Rozdział 2
Dean / Jonathan
Ćwiczyłem na sali i myślałem nad prezentem dla Renee na jej trzydzieste urodziny.
Ostatnio zastanawiałem się czy po trzech latach związku czas na stabilizację, a może jeszcze poczekać? Sam nie wiem.
Jednak kilka dni temu, gdy patrzyłem jak wita się z fanami i bierze na ręce dwunastoletnią dziewczynkę, która chce tak jak ona być prezenterką pomyślałem: Ładnie wygląda z dzieckiem.
- Cześć.
Z moich gdybań wyrwał mnie Finn. Zerknąłem na niego. Skinąłem głową.
- Sam jesteś? – spytał, gdy ja milczałem.
- Sam, jak widać – odparłem. – A ty, co tak wcześnie na siłowni?
- Umówiłem się z Renee – rzekł i zerknął na zegar wiszący na głównej ścianie.
- Z moją Renee?
- Tak. Ma pomóc mi wyborze prezentu… - zawahał się i dopowiedział po chwili – dla matki.
- A czemu ona? – Ciągnąłem dalej temat.
- Bo poznałem jej mamę, a gdy obie matki się spotkały okazało się, że mają podobny gust i rozmiar – dodał żartobliwie, ale ja z minuty na minutę stawałem się poważny.
- A inni nie mają matek? – spytałem lekko zirytowany.
- O co ci chodzi Jonathan?
- Chyba jest zazdrosny – wtrącił Seth, który nagle pojawił się blisko nas.
- Nie jestem – burknąłem.
- Jasne – powiedział Seth, a Finn wydusił coś z siebie zaskoczony.
- Wolę rude.
Spojrzeliśmy na niego.
- Coś typ Becky? – spytałem.
- No tak – odparł niepewnie.
Postanowiłem mieć go na oku bez względu na jego upodobania.
- Pójdę pod prysznic – powiedział i pospiesznie zniknął.
- Wystraszyłeś go – rzekł Seth i uśmiechnął się do mnie.
- I dobrze.
- Co dobrze? – spytał wchodzący do sali Roman.
- Dean jest… - zaczął mówić Colby, ale mu przerwałem.
- Nie ważne, a ty lepiej mów, gdzie wczoraj zniknąłeś.
- Ja? – spytał zaskoczony.
- No ty? Martwiłem się, gdy Renee zauważyła, że coś nie gra, bo wiecie kobiety mają lepsze bioprądy…
Obaj na mnie spojrzeli.
- Bioprądy? – spytał Seth.
- Chodziło ci o przeczucie – powiedział twierdząco Roman.
- No tak – odparłem.
- Byłem na badaniach. Ból w karku nie chce przejść.
- I co powiedział lekarz? – spytałem.
- To tylko badania były, Jon.
- No, ale nic ci nie powiedział? – spytał Rollins, a Roman szybko zmienił temat.
Zauważyłem to i nie potrzebowałem do tego przeczucia. Wystarczyło dobrze mu się przypatrzeć by zobaczyć jak bardzo jest poirytowany, zmieszany i podenerwowany.
- Nic – burknął. – Poza tym natknąłem się na Brie. Podobno chce wrócić.
- Poważnie? – spojrzałem na Setha, który już połknął haczyk w zmianie tematu.
Ja nie byłem tak chętny do zmiany tematu, ale jeszcze go przycisnę.
- No coś wspomniała o powrocie do kobiecej dywizji, ale nie wiem czy lekarz, a raczej jej psychika jest na to gotowa – powiedział Roman, a Seth wtrącił mu się w wypowiedź.
- Dokładnie. Tu wszystko będzie przypominać jej o Lincolnie, który pracował przy kostiumach – zaczął mówić, a może wspominać zmarłego w tragicznym wypadku męża Brie. – Szkoda, że nie poznał syna i nie…
- I nie spełnił marzenia by zostać jednym z nas – dopowiedziałem, gdy zamilkł.
- Czasem okazuje się, że mamy mało czasu na życie.
Zerknąłem na Romana.
- Dobra. Powiedzcie mi lepiej czy dogadamy się z Finem i Baronem? – spytałem chcą jednak zmienić temat.
- Pewnie tak – rzekł Seth, a Reigns wzruszył ramionami.
- Powinniśmy popołudniu spotkać się całą paczka i porozmawiać o naszej sytuacji – powiedziałem wpatrując się w Romana.
- Dobrze – powiedzieli obaj, a mój przyjaciel ruszył do luster, przy których leżały skakanki.
Mój przyjaciel to Roman. Jest mi bliższy zwłaszcza po wybryku Setha. Choć pogodziliśmy się nie mam już do niego tego samego podejścia, co niegdyś. Zdradził nas dwa lata temu, a potem jakoś ponownie się spiknęliśmy. Muszę przyznać, że zawsze wolałem lojalnego, oddanego i walecznego Reignsa niż pyskatego, rządzącego się Rollinsa. Roman jest typem człowieka, z którym można żyć bez ograniczeń i umierać w spokoju. To na prawdę otwarta księga, w której nie tylko on sam, ale i jego bliscy mogą się zapisać. A przede wszystkim to szczery człowiek.
Wstałem z krzesła i wymijając Setha, podeszłem do niego.
- Co jest? – spytałem wprost.
- Nic – odparł spoglądając na mnie w odbiciu lustra.
- Jesteś pewny?
- Martwię się kontuzją. Tyle – powiedział i zobaczyłem jak Stephani wchodzi do pomieszczenia i woła Rollinsa.
- Jak chcesz możesz się zawsze wygadać…
- Wiem, Jon – rzekł Reigns.
Tylko on mówił do mnie w ten sposób. Zdrabniał moje imię, choć wiedział, że nie lubiłem tego, bo… W ten sposób mówiła do mnie mama, która zginęła w przed dzień moich osiemnastych urodzin.
- A ten znów coś z nią kombinuje – powiedział, Corbin, który pojawił się nie wiadomo skąd.
Już miałem spytać jak oni to robią, że pojawiają się jak króliczki z kapelusza, ale ostatnio jestem trochę nieobecny. Albo po prostu nie zwracam uwagi na drobiazgi.
- Zatłukę go jak znowu coś z nimi kombinuje. Chyba nie chce ponownie podnieść oglądalności naszym kosztem.
Skończyłem mówić, a Roman popatrzył na nich i zwrócił się w kierunku Corbina.
- Popołudniu zaczynamy zapoznawcze spotkanie – powiedział do niego.
- Trzeba dać znać Finowi – rzekłem.
Obaj popatrzyli na mnie, a kiedy Baron wszedł na bieżnik spojrzałem jak Seth opuszcza pomieszczenie w towarzystwie szefowej. Postanowiłem pójść za nimi.
Zostawiłem Romana i Corbina samych udając, że poszukuje Fina. Podążyłem za tą siebie wartą dwójką zdrajców, ale straciłem ich z oczu, gdy zobaczyłem Renee przytulającą się do Fina.
Zdębiałem.
Dodaj komentarz