Przeklęty: Brann. Część 1, rozdział 6

Przeklęty: Brann. Część 1, rozdział 6W obozie, który Cameronowie rozbili w drodze do Toll an t-sionnaich, czekała na męża zła i mocno zdenerwowana Ingrid. Od czasu do czasu wychodziła z wielkiego namiotu, by sprawdzić, czy nie widać zbliżających się jeźdźców. Słońce było już dosyć wysoko na niebie, a Angus, jakby zapadł się pod ziemię. Pomimo zmęczenia w ogóle nie spała dzisiejszej nocy, wciąż rozmyślając nad wydarzeniami ostatnich dni.  
     Weszła do namiotu, założyła ręce na piersi i zaczęła kolejny nerwowy spacer. Właściwie miała ochotę wskoczyć na swojego konia i od razu wrócić do domu, zostawiając Angusa samego.  
     Do tej pory nie mogła uwierzyć w to, co wyjawił jej wczoraj mąż, że Collin Ferguson, przystępując do pojedynku z Krukiem, miał zatrute noże. Nie miała pojęcia, że ci dwaj uknuli przeciwko Durwardowi tak perfidną intrygę. Angus miał swoje wady, ale honor był dla niego zawsze na pierwszym miejscu, więc nie rozumiała, co go pchnęło do tego czynu. Żałowała, że nie dowiedziała się o tym wcześniej, bo nie dopuściłaby do tej walki. Tym bardziej że podczas krótkiej wymiany zdań z Krukiem nabyła pewności, że ma do czynienia z człowiekiem, wbrew powszechnej opinii, prawym. Obiecał, że nie skrzywdzi Catriony, a kobieca intuicja podpowiadała jej, że mówi prawdę. Co więcej, w jego oczach dostrzegła wyjątkową dojrzałość, cechę niezwykle rzadką u dwudziestopięcioletniego mężczyzny. Mógł pójść w ślady ojca i stać się jeszcze większym tyranem. W niczym nie przypominał potwora, za jakiego go wszyscy uważali. Domyślała się, że cieszyła go zła sława, która go otaczała i nie zamierzał z nią walczyć. O wiele więcej można zdziałać strachem niż mieczem, a Kruk doskonale o tym wiedział.  
     Jej rozmyślania przerwał hałas dochodzący z obozowiska. Natychmiast wyszła z namiotu, by zobaczyć, co się dzieje. Przybyli Angus z Aidanem. Zmęczeni i pokryci kurzem zsiadali z koni. Widząc Ingrid, od razu ruszyli w jej stronę. Zauważyła, że nie ma z nimi Catriony. W milczeniu czekała na to, co mają do powiedzenia.  
– Widziałem się z nią – rzekł bez wstępów Cameron, marszcząc swoje grube brwi, aż utworzyły pojedynczą linię. – Wyobraź sobie, że twoja córka nie chciała pójść z własnym ojcem. Wróciła do tego diabła, Kruka, mimo że spokojnie mogliśmy uciec.
     Ingrid, słysząc określenie „twoja córka”, ze zdziwienia szeroko otworzyła oczy.  
– Moja córka? – zapytała zaskoczona. – A to ci nowina. Przez dziewiętnaście lat Catriona była wyłącznie twoim dzieckiem, ja ją tylko urodziłam, skąd więc ta nagła zmiana? – dodała z ironią.  
     Angus podszedł do stołu i ze stojącego na nim dzbanka nalał do kubka wody, który opróżnił jednym haustem.  
– Żeby nie posłuchać ojca! – wycedził gniewnie. Wciąż nie mógł przeboleć jej samowoli. – Czego ją w tym klasztorze uczyli?! A Kruk żyje, tyle wiem od Catriony, bo jego ludzie nie mają o niczym pojęcia. Marana i zastępca Durwarda trzymają wszystko w ścisłej tajemnicy. Skoro przeżył noc, nic mu nie będzie. Niepotrzebnie słuchałem ciebie i Catriony, powinienem się z nim osobiście zmierzyć. Nie jestem jeszcze takim starcem, za jakiego niektórzy mnie uważają – w tym momencie znacząco spojrzał na żonę. – Władam mieczem dłużej, niż ten młokos żyje.
     Ingrid w skupieniu przysłuchiwała się mężowi. Zaskoczył ją wyznaniem, że Catriona z własnej, nieprzymuszonej woli wróciła do człowieka, który miał jak najgorszą opinię. Widocznie nie myliła się w swoim osądzie tego mężczyzny, skoro ich córka, która musiała go już trochę poznać, wybrała Branna.  
Interesujące – pomyślała.  
– Może rzeczywiście jest w niej więcej ze mnie niż z ciebie – odezwała się Ingrid, spoglądając w zamyśleniu na męża. Przypomniała sobie przybycie Angusa do wioski, w której mieszkała do osiemnastego roku życia. Tak naprawdę nigdy jej nie porwał, jak wszyscy myśleli. Sama z nim uciekła, bo od pierwszej chwili pojawiła się między nimi wyjątkowa więź. I straciła rodzinę, która nigdy nie wybaczyła jej tego, co zrobiła. Czyżby ich córka miała postąpić tak samo? – Musiało wydarzyć się coś na tyle istotnego, że Catriona, którą zawsze cechowała duża odpowiedzialność, podjęła taką decyzję. Czy wie, że trucizna była twoim pomysłem?
– Tak – przyznał niechętnie Angus. Znowu poczuł złość, gdy przypomniał sobie wyrzuty czynione przez Catrionę. – Jeszcze mi smarkula nagadała, że nie tak postępuje człowiek honoru. Czasami nie ma innego wyjścia i jest się zmuszonym zrobić to, co konieczne, a nie to, co należy.  
– Miała rację, robiąc ci wymówki – stwierdziła sucho Ingrid. – Nie przypominam sobie, żebyś, kiedykolwiek wcześniej, w ogóle rozważał postąpić w tak niegodny sposób. Sama wiele razy słyszałam, jak wyjaśniałeś Catrionie i chłopcom, że na dobre imię pracuje się całe życie, a które można zhańbić jedną złą decyzją. Co ci w ogóle przyszło do głowy?  
     Angus lekceważąco wzruszył ramionami. Nienawiść do wroga, który traktował tę część Szkocji, jakby należała do niego, wygrała z rozsądkiem.
– Dzięki Bogu, Kruk przeżył. Miejmy tylko nadzieję, że, przez wzgląd na Catrionę, nie będzie się mścił – Ingrid patrzyła na męża z niepokojem. Nie dość, że Angus pozbawił życia starego Durwarda, to teraz podstępem próbował zabić jego syna.  
– A ty, mój drogi – dodała z całą surowością. – Musisz się wyleczyć z obsesji na punkcie Kruka. Powinniśmy zaufać Catrionie. Przypominam, że już dwukrotnie, bardzo wyraźnie wyraziła swoją chęć pozostania w Urchadain. Ten pierwszy raz, po pojedynku, mógł wynikać z poczucia obowiązku wobec rodziny i klanu, ale to, że z własnej, nieprzymuszonej woli wróciła do niego, chociaż, jak sam wspomniałeś, bez problemu mogła uciec, jest o wiele bardziej wiążące niż jej publiczne deklaracje, przynajmniej dla mnie, Angusie.
     Mężczyzna patrzył srogo na żonę. Była urocza, kiedy się złościła. W tym momencie zdał sobie sprawę, jak wiele Catriona miała ze swej matki. Nie tylko urodę, ale i odwagę, by postąpić wbrew woli ojca, kiedy uważała, że racja jest po jej stronie. Piekielnie go to zirytowało, ale i wzbudziło szacunek.  
     Angus westchnął ciężko, z rezygnacją – nie myśl, że rzuciłem miecz, ja go tylko na chwilę odłożyłem. Poczekamy na rozwój sytuacji. Jeśli coś będzie zagrażać Catrionie... – nie dokończył, bo w tym momencie żona położyła mu palec na ustach.
– … wtedy sama chwycę za miecz i stanę do walki z Krukiem – dokończyła za niego Ingrid.

*

– Co ona tu, do cholery, robi?
     Catriona zatrzymała się na progu sypialni Branna, zaskoczona obraźliwym pytaniem zadanym niskim, ponurym głosem. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami: jej pełnym niepewności, jego gniewnym. Mężczyzna, siedząc na krawędzi łóżka, obserwował ją bacznie.  
– Co ona tu robi? – Brann ze spokojem, który zwiastował burzę, ponowił pytanie.  
     Starsza kobieta, nic sobie nie robiąc z jego groźnej miny, porządkowała specyfiki na niewielkim stoliku obok łóżka.  
– Przyszła cię przypilnować – Marana popatrzyła na niego z uspakajającym uśmiechem, jakby miała do czynienia z dzieckiem, a nie z dorosłym mężczyzną. Za to w jej oczach skrzyły się iskierki lekkiego rozbawienia.  
     Jak na człowieka, który trzy dni temu uniknął śmierci, wyglądał nadzwyczaj dobrze. Bladość zniknęła z twarzy, powoli odzyskiwał apetyt, wracały też siły.  
     Marana czuła, jak przepełnia ją ogrom szczęścia. W chwili, gdy jego serce stanęło, miała wrażenie, że umarła razem z Brannem. Nie wyobrażała sobie dalszego istnienia bez swojego chłopca. Na szczęście to był moment, koszmar, który zamienił się w cud, bo tylko cudem można było nazwać pojawienie się Iana akurat w tym momencie i to, czego dokonał. Łzy napłynęły jej do oczu, gdy przypomniała sobie, jak mężczyzna raz po raz uderzał w Branna swoją ogromną pięścią. Wiedziała, że ten obraz będzie ją prześladował przez resztę życia. Ku jej wielkiej uldze i nieopisanej radości wszystko dobrze się skończyło.  
     W tym momencie zerknęła na wystraszoną Catrionę, która nie wiedziała, co robić. Czy wejść do środka, czy może wrócić do siebie? Córka Angusa okazała się niezastąpiona podczas tej przerażającej nocy. To ona zmuszała Branna do picia naparu z ziół, który miał pomóc w oczyszczeniu krwi z trucizny, a później przejęła opiekę nad chorym, mimo niechęci, którą miała prawo darzyć Kruka. Zauważyła, w jaki sposób młoda kobieta patrzyła na Branna, kiedy wydawało jej się, że nikt nie zwraca na nią uwagi, jak miękko sunęła ściereczką po jego ciele i tęsknym spojrzeniem wodziła po męskiej twarzy. Chyba sama nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo zmieniły się jej uczucia do tego mężczyzny.  
Dobrze – pomyślała w duchu Marana – wzajemna miłość zapewni obojgu ochronę. Nikt im więcej nie zagrozi, gdy połączy ich uczucie i zapoczątkują nowy, silny ród. Nawet Angus Cameron będzie musiał się pogodzić z zaistniałą sytuacją.  
– Nie potrzebuję niańki – wycedził przez zęby mężczyzna, czując, jak ogarnia go coraz większa wściekłość. Był zły, bo widziała go bezbronnego, bez sił, zależnego od innych. Od niej. – Powinna być u siebie w komnacie, przykuta łańcuchem, żeby przypadkiem nie wbiła mi noża w plecy.  
     Catriona, po chwilowym oszołomieniu, dumnie uniosła głowę i weszła do jego sypialni, jak do swojej, z głośnym trzaskiem zamykając ciężkie drzwi, aż ściany wieży zadrżały. Pomyślała, że po tym wszystkim, co dla niego zrobiła, jak go doglądała i poiła, gdy cierpiał, ma prawo tu być.  
– Gdybym chciała cię zabić – zaczęła wyniośle Catriona. – To wystarczyło cierpliwie poczekać, aż trucizna zrobi swoje. Skoro jednak podjęłyśmy z Maraną niemały trud, żeby utrzymać cię przy życiu, szkoda byłoby naszego wysiłku, gdybym cię teraz zabiła – stwierdziła złośliwie.  
     Staruszka, słysząc jej słowa, parsknęła cichym śmiechem, a niezadowolony Brann zmarszczył swoje czarne brwi. Nie podobała mu się arogancja dziewczyny, chociaż w głębi duszy wiedział, że zawdzięcza życie jej, Maranie i Ianowi. Tamtym już podziękował za to, co dla niego zrobili, ale Catrionie nie zamierzał, choćby go przypalali ogniem. Angus chciał go zabić, a jego córka, o ironio, go uratowała. Do tego, ku swojemu zakłopotaniu, pamiętał, jak nazwał ją „aniołem”. Czy naprawdę prosił ją, aby go nie zostawiała?! Jasna cholera, musiało być z nim naprawdę źle!  
– Wynoś się stąd! – warknął nie na żarty rozeźlony Brann.
– Nie ma mowy – wtrąciła nagle Marana. – Powinnam odpocząć, a ktoś musi pilnować cię w nocy. Wydaje się, że najgorsze masz za sobą, ale nadal jesteś słaby i trzeba, mimo wszystko, uważać. Nie musisz się wstydzić Catriony – dodała niewinnie Marana. – Widziała cię nagusieńkiego.
     Catriona, pod wpływem słów kobiety, zalała się czerwienią, a Brann, ze zdziwienia, szeroko otworzył usta. Marana zachichotała w duchu, widząc reakcję młodych. Musiała stworzyć im warunki, żeby mogli się lepiej poznać i pobyć sam na sam, bez świadków.  
– Wychodzę – oznajmiła stanowczo. – Masz się dobrze sprawować – pouczyła go jeszcze na koniec i niezwykle z siebie zadowolona, opuściła pomieszczenie.  
     Po jej wyjściu w komnacie momentalnie zrobiło się duszno, nie tylko od palącego się w kominku ognia, ale przede wszystkim od oszalałych nagle zmysłów, które rozpoczęły dziki taniec.  
– Więc widziałaś już wszystko? – zapytał Brann, któremu nagle wrócił dobry humor.      Ułożył się na posłaniu tak, by, jak najlepiej zaprezentować swą umięśnioną sylwetkę. Co z tego, że ruch ten spowodował potworny ból w klatce piersiowej? Mina Catriony i jej nagle zamglone, niebieskie spojrzenie warte były każdego cierpienia.
     Kobieta wzruszyła ramionami, jakby nagi Kruk nie robił na niej większego wrażenia. A tak naprawdę nogi się pod nią ugięły, gdy tak leżał z założonymi za głową rękami, wpatrując się w nią, żarzącymi się od wyuzdanych myśli, oczami, z leniwym uśmiechem na ustach, który świętą nakłoniłby do grzechu.  
A ona święta nie była – pomyślała zrezygnowana Catriona, siadając na krześle koło drzwi, by być możliwie jak najdalej od tego emanującego diabelskim urokiem mężczyzny.  
– Wszystko. Nawet to niewielkie, miękkie coś poniżej brzucha – pomimo skrępowania, śmiało podjęła grę rozpoczętą przez Kruka, chociaż doskonale wiedziała, że będzie tego żałować, ale jego arogancki uśmieszek zbyt mocno ją prowokował, by mogła oprzeć się wyzwaniu.
     Brann wybuchnął śmiechem, słysząc jej słowa, uniósł jedną brew i bezczelnie błądził po niej zuchwałym wzrokiem. Musiała być świeżo po kąpieli, bo w komnacie pachniało wrzosowym mydłem, a kosmyki, które uwolniły się z warkocza, wiły się wilgotnymi pasmami wokół ślicznie zarumienionej twarzy. Patrzył na kuszące krągłości, podkreślone przez jasną, prostą sukienkę.  
Do licha, ta kobieta umarłego by ożywiła – pomyślał Brann, kiedy jego penis drgnął i zaczął się niebezpiecznie unosić.  
     Szybkim ruchem narzucił na biodra pled, by przypadkiem nie zobaczyła, co się z nim dzieje. Z drugiej strony, była tak niewinna, że nie wiedziała, co to w ogóle oznacza.
– Zimno ci? – zapytała z troską Catriona, spoglądając na zakrywającego się mężczyznę. – Może dorzucić więcej drew do kominka? – zaproponowała.  
     Brann zacisnął mocno zęby, bo pożądanie zalało go gwałtowną falą, powodując ból w kolejnej części jego ciała, tej, która leżała sobie spokojnie, aż do przyjścia tej nieprawdopodobnie uroczej kusicielki.  
– Nie jest mi zimno – warknął, coraz bardziej rozsierdzony, bo jego członek za nic nie chciał się uspokoić, wręcz przeciwnie, rósł w siłę.
Przynajmniej był pewien, że ta jego część działa bez problemu – pomyślał w przypływie czarnego humoru.  
     Catriona, widząc wykrzywioną bólem twarz Branna, zerwała się z krzesła i podeszła do niego. Wyciągnęła dłoń, chcąc dotknąć jego czoła i sprawdzić, czy przypadkiem gorączka nie wróciła.  
     Mężczyzna zadziałał instynktownie, mocno chwycił jej wyciągniętą rękę, przyciągnął ją do siebie i jednym, płynnym ruchem, mimo bolesnej błyskawicy, która przeszyła jego ciało, ułożył się na niej.
     Catriona, zaskoczona ruchem mężczyzny i czując na sobie jego ciężar, patrzyła na niego szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Twarz Branna była tak blisko, że jego przesycony ziołami oddech łączył się z jej oddechem, a czarne spojrzenie wpatrywało się w nią intensywnie, jakby widział ją pierwszy raz w życiu.  
     Przyglądali się sobie, nie kryjąc się ze swoimi rozszalałymi emocjami, które ujawniały się w gwałtownie bijących sercach, lekko otwartych ustach, czy pociemniałych od żądzy oczach. A kiedy Catriona położyła swoją małą dłoń na jego rozpalonym torsie, ten o mało nie jęknął z rozkoszy, która wzburzyła mu krew w żyłach. To delikatne muśnięcie spowodowało, że mięśnie klatki piersiowej napięły się, jakby ktoś przyłożył do nich rozpalony pręt. Jego urzekająca czarodziejka nawet nie wiedziała, jaką ma nad nim władzę.  
     Brann powoli opuścił głowę i dotknął jej wilgotnych, zachęcająco rozchylonych warg swoimi. Obojgu wyrwał się cichy jęk, gdy bardzo delikatnie, czubkiem językiem, sunął wzdłuż miękkiej linii kobiecych ust. To leciutkie muśnięcie wystarczyło, aby jeszcze bardziej wzniecić wewnętrzny ognień, który płonął w nim, odkąd ją dziś zobaczył. Powinien to przerwać, póki jeszcze nad sobą panował, ale nie potrafił. Zbyt mocno kusił go świat wspólnych, namiętnych uniesień, które ich czekały.
     Pieścił jej zapraszające i gorące usta. Dokładnie badał każdy, niesamowicie podniecający i smakowity zakątek jej warg. Nie spieszył się, chociaż chciał tylko jednego, jak najszybciej rozsunął gładkie, kobiece uda i znaleźć pomiędzy nimi ulgę, której tak bardzo pragnął. Zmusił się, by zapanować nad swoją żądzą, ciesząc się na razie nieśmiałą, dziewiczą odpowiedzią ust Catriony. Była w tym tak uroczo nieporadna i niewinnie uwodzicielska, że aż zadrżał, upojony jej odpowiedzią na pocałunek. Był dumny, że to on wprowadzi ją do krainy ekscytujących wrażeń. Za to krew go zalewała, gdy pomyślał, że mogła należeć do Collina Fergusona. Dobrze, że zabił sukinsyna.  
     Oderwał się od kuszących, kobiecych ust i skupił się na szyi, którą znaczył miłosnymi ukąszeniami, wiedział, że zostaną ślady, ale miał to gdzieś. Chciał, by wszyscy wiedzieli, że jest jego.  
     Kobiecy instynkt kazał Catrionie odchylić głowę do tyłu, tak, by Brann miał lepszy dostęp do tej niezwykle wrażliwej części jej ciała. Jęknęła cicho, gdy polizał, wyjątkowo podatne na pieszczoty miejsce tuż przy uchu. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. To miała ochotę szeroko rozsunąć uda, to znowu mocno je zacisnąć. Zdumiewający świat przyjemności, jaki odsłaniał przed nią Brann, wprawiał ją w cudowne osłupienie. To, że czuła na sobie jego wspaniałe ciało, jeszcze potęgowało te wyjątkowe odczucia. Wodziła palcami po muskularnych plecach, wyczuwając pod opuszkami liczne zgrubienia, ślady brutalnej siły i okrucieństwa Duncana Durwarda. Ogarnął ją smutek, gdy pomyślała, jaką gehennę musiał przejść w dzieciństwie, który jednak zaraz zniknął, bo Brann zaczął gmerać przy ciasno zasznurowanym dekolcie jej sukienki. Przestraszona złapała go za rękę, by powstrzymać przed dalszymi niedyskretnymi zakusami.  
     Ale wystarczyło, że spojrzał na nią tymi swoimi gorejącymi oczami, w których widać było pragnienia i obietnice znane człowiekowi od początku jego istnienia, a zapomniała o jakichkolwiek obiekcjach.
     Brann wznowił przerwaną czynność, siłując się ze sznurkiem łączącym dwa brzegi dekoltu. Rozchylając kawałki materiału, jego wprawne palce muskały pokrytą lekkim potem kobiecą skórę. Zamruczał z zachwytu, gdy jego oczom ukazał się wyjątkowo porywający widok. Miał przed sobą najdoskonalsze piersi, jakie, kiedykolwiek widział, nie za duże i nie za małe, zakończone uroczymi, bladoróżowymi sutkami. Dmuchnął lekko i patrzył zachwycony, jak brodawki zamieniają się w małe kamyczki, a otoczka wokół nich się marszczy. Polizał jedną z nich gorącym językiem, a potem samym jego koniuszkiem zataczał malutkie kółeczka na błyszczącym szczycie. Piekło i szatani! Smakowała jak miód!
     Podniósł głowę i popatrzył na Catrionę. Oczy miała zamknięte, usta lekko otwarte, a policzki zabarwione subtelnym rumieńcem. Włosy wysunęły się z warkocza, wijąc się wokół ślicznej twarzy jasną poświatą. Wbijała palce w jego plecy, mocno się go trzymając, jakby bała się, że ją nagle zostawi, podczas tej niezwykłej podróży, a tylko on znał drogę prowadzącą do rozkosznego celu, ku któremu oboje zmierzali.
     Brann, przyglądając się Catrionie, uśmiechał się z zadowoleniem. Mała wojowniczka zupełnie topniała pod jego dotykiem. Wciąż patrząc na nią z podziwem, sięgnął pod sukienką do kształtnej łydki i gładząc miękką skórę, zaczął wędrować dłonią do góry. Gdy zbliżył się do uda, Catriona gwałtownie otworzyła oczy.  
– Brann... – szepnęła, nie wiedząc właściwie, co chce powiedzieć. Czy zaprotestować przeciwko tak intymnemu dotykowi, czy też błagać, by nie przerywał tych niebiańskich pieszczot?
     Ogarnął ją wstyd, gdy poczuła pulsowanie między nogami. Bała się tego nowego uczucia, narastającej ekstazy, wilgoci, która zalewała to grzeszne miejsce u szczytu ud. Nie wiedziała, co to wszystko oznaczało. Za to była pewna jednego, że jej miejsce jest w ramionach tego mężczyzny.  
     Brann o mało nie oszalał, gdy usłyszał, jak łagodnie wypowiada jego imię. Po chwili podjął słodką wędrówkę. Ponownie ją pocałował, cały czas gładząc kobiece uda, coraz wyżej i wyżej. Gdy jego palce natknęły się na miękkie włoski, zamruczał z satysfakcji. Delikatnie rozsunął niewielkie fałdki i jego dłoń znalazła się tam, gdzie od początku pragnęła dotrzeć. Pocierał palcem wrażliwy wzgórek, który wkrótce zrobił się śliski od coraz większego podniecenia ogarniającego Catrionę. Oddychała szybko, gwałtownie, jakby brakowało jej powietrza.
     Wsunął palec głębiej, do ciasnego, podatnego na dotyk wejścia. Żar, jaki tam panował, sprawił, że Brann o mało nie wyskoczył ze skóry. Musiał użyć całej swojej, słynnej, silnej woli, by zapanować nad żądzą, która trawiła jego ciało równie mocno co wcześniej trucizna. Wycofał palec i ponownie, bardzo, bardzo powoli wsunął go do środka, ciut głębiej niż poprzednio. I tak raz za razem, dręcząc ją tą wyrafinowaną torturą.  
     Catriona pojękiwała cicho, nie wiedząc, co Brann właściwie z nią robi. Ale nie wyobrażała sobie, by mógł teraz przestać. Wczepiła palce w jego barki, szukając w nim oparcia. Był jedynym pewnym punktem pośród rozszalałych emocji, których nie potrafiła nazwać. Miała wrażenie, że zaraz rozleci się na kawałki, które nigdy już nie wrócą na swoje miejsce.  
     Brann przyspieszył swoją pieszczotę. Jeden palec wsuwał do ciasnej szczeliny, a kciukiem zataczał małe kółeczka na magicznym, kobiecym punkcie, który pulsował od zbliżającej się rozkoszy.  
     W pewnym momencie Catriona wygięła się w łuk i przeciągle jęknęła. Jej ciałem wstrząsały spazmy tak wielkiej przyjemności, że nie wiedziała, co się z nią dzieje. Sunęła wysoko ku rozgwieżdżonemu niebu, zdumiona tym, co właśnie przeżyła. Nie czuła swojego ciała, była za to lekkość i niezwykła błogość. Stan, którego do tej pory nie znała.  
     Zawstydzona swoim brakiem kontroli, nie do końca, wiedząc, co się przed chwilą stało, uniosła powieki, by spojrzeć prosto w mieniące się dziwnym światłem, czarne oczy Kruka. Podczas tej wyjątkowej chwili mieli wrażenie, że są sami na świecie. Podobnie jak Adam i Ewa w swoim raju, z tą różnicą, że zamiast Ewy była Catriona, a Adama zastąpił Brann, który patrzył zachwycony, jak jego piękna czarodziejka przeżywa swój pierwszy w życiu miłosny szczyt.  
     Za to on wciąż był napięty do granic możliwości, ostatkiem sił się powstrzymywał, by nie wejść w to gorące miejsce, w którym przed chwilą znajdował się jego palec. Pomimo ogromnego podniecenia, jakie czuł w całym ciele, zdawał sobie sprawę, że uczynienie Catriony w pełni jego, będzie musiał odłożyć na lepszy moment. To jeszcze nie był ten czas.  
     Ale, do licha, nie wyobrażał sobie, by miał sobie nie ulżyć. Przeturlał się z Catrioną w ramionach na plecy, tak, że teraz ona była na górze. Nie odrywając od niej lubieżnego spojrzenia, chwycił jej dłoń i położył na nabrzmiałym członku. Gdy poczuł na sobie jej smukłe, ciepłe palce z jego piersi wyrwało się pełne zadowolenia mruczenie. Ledwie go dotknęła, a on już płonął, gotowy w każdej chwili wytrysnąć. Wziął kolejny drżący oddech, ponieważ nie chciał jeszcze kończyć tej zabawy, chociaż musiał wykazać się wyjątkową samokontrolą.  
     Catriona spojrzała na miejsce, w którym spoczywała jej ręka. Patrzyła ze zdziwieniem, jak małe, miękkie coś, które tu wcześniej było, zamieniło się w wielki, twardy, gruby jakby korzeń. Jej niedyskretne paluszki powoli przesunęły się po tym intrygującym kształcie, który okazał się wyjątkowo miły w dotyku. Oszołomiona i zaciekawiona nieznanym jej widokiem, macała ten dziwny korzeń, dotykała raz mocniej, raz słabiej, a nawet lekko szturchała.  
– Dość! – wychrypiał przez zęby Brann, jednocześnie łapiąc ją za nadgarstek. Ona może i dobrze się bawiła, ale on już dłużej nie mógł wytrzymać tych podniecających igraszek.
     Patrząc na nią, zamglonymi od zbliżającej się przyjemności, oczami, nakrył jej rękę swoją i otoczył boleśnie napiętego penisa. Pokazując, jak ma go pieścić, zamknął oczy i ciężko dysząc, czekał na spełnienie. Wystarczyła chwila nieporadnych pieszczot Catriony, by ogarnęła go ekstaza, która wprawiła ciało w drżenie. Spełnienie zalewało go niczym wody Loch Ness, by w końcu zostawić go cudownie zaspokojonego.  
     Gdy mógł już w miarę jasno myśleć, wyciągnął dłoń i leciutko, niczym piórkiem, pogłaskał ją po czerwonym policzku.  
Może tamtej nocy się nie mylił i Catriona rzeczywiście jest jego aniołem – pomyślał, nie mogąc oderwać od niej oczu.  

*

     W tym samym czasie mężczyzna o drapieżnych rysach twarzy, na której malowała się bezwzględność, siedział w gospodzie na granicy szkocko-angielskiej. Usiadł w rogu pomieszczenia, tak, by mieć oko na wchodzących. Nikt go tu nie lubił, ale że wzbudzał paniczny wręcz strach, nikt nie śmiał go zaczepiać. Wszyscy pamiętali, jak potraktował dwóch osiłków, którym nie spodobało się, że został obsłużony poza kolejnością. Nim skończyli mówić, mieli poderżnięte gardła.
     Mężczyzna sączył swój trunek, a jego zimne, złowieszcze spojrzenie podążało za śliczną, młodą kobietą, która dzisiejszego wieczora obsługiwała gości. Nabrał na nią ochoty, ale postanowił pobawić się z nią w kotka i myszkę, dla zaostrzenia seksualnego apetytu. Bała się go, bo co rusz zerkała na niego z przerażeniem widocznym w wielkich, brązowych oczach. Świetnie, strach go podniecał. Uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Ci, którzy go dobrze znali, wiedzieli, że ten grymas nie wróży niczego dobrego.  
     Cały czas przyglądając się kobiecie, rozmyślał o czekającej go wkrótce podróży. Nienawidził Szkocji, zwłaszcza jej północnych regionów, zimnych wiatrów, gór, mieszkających tam ludzi. A najbardziej Branna Durwarda. Niestety, miał pilną sprawę do załatwienia i nie mógł już dłużej zwlekać. Bezlitosny uśmiech ponownie zagościł na jego twarzy. Raczej nie ucieszą się na jego widok. Ale mało go to obchodziło.
     Nagle wyciągnął prawą dłoń i palcem wskazującym przywołał kobietę do siebie. Obserwował, jak trzęsą się jej ręce, gdy zdejmowała fartuch, a zwierzęcy lęk opanowuje ponętne ciało. Dzisiejszej nocy pokaże tej dziwce, co znaczy mieć prawdziwego mężczyznę między nogami.

4 komentarze

 
  • Użytkownik Goscd

    Pisz dalej super opowiadanie

    13 października

  • Użytkownik Marigold

    @Goscd Dzięki!  <3

    13 października

  • Użytkownik Shadow1893

    Lubię Maranę, jest bezpośrednia i wie, co dla Kruka dobre, a to, jak go gasi – bomba. Zauważyłam, że wszystkie twoje kobiety nie dają sobie w kaszę dmuchać , a to jest wielce na plus.  
    O uniesieniach się rozwodzić nie będę, bo to majstersztyk, który opisałaś w magiczny sposób.
    Szykują się kolejne kłopoty. Następny brutal na horyzoncie. :)
    Ogólnie spokojny rozdział i to chyba tyle. Czekam na kolejną część. :)

    11 października

  • Użytkownik Marigold

    @Shadow1893 Marana jest twarda jak mury Urchadain. Wiesz, co mówią (i co jest najprawdziwszą prawdą), że za nietuzinkowymi mężczyznami stoją wyjątkowe kobiety.  
    Trochę erotyzmu od czasu do czasu musi być  :D  
    Do gry wchodzi nowa postać, która zwiastuje bardzo poważne kłopoty.  
    Cieszę się, że historię Branna uważasz za interesującą i wciąż czytasz nowe odcinki.  
    Bardzo Ci dziękuję.  ;)

    12 października

  • Użytkownik Shadow1893

    @Marigold i vice versa. Niech się dzieje. Już sam opis i charakter nowego zwiastują kłopoty. Miłego dnia. :)

    12 października

  • Użytkownik elninio1972

    🤔 i nie wiem co napisać. Jestem na tak, czekam na ciąg dalszy ;) i 👍

    11 października

  • Użytkownik Marigold

    @elninio1972 cieszę się, że kciuk w górę a nie w dół. Doceniam  ;) Dzięki  ;)

    11 października

  • Użytkownik elninio1972

    @Marigold serio nie wiem co napisać, bo... Jak zwykle wprowadzasz czytelnika w świat   wyrafinowanej rozrywki  
    A urwać w takim momencie, to tylko   Hitchcock by się  porwał 🤯 wprowadzasz nowego bohatera, i nie mówisz kto ... Nieładnie , bardzo ;)

    11 października

  • Użytkownik Marigold

    @elninio1972 Tylko Ty potrafisz mnie porównać do mistrza grozy  :D Wszystkiego się dowiesz (w swoim czasie) - cierpliwości  :D

    12 października

  • Użytkownik unstableimagination

    Ależ to było gorące! Ależ pełne uroczych, pikantnych detali! Pochłonąłem jednym tchem i już ustawiam się w kolejce po więcej :)

    11 października

  • Użytkownik Marigold

    @unstableimagination miałam cichą nadzieję, że przekomarzanki Catriony i Branna (i nie tylko przekomarzanki) spodobają się czytelnikom  ;)  Bardzo dziękuję, za bardzo miły komentarz  <3

    11 października