Przeklęty: Brann. Część 1, rozdział 7

Przeklęty: Brann. Część 1, rozdział 7Tego dnia kilku młodych mężczyzn miało stanąć do walki z samym Krukiem, aby sprawdzić swoje umiejętności bitewne. Po intensywnym okresie przygotowań, kiedy to zgłębiali tajniki różnych rodzajów broni i doskonalili techniki ich użycia, nadszedł czas, by przekonać się, czy zasługują na miano wojowników Kruka. Nad ich szkoleniem czuwał Ian, niegdyś uczeń samego Branna.  
     Na szczęście wiatr przegnał deszczowe chmury, a słońce coraz śmielej ogrzewało Urchadain. Catriona i Marana siedziały na schodach prowadzących na mury, skąd widziały mężczyzn przygotowujących się do walki, która lada moment miała się rozpocząć. Kruk, ubrany jedynie w spodnie, z odsłoniętym torsem, trzymał w prawej dłoni miecz, którego ostrze opierał o bruk. Lekkie powiewy wiatru bawiły się jego długimi, czarnymi włosami, a mięśnie drgały przy każdym ruchu. Emanował siłą i charyzmą, wywołując u Catriony rozkoszne drżenie ciała.  
     Minęły niecałe dwa tygodnie od pamiętnego wieczoru, którego wspomnienie wciąż do niej wracało, powodując rumieńce na jej mlecznej skórze. Nie mogła uwierzyć, że pozwoliła mu dotykać się w miejscach, o których nie mówiło się głośno, a siostra przełożona wręcz zabroniła o nich myśleć. Obawiała się tych nowych wrażeń, które, dzięki Brannowi, stały się jej udziałem. To, co wtedy przeżyła, wstrząsnęło jej istotą; nawet nie podejrzewała, że człowiek może doświadczyć czegoś tak niezwykłego.  
     Jej niebieskie spojrzenie chłonęło widok mężczyzny, który okazał się jeszcze bardziej zagadkowy, niż się spodziewała. Mówili o nim, że jest brutalem, wcieleniem zła, ale te opinie okazały się jakże dalekie od prawdy. Widziała, jak odnosi się do mieszkańców zamku – zawsze z opanowaniem, rzadko podnosząc głos, a oni bardzo się starali, by go nie zawieść, i to wcale nie ze strachu, ale z szacunku, jakim go darzyli. Wiele wymagał od innych, ale od siebie jeszcze więcej.  
     Teraz stał obok Iana, który z uwagą słuchał słów swojego przywódcy. Brann stanowił dla niego niedościgły wzór, mimo że był zaledwie rok starszy. Straszne doświadczenia, przez które przeszedł Kruk, sprawiły, że stał się znacznie dojrzalszy, niż wskazywał na to jego rzeczywisty wiek. W jego oczach dostrzegało się nieufność; zawsze czujny, gotowy zareagować na niespodziewane zagrożenie.  
     Gdy tylko Brann poczuł się lepiej, codziennie wieczorem zabierał Catrionę na spacer po murach Urchadain. Był niezwykle ciekawy jej życia w klasztorze, poglądów oraz wszelkich interesujących historii, którymi się z nim dzieliła. O sobie mówił niewiele, nie chcąc wracać do okrutnych wspomnień. Tematu Angusa nie poruszali.  
     Te wieczorne przechadzki zawsze kończyły się przed drzwiami do jej komnaty, gdzie Brann brał ją w ramiona. Jego pocałunki sprawiały, że kobiece kolana miękły, ciało drżało, a serce gubiło swój zwykły rytm.      Uczył Catrionę, jak odpowiadać na pieszczoty jego ust i języka, a ona okazała się niezwykle pojętną uczennicą. Ich rozstania stawały się coraz trudniejsze; oboje pragnęli więcej, a ich ciała coraz gorzej znosiły rozłąkę. Mimo to Brann w końcu się od niej odrywał i odchodził, pozostawiając ją rozedrganą, spragnioną jego dotyku i oszalałą z namiętności, którą umiejętnie w niej podsycał.  
     Nagła cisza, która zapanowała na dziedzińcu, wyrwała Catrionę z głębokich rozmyślań. Obserwowała, jak Brann zakłada na swój miecz skórzany ochraniacz, domyślając się, że robi to, aby uniknąć przypadkowego zranienia podczas walki. W końcu nie był to pojedynek na śmierć i życie. Ale zdumiało ją, że przeciwnik nie zrobił tego samego. Jego ostrze błyszczało stalowym blaskiem w promieniach słońca.  
– Czy rywal również nie powinien zabezpieczyć swojej broni? – zaniepokojona zwróciła się do siedzącej obok Marany.
– To byłby koniec świata, gdyby taki żółtodziób, chociaż drasnął Branna. Nie martw się, nic mu nie będzie – dodała uspokajająco.  
     Cieszył ją niepokój Catriony, ponieważ oznaczał, że zaczyna darzyć mężczyznę uczuciem. Sprawy między nią a Brannem układały się znakomicie.  
Oby tak dalej – pomyślała z satysfakcją.  
     Zgromadzona publiczność z ogromnym zainteresowaniem śledziła zmagania dwóch wojowników. Kruk, mimo że niedawno otarł się o śmierć, był w świetnej formie i z pełnym spokojem odpierał ataki rywala, sprawiając wrażenie, jakby się z nim bawił. W pewnym momencie krzyknął „dość”, po czym obaj mężczyźni odłożyli miecze. Teraz przyszła kolej na noże. Brann, w przeciwieństwie do swojego przeciwnika, wybrał dwa niewielkie drewniane kołki. Ponownie ustawili się naprzeciwko siebie, a Ian dał sygnał do rozpoczęcia walki.  
     Przerażona Catriona, z rosnącą obawą, obserwowała wszystko, co działo się na placu. Za każdym razem, gdy ostrze rywala o włos mijało ciało Kruka, głośno wciągała powietrze. Po pewnym czasie krzyknął „wystarczy” i obaj odrzucili swoją broń. Nadszedł czas na walkę wręcz. Choć Brann wykorzystywał jedynie niewielką część swoich umiejętności, drugi mężczyzna nie zdołał mu wyrządzić najmniejszej krzywdy.  
     Po zakończonej walce Kruk uznał, że kandydat musi jeszcze popracować nad swoją skutecznością, zanim dołączy do jego armii. Następnie chwycił miecz i wskazał na kolejnego pretendenta, który poradził sobie znacznie lepiej od swojego poprzednika. Gdy ostatni z wojowników, zmęczony, odchodził na bok, Brann wciąż tryskał witalnością. Imponował umiejętnościami, które w swoim życiu osiągną nieliczni oraz niespotykaną siłą. Poza pierwszym, młodym mężczyzną, pozostała czwórka z dumą stawała się żołnierzami Kruka.  
     Catriona wstała i ruszyła w stronę zrelaksowanego mężczyzny, który stał obok Iana, udzielając mu wskazówek dotyczących szkolenia. Po drodze chwyciła nóż leżący na stole, na którym znajdowały się różne rodzaje broni. Przyglądała się mu z ciekawością, ważąc go w dłoni. Musiała przyznać, że idealnie leżał w jej małej ręce. Drgnęła zaskoczona, gdy tuż przy uchu usłyszała szept.  
– Co zamierzasz z nim zrobić? Planujesz kolejny zamach na moje życie?
     Brann, gdy tylko dostrzegł zbliżającą się Catrionę, poczuł nieodpartą potrzebę, by do niej podejść. Od chwili, gdy pojawiła się w jego życiu, stała się dla niego niezwykle ważna, mimo że usilnie starał się to uczucie ignorować. Toczył wewnętrzną walkę z samym sobą, z własnym ciałem i myślami, i ku swojemu przerażeniu, to starcie przegrywał. Chciał do kogoś przynależeć, zapragnął bliskości, którą zawsze postrzegał jako oznakę słabości, a przecież obiecał sobie, że nigdy nie będzie słaby. Jednak Catriona, powoli i systematycznie, burzyła potężny mur, który wokół siebie zbudował. Każde jej ciepłe spojrzenie, delikatny uśmiech i lekkie, jak dotyk motyla, muśnięcie dłoni sprawiały, że w jego fortecy powstawały coraz większe wyrwy. Tak jak teraz, gdy uniosła ku niemu swoją twarz.
– Boisz się? – w jej głosie słychać było zarówno rozbawienie, jak i wyzwanie.
     Brann uśmiechnął się szeroko. Gdy na jego ustach pojawiał się ten szelmowski uśmiech, który tak bardzo się jej podobał, nie potrafiła mu się oprzeć. A może po prostu nie chciała?  
– Nigdy! – wykrzyknął arogancko. – Ja niczego się nie boję, nawet kobiety trzymającej nóż.
– Może to sprawdzimy? – zapytała niewinnie Catriona.
Spojrzał na nią uważnie, węsząc podstęp. – Jak?  
– Podczas pobytu w klasztorze jedyną rozrywką, którą mogłam ukryć przed siostrą przełożoną, było rzucanie nożem do celu. W czasie spacerów udawałam się w odosobnione miejsce i ćwiczyłam. Myślę, że całkiem nieźle mi to wychodzi. Może ustawisz się pod tą drewnianą ścianą, a ja zaprezentuję ci moje umiejętności? – Catriona patrzyła na niego z kpiącym uśmieszkiem, pewna, że Brann nie zgodzi się na jej propozycję. – Tchórzysz? – dodała złośliwie, prowokacyjnie.  
     Mężczyzna oderwał wzrok od zadowolonej z siebie dziewczyny i rozejrzał się wokół. Wszyscy uważnie przysłuchiwali się ich rozmowie, udając, że wcale tego nie robią. Jeśli naprawdę nie chciał wyjść na tchórza, musiał podjąć wyzwanie. Bez słowa ruszył w stronę wspomnianej ściany, stając twarzą do Catriony. Rozstawił szeroko nogi, ręce oparł na biodrach i nonszalancko się uśmiechając, czekał na jej ruch.  
      Catriona, spoglądając na Branna oświetlonego promieniami słońca, którego blask delikatnie muskał jego imponującą klatkę piersiową i długie, muskularne nogi, głośno przełknęła ślinę. To przez niego budziła się w nocy zlana potem, śniąc dziwne, niespokojne sny, które pozostawiały po sobie rozpalone ciało. Niepokoił ją; nigdy wcześniej nie czuła się tak, jak przy tym skomplikowanym mężczyźnie.  
– Tchórzysz? – krzyknął impertynencko Brann.
– Ja? Nigdy! – odpowiedziała mu Catriona, przywołując jego własne słowa.  
     Po chwili usłyszała jego śmiech. Poprawiła trzymany w dłoni nóż i ponownie spojrzała na mężczyznę, tym razem traktując go jako cel w zawodach. Zgromadzona publiczność z ciekawością zerkała to na nią, to na Kruka. Chwyciła ostrze noża, uniosła rękę do góry, śmiało spojrzała w czarne oczy Branna i rzuciła. Rozedrgany nóż wbił się tuż nad jego głową, a na dziedzińcu rozległy się brawa. Mężczyzna zaczął iść w jej stronę, patrząc na nią z nieskrywanym podziwem, ale głos Catriony sprawił, że się zatrzymał.
– To jeszcze nie koniec – oznajmiła wyniośle.  
     Brann uniósł jedną brew w niemym pytaniu, ale posłusznie wrócił na swoje miejsce pod ścianą, przyjmując tę samą postawę co wcześniej. Catriona sięgnęła po następny nóż leżący na stole i, nie zastanawiając się długo, rzuciła. Ostrze wbiło się tuż nad prawym ramieniem mężczyzny. Kolejny rzut; tym razem celem było miejsce nad drugim ramieniem, potem koło bioder i po zewnętrznej strony ud. W końcu nadszedł czas na ostatni, ósmy nóż. Catriona z triumfalnym uśmiechem wpatrywała się w Branna, celując w punkt, który kusił ją od samego początku – między jego szeroko rozstawionymi nogami.  
     Słychać było zbiorowe westchnie, gdy gapie zrozumieli, gdzie kobieta planuje umieścić stalowe ostrze. Do Branna też to dotarło, ale nawet nie drgnął. Warknął jedynie ostrzegawczo: „Catriona”. Ona jednak udawała, że go nie słyszy. Z szatańskim błyskiem w niebieskich oczach uniosła dłoń i jednym ruchem nadgarstka wprawiła nóż w ruch. Wszyscy wpatrywali się w niebezpieczne narzędzie lecące w powietrzu i wbijające się tuż poniżej męskiego kroku. Po chwili ciszy dziedziniec wypełniły brawa i głośne okrzyki uznania.  
     Brann, zanim się poruszył, musiał głęboko odetchnąć. Nie chciał się do tego przyznać, ale po ostatnim rzucie Catriony jego uda lekko się trzęsły. Ona zaś z aprobatą kiwała głową. Zaimponował jej, stojąc sobie spokojnie z nożem między nogami, a ostrze od jego męskości dzieliła jedynie szerokość dłoni.  
     W końcu oderwał się od ściany i ruszył w jej stronę, a jego czarne oczy mieniły się niebezpiecznie. Gdy znalazł się tuż obok Catriony, chwycił jej twarz w obie dłonie i bez ostrzeżenia zaatakował jej usta swoimi. Od razu rozchylił je językiem, wdzierając się do środka. Pocałunek był gwałtowny, zaborczy żądający pełnego posłuszeństwa. Catriona wcale nie miała zamiaru się opierać; wręcz przeciwnie, całkowicie mu się poddała, zachwycona, że udało jej się wzniecić ogień, w tym zazwyczaj chłodnym mężczyźnie, który z każdym dniem stawał się jej coraz bliższy. Po długiej chwili, gdy w końcu się od niej oderwał i spojrzał na jej rozmarzoną twarz, w oczach błyszczały mu wesołe iskierki.  
– Brawo! – szepnął.  
     Nikt nie zwrócił uwagi na kruki, które krążyły nad zamkiem liczniej niż zwykle, swym głośnym krakaniem ostrzegając mieszkańców przed powoli, acz nieubłaganie zbliżającym się niebezpieczeństwem.  

*
     Na wieczór Kruk zapowiedział zabawę z pysznym jedzeniem i piciem. Gdy wieść o uczcie rozniosła się po Urchadain, zdumienie mieszkańców było ogromne. Brann po raz pierwszy w życiu zezwolił na coś takiego. Wszyscy zgodnie orzekli, że to wpływ Catriony. Ich wzajemne przyciąganie nie było dla nikogo tajemnicą – wystarczyło znaleźć się w pobliżu, by poczuć przeskakujące między nimi, iskry. Poza tym nieustannie szukali siebie wzrokiem, nie potrafiąc na moment o sobie zapomnieć.  
     Nim słońce zaszło, niedaleko twierdzy zapłonęło ogromne ognisko, rozpraszając swym blaskiem zapadający zmrok. Po jednej stronie siedzieli mężczyźni, a po drugiej kobiety. Catriona zajmowała miejsce wśród rówieśniczek, które zalotnie zerkały w stronę młodszych żołnierzy Kruka, co chwilę uroczo chichocząc. Oczywiście część wojowników musiała opuścić dzisiejszą zabawę, ponieważ ktoś musiał czuwać nad bezpieczeństwem mieszkańców.  
     Brann, otoczony swoimi ludźmi, po raz pierwszy poczuł z nimi prawdziwą więź. Nie chcąc, aby czuli się skrępowani jego obecnością, znalazł sobie wygodne miejsce na uboczu. Z wielką ciekawością obserwował to, co działo się wokół. Ogarnęło go uczucie zadowolenia, które dotąd było mu obce. Tego wieczoru pozwolił sobie na lekkie rozluźnienie, porzucając rolę Kruka, by stać się po prostu Brannem – mężczyzną, który cieszy się chwilą i towarzystwem innych.
     Jego wzrok zatrzymał się na urzekającej, jasnowłosej piękności. Serce biło mu niespokojnie, gdy obserwował Catrionę, która z serdecznym uśmiechem na twarzy rozmawiała z siedzącą obok dziewczyną. Westchnął cicho, z zachwytem, gdy dostrzegł, jak w zamyśleniu wodzi palcem po swoich ustach.  
     W jego oczach pojawiły się ciepłe promyki, gdy przypomniał sobie, jak dzisiaj śmiało rzucała nożami. Była doskonała. Podziwiał precyzję, pewność siebie i skupienie, z jakim to robiła. Kto by pomyślał, że jego mała wojowniczka nauczyła się tego w czasie pobytu w klasztorze?      Patrzył, jak klaszcze razem z innymi, śpiewając lekko sprośną piosenkę i wyśmienicie się przy tym bawiąc. Miała na sobie zwykłą, szarą sukienkę, jak pozostałe kobiety, ale bijący od niej blask i niezwykła gracja, która charakteryzowała każdy jej ruch, sprawiały, że nie można było od niej oderwać wzroku. Prawdziwy Klejnot Szkocji.      
     Musiała wyczuć, że bacznie ją obserwuje, bo nagle skierowała wzrok w jego stronę. Zamarł, gdy ich spojrzenia się spotkały. Jego zmysły oszalały, a świat się zatrzymał.  
     W tym momencie wszyscy zamilkli, a nagłą ciszę przerwał dźwięk fletu oraz męski głos, który zaczął śpiewać smutną, szkocką pieśń o rozstaniu z ukochaną i żalu, że ich szczęście właśnie dobiega końca. Gdy mężczyzna zakończył swoją część utworu, kolejną zwrotkę zaśpiewała kobieta. Jej pełen nostalgii głos opowiadający o ukochanym, którego nie widziała od blisko roku, o tęsknocie i złamanym sercu, niósł się po skrytej w mroku okolicy.  
     Przez całą pieśń Catriona i Brann wpatrywali się w siebie ponad płomieniami, a żar, który ich ogarniał, nie miał nic wspólnego z palącym się ogniskiem. Ich oczy lśniły namiętnością i szalejącą burzą uczuć, która zawładnęła nimi już podczas pierwszego spotkania. W końcu przestali uciekać przed tym, co ich łączyło. Oboje byli gotowi na to, co miało się wydarzyć tej nocy. Brann, wciąż zapatrzony w dziewczynę, powoli się podniósł i, nie spiesząc się, podszedł do niej. Wyciągnął w jej stronę dłoń, zastanawiając się, co zrobi.  
     Catriona, z obawą, ale i pewną ekscytacją, zapatrzyła się w ciemne oczy mężczyzny, w których dostrzegała nieme pytanie. Doskonale wiedziała, o co mu chodzi. On zaś cierpliwie czekał, dając jej możliwość wyboru. Czy była gotowa pójść z nim, oddać mu się w pełni i związać na zawsze?  
     Brann, już miał opuścić dłoń i odejść, gdy nagle poczuł, jak Catriona mocno chwyta go za rękę i wstaje. Uśmiechnęła się lekko, z zawstydzeniem. W odpowiedzi na ten widok jego serce najpierw stanęło, by za chwilę gwałtownie przyspieszyć. Wyrwał się z letargu, w którym tkwił i splatając swoje palce z palcami Catriony, przyciągnął ją do siebie. Stanęła tak blisko, że jej piersi muskały jego tors. Wolną dłonią delikatnie uniósł jej podbródek, jakby chciał upewnić się, czy dziewczyna wie, na co się decyduje. Gdy dostrzegł pewność na jej zarumienionym od ognia i emocji obliczu, zeszło z niego całe napięcie. W jego sercu zrodził się promyk nadziei na szczęśliwą przyszłość, której tak bardzo pragnął, choć był przekonany, że nie zasługuje na takie szczęście. Dotychczas jego życie toczyło się w cieniu walk, a Posłaniec Śmierci był mu niczym brat. Potrafił zadawać śmierć, bo tylko tego go nauczono. Jednak teraz wszystko mogło się zmienić; światło mogło zastąpić ciemność, w której tkwił od dnia narodzin.  
– Idziemy? – szepnął, jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że Catriona z własnej woli pragnie z nim pójść, że chce spędzić noc z Krukiem.
     Nic nie odpowiedziała, jedynie oczy jej rozbłysły, przyćmiewając swym blaskiem piękno gwiazd. To mu wystarczyło. Ignorując zebranych i ich znaczące spojrzenia, ruszyli w stronę wieży. Nawet nie zauważyli, kiedy przeszli most, minęli strażników i znaleźli się w komnacie Branna, spoglądając na siebie z napięciem, targani różnorodnymi emocjami – od onieśmielenia po seksualną gorączkę.  
     Brann, w subtelnej pieszczocie, dotknął twarzy Catriony, kciukiem drażniąc jej dolną wargę. Gdy poczuł na nim leciutkie muśnięcie jej języka, uśmiechnął się. Po chwili zsunął dłoń na jej kark, pochylił głowę i musnął  miękkie usta swoimi.  
     Catriona chwyciła się jego płóciennej koszuli, szukając oparcia dla swojego nagle osłabionego ciała. Pod palcami wyczuwała mocne i szybkie uderzenia męskiego serca. Czuła strach, a jednocześnie pragnęła całą sobą to, co miało za chwilę nastąpić. Marzyła, by to właśnie stojący przed nią mężczyzna wprowadził ją do królestwa namiętności. Była pewna, że nie zrobi jej krzywdy; wręcz przeciwnie, zabierze ją tam, gdzie już raz, dzięki niemu, była – do nieba.  
     Brann, całując Catrionę, nie miał zamiaru się spieszyć; mieli przed sobą całą noc. Pragnął w pełni delektować się chwilą, sycąc oczy i usta wspaniałym kobiecym ciałem, czerpiąc radość z jej reakcji na jego pieszczoty.  
     W końcu oderwał się od jej nabrzmiałych, cudownych warg i zaczął pieścić linię szyi, kąsając ją delikatnie, z satysfakcją, wsłuchując się w kobiece westchnienia i ciche pojękiwania.  
     Catriona całą sobą reagowała na najlżejszy dotyk Branna, a jej skóra płonęła w miejscach, gdzie czuła męskie dłonie i usta. Wciąż trzymała się jego koszuli, obawiając się, że bez takiego wsparcia osunie się na kamienną podłogę. Głowa jej ciążyła tak jak i całe ciało. Pragnęła się położyć, zamknąć oczy i oddać się w doświadczone ręce Branna, który w tym momencie oderwał jej zaciśnięte na jego koszuli dłonie i zarzucił sobie na ramiona. Nie przestając pieścić językiem wrażliwego ucha, powolnymi ruchami zataczał kręgi na okrytych sukienką piersiach. Reakcja Catriony budziła w nim szczery zachwyt. Mimo swojej niewinności poddała się szaleństwu namiętności, bez najmniejszego wstydu, przyjmując wszystko to, co jej oferował.      
     Po długiej chwili Brann oderwał się od zamroczonej cudownymi doznaniami Catriony. Łagodnie zdjął jej ręce ze swojej szyi, a następnie zaczął odwiązywać sznur opasujący kibić. Potem zajął się dekoltem, pragnąc jak najszybciej ściągnąć z niej sukienkę i ujrzeć nagie ciało.
     Gdy ubranie spadło na podłogę, odsunął się, aby podziwiać ten kobiecy cud natury. Catriona zadrżała z nagłego chłodu oraz ogarniającego ją wstydu, widząc, jak wnikliwie mierzy ją wzrokiem. Pragnęła choć trochę zasłonić się rękami, lecz Brann delikatnie, acz stanowczo, odsunął je od ciała. Zachwycony jej doskonałością, wodził wzrokiem po twarzy, na której malowały się zarówno lęk, jak i podniecenie. Następnie jego spojrzenie powoli niczym najintymniejsza pieszczota, spoczęło na krągłych piersiach zakończonych różowymi szczytami.  
     W Branna, jakby piorun trafił, gdy ujrzał te piękności. Momentalnie krew w nim zawrzała, a jedyną rzeczą, której pragnął, było zanurzenie się w niezwykłym miejscu skrytym za jasnymi, kręconymi kędziorkami. Musiał z całej siły zaciskać zęby, aby opanować żądzę, która ogarnęła go z siłą lawiny śnieżnej. Catriona była dziewicą, więc musiał postępować z nią ostrożnie, ale, do diabła, żadna tortura Duncana nie była tak bolesna, jak trzymanie na wodzy swojego pożądania. Przymknął powieki i wziął głęboki oddech, przeklinając w myślach długo i siarczyście. W końcu udało mu się jakoś poskromić zew krwi. Gdy jednak otworzył oczy i ujrzał Catrionę wpatrującą się w niego z niewinną zmysłowością, przepadł. Szlag trafił dobre chęci. Zerwał z siebie ubranie, jakby go paliło, wziął dziewczynę na ręce i położył na łóżku. Ułożył się obok niej, zaczynając całować mocno i głęboko, a jego ręka wyruszyła w wędrówkę po kuszących, kobiecych kształtach.  
     Catriona nie miała pojęcia, co się z nią dzieje. Męskie pocałunki sprawiały, że miękła jak rozgrzany wosk, a palce, delikatnie gładzące jej wrażliwą skórę, wywoływały narastającą przyjemność. Czuła, jak płonie od tego dziwnego ognia, roznieconego przez Branna.
     Uniosła dłoń i ostrożnie położyła ją na jego plecach, czując pod palcami zarysy mięśni oraz blizny, które były śladami po ranach zadanych przez starego Durwarda. Z czułością przesuwała ręką po ich powierzchni, jakby pragnąc ukoić jego dawny ból. Po chwili zatrzymała swoje ciekawskie dłonie na męskich pośladkach. Podobały jej się, tak jak całe ciało Branna.  
     Ale gdy zaczął gładzić rozgrzane i wilgotne miejsce między jej udami, natychmiast o wszystkim zapomniała, w pełni koncentrując się na sobie i tym, co robił z nią Brann. Powolne ruchy palca, którego wprowadzał do rozpalonego wejścia ukrytego w jedwabistych włoskach, powodowały coraz większe napięcie. Wygięła ciało w łuk, gdy zaczął pieścić językiem jej piersi, delikatnie gryząc twarde brodawki, które były w jakiś tajemniczy sposób połączone z miejscem, gdzie jego palec tak śmiało sobie poczynał. Nagła rozkosz, którą poczuła, wciągnęła ją w wir intensywnych doznań, pozostawiając wyjątkową błogość. To był stan, którego nie dało się porównać z niczym innym.  
     Gdy w końcu doszła do siebie, spojrzała na Branna. Jego twarz była surowa i ściągnięta, a oddech szybki i urywany, jakby obawiał się poruszyć, by nie stracić nas sobą kontroli. Dotknęła szorstkiego od zarostu policzka i spojrzała na niego w sposób, w jaki nikt nigdy wcześniej nie patrzył. W niebieskich oczach dostrzegł czułość, troskę, radość i coś jeszcze – coś, co bał się nazwać, obawiając się późniejszego rozczarowania. Ucałował wnętrze jej dłoni z całym oddaniem i tkliwością, które do niej czuł.  
     Jednak jego ciało wciąż drżało z pożądania, które domagało się ujścia. Cały czas się w nią wpatrując, ułożył się między jej udami. Gdy naprężony członek dotknął mokrego, gotowego na jego przyjęcie wejścia, niemal eksplodował z podniecenia. Mięśnie jego ramion i pleców stężały, gdy starał się okiełznać swoje rozszalałe zmysły oraz pragnienie, by wniknąć w nią, aż po same jądra. Ciągle musiał sobie przypominać, że Catriona jest dziewicą. A ostatni raz kochał się z dziewicą, gdy sam był piętnastoletnim prawiczkiem, wolał doświadczone kobiety.  
     Wchodził w nią powoli, czując, jak jej wewnętrzne mięśnie rozciągają się i zaciskają wokół niego. Pot zrosił mu czoło, gdy doświadczał tych słodkich tortur. Znowu się poruszył, coraz głębiej się w niej zanurzając. Zatrzymał się, gdy napotkał barierę – nadszedł najtrudniejszy moment. Zerknął na Catrionę, której oczy były w tej chwili tak wielkie, jak szkockie jeziora.  
– Będzie bolało – ostrzegł ją Brann.  
     W odpowiedzi jedynie pokiwała głową. Chcąc odwrócić jej uwagę od tego, co miało za chwilę nastąpić, mężczyzna pocałował ją mocno i dziko. W tym samym momencie jednym ruchem przebił się przez mur broniący dostępu do kobiecego wnętrza. W końcu był tam, gdzie marzył, by się znaleźć – w niej.  
     Catriona odczuła tak intensywny ból, że w oczach pojawiły się łzy, które spłynęły po policzkach. Próbowała zrzucić z siebie Branna, nie chciała czuć go tak głęboko; pragnęła, by dał jej spokój.  
– Zejdź ze mnie! – krzyknęła zdenerwowana.
– Do licha, nie ruszaj się! – wycedził przez zęby.  
     Chwycił jej dłonie, którymi biła go po torsie, i uniósł wysoko nad głową. Wciąż głęboko w niej zanurzony, obawiał się, że oszaleje, ponieważ każdy jej ruch potęgował w nim pragnienie poruszania się w rytmie, który tak bardzo chciał podjąć, a właśnie tego nie mógł teraz uczynić. Chętnie wziąłby na siebie jej ból. Niestety, to było niemożliwe. Jedyne, co mógł w tej chwili zrobić, to dać Catrionie czas, by się do niego przyzwyczaiła. Ułożył głowę w zagłębieniu jej ramienia i czekał. Chwile te okazały się najdłuższymi w jego życiu. Udało mu się jakoś zapanować nad sobą, choć pokłady jego cierpliwości były na wyczerpaniu.  
     Gdy myślał, że już dłużej nie wytrzyma, jego wojowniczka zaczęła się rozluźniać. Objęła go udami, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Brann już dłużej nie zwlekał. Wycofał się na moment, by następnie silnie pchnąć, raz za razem głęboko się w niej zanurzając. Rządziła nim czysta przyjemność; nic już nie miało znaczenia poza zbliżającym się orgazmem. Ku swojemu zdziwieniu poczuł, jak wewnętrzne mięśnie Catriony gwałtownie się na nim zaciskają, a jej pełny słodyczy krzyk roznosi się po komnacie. Nie spodziewał się, że po bólu, który jej zadał, uda jej się ponownie osiągnąć miłosny szczyt.  
     A za chwilę i on do niej dołączył. Ostatnie pchnięcie, a po nim wielka ulga. Ekstaza, która w końcu nadeszła, zaskoczyła go swoją intensywnością. Nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś tak potężnego, mimo że kochał się z kobietami, które doskonale znały tajniki męskiego ciała. Dysząc ciężko, jakby stoczył walkę na pięści z co najmniej pięcioma rywalami, zsunął się z Catriony i położył obok niej. Był wyczerpany. Gdy nieco ochłonął, uniósł się na łokciu i spojrzał na nią, wciąż będącą w lekkim szoku po tym, co się wydarzyło.  
     Palcem musnął jej rozchylone i opuchnięte od jego pocałunków usta. Patrzyła na niego rozmarzonym wzrokiem, dopiero co wtajemniczona w ten wspaniały damsko-męski rytuał.  
– Wyjdziesz za mnie? – zapytał lekko ochrypłym głosem Brann, on, który nigdy nie pytał, lecz żądał. – Ale zanim odpowiesz, chcę, żebyś wiedziała, że jeśli powiesz „nie”, będziesz mogła odejść, opuścić Urchadain i wrócić do ojca. Natomiast gdy usłyszę „tak”, zostaniesz ze mną na zawsze, będąc moją, tak, jak ja będę twój.
     Catriona, w reakcji na słowa Branna, poczuła w sercu dziwny skurcz; zaś w jej oczach widać było ogromne zdziwienie. Wtuliła się w jego pierś, zaskoczona tym wzruszającym wyznaniem. Nie wiedziała, co powiedzieć.

*  

     Dzień dopiero wstawał, gdy wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna skierował swoje zimne, zielone oczy na północ – cel swojej podróży.  
     Mgła unosiła się nad polami, a wilgoć przenikała przez grubą pelerynę, którą się otulił. Konie prychały, domagając się porannej porcji ruchu. Patrzył przed siebie, a jego twarz przybrała drapieżny wyraz.  
     Doszły go intrygujące wieści o Kruku. Podobno udało mu się pojmać Klejnot Szkocji. Był bardzo ciekawy Catriony Cameron. Pomyślał mściwie, że los temu bękartowi sprzyja, ale do czasu. Do czasu.  
     Nagle odwrócił się i spojrzał na swoich towarzyszy. Zebrał dziesięciu najbardziej zdegenerowanych mężczyzn, jakich znał. Z własnych matek uczyniliby dziwki, gdyby tylko znalazł się chętny na ich wdzięki. Lubił ich, bo był taki sam. Ich egzystencja sprowadzała się do picia, jedzenia i chędożenia, a zabicie kogoś było dla nich tak proste, jak splunięcie. Życie ludzkie nie miało dla tych mężczyzn żadnej wartości.  
     Ostatni raz powiódł wzrokiem po okolicy, po czym wsiadł na swojego konia i krzyknął: – Jazda!

3 komentarze

 
  • Użytkownik elninio1972

    :faint:  
    Tyle  
    Rozłożyłaś po raz kolejny na łopatki, moje literackie wyobrażenia  
    Tylko ten jeździec , który znów pojawia się i nie wiadomo kto to...  
    No cóż, nic tylko czekać na ciąg dalszy, jak w ulubionym serialu, przez tydzień czekać co się wydarzy 😄

    : :zakochany:

    1 listopada

  • Użytkownik Marigold

    @elninio1972 Właśnie się znalałam w pisarskim niebie  :D Dla takiego komentarza, każdy autor dałby się pokroić! Bardzo Ci dziękuję! A tajemniczy jeździeć już niedługo nie będzie tajemniczy  ;)  <3

    1 listopada

  • Użytkownik Shadow1893

    Catriona się rozkręca. Dojdzie do tego, że nie tylko zostanie kobietą Kruka, ale i jego prawą ręką. Ha, Brann miał pietra, to ci dopiero rewelacja. Siła miłości go zmiękcza. Oj, w nieodpowiednim momencie się to wszystko rozgrywa, mężczyzna będzie popełniał błędy. Nadciąga zło, a Kruk ma słaby punkt – dziewczyna – który wróg szybko wyczuje i wykorzysta.  
    Ładnie opisane uniesienia, tak delikatnie, zmysłowo i te oświadczyny na końcu, takie niespodziewane.  
    Ciekawe, kiedy w końcu zdradzisz rąbek tajemnicy, co to za mężczyzna podąża do Kruka?

    30 października

  • Użytkownik Marigold

    @Shadow1893 chyba w takiej sytuacji, w jakiej był Brann, każdy mężczyzna miałby pietra, nawet najbardziej odważny   :D  
    Catriona będzie dla Branna źródłem najwiekszej siły jak i słabości, a wróg nie cofnie się przed niczym. Uderzy tak, by złamać Kruka.  
    Jeśli chodzi o tajemniczego wroga Branna, to na razie buduję napięcie, ale niedługo wszystko się wyjaśni. Cierpliwości  ;)  
    Dzięki za komentarz, jak zawsze bardzo ciekawy.

    30 października

  • Użytkownik unstableimagination

    Brawo! Kolejny świetny odcinek i piękne, intymne chwile :)

    30 października

  • Użytkownik Marigold

    @unstableimagination Niestety, zło zmierza w ich kierunku, nie uciekną przed swoim przeznaczeniem. Dziękuję za komentarz i pozytywny odbiór  ;)

    30 października