Spodziewaj się niespodziewanego cz.3

W poniedziałek szłam na przystanek na wpół przytomna po zarwanej nocce, ale obkuta na blachę. Czekając na tramwaj poczułam wibracje telefonu w kieszeni, niechętnie wyjęłam go i spojrzałam na wiadomość od nieznanego numeru: "ślicznie wyglądasz”
- No nie, czego ten dupek jeszcze ode mnie chce? – mruknęłam pod nosem.
- Przywitać się i wypić poranną kawę w towarzystwie pięknej dziewczyny. – Usłyszałam głos za mną i nic nie mogłam poradzić na to, że moja twarz zalała się rumieńcem.  
- To w takim razie, co tu robisz?
- Jak to co? Przecież powiedziałem, że..
- …że chcesz wypić kawę z piękną dziewczyną o poranku, tak słyszałam i dlatego dziwi mnie twoja obecność tu.
- Czy mi się wydaje, czy ktoś ma tu kompleksy? – Bezczelnie drwił.
- No wiesz! –Ryknęłam na niego. Oczywiście, że mam kompleksy. Która z nas ich nie ma, ale co jemu do tego? – Śpieszę się, więc obawiam się, że będziemy zmuszeni już się pożegnać.
- Ależ skąd. Zapraszam – wskazał na srebrne, sportowe auto.
- Mam zaraz tramwaj, więc musisz mi wybaczyć, ale pójdę już.
- A czy ten tramwaj właśnie nie odjeżdża? – uśmiechnął się triumfalnie. Faktycznie, właśnie odjeżdżał, a na pierwszej lekcji miałam poprawić ten sprawdzian, z którego dostałam jedynkę. Jadąc następnym, spóźniłabym się dobre dziesięć minut. Idąc pieszo, wcale bym nie zdążyła. Los pozostawił mi znikomy wybór. – To co, jedziemy? – nie odpowiedziałam, ale skierowałam się w kierunku samochodu. Gdy siedzieliśmy w środku, podał mi kartoniki z napojami. – Nie wiedziałem jaką lubisz, więc mam białą, czarną i cappuccino.  
- Białą poproszę, bez cukru. – Powiedziałam całkiem obojętnie.
- Dobrze, będę pamiętał na przyszłość.
- Myślę, że ta wiedza na przyszłość nie będzie Ci potrzebna. A teraz – spojrzałam wprost w jego szare oczy – czy mógłbyś już ruszyć? Nie chciałabym się spóźnić.
- To się jeszcze okaże. – Uśmiechnął się wymownie i ruszył.  
Całą drogę milczeliśmy, starając się unikać własnych spojrzeń, przynajmniej ja nie miałam ochoty na rozmowę z nim i patrzyłam za okno. Gdy dojechaliśmy do szkoły, miałam szczerą nadzieję, że zatrzyma się gdzieś nieopodal. Ale nie. On wjechał na szkolny parking i zaparkował pośród samochodów moich nauczycieli.  
- Dziękuję i dowidzenia. – Powiedziałam chcąc wysiąść.
- Nie tak szybko – złapał mnie za rękę – poczekaj.
- Zaraz będzie dzwonek, a muszę jeszcze wstąpić do szatni.
- Nie tak zaraz – spojrzał na zegarek – mamy jeszcze jakieś 12 minut, więc zdążymy wypić kawę i porozmawiać. – Chciałam zapytać, skąd on to wie, ale to pytanie straciło sens, gdy uświadomiłam sobie, że przywiózł mnie do szkoły, której adresu mu nie podawałam.
- Prześwietliłeś cały mój życiorys? – Wypaliłam.
- Nie cały. Okres niemowlęcy mnie nie interesował. – Nie odpowiedziałam mu nic, nie miałam siły na zbędne tłumaczenia, których jego dwie szare komórki i tak by nie pojęły. – Ej, no nie mówi, że się będziesz teraz dąsać?
- Otóż: nie. Teraz wysiądę i udam się do szkoły. – Szarpnęłam drzwi, raz, drugi i nic.
- Myślisz, że to coś da? – Jak mnie wkurza ten jego uśmieszek!
- Myślę, że ciebie nie interesuje to, co ja myślę. Jedynym twoim celem jest zaliczenie mnie –nie zamierzałam owijać w bawełnę, oboje wiedzieliśmy co nim kieruje.  
- Bystra jesteś – pochwalił mnie – ale paradoksalnie to mnie jeszcze bardziej podnieca. Twój opór, a jednocześnie świadomość, że pragniesz tego tak samo mocno jak ja. Masz swoje zasady i to widać, ale twoje ciało cię zdradza, wręcz lgnie do mnie, a ty nie potrafisz go utrzymać na smyczy. Prędzej czy też później, ale będziesz moja.
- Chciałbyś, co?     
- Muszę ci powiedzieć maleńka, że nie jesteś pierwszą, która zgrywa cnotkę. Za to jak już dotrę do celu, to wygrana smakuje o wiele lepiej, niż gdybyśmy zrobili to tu i teraz. – Nie no, idiotą się nie zostaje, nim się trzeba urodzić!  
- To, że jesteś niewyżyty seksualnie, to nie moja sprawa!
- Znasz takie powiedzenie: "nigdy nie mów nigdy”? Jak już zaczniemy, to nie będziemy mogli przestać, a ty będziesz mnie błagać o więcej.  
Chciałam się wściec, przywalić mu tak, żeby zobaczył wszystkie gwiazdki na niebie bez wyjątku, ale on znów był szybszy. Widząc furię w moich oczach, zamknął mi usta pocałunkiem. Takim leniwym, kojącym, a zarazem uspokajającym.  
- Lawina już ruszyła, ty nie potrafisz siebie powstrzymać, a co dopiero mówić o mnie. – Powiedział odrywając się na chwilę od moich ust i głaszcząc policzek.
Stojąc pod salą rozmyślałam nad jego ostatnimi słowami: "bądź pewna, że będę czekał na ciebie po lekcjach”. Byłam zła na siebie, że znów dałam się złapać w jego sidła. Dokąd to prowadziło? Co on mógł mi zaoferować, oczywiście poza dobrym seksem? Mógł mi złamać serce, mógł potraktować jak przedmiot, zabawkę.. co z resztą i tak już robił. Bowiem byłam dla niego tylko obiektem, tym fajniejszym, im większy opór stawiałam. To co? Żeby mieć spokój miałam się poddać i rozłożyć przed nim nogi? Nie, to uwłaczało mojej godności. Musiało być inne wyjście z tej sytuacji. Ale co zrobić by wilk był syty i owca cała? Jeszcze nie wiedziałam co zrobię, ale kupić się nie dam! Bo pieniądze, ciuchy, gadżety by mi pozostały wraz ze wstydem. Jak miałabym spojrzeć sobie w oczy po czymś takim? Poza tym, zgodnie z tym co powiedział, byłam jedną z wielu. Takich jak ja, to on miał na pęczki.  
- Madzia! – Agata darła się do mnie z drugiego końca korytarza. – Jak, udały się zakupy?
- Tak – odparłam lakonicznie – a jak tam twój romantyczny weekend we dwoje? – po jej roześmianej i zarumienionej twarzy wiedziałam, że się i udał, i to jeszcze jak!
- Co ty taka blada jesteś? Dobrze się czujesz?- spryciula zmieniła temat.
- Ja? Wydaje ci się. – Uspokoiłam ją.
- Naprawdę nie wyglądasz najlepiej. – Była wyraźnie zmartwiona.
- Może i tak, ale dla piątki z matmy warto! – po takich moich wyjaśnieniach, obie wybuchłyśmy niepohamowanym śmiechem.  
Jednakże w tym co powiedziała Agata chyba coś było, bo już po drugiej lekcji nie czułam się dobrze. Po czwartej, można rzec, że czułam się zdecydowanie fatalnie. Jak tak dalej pójdzie, to wykończę papier w całej szkole, bo z nosa kapało mi niemiłosiernie. A przede mną jeszcze dwie godziny, jakże inspirującej fizyki. Żyć nie umierać! Tydzień zapowiadał się bosko.  
Ubierając kurtkę po skończonych zajęciach, po raz pierwszy ucieszyłam się na wspomnienie obietnicy Marcina. Nie miałam najmniejszej ochoty tłuc się, w godzinach szczytu tramwajem. A tak, to się chociaż na coś przyda i odwiezie mnie do domu.
Bóg, chyba po raz pierwszy od dawna mnie wysłuchał. Lipski stał oparty o maskę samochodu, cierpliwie czekając na mnie. Wyglądało to tak, jakby się bał, że mu ucieknę.
- Witaj. – Powiedziałam podchodząc do niego, a on stał przyglądając mi się uważnie i nie mówiąc ani słowa. – No co? – Spytałam zniecierpliwiona, jednocześnie wydmuchując nos.
- Rano byłaś jeszcze zdrowa.
- To było rano – mruknęłam coraz to bardziej podenerwowana – to odwieziesz mnie czy nie?
- Odwiozę, odwiozę. Wskakuj. – Nie rozumiem dlaczego on się ciągle śmiał, czy ja mówiłam coś śmiesznego? Nie wydaje mi się. – Teraz to musimy zmienić plany. Chciałem zabrać cię na obiad, bo sądziłem, że po szkole będziesz głodna, ale w takim stanie to wystraszysz połowę gości w restauracji. – Wzruszyłam ramionami, nie siląc się na wypowiedzenie chociażby jednego słowa.  
Jechaliśmy w nieznanym mi kierunku, z równie nie znanym mi mężczyzną. Jedynie towarzysząca nam muzyka, była mi znana. Gdy przekroczyliśmy samochodem jakąś bramę, nie musiałam pytać gdzie byliśmy. Stało się jasne, że jesteśmy u niego.  
- Po co mnie tu przywiozłeś? – Spytałam nieco ospale.
- By zjeść z tobą obiad, a do żadnej porządnej restauracji się nie nadawałaś. Poza tym, będzie nam tu wygodniej.
- Komu jak komu – wysiadł z samochodu i po dżentelmeńsku otworzył mi drzwi, a ja się zawahałam. Nie miałam pewności, czy właśnie nie pakuję się w paszczę lwa?
- No chodź, nie zabiję cię i nie zakopię w ogródku. Przysięgam. – Powiedział to z udawaną powagą, a ja ujęłam jego dłoń i posłusznie podążyłam za nim. W międzyczasie dostałam jeszcze czkawki, co oczywiście go tylko rozśmieszyło.
- Usiądź i rozgość się – powiedział wskazują kanapę, a sam zniknął gdzieś za ścianą – masz, wypij to. – Podał mi szklaneczkę wypełnioną bursztynowym płynem.
- Nie pijam alkoholu – powiedziałam wąchając zawartość.
- Potraktuj to jak lekarstwo, no już, pij. Nie chcesz być chyba chora?
- Nie – wycedziłam przez zęby, wypijając to cholerstwo.
- Grzeczna dziewczynka – dostrzegłam w jego oczach nutę uznania – idę poszukać jakiegoś numeru telefonu, by zamówić nam jedzenie.
- Dobrze.
- Tylko mi nigdzie nie ucieknij – i wyszedł, puszczając do mnie zawadiacko oko.
Obudziłam się w obcym, ciemnym pokoju, zupełnie nie wiedząc gdzie jestem. Jedynie przez lekko uchylone drzwi, wdzierało się słabe światło. Leżałam opatulona kocem, niemalże po samą szyję. Pierwsze co przyszło mi do głowy, to sprawdzić, czy jestem ubrana? W końcu różne rzeczy się mogły wydarzyć. Na szczęście byłam i nie bolało mnie nic, co mogłoby świadczyć o tym, że do czegoś doszło. Przeciągnęłam się i wyszłam na korytarz. Zaryzykowałam i poszłam w prawą stronę. Opłaciło się. Na kanapie w salonie siedział Marcin z nosem utkwionym w laptopie i mnóstwem papierów dookoła. Nie zauważył mnie, więc swobodnie mogłam się mu przyglądać. Był postawnym mężczyzną, dość wysokim, na pewno o głowę wyższym ode mnie. Miał ciemne włosy, lecz nie czarne. Koloru oczu nie byłam w stanie określić. Wcześniej myślałam, że są one szare, lecz teraz w to zwątpiłam. Jego oczy miały dwa oblicza: te prawdziwe i pełne życia – niebieskie oraz te nijakie i zakłamane – szare. Jedyną skazą na jego wyglądzie zewnętrznym był lekko zakrzywiony nos, który wyglądał na złamany w przeszłości.  
- Długo tu stoisz? - Wpatrywał się we mnie.
- Chwilkę – odparłam krótko.
- Jedzenie już wystygło – powiedział zamykając laptopa.
- To nic. Ja i tak będę już wracać do domu, mama na pewno się martwi.  
- Otóż nie. Mamy całą noc dla siebie.
- Nie rozumiem? – W mojej głowie zapanował mętlik.
- Napisałem twojej mamie wiadomość, że nocujesz dziś u Agaty, bo robicie jakiś ważny projekt z angielskiego. Nie wyraziła sprzeciwu, tylko poprosiła byś jeszcze zadzwoniła do niej przed snem. – "Kochana mamusia”. Gdyby ona tylko wiedziała, w co mnie właśnie wpakowała…

dajsieuwiesc

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2029 słów i 11117 znaków.

9 komentarzy

 
  • Użytkownik dajsieuwiesc

    Magda ma 18 lat, a Marcin 30. A co do bloga to zapraszam na dajsieuwiesc.wordpress.com

    10 sie 2014

  • Użytkownik ;)

    podaj linka do swojego blogu ;)

    9 sie 2014

  • Użytkownik bułgar

    ile ona ma lat ? Ile on ma lat ? :)

    9 sie 2014

  • Użytkownik dajsieuwiesc

    Dziękuję bardzo za komentarze, ale co do pisania kolejnej części, to robić tego nie muszę, bo ona już istnieje i jest do przeczytania na blogu, na którego wszystkich zapraszam. :)

    9 sie 2014

  • Użytkownik BOMBAAA

    Pisz dalej a następnie znajdz jakiegos wydawce chętnego i wydaj ta bombową książke. Bedzie lepsza od trylogi 50 twarzy Greya. CZEKAM !!! PISZ PISZ PISZ!!!!

    9 sie 2014

  • Użytkownik nk

    Czekam czekam

    8 sie 2014

  • Użytkownik zauroczona

    genialne!:)

    8 sie 2014

  • Użytkownik Ann

    Bardzo fajne opowiadanie.

    8 sie 2014

  • Użytkownik CUKIERECZEK

    FAJNE ! JESTEM CIEKAWA CO BĘDZIE DALEJ ;D PISZ SZYBKO NASTĘPNĄ  :dancing:

    8 sie 2014