokazując mu całe swoje uzębienie.

Tym jednym słowem przekazałam mu to wszystko, co chciałam by wiedział. A on potrafił bezbłędnie zinterpretować moje słowa.

- Idź królewno się przebrać, a ja poszukam czegoś odpowiedniego.

I rzeczywiście znalazł coś odpowiedniego. Oglądaliśmy jakąś niskobudżetową, amerykańską komedię, która miała znamiona telenoweli. Typowy ogłupiacz, dobry wszystkie troski.

- To co, idziemy spać?

- Nie chce mi się – przyznałam zgodnie z prawdą. Mając Marcina u boku strasznie się rozleniwiłam. Ale kto by się chciał ruszać, gdy siedzi się rozłożonym na większości kanapy, a uroczy towarzysz smyra po nogach, które zresztą trzymałam sobie na nim? Ja przynajmniej nie zamierzałam się ruszać ani o centymetr. Nie dane mi było jeszcze długo kosztować tej przyjemności, bo Marcin bez pardonu wstał. Widząc moją minę pełną niezadowolenia, zaśmiał się.

- Masz ze mną za dobrze – mówiąc to wziął mnie na ręce. I w tym momencie nie mogłabym się z nim nie zgodzić.

- Stałeś się ostatnio aniołkiem, wiesz? – Zaśmiałam się pod nosem. I nie wiem co mną kierowało, ale zrobiłam to, co zrobiłam. Złączyłam nasze usta w pocałunku…

dajsieuwiesc

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1396 słów i 7612 znaków.

7 komentarzy

 
  • omomom

    Oby na długo , na zawsze *_*

    5 paź 2014

  • dajsieuwiesc

    dziękuję i rzeczywiście, będą razem, ale czy na długo? :D

    5 paź 2014

  • omomom

    Cudowne , od dawna liczyłam na to , że będą razem ! Nie ma innego wyjścia !*.*

    4 paź 2014

  • Czarna

    Boskie jest to opowiadanie:) pisz dalej! Masz talent wielki;) jak najszybciej proszę następną część

    3 paź 2014

  • Ola

    Świetne! Pisz kolejną część  <3

    3 paź 2014

  • Tuśka

    No nareszcie :) W końcu się doczekałam :) Dodaj proszę jak najszybciej kolejną część <3

    3 paź 2014

  • Ja

    Wspaniałe, proszę , dalej!

    2 paź 2014