Rozdział 24
Roman
Patrzyłem jak Brie śpi. Jej twarz lekko zaczynała być muskana przez pierwsze promienie słońca, które wpadały przez otwarte okno w jej sypialni. Pogładziłem jej policzek i delikatnie złożyłem pocałunek na jej wargach. Nie przebudziła się, a więc stopniowo opuściłem jej łóżku, aby następnie wziąć prysznic i udać się do kuchni. Postanowiłem przyrządzić coś dobrego na nasze pierwsze wspólne śniadanie. Ale za nim wybrałem się do królestwa kobiet zahaczyłem o pokój malca. Wszedłem po cichu i zobaczyłem jak stoi na nogach. Patrzył się w kierunku motyla, który przysiadł na firance. Rozejrzałem się po pokoju i zobaczyłem u góry uchylone delikatnie okienko.
- Tędy wleciał – powiedziałem na głos.
Młodzieniec spojrzał w moją stronę, ale tylko na chwilę, bo potem już jego oczka powędrowały za zmieniającym położeniem owadem. Podszedłem do okna i otworzyłem je na oścież. Motyl wyleciał, a chłopiec zaczął zanosić się płaczem.
Podszedłem do łóżeczka wziąłem go na ręce i poniosłem w kierunku dużego balkonowego okna. Obaj wyszliśmy na dwór.
- Daniel chcesz trochę go poganiać? – spytałem, a on zaczął się do mnie uśmiechać. – No to trzymaj się – powiedziałem i zacząłem z nim na rękach biegać po ogródku.
Daniel zaczął jeszcze bardziej się śmiać. W końcu przystopowałem. Usiadłem na trawie trzymając go w ramionach, a wtedy motyl usiadł mi na głowie. Chłopiec podniósł maleńką dłoń i pacnął mnie w czoło. Motyl odleciał, a Daniel posmutniał.
- Nie ma – powiedział do mnie, a ja lekko się uśmiechnąłem.
Wróciliśmy po chwili do jego pokoiku i zobaczyłem, że na fotelu siedzi Brie i wpatruje się w nasze postacie.
- Lincoln nie poznał syna – szepnęła. - Ludzie tworzą rodzinę, planują tak wiele pięknych chwil, a one czasem się nie spełniają.
- Niestety takie jest nasze życie – powiedziałem i podałem jej małego, gdy wyciągnęła dłonie w jego kierunku. Przytuliła go do serca, a ja ukucnąłem przy nich. – Ja mogę być jego opiekunem i przyjacielem, a z czasem, gdy zasłużę na jego miłość mogę stać się tatą. Chciałbym być mu tak bliski jak ojciec, ale nigdy nie będę chciał mu zastąpić tego, który go spłodził.
Brie pocałowała mnie w usta, a ja objąłem tę cudowną dwójkę i wtedy rozległ się głos dzwonka do drzwi.
- Pójdę – rzekłem.
Znalazłem się przy drzwiach wejściowych. Otworzyłem i zobaczyłem w nich Allana.
- Zastałem Brie?
- Tak, ale…
Nie dokończyłem, bo wszedł do domu i ruszył w kierunku pokoju dziecięcego. Widziałem, że świetnie odnajduje się w korytarzach budynku. Podążyłem za nim i kiedy dotarłem do sypialni malca Brie właśnie kończyła go ubierać. Allan poprosił o rozmowę w cztery oczy. Brie ułożyła dziecko w chodziku, a mnie poprosiła abym go dopilnował. Zgodziłem się, ale gdy zamknęli się w gabinecie postanowiłem podsłuchać ich rozmowę, bo wyglądało ze strony mężczyzny na coś poważnego.
- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć o nowym współlokatorze? – spytał z oburzeniem, a ona zaczęła chyba miotać się w odpowiedzi.
Podsłuchiwałem, choć cząstka mnie kazała mi odejść.
- W odpowiednim momencie. Chciałam po prostu spędzić z bliską mi osobą czas w domu… Moim domu, który kupił Lincoln.
- Przypominam ci, że musiałem go wykupić, bo twój mąż miał długi, które ja spłaciłem – burknął. – Poza tym mieliśmy umowę, że mieszkasz w moim domu, ale bez spraszania tu gości.
- Mam prawo do podejmowania…
- Straciłaś to prawo, kiedy zgodziłaś się mieszkać na moich warunkach. A czy on wie, że ja tu też nieraz nocowałem? – spytał na koniec.
Nie wytrzymałem i wszedłem do gabinetu trzymając malca na rękach. Popatrzyłem na Brie, a kiedy podałem mu Daniela skierowałem się w stronę mojej kobiety.
- Czy on mówi prawdę? – spytałem, ale ona nie mogła odpowiedzieć. Widziałem jak do oczu napływają jej łzy, a w gardle coś zatamowało jej subtelny głos. – Czyli mówi prawdę – rzekłem twierdząco.
- Lincoln wpędził ją w długi, a pracy nie dostała w WWE, bo była w ciąży. Potem musiała zajmować się dzieckiem. To ja jej pomogłem i dobrze wiedziała, czego oczekiwałem w zamian.
Wysłuchałem go, a kiedy zamilkł wyszedł z pomieszczenia trzymając Daniela na rękach. Popatrzyłem ponownie na Brie.
- On ma rację. Wiedziałaś, że potraktuje cię jak swoją własność – powiedziałem, a potem dodałem. – Ile potrzebujesz na spłacenie tego dupka?
- Dużo – przemówiła z trudem.
- Pakuj małego i siebie. Wyprowadzasz się stąd.
- Jesteś pewny? – spytała.
- Tak Brie – powiedziałem i dodałem. – W domu opowiesz mi o wszystkim.
Skinęła głową. Podeszła do mnie. Popatrzyła na mnie, a następnie przytuliła się do mojej klatki piersiowej. Nie wytrzymałem długo w tej pozycji. Odsunąłem ją i patrząc w jej piękne oczy powiedziałem.
- Nigdy więcej niczego przede mną nie ukrywaj.
- Dobrze Roman – szepnęła i ruszyła do wyjścia.
Tego samego dnia późnym wieczorem dotarliśmy do domu moich rodziców. Brie i jej synek zostali ciepło przyjęci przez moją rodzinę. Tata i mama zakochali się w malcu od pierwszego wejrzenia. Gdy wszyscy zajęli się gośćmi ruszyłem w stronę plaży. Usiadłem na piasku i patrzyłem na zachodzące leniwie słońce. Głęboko nabrałem powietrza do płuc i kiedy poczułem jak kłębi się we mnie zamknąłem na chwilę oczy, a do moich nozdrzy dostał się zapach świeżości.
- Mogę?
Usłyszałem jej głos i otworzyłem oczy, aby móc skierować na nią swój wzrok.
- Siadaj.
Usiadła trochę dalej ode mnie i podkuliła nogi jak mała dziewczynka, a potem splotła swoje ręce i na ułamek sekundy zerknęła w moją stronę.
- Stephanie nie chciała mnie przyjąć do jakiejkolwiek pracy w WWE. Byłam w ciąży, a poza tym i tak byłabym po narodzinach zajęta wychowywaniem dziecka. – Patrzyła na niebo. - Nie prosiłam siostry o pomoc, bo jestem na to za dumna, a matce nic nie mówiłam ze względu na chorobę. Wiesz, że walczy z rakiem piersi.
- Wiem.
- Musiałam radzić sobie sama – rzekła. - Było mi wstyd, że mój mąż, w którego tak wierzyłam okazał się uzależniony od hazardu. On wszędzie, gdzie się dało zaciągnął długi. – Zamilkła na chwilę, a potem zaczęła opowiadać. - Allan po jego śmierci zaczął mi pomagać, a gdy miałam stracić dom wykupił go i pozwolił w nim mieszkać, ale ustalił pewne warunki. Przestrzegałam ich, ale wiedziałam, że kiedy wrócę do pracy odejdę z tego domu i z jego życia.
- Myślisz, że on ci pozwoli tak łatwo odejść? – spytałem, a ona w końcu spojrzała na mnie. – Wiesz, że będzie ciężko. Nawet, jeśli go spłacimy to jestem pewny, że będzie bardzo długo zatruwał nam życie, bo liczył, iż zostaniesz z nim. Dlaczego pozwoliłaś na takie traktowanie?- spytałem. - Nie rozumiem, czemu nie zamieszkałaś z rodziną, albo kogoś z przyjaciół nie poprosiłaś o pomoc? – pytałem, a ona milczała. – Może było ci to na rękę?
- Czasem ludzie nie mają wyjścia – powiedziała i wstała z piasku.
Chciała odejść.
- Brie – powiedziałem jej imię. Cofnęła się i spojrzała na mnie. – Kocham cię i pomogę ci, ale dla mnie to jednak szok, że wplątałaś się w tak pokręconą i dość niezręczną sytuację. Nie zamierzam już tego tematu drążyć, ale jeśli chcesz coś jeszcze powiedzieć to zrób to teraz.
- Nic więcej nie ukrywam Roman – wydusiła z siebie.
- Jesteś tego pewna? – spytałem, a ona przytaknęła.
Podszedłem do niej. Położyłem dłonie na jej policzkach i pocałowałem w usta. Potem mocno ją do siebie przytuliłem i zapewniłem, że wszystko będzie dobrze.
Dodaj komentarz