Rozdział 3
Roman /Leati
- Dziękuję – powiedziałem, kiedy opuszczałem gabinet lekarza.
Stanąłem za zamkniętymi drzwiami i patrzyłem na przechodzących obok mnie ludzi, pielęgniarki, czy lekarzy. Chwilę jeszcze stałem, a następnie ruszyłem do wyjścia.
Znalazłem się na dworze i lekko zachłysnąłem się powietrzem, czując jak przyjemnie opanowuje moje wnętrze chłód. Podszedłem do samochodu i wtedy usłyszałem głośny kaszel, który zwracał nie tylko moją, ale przechodniów uwagę. Rozejrzałem się i zobaczyłem Brie starającą się dokończyć papierosa. Ruszyłem w jej kierunku.
- Cześć – powiedziałem i sięgnąłem do jej dłoni, aby zabrać papierosa, który tylko szkodzi jej, a nie pomaga. – To ma spowodować, że zapomnisz o problemach? – spytałem wyrzucając do kosza fajkę.
- Tak – odparła. – Nie.
- To jak w końcu?
- Chciałam jakoś odreagować – powiedziała.
- Znam inny sposób. Masz chwilę to ci pokaże jak możesz odreagować stres i piętrzące się problemy.
Kiedy skończyłem mówić spojrzała na mnie. Nawet lekko się uśmiechnęła.
- No dobrze – wydusiła z siebie.
- No dobrze – powiedziałem półgłosem i wskazałem jej drogę do mojego auta.
- Jestem swoim.
- Później cię tu odwiozę – rzekłem, ale dodałem pospiesznie. – Chyba, że wolisz jechać za mną?
Zastanowiła się chwile.
- Pojadę z tobą, Leati.
- Zapraszam – zakomunikowałem i wskazałem dłonią, aby ruszyła pierwsza do zaparkowanego samochodu.
Dwadzieścia minut później byliśmy już przed salą należącą do WWE. Uśmiechnęła się, ale po chwili spoważniała i zwróciła się w moją stronę.
- Nie wiem czy to dobry pomysł – powiedziała twierdząco.
- Myślę, że trzeba spróbować.
- Kocham to miejsce, ale też trochę nienawidzę. Dużo tu zyskałam, ale i straciłam.
- Wiem – powiedziałem i złapałem ją za rękę. Spojrzała na mnie i westchnęła. – Wychodzimy? – spytałem i otworzyłem od swojej strony drzwi.
Wyszliśmy z samochodu. Podszedłem do niej, gdy stała jakby zakleszczona w ścianach, które nie chcą ją wypuścić.
- Będzie dobrze – szepnąłem i oparłem się o maskę samochodu.
Ona stała i patrzyła, a po chwili usłyszeliśmy pisk dziewcząt. Spojrzeliśmy jak przed salą stoją Becky, Sasha i Renee. Brianna lekko się uśmiechnęła, a nasze koleżanki podbiegły do nas i mocno rzuciły się jej na szyję. Podtrzymałem Brie, która upadłaby od ciężaru trzech szalonych, stęsknionych kobiet.
- Jak dobrze, że jesteś – powiedziała Becky, a Renee przytaknęła.
- Musisz nam opowiedzieć, co tak długo trwał twój powrót do domu – rzekła Sasha i pociągnęła ją za dłoń w kierunku ławki.
Patrzyłem jak odchodzą, a Brie zerknęła w moją stronę i skinęła głową, jakby w ramach wdzięczności.
Natomiast ja ruszyłem w kierunku gabinetu Stephanie. Zapukałem i poczekałem na wezwanie. Odpowiedziała.
- Wejść.
Wszedłem. Siedziała przy biurku i wypełniała dokumenty. Zakaszlałem, aby zwróciła na mnie uwagę, a kiedy to zrobiła popatrzyła zimnym spojrzeniem.
- O co chodzi? – spytała.
- Wracam od lekarza.
- I co ci powiedział? – ponownie spytała.
- To uraz kręgosłupa szyjnego, ale postara się zmniejszyć objawy. A po walce wezmę dwa tygodnie urlopu i zapiszę się na leczenie.
- Jesteś pewny, że nie trzeba odwołać twojego udziału w starciu? Nie musisz się narażać – powiedziała jakby troszczyła się o swojego zawodnika. – Walkę można odłożyć. Coś się wymyśli, aby podnieść oglądalność.
- Nie trzeba – odparłem. – Zapisałem się na masaże i dostałem leki. Z resztą nie z takimi urazami się walczyło. Będzie dobrze.
- To dobrze. Jeśli to wszystko to…
- Już się zbieram – wtrąciłem i dodałem. – Brie się zjawiła w firmie.
- Naprawdę?
- Tak. Sam ją przywiozłem – rzekłem, a ona spojrzała na mnie z uśmieszkiem na twarzy.
Miałem spytać, o co chodzi, ale darowałem sobie. Wyszedłem z biura i zobaczyłem, że za drzwiami stoi Dean. Był zmieszany i zaniepokojony.
- Długo tu stoisz? – spytałem.
- Wystarczająco długo – burknął i odszedł.
- Dean – powiedziałem, ale nie zatrzymał się by porozmawiać ze mną.
Potem zobaczyłem jak Brie i Becky stoją nie daleko i wpatrują się we mnie. Opuściłem twarz w dół i ruszyłem w stronę męskiej przebieralni.
- Zapowiada się trudny czas - rzekłem sam do siebie.
Usiadłem na krześle znajdującym się w szatni i zastanawiałem się, co teraz, a raczej, co będzie. Po chwili usłyszałem pukanie do drzwi. Wstałem z krzesła i otworzyłem drzwi. Po drugiej stronie stała Brie.
- O co chodzi? – spytałem.
- Ty mi powiedz. Co się dzieje Leati?
Popatrzyłem na nią i nie mając ochoty obciążać ją swoimi problemami wzruszyłem ramionami. Odwróciła ode mnie wzrok i zerknęła w kierunku sali ćwiczeń.
- Nie mam stroju na zmianę, ale Becky mi coś pożyczy… - zamilkła. – To może pokażesz mi ten swój spear. Co ty na to? – spytała niepewnie.
- Mogę pokazać – powiedziałem od niechcenia.
Uśmiechnęła się i nawet nie wiem, kiedy, ale po chwili leżeliśmy na macie. Ona leżała na plecach. Jej twarz była zasłonięta czarnymi włosami. Patrzyłem na nią i pokręciłem głową, bo pomyślałem, że za mocno wykonałem nasze zderzenie. Lekko podniosłem się z jej ciała i zawisłem nad nią, a ona w tym czasie odgarnęła włosy i powiedziała.
- Słabe to było, Romanie Reigns.
Zaśmiałem się i opadłem nie daleko niej na materac.
- Mam uraz kręgosłupa szyjnego. Nie zapowiada się to wszystko dobrze, a na dodatek szykuje nam się duża walka. Myślę, żeby zostać, ale może powinienem odejść by nie narażać drużyny na przegraną.
- Myślę, a raczej uważam, że z tobą mają większe szanse na zwycięstwo – powiedziała.
Spojrzałem na jej opaloną twarz, na której pojawił się nie tylko uśmiech, ale w jej spojrzeniu zaistniała wiara w moje siły.
- Dziękuję Brie – szepnąłem, a następnie przysunąłem się do niej i dotknąłem delikatnie ustami jej policzek.
Potem oboje wstaliśmy i spojrzeliśmy na pomieszczenie, które zaczynało zapełniać się zapaśnikami.
- Będzie dobrze – powiedziałem na głos, a on dotknęła mojego ramienia.
Dodaj komentarz