O Wszystko Albo Nic Rozdział 7

O Wszystko Albo Nic Rozdział 7Rozdział 7
Roman  

Nic nie mówiłem tylko patrzyłem na Deana.  
Zastanawiałem się: Czy powinienem odpuścić? Ale to pytanie ciągle pozostawało bez odpowiedzi. Z jednej strony nie chce niczego porzucać, ale z drugiej mogę zaszkodzić mojej drużynie. No i dochodzi do tego wszystkiego Stephanie McMahone.  
- Czy ona pozwoli nam wygrać? I czego chce od Rollinsa? – spytałem na głos.
- Nie wiem – odpowiedział przyjaciel. – I nie wiem. – Spojrzałem na niego ze zdziwieniem. – To odpowiedź na drugie pytanie – powiedział i uśmiechnął się do mnie. - Mam nadzieje, że Seth nas ponownie nie wykołuje, bo nie wiem czy nasza przyjaźń może tyle przetrwać.
- Nie wiem ile razy Colby nadszarpnie naszą przyjaźń. To już wie tylko on – rzekłem i spojrzałem na podjeżdżający samochód pod budynek WWE.
Po chwili wysiadł z niego wysoki, dobrze zbudowany brunet. Dean roześmiał się wpatrując się w dość nienaganny ubiór mężczyzny i tonę żelu we włosach. Brunet podszedł od drugiej strony samochodu i kiedy zbliżył się do drzwi auta te otworzyły się, i dostrzegłem Brie.
- O, to jej chłopak? – spytał zaskoczony Dean, a ja wzruszyłem ramionami.
- Nie – powiedział kobiecy głos. – To przyjaciel. Znają się dobrych kilka lat, a po śmierci Lincolna to on zajął się Brie i jej synem, Danielem.
Zerknąłem na siadając obok Ambrose, Renee.
- Skąd tyle wiesz? – spytałem patrząc jak gościu całuje ją w policzek i podaje do ręki sportową torbę.
- Przecież odwiedzałam ją parę razy w miesiącu – rzekła i popatrzyła na mnie, a następnie przysunęła się do Deana, który odsuwał się od niej.
W końcu wylądowałem na krótko przystrzyżonej trawie, która rosła przy schodach. Dean i Renee roześmiali się. Mi osobiście nie było do śmiechu, ale wykrzywiłem lekko usta jakby w chęci samego gestu.
- Cześć – powiedziała Becky, a po chwili to samo usłyszałem z ust podchodzącej do nas Brie.
Przywitaliśmy się, ale szybko zmyłem się z miejsca i ruszyłem do przebieralni. W środku pomieszczenia siedział skwaszony Seth, który nerwowo rozwiązywał, aby po chwili zawiązać sznurowadła butów.
- Co jest? – spytałem rzucając na podłogę torbę.
- Nic – burknął.
- Mów póki nie ma reszty.
- Steph dała nam najgorszych przeciwników. Banda krętaczy i oszustów – powiedział i dodał. – Owens i Ziggler to gwiazdy, które nie chcą zniknąć, choć mają tylko spryt. Samoa nowa gwiazda szefowej i mężulka, a Mahal musieli go dać, bo trzeba wprowadzać zróżnicowana kulturalne. No i oczywiście psychiczny Bray, a…
- A tak naprawdę, o co chodzi? – spytałem się go wchodząc mu w zdanie.
Spojrzał na mnie.
- Liczyłem – wydusił, ale zamilkł.  
- Na co liczyłeś? Na łatwiznę? Myślałeś, że dzięki romansowi z nią będziesz ponownie na fali i jakoś zadośćuczynisz nam swoje błędy. – Skończyłem mówić, a on opuścił twarz w dół. – Jesteś głupcem, jeśli ponownie jej zawierzyłeś – rzekłem.
Przebrałem się, kiedy on postanowił milczeć. Następnie ruszyłem do siłowni. Przez chwilę byłem sam, ale na sali pojawiła się Brie w towarzystwie Becky. Podeszły do mnie. Brie spojrzała na rudowłosą. Rebecca coś powiedziała pod nosem i opuściła pomieszczenie.
Zacząłem ćwiczyć.
- Co słychać? – spytała trochę niepewnie.
- Nic – odparłem podnosząc grube sznury z podłogi. Zacząłem nimi poruszać tak mocno, że po chwili wyglądały jak fale na wzburzonym morzu. – A u ciebie?
- Wracam do ćwiczeń – rzekła. - Zobaczymy czy mogę już wrócić na dłużej do WWE.
Zerknąłem na nią, a potem spojrzałem w kierunku luster, które świetnie odbijały dwie nasze postacie. Patrzyłem tak dopóki nie zadała kolejnego pytania.
- Czy my ostatnio chcieliśmy się pocałować?  
- Nie – odpowiedziałem bez namysłu.
- Nie? – spytała zaskoczona, co było widać w lustrach.  
Puściłem sznury i skierowałem się w jej stronę. Patrzyła na mnie lekko podenerwowana i ciągle bawiła się gumką do włosów, którą miała zawieszoną na lewym nadgarstku. Położyłem dłoń w tym miejscu i poczułem ciepło jej skóry.
- Mam za dużo problemów, aby obecnie mieszać sobie w życiorysie i ingerować w czyjeś życie – powiedziałem twierdząco, a następnie opuściłem pokój.  
Została sama, ale nie na długo, bo po pięciu minutach weszły na sale Becky i Sasha. Trochę mnie to uspokoiło, choć nie wiem, czemu miałoby to…
- Wszędzie cię szukam.
Wypowiedź Finna wybiła mnie z chwilowej nostalgii.
- No i w końcu znalazłeś – burknąłem. – Co chcesz? – spytałem.
- Możemy porozmawiać o Deane – rzekł twierdząco. Byłem zdumiony jego prośbą.
- Pewnie, że tak – powiedziałem i poprowadziłem nas na świeże powietrze.
Byliśmy już na dworze, kiedy zaczął wypowiadać swoje pierwsze słowa.
- Dean i ja nigdy się nie porozumiemy. Uważam, że powinien trzymać się z dala ode mnie, a raczej powinien zachować dystans i szacunek wobec mojej osoby.
- Że co? – spytałem zaskoczony. – O co ci chodzi? Z resztą jak masz problem porozmawiaj z Sethem, bo to on cię wprowadził do grupy.
- Czyli też trzymasz stronę Deana i warczysz na mnie…
- Na nikogo nie warczę, bo to należy do zadań Deana – wtrąciłem pierwszą aluzję. – Poza tym Ambrose jest moim przyjacielem i nie życzę sobie, aby go obgadywano i zarzucano mu jakieś niewłaściwe zachowanie. On jest w porządku i powinieneś postarać się z nim dogadać, bo do walki jeszcze trzy miesiące.
Milczał.
- Rozumiesz, co do ciebie mówię? – spytałem, gdy zauważyłem jego nieobecność, gdy na horyzoncie pojawiła się Becky w towarzystwie Brie.  
- Tak – szepnął.
- Co tak, Balor?
- Tak. Postaram się z nim porozumieć.
- Finn wszystko dobrze? – ponowie spytałem, gdy zauważyłem, że zawiesił się na chwilę.
- Nie – odpowiedział. – Miałeś tak, kiedyś, że mocno czegoś pragnąłeś, a to zamiast przybliżać się zaczynało się oddalać od ciebie?
- Nie – powiedziałem patrząc w tym samym kierunku, co on. W kierunku roześmianych dziewczyn.
- A ja tak mam. I to trochę wina Deana.
- Niby, co?
- Nie ważne – burknął i wrócił do środka budynku.
Ja postanowiłem poszukać Deana. Znalazłem go bardzo szybko. Jak zawsze leżał rozłożony plackiem na ringu w przyciemnionej arenie. Położyłem się obok niego i od razu zadałem pytanie.
- Podoba ci się Becky?
- Trochę – rzekł i podnieśliśmy się obaj do przysiadu.
- Poważnie mówisz? – spytałem przyjaciela.
- Tak. Przynajmniej, jako jedyna nie piszczy, nie wiwatuje i nie dopinguje Finnowi.
- Czy przez ciebie przemawia zazdrość o Renee? – spytałem z uśmiechem na twarzy.
- Może tak – powiedział i szybko dodał. – Ale ona ciągle go wspiera…
- Mnie też wspiera w taki sposób – rzekłem. - Rollinsa i nawet Corbina, bo wie, że tego potrzebujemy.
- Ale tego demonka dopinguje dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- Nie przesadzaj – burknąłem.
- Widziałeś jak oni ze sobą flirtują? A może nie zauważyłeś, że ciągle można zobaczyć ich razem. Oni są w każdym zakamarku budynku…
- No może faktycznie. Wiesz oni się po prostu przyjaźnią.
- Roman – powiedział podenerwowanym głosem Dean. Chwile popatrzył na mnie i rzekł. – A spotkanie dziś tego gościa w towarzystwie Brie nie wywołało zazdrości?
- Zmieniasz temat – wydusiłem z siebie zdumiony jego pytaniem.
- Tak jak ty, gdy pytam ci się o uraz. Jesteśmy kwita.
- Może przez chwilę poczułem ukłucie zazdrości – powiedziałem. – Dosłownie trwało to chwilę.
- Tak myślałem, a u mnie zazdrość nie trwa chwilę.
- Ale nie porównuj tych dwóch sytuacji – rzekłem podnosząc się z materaca.
- Dlaczego? Obie są śliczne i mogą mieć o wiele lepszych kandydatów od nas.
- Ta rozmowa donikąd nie zmierza – powiedziałem podnosząc na niego głos.
- Masz rację – odparł. – Wiem tylko tyle, że Finn podrywa moją Renee, a jej to się podoba. Natomiast Becky rozumie moje podejście do życia bez słów, bez kręcenia nosem. I wiem, że ty i Brie macie jakąś chemię, która was do siebie przyciąga. Może pojawiliście się w odpowiednim momencie…
- Jakim momencie?  
- Masz ostatnio ciężko i z nikim się tym nie dzielisz. To smutne Reigns.
Chwilę postałem przy nim i ruszyłem do wyjścia.  
Na zewnątrz pomieszczenia przy ścianie, gdzie stał stół z napojami spostrzegłem Brie z naszą fryzjerką. Podszedłem do nich. Kobieta zostawiła nas samych. Brie też chciała odejść, ale złapałem ją za nadgarstek. Zatrzymałem ją i spowodowałem, a może lekko zmusiłem, aby spojrzała na mnie.
- Przepraszam Brie – powiedziałem dość głośno. – Bardzo cię przepraszam, maleńka.
Uśmiechnęła się do mnie.

NataliaO

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1608 słów i 8876 znaków, zaktualizowała 13 cze 2017.

1 komentarz

 
  • Aequor

    Coś takiego w czymś takim jest niesamowicie wciągające! Chyba to jedna z moich ulubionych opowieści. ;)

    13 cze 2017

  • NataliaO

    @Aequor Bardzo Dziękuję, że się podoba :) To bardzo miło czytać takie słowa  <3

    13 cze 2017