Spodziewaj się niespodziewanego cz.19

- Mowy nie ma – powiedziałam pewnie.

- Ale kochanie… – chciał mnie nabrać na słodkie oczka i czułe słówka, ale nie tędy droga.

- Nie – potwierdziłam swoje wcześniejsze słowa wstając i odsuwając się od niego na znaczną odległość.

Myślenie tego poranka nie było moją najmocniejszą stroną, bo jeżeli Marcin ślinił się na mój widok przed chwilą, to nie wiem jak nazwać to, co robił teraz. Kołdra, która pozostała na łóżku obnażyła mnie całą. Zyskując pewność, że wygłodniały Lipski (choć nie wiem jak można być wygłodniałym po takiej nocce) się zaraz na mnie rzuci, wybiegłam z pokoju.

Staliśmy naprzeciw siebie, mierząc się zaciekle spojrzeniami. Jedyne co stawało nam na drodze do siebie, to kanapa, po której przeciwległych końcach się znaleźliśmy. Zrobiłam delikatny ruch w prawo, Marcin zrobił to samo. Ja w lewo, on też. Przypominało to zabawę dwójki małych dzieci. Podeszłam kilka kroków w prawo, a on chyba stwierdził, że poddałam się spragniona jego ciała i zaczął robić to samo. Wtedy biegiem się wycofałam, okrążając kanapę lewą stroną. I tym oto sposobem, zamieniając się miejscami, znów staliśmy po przeciwnych stronach kanapy.

Chciałam ponowić tę zamianę, myśląc, że skoro ta taktyka przynosi rezultaty to Marcinowi szybko się znudzi i sobie odpuści. Ale on, dał się podejść tylko pozornie. W połowie szerokości kanapy, w czasie mojego biegu na jej drugi koniec zahaczył mnie ręką tak, że przeleciałam przez oparcie i wylądowałam na jej miękkich poduchach. W mgnieniu oka, dosłownie zwalił się na mnie, przygwożdżając swoim ciałem.

Zadziwiający był fakt, że był on cały czas gotowy. Przed chwilą mały chłopiec biegający dookoła kanapy jak podczas zabawy w berka, a teraz dorosły mężczyzna w pełni sił. Jednak w oczach miał nadal to samo. Wrażliwość wypełniającą go po same brzegi.

Nie broniłam się przed nim, bo tak naprawdę sama tego chciałam. Nie chciałam jedynie popaść w seksoholizm, ale cóż… mając takiego faceta przy sobie trzeba korzystać, póki można…

Kilkanaście minut później, leżąc wtulona w jego bok, usłyszałam:

- A chciałem być miły, czuły i delikatny – powiedział z wyrzutem w głosie – a ty mi wszystko zepsułaś.

Podniosłam na niego wzrok i zobaczyłam jego rozpromienioną twarz. Dał mi niezły wycisk, ale ani trochę nie żałował przebiegu dzisiejszego poranka. Wręcz przeciwnie, w jego oczach widziałam zapowiedź kolejnych, równie nieprzewidzianych i nieziemskich razy. Zwyczajnie był z siebie zadowolony o chyba w końcu nasycony.

Nasze usta złączyły się po raz enty w pocałunku. Całował nieco ospale, jakby chciał pokazać, że jednak potrafi nad sobą panować. Jego ręce zjechały wzdłuż linii moich pleców i spoczęły na niczym nie przykrytych pośladkach. Nie protestowałam, bo było to przyjemne, ale gdy poczułam, że kieruje je niżej, starając je we mnie zagłębić oderwałam się raptownie od jego ust i wyraziłam swój sprzeciw.

- Marcin przesadzasz – mówiłam to całkiem poważnie.

Przyjemność, przyjemnością, ale trzeba znać umiar. Okej, muszę uczciwie przyznać, że podobało mi się to, ale jak na kilka godzin po pierwszym razie, to nie byłam gotowa na kolejny raz. A konkretnie trzeci raz. On po prostu mógł zrobić mi krzywdę. Mógł mnie zatrzeć, a ja w perspektywie miałam jeszcze siedzenie dzisiaj na swoim własnym tyłku i nie chciałam zmieniać tych planów.

- Spokojnie, wiem co robię – jeżeli te słowa miały mnie uspokoić, to nie przyniosły one pożądanego rezultatu.

- Ja nie żartuje… – przerwałam gwałtownie, bo odjęło mi mowę po tym co poczułam.

On mi się dobierał do tyłka! Jeżeli to był ten jego genialny sposób na radzenie sobie z otarciami to ja dziękuję bardzo, ale nie piszę się na to!

- Ale masz przerażoną minę – jemu natomiast było cały czas do śmiechu. Uprzedzając moje pytania, bądź też już pretensje, zaczął mówić – nie miałem nawet takiego zamiaru – po czym cmoknął mnie pokrzepiająco w policzek. Nie powiem, cholernie mi ulżyło, gdy to usłyszałam, ale nie na długo – to nie znaczy, że nie mam na to ochoty – kontynuował ze stalowym blaskiem w oku – ale nie zrobię tego na razie, bo nie chcę cię wystraszyć. Jeszcze mi uciekniesz i co ja wtedy zrobię? – popatrzył na mnie z wyimaginowanym bólem w oczach.

Już chciałam mu powiedzieć, że z taką buźką to długo szukać nie będzie musiał i z pewnością szybko znajdzie kolejną zdobycz, ale się powstrzymałam.

Co to miało znaczyć "nie zrobię tego na razie”, jakie "na razie”?! Czy jemu już kompletnie odbiło?! Zakurzył mu się ten mózg i przestał działać czy jak? Nawet w najgorszych koszmarach, nie wyśniłabym sobie takiego scenariusza. Ludzie, co tutaj się działo?!

Puściłam się pędem do łazienki, wiedząc, że jest to ostatnia szansa na samotną kąpiel. Bo ja już doskonale wiedziałam, jak skończy się kolejna kąpiel z nim napalonym obok.

Marcin chyba zrozumiał, bo nawet nie starał się do mnie dobijać. Dał mi czas dla siebie, a ja w tym czasie zdążyłam się uspokoić i nawet wpadłam na pomysł, jak mu wyperswadować takie zapędy. W myśl wszechobecnie znanego przysłowia: "Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie” postanowiłam, że jeżeli tak mu się marzy seks analny to ja nie mam nic przeciwko. Tylko, że zrobimy to w drugą stronę i zobaczymy co wtedy szanowny pan prezes powie. Na pewno szybko wymięknie!

Z gracją wyszłam z łazienki i nawet nie szukając go wzrokiem, powędrowałam do swojego pokoju. Narzuciłam na siebie dresy i udałam się do kuchni, by poskromić głód.

Lipski siedział z nosem w laptopie. I nie był to mój laptop. Zaskakujące, jak wiele jego rzeczy znajdowało się u mnie. Pewnie przywiózł to wszystko, jeszcze jak ja byłam duchem w innym świecie.

- Nie rób sobie nic – powiedział, widząc jak krzątam się po kuchni, wertując zawartość lodówki i półek – dokończę to szybko i pojedziemy do jakiejś restauracji na obiad i lody. Bo strasznie mam ochotę na nie ostatnio.

Na moje nieszczęście, zrozumiałam jego słowa na opak. Zastygłam w bezruchu, by po chwili odwrócić się do niego. Bezbłędnie rozszyfrował moją minę i wybuchnął niepohamowanym śmiechem.

- No wiesz, jak już się oferujesz to ja nie mam nic przeciwko.

Skamieniałam. Dosłownie. To było za dużo jak na zaledwie dwanaście godzin mojego życia. Uprawiałam po raz pierwszy seks z facetem, który ciągle miał na to ochotę i ciągle do tego nawiązywał. Dodatkowo jawnie wyrażał swoje pragnienia, które mnie, mówiąc szczerze, odstraszały.

Może i miałam nieco staroświeckie poglądy, ale nie jakoś nie mogłam sobie wyobrazić siebie roli, w jakiej on obsadzał mnie bez problemu. Dla mnie to o czym on mówił, było po prostu… fuj. I choć brzmiało to żałośnie, niemal jak słowa małego dziecka, widzącego po raz pierwszy jak rodzice się całują, to takie właśnie mi się to w tym momencie wydawało. Po prostu fuj.

Może do niektórych rzeczy, jak to mówili co niektórzy "znawcy” musiałam jeszcze dorosnąć. A może nigdy tego nie zaakceptuję. Na ten moment sama nie byłam niczego pewna, ale wiedziałam, że czas pokaże.

- Dlaczego każda, najmniejsza wzmianka o seksie cię przeraża? Co najmniej tak, jakbym wcześniej brał cię siłą? – spostrzegawczy był.

A ja nie do końca potrafiłam mu odpowiedzieć. Było to dla mnie coś nowego i chyba nie zdawałam sobie jeszcze w pełni sprawy z tego, że to już się stało. Zupełnie tak, jakbym obserwowała albo czytała czyjąś historię, nie uczestnicząc w niej.

- Czy zrobiłem ci jakąś krzywdę? – Widziałam skupienie i powagę malującą się na jego twarzy.

On naprawdę przeraził się, że coś mi zrobił i dlatego się tak zachowuję. Ale on nie zrobił mi nic, czego sama bym nie chciała. Wręcz przeciwnie. Nasz pierwszy stosunek był zainicjowany przeze mnie i to ja, niemalże go do niego zmusiłam. Co nie znaczy, że on tego nie chciał. Chcieliśmy tego oboje i dlatego to się stało.

Czy zrobił mi jakąś krzywdę? Oczywiście, że nie. Był kochany, czuły, delikatny, troszczył się o mnie. Dbał przez ten cały czas, gdy byłam otępiała z tym dziadostwem w żyłach. Przybiegał słysząc najmniejszy hałas w pokoju. Tulił do siebie i uspokajał, przeganiał koszmary. Był zawsze, gdy był potrzebny. Nawet gdy jawnie go wypraszałam z mojego domu i życia, to on zostawał. Trwał przy mnie, niezależnie od moich humorów i co rusz zmieniających się stanów emocjonalnych. I on jeszcze się pytał, czy zrobił mi krzywdę?? Nie. On był moim wybawieniem, był moim aniołem stróżem i z całym przekonaniem, mogłam powiedzieć, że lepiej trafić bym nie mogła. Miał wiele okazji, by zrealizować swoje słowa z początku naszej znajomości. W końcu co to za problem wykorzystać bezbronną dziewczynę? Ale on tego nie zrobił, bo już nie był tą samą osobą co kiedyś.

Podeszłam do niego, wtulając się i oplatając swoimi rękoma. Nie pozostał bierny, prawie natychmiast przylgnął do mnie, pozwalając mi chłonąć jego cudowny zapach.

- Przepraszam – wyszeptałam – po prostu to wszystko jest dla mnie nowe i słysząc niektóre rzeczy nie wiem jak mam reagować, więc reaguje negując to – przyznałam uczciwie.

Sama byłam zdziwiona swą szczerością, ale wiedziałam, że przy tym człowieku, naprawdę mogę sobie na to pozwolić.

dajsieuwiesc

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1765 słów i 9645 znaków.

3 komentarze

 
  • dajsieuwiesc

    Dzięki, a kolejna część już w poczekalni. :)

    11 paź 2014

  • Ola

    Opowiadanie jest fantastyczne. Proszę o kolejne części  :blee:

    9 paź 2014

  • Py64

    Wszystkie części przeczytanie w godzinę. Było warto.

    8 paź 2014