Przeklęty: Brann. Część 1, rozdział 1.

Przeklęty: Brann. Część 1, rozdział 1.Część I
„Powinniśmy wybaczać naszym wrogom, nie wcześniej jednak, nim zawisną na szubienicy”  Heinrich Heine.

                                             Rozdział 1

                                               Brann – Kruk

Szkocja, XI wiek (kilkanaście lat po wydarzeniach na Wzgórzu Potępionych, kiedy Kaidan stał się Przeklętym).

     Szczęście im sprzyjało. Deszcz przestał padać w odpowiednim momencie, a  silny wiatr rozwiał ciężkie chmury, ukazując rozgwieżdżone niebo.  
     Mężczyzna w skupieniu przyglądał się jeźdźcom, którzy mimo nocnej pory byli doskonale widoczni. Jednak jego szpieg nie kłamał, kiedy mówił, że wrogowie coś szykują, jakiś spisek. Nie był tym zaskoczony. Zaraz po królu był największym możnym na ziemiach szkockich. Spiskowanie przeciwko niemu było ulubioną rozrywką mniejszych klanów, którym nie podobało się, że jego władza i wpływy na królewskim dworze rosną. Na swoim terenie rządził twardą ręką, dla podległych mu ludzi był surowy, ale sprawiedliwy, a dla zdrajców, wrogów, kłamców i tchórzy – bezlitosny.  
     Siedmiu konnych pędziło, jakby gonił ich sam diabeł.  
Niedługo tak właśnie będzie – pomyślał drwiąco.
     Na męskiej, przystojnej twarzy pojawił się okrutny uśmiech, a czarne oczy lśniły złowrogo w srebrnym świetle księżyca, bacznie lustrując otoczenie.  
     Koń, na którym siedział, lekko zatańczył. Nie spuszczając mrocznego spojrzenia z intruzów, pochylił się i ręką w skórzanej rękawicy powoli, niemal czule, jakby w zamyśleniu, pogłaskał olbrzymiego ogiera po szyi. Zwierzę natychmiast się uspokoiło.  
     Budząca grozę postać, w oparach nocnego chłodu, przypominała księcia ciemności. Jednak to nie był zły duch, a człowiek z krwi i kości więc tym bardziej niebezpieczny.  
     Ostatni raz spojrzał na przemieszczającą się z dużą prędkością grupę jeźdźców, po czym zwrócił się do swoich towarzyszy – za nimi.  
     Czterech rosłych mężczyzn na swoich wspaniałych rumakach ruszyło w pościg. Ubrani na czarno, w skórzanych zbrojach, z powiewającymi pelerynami przypominali jeźdźców Apokalipsy.  
     Jeśli trójka z nich miała symbolizować Wojnę, Zarazę i Głód to ten, który im przewodził, musiał być Śmiercią. Wszyscy wyglądali, jakby urodzili się w siodle, tworząc niemal jedność z niosącymi ich końmi. Wystarczył lekki nacisk męskich ud lub nieznaczny ruch lejcami, by zwierzę natychmiast zrozumiało polecenie. Wzbudzali przerażenie samym swym wyglądem.  
     Mężczyźni wiedzieli, że obcy przewożą coś niezwykle cennego. Ale co dokładnie? Niedługo wszystko miało się wyjaśnić.  
     Mimo dużej odległości, jaka dzieliła obie grupy, ścigający szybko skracali dystans. Nocną ciszę zakłócał ostry tętent końskich kopyt, pod którymi mocno dudniła ziemia. Księżyc przybrał swoją pełną postać i oświetlał jasnym światłem wszystko wokół.  
     W końcu siódemka jeźdźców zorientowała się, że ktoś podąża ich śladem. Pokrzykiwali na konie, by zmusić je do jeszcze szybszej jazdy. Chociaż zwierzęta dawały z siebie wszystko, nie udało im się uciec. W niedługim czasie zostali otoczeni.
– To Kruk! – krzyknął ktoś z trwogą, widząc na czarnej pelerynie jednego z najeźdźców wyszytego srebrną nicią kruka.  
– We własnej, diabelskiej osobie – odrzekł kpiąco mężczyzna.  
     Nazywano go Krukiem nie względu na herb jego rodu, którego ten ptak był symbolem, ale dlatego, że kruk zwiastował wojnę, złą wróżbę i demony. Tak jak on.  
– Bronić! – rozkazał przywódca grupy. Pozostali momentalnie zrobili szczelny kordon wokół jednego z nich.  
     Konie rżały i truchtały w miejscu niespokojnie, a stal połyskiwała w świetle księżyca.  
     Mężczyzna z krukiem na pelerynie przyglądał im się w milczeniu, w końcu powoli wyciągnął swój słynny miecz – „Posłańca Śmierci”, którego śmiało mógł nazwać swoim najlepszym przyjacielem. Ostrzem wskazał na jednego z otoczonych. Jego celem stał się potężny Szkot. Kruk miał nadzieję, że rywal okaże się godnym go przeciwnikiem.  
     Do tej pory nie znalazł się żaden śmiałek, który dałby mu radę, a jedynym w całej Szkocji, którego mógł się obawiać, był Kaidan wraz ze swoim Wilczym Kłem, ale jak na razie nie dane mu było skrzyżować z nim swojego Posłańca Śmierci.  
     Dwa pałasze z głośnym łoskotem zderzyły się ze sobą, aż sypnęło iskrami. Żaden z mężczyzn nie miał na sobie solidnej zbroi, która chroniłaby ich przed ostrzem przeciwnika. Mimo to rzucili się na siebie wściekle. Nikt nie miał zamiaru brać jeńców.  
     Kruk wywijał swoją bronią, jakby ta nic nie ważyła. Atakował swojego rywala mocnymi, szybkimi ciosami, nie dając tamtemu ani odrobiny wytchnienia i zmuszając do gorączkowej obrony. Uderzał raz z góry raz z dołu, a Płomień Śmierci rzucał wokół groźne refleksy. Dodatkowo Gladiator, niezwykły i świetnie wytrenowany koń bojowy mężczyzny, współpracował ze swoim panem, doskonale wiedząc, jak się ustawić, by ten miał jak najlepsze pole do działania. Wielki, czarny ogier tolerował tylko Kruka i tylko on potrafił zapanować nad temperamentem zwierzęcia. Wzbudzał strach nie mniejszy niż jego pan, bo swoimi kopytami zabił już kilku ludzi. Na tę dwójkę nie było mocnych i każdy w Szkocji o tym wiedział.  
     Stal co rusz błyskała groźnie w srebrnych promieniach księżyca. Chociaż przeciwnik był silny i wyćwiczony w boju, nie miał tej lekkości we władaniu bronią co Kruk. Od dziecka szkolony w walce na miecze i noże, by zabijać, wzbudzał zachwyt swoimi umiejętnościami. Nawet nie widać było po nim zmęczenia, natomiast wróg z każdą minutą robił się powolniejszy, oddychał ciężko, urywanie, a jego obrona nie była już tak skuteczna.  
     Rany zadawane przez Kruka były coraz groźniejsze, pocięte ciało spływało krwią. Mimo to przeciwnik nie miał zamiaru się poddać, za wszelką cenę, nawet cenę własnego życia, musiał chronić skarb.  
     Zaciskając mocno zęby, z nadzwyczajną determinacją, resztką sił zamachnął się swoim pałaszem na Kruka. Gladiator, czując napór innego konia, odskoczył, dzięki czemu uchronił swojego pana przed poważnym zranieniem.  
     Mężczyzna popatrzył najpierw na podarty rękaw, gdzie ostrze rywala lekko go drasnęło, a następnie przeniósł wściekłe spojrzenie na przeciwnika. Uśmiechnął się bezlitośnie, pokazując zęby niczym wilk swoje kły.  
     Rywal, zahipnotyzowany płonącym spojrzeniem Kruka, patrzył rozgoryczony, jak ten unosi Posłańca Śmierci i wbija mu go w pierś. Konając, myślał zdruzgotany, że nie udało mu się obronić skarbu.  
     Teraz rozpoczęła się regularna walka. Jeźdźcy, którzy wciąż tworzyli krąg, chroniąc tego, który znajdował się w środku, mężnie stawiali opór.  
     Ścieranie się stali o stal, niosło się po okolicy. Konie rżały stłoczone blisko siebie, niektóre stawały dęba, wierzgając kopytami w powietrzu i zrzucając walczących.  
     Bitwa przeniosła się na ziemię. Tylko Kruk na swoim Gladiatorze usunął się poza teren walk, by z boku bacznie wszystko obserwować, a szczególnie tajemniczego jeźdźca, którego bronili pozostali towarzysze.  
     Chociaż byli w mniejszości nie miał żadnych wątpliwości, że wygrana będzie po jego i jego żołnierzy stronie. Nikt nie miał tak wyszkolonych w bitwach wojowników, jak on.  
     Jeden z jego ludzi mając przeciwko sobie dwóch przeciwników, dwoił się i troił, by uniknąć cięcia mieczem, a Kruk spokojnie się temu przyglądał. Wiedział, że Ian sobie z nimi poradzi. I tak też się stało. W niedługim czasie jeden runął na ziemię z rozprutym brzuchem, a jego kompan skończył nadziany na stalowe ostrze.  
     Po chwili kolejni padali z rozbebeszonymi ciałami.  
     Broniących się zostało już tylko dwóch. Mężczyzna, który do tej pory nie odstępował na krok tajemniczego jeźdźca i osłaniał go dzielnie, mając świadomość, że skarb jest zagrożony, ryknął do niego – uciekaj! – po czym z całej siły uderzył konia w zad. Zwierzę zerwało się do galopu, o mało nie zrzucając przy tym dosiadającego go człowieka. Na szczęście ten dosyć szybko odzyskał równowagę, położył się nisko na koniu, tak że jego twarz znajdowała się tuż przy końskim łbie i popędził przed siebie. Skarb był najważniejszy, musiał bezpiecznie dotrzeć do celu.  
     Jego towarzysz ostatni raz spojrzał za oddalającym się jeźdźcem i z głośnym okrzykiem rzucił się na Kruka. Wiedział, że ten ruszy w pościg więc musiał go zatrzymać tak długo, jak się da, by tamten miał czas uciec.
     Doskonale zdawał sobie sprawę, że zaraz zginie, mimo to naparł na nieprzyjaciela niczym szarżujący byk. Kruk zaskoczony atakiem, bo śledził wzrokiem uciekiniera, za którym właśnie miał zamiar pognać, w ostatniej chwili sparował cios.  Zły, że ktoś śmiał podnieść na niego broń, zeskoczył z Gladiatora i stanął gotowy, by zabić.  
     Nie czekał, tylko przeszedł od razu do ataku. Musiał się śpieszyć, by zbieg nie oddalił się za daleko. Posłaniec Śmierci błysnął niepokojąco, kiedy Kruk zrobił wypad do przodu, uderzając z całej siły. Oba miecze zwarły się ze sobą. Przez chwilę mężczyźni patrzyli sobie mściwie w oczy, a Kruk uśmiechnął się szyderczo. Odepchnęli się, by za chwilę znowu złączyć swoją broń. Uderzenie i odskok. Kruk wycelował w ramię, ale wrogowi udało się zablokować pchnięcie. Mimo to Kruk nie odpuszczał. Zamarkował cios ponownie w ramię, ale w ostatniej chwili zmienił kierunek uderzenia i rozorał tamtemu udo. Siła cięcia spowodowała, że rywal padł na jedno kolano, ale mimo strasznego bólu w nodze szybko wstał, gotowy do dalszej walki. Z powodu głębokiej rany nie stał już tak pewnie, a jego reakcja na atak przeciwnika nie była już tak szybka. Posłaniec Śmierci tym razem przeciął mu ramię. Krew zaczęła spływać wzdłuż ręki, zalewając broń czerwienią. Chociaż w każdej chwili spodziewał się śmiertelnego dźgnięcia, to dopóki jeszcze żył chciał opóźnić pościg za skarbem.  
     Kruk w pewnym momencie zamachnął się bronią nad swoją głową i z wielką siłą przeciął ciało przeciwnika od barku aż po biodro. Mężczyzna próbował jeszcze zadać cios, ale broń wyślizgnęła się z zakrwawionej ręki i tępo uderzyła o ziemię. Padając, modlił się, żeby ostatniemu z jego towarzyszy udało się obronić skarb przed łapami Kruka.  
     A ten wytarł Posłańca Śmierci o martwe ciało mężczyzny, a następnie wskoczył na Gladiatora. Rozkazał swoim ludziom przeszukać trupy, po czym spiął konia i popędził za uciekinierem.  
     Jego rumak gnał przed siebie niczym mityczny Pegaz, prawie nie dotykając ziemi. Srebrny kruk na pelerynie błyszczał w świetle księżyca. Długie, czarne włosy mężczyzny powiewały na wietrze, a oczy wypatrywały ściganego jeźdźca.  
     W końcu zobaczył jasny zad konia. Gladiator przyśpieszył, jakby czytał w myślach dosiadającego go człowieka. Wielkie kopyta waliły o ziemię, rozbryzgując ją na boki.  
     Powoli, lecz systematycznie odległość między jeźdźcami malała. Kruk widział, jak tamten ogląda się za siebie, by ocenić dystans między nim a ścigającym go konnym. Słyszał ciężki oddech jego konia, który był już mocno zmęczony długą i intensywną jazdą, ale poganiany nie zwalniał tempa.  
     Po kilku minutach ostrego galopu Kruk zrównał się z drugim jeźdźcem. Przez chwilę pędzili obok siebie, gdy nagle ścigany ostro odbił w bok. Gladiator zarżał i ruszył za nim, wściekły Kruk przeklął siarczyście. Byli niebezpiecznie blisko końca jego ziem. Jeśli tamtemu uda się z nich wyjechać, nie będzie mógł go dalej ścigać, ucieknie mu, a do tego nie mógł dopuścić.  
     Uciekinier także zdawał sobie sprawę, że upragniona wolność jest już blisko. Zmuszał swojego konia do jeszcze większego wysiłku, chociaż doskonale wiedział, że zwierzę pędzi ostatkiem sił. Długa droga, jaką przebyli i ucieczka wykończyły go. Piana leciała mu z pyska, pot pokrył sierść, a końskie boki poruszały się szybko od gorączkowo łapanego powietrza.  
     On sam także oddychał szybko i łapczywie. Serce tłukło mu się w piersi, dudniąc niespokojnie. Paniczny strach, który czuł, dodawał mu sił, by umknąć najgroźniejszemu mężczyźnie w Szkocji. Nawet nie chciał myśleć o tym, co się stanie, jeśli zostanie złapany.  
     Gdy zostali otoczeni przez Kruka i jego ludzi zrozumiał, że ich zdradzono. Tylko kilka zaufanych osób wiedziało o skarbie. Ale zdrajcą zajmie się później, jeśli dane mu będzie wyjść z tej sytuacji cało, teraz musiał dokonać rzeczy niemożliwej i uciec ścigającemu go demonowi w męskiej postaci.  
     Najpierw jeden koń pokonał pięknym skokiem niewielki strumyk, a zaraz za nim drugi.  
     Teren powoli robił się górzysty, ale Gladiatorowi to nie przeszkadzało. Był nauczony radzić sobie z o wiele trudniejszymi przeszkodami.  
     Promienie księżyca zmieniły urodziwą twarz Kruka w surową maskę, a usta wykrzywił arogancki grymas. Był coraz bliżej swojej ofiary, jeszcze trochę a wróg będzie jego i niech Bóg go ma w swej opiece, bo on nie znał słowa litość.  
     Całe jego życie to była ciągła walka o przetrwanie. Poczęty z gwałtu, o czym jego ojciec z sadystyczną przyjemnością ciągle mu przypominał. Od chwili narodzin, które przyniosły śmierć jego matce, naznaczony piętnem diabelskiego nasienia musiał się mierzyć z okrucieństwem tak wielkim, że do tej pory nie wiedział, jak udało mu się przeżyć. Bezwzględność wpajano mu biciem, odkąd tylko pamiętał. Nie wiedział co to miłość, troska, dobroć, za to doskonale poznał ból, cierpienie i bestialskie traktowanie. Zabito w nim wszelkie człowieczeństwo. Dawno temu wyrwano mu serce, zostawiając tylko ziejące pustką i ciemnością miejsce. Był taki, jakim stworzył go ojciec-tyran. Był bestią.  
     Przywykł, że śmierć czai się za jego plecami, gotowa w każdej chwili zabrać go do swoich piekielnych komnat. Sam ją prowokował, szukając jej w każdej walce czy pojedynku. Każdego dnia rzucał rękawicę w nadziei, że ją w końcu podniesie. Śmierć – jego oblubienica.  
     Kruk, smagany przez wiatr, najpierw zrównał się z uciekinierem, by go po chwili minąć i zajechać mu drogę. Chwycił z całej siły za lejce i brutalnie wstrzymał Gladiatora. Zwierzę uniosło wysoko do góry przednie kopyta i dziko młóciło nimi powietrze, rżąc przy tym groźnie.  
     Mężczyzna, który go dosiadał, z trzepoczącą na wietrze peleryną, z rozwianymi czarnymi włosami i napiętą, drapieżną twarzą przypominał przerażające postacie ze szkockich legend.  
     Z satysfakcją patrzył, jak uciekinier wylatuje z siodła, zrzucany przez swojego konia, który zatrzymał się gwałtownie wystraszony pokazem siły Gladiatora.  
     Jeździec całym ciałem uderzył o twarde podłoże, po czym przeturlał się parę razy. Zamroczyło go i przez chwilę nie wiedział, co się stało. Kiedy wróciła mu świadomość, mimo że wciąż kręciło mu się w głowie po upadku, zerwał się do biegu. Rozum mówił mu, że ucieczka nie ma już sensu, ale instynkt wziął nad nim górę. Biegł przed siebie, mobilizując wszystkie siły, jakie w sobie miał, krew szumiała w uszach, a usta nie nadążały łapać chłodnego, nocnego powietrza. Słyszał za sobą miarowy tętent końskich kopyt. Lęk o skarb zmuszał go do panicznego biegu, chociaż nogi drżały z ogromnego wysiłku, a płuca paliły przy każdym oddechu.  
     Kruk już się nie śpieszył. Polowanie dobiegło końca. Teraz chciał tylko pobawić się z uciekającym człowiekiem w kotka i myszkę, upajać się jego strachem, jak wampir krwią swoich ofiar. Potrzebował tego, ludzkie przerażenie karmiło bestię, która w nim siedziała. Miał nad nim władzę, a władza to było to, czego pragnął najbardziej.  
     Większość ludzi ze strachu jest gotowa zrobić wszystko, nawet sprzedać własną rodzinę. Gardził tchórzami, ale często byli przydatni. Przez chwilę zastanawiał się jakiego typu człowiekiem okaże się uciekinier.  
Niedługo się dowie – pomyślał złośliwie.  
     Kruk, wciąż dosiadając Gladiatora, dogonił biegnącą postać. Kopnął zbiega w plecy, powodując jego bolesny upadek.  
     Obcy leżał bez sił, łapiąc szaleńczo powietrze. W jego oczach pojawiły się gorące łzy żalu. Nie udało im się bezpiecznie dostarczyć skarbu, na którym za chwilę swoje łapy położy ten diabelski pomiot. Bezcenny skarb w rękach Kruka stawał się olbrzymim zagrożeniem dla klanów, którym nie podobała się jego rosnąca władza. To, co miało ich uratować, teraz stawało się śmiertelnie niebezpieczne. Wzdrygnął się. Serce dudniło mu w rytm zbliżających się kroków. Wolałby być teraz w piekle niż tutaj, z nim.  
     Kruk zeskoczył z Gladiatora, poklepał go po szyi w geście pochwały i ruszył w stronę leżącej bez ruchu postaci. Słychać było jak jego ciężkie, wysokie buty miażdżą drobne kamienie. W końcu zatrzymał się i patrzył w milczeniu. Zimna, dumna twarz mężczyzny jaśniała w ciemności, oświetlana promieniami księżyca.  
     Zauważył leciutki błysk i uśmiechnął się kpiąco. Nogą nadepnął rękę nieznajomego, w której ten trzymał nóż. Pochylił się i odebrał mu broń. Spoglądał na nią przez chwilę. Był to dirk, sztylet, którego ostrze było o wiele dłuższe niż innych noży. Doskonale wykonany, idealnie wyważony, zrobiony z najlepszej stali. Tylko bardzo majętni ludzie mogli sobie na taką rzecz pozwolić. Na rękojeści wyryta została podobizna lisa. Już wiedział, kto przeciwko niemu spiskuje.  
     Kucnął i ostrzem zabranego sztyletu odsunął kaptur z twarzy leżącego człowieka. Przyglądał  mu się z satysfakcją. Gdy zrozumiał, jak cenny skarb przewoziła grupa jeźdźców, jego usta skrzywiły się w diabelskim uśmiechu.  



Drodzy Czytelnicy,  
tak rozpoczyna się historia kolejnego Przeklętego. Brann dopiero się pisze, więc na kolejne rozdziały trzeba będzie trochę poczekać. Jest wena i pomysł, są też chęci, jedynym niewiadomym to czas. Z doświadczenia wiem, że szybciej i lepiej mi się pisze jak jest interakcja autor – czytelnik, dlatego też publikuję dzisiaj pierwszy rozdział pierwszej części historii Branna. Mam nadzieję, że spodoba Wam się to co los (czytaj autorka) szykuje dla Branna :D.  

Grafika wykonana przez AI.

Marigold

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i przygodowe, użyła 3226 słów i 18572 znaków, zaktualizowała 3 sie o 13:19. Tagi: #miłość #przygoda #tajemnica

3 komentarze

 
  • Użytkownik nefer

    Intrygujący początek, zachęca do dalszej lektury.

    5 dni temu

  • Użytkownik Marigold

    @nefer dzięki!  ;)

    5 dni temu

  • Użytkownik elninio1972

    Dobry 🫣
    A więc tak... Pomysł dobry, popieram.  
    Mroczny początek zwiastuje coś ciekawego, oby dalej było tylko ciekawiej :)  

    Pytanko: może warto zmienić Avatar? Inny bohater inna twarz 😏
    Czekam z niecierpliwością

    30 lipca

  • Użytkownik Marigold

    @elninio1972 Cieszę się, że początek popierasz  :D  Wiesz, że zawsze staram się, żeby było ciekawie, a że czasami wychodzi inaczej, to nie moja wina  :D  Pomyślę nad avatarem  ;) Dzięki za czytanie  ;)

    30 lipca

  • Użytkownik elninio1972

    @Marigold wiesz co by było ciekawe ? Żeby każdy bohater miał swoją twarz, ale mieli wspólny herb. Coś jak niezniszczalni 🫣😅

    31 lipca

  • Użytkownik Marigold

    @elninio1972 Brann ma nową twarz  :D porównaj sobie Kaidana i jego. To własnie przez tą jego niesamowicie przystojną twarz wróciłam do pisania wcześniej niż ustawa przewiduje  :D  Zakochałam się od pierwszego wejrzenia  :D

    31 lipca

  • Użytkownik elninio1972

    @Marigold  :redface:  ale wtopa

    31 lipca

  • Użytkownik Marigold

    @elninio1972 wtopa  :D

    31 lipca

  • Użytkownik unstableimagination

    Wspaniale widzieć początek kolejnnego dzieła! Nie wiem dlaczego, ale moja wyobraźnia jest bardzo kompatybilna z Twoim pisaniem. Na przykład:
    “Koń, na którym siedział, lekko zatańczył. Nie spuszczając mrocznego spojrzenia z intruzów, pochylił się i ręką w skórzanej rękawicy powoli, niemal czule, jakby w zamyśleniu, pogłaskał olbrzymiego ogiera po szyi. Zwierzę natychmiast się uspokoiło.”
    Od razu to widzę :)

    Lista życzeń ode mnie jako czytelnika

    - wzruszający wątek miłosny
    - namiętna erotyka
    - walki i wspaniały, mroczny klimat

    I najważniejsze życzenie - żeby autorka cieszyła się pisaniem, uwielbiała swoje postacie i budziła się w nocy z nowymi pomysłami.
    Świetna grafika Branna!

    28 lipca

  • Użytkownik Marigold

    @unstableimagination Dałeś mi niezłego powera do pisania swoim komentarzem!  Cieszę się z tej kompatybilności  :D. Postaram się spełnić Twoje czytelnicze życzenia z jak największą ilością szczegółów i detali! ;) (żałuję, że nie mam do tego Twojego talentu). Cieszę, że czytasz i komentujesz moje opowiadania, bardzo Ci dziękuję  <3  
    Ps. Już śpię z notesem i długopisem pod poduszką  :D

    28 lipca

  • Użytkownik unstableimagination

    @Marigold cała przyjemność po mojej stronie. I nie spiesz się, tylko ciesz pisaniem :)

    30 lipca