O niebo lepiej cz. IX

*** Dominik ***

Martwiłem się o nią. Naprawdę się martwiłem. Kiedy zadzwoniła i zapytała, czy może prosić o dzień wolnego, usłyszałem w jej głosie cień smutku. Być może żalu? Nie potrafiłem dokładnie tego określić, ale wiedziałem, że coś leżało jej na sercu. Ile bym dał, żebym tym czymś okazał się sam ja- pomyślałem- leżący gdzieś głęboko na dnie jej serca. Zaproponowałem swoją pomoc, ale odmówiła. Chociaż miałem dzisiaj sporo pracy, byłem gotowy rzucić wszystko i pojechać właśnie do niej. Nie ma nic ważniejszego. Zrozumiałem jednak, że chciała pobyć sama. Podejrzewałem jej kłamstwo związane ze złym samopoczuciem, ale nie miałem jej tego za złe. Prawdę mówiąc, z nas wszystkich to właśnie jej najbardziej należał się dzień wolnego, bo czasami pracowała aż nadto, nie narzekając przy tym ani słowem. Przez głowę zaczęły mi przelatywać nasze wspólnie spędzone chwilę. Tam- na wyjeździe. Zastanawiałem się, czy warto zaryzykować nasze teraźniejsze relacje, żeby pogłębić znajomość. Czułem się jakbym był pomiędzy młotem a kowadłem. A ona z pewnością odczuwała to samo.... Tęskniłem za jej bliskością. Dotykiem. Uśmiechem. Tym specjalnym, skierowanym tylko do mnie. Tęskniłem. Cholernie tęskniłem. Przez pierwsze dni po powrocie, nie mogłem się na niczym skupić. Widziałem tylko ją. Tylko ona się liczyła. Wiedziałem już, że dzisiejszy dzień nie będzie dobry. Nie było jej przy mnie.  

Muszę zrobić coś ze swoim życiem- postanowiłem w myślach.  

W końcu zająłem się pracą. Szło mi całkiem sprawnie, do momentu aż zostałem poinformowany o spotkaniu z tajemniczym gościem. Podobno był to ktoś wpływowy, z kim warto robić interesy. Takiej okazji nie mogę zmarnować- przyznałem. Wiedziałem jedynie, że ma na mnie czekać w umówionym miejscu. Podobno jakaś „gruba ryba”. Nie chciał rozgłosu. To wszystko. O wyznaczonej porze, wszedłem do jednej z moich ulubionych kawiarni. Od razu zobaczyłem ją. Nieważne, że byłem umówiony na spotkanie. Nieważne, że nie powinienem był tam podchodzić. Zrobiłem  to. Nie patrząc na innych ludzi. W tamtej chwili istnieliśmy tylko my. Siedziała z jakimś mężczyzną. Mimowolnie zacisnąłem pięści, ale tuż obok ujrzałem Natalię. Mój niepokój odrobinę zelżał. Ale co do cholery? Co tu robiła Iwona? I dlaczego miała taki przebiegły wyraz twarzy? Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Wymieniliśmy kilka zdań. Panowała napięta atmosfera. I wtedy Iwona powiedziała coś, czego się nie spodziewałem. Czekała na mnie? Nic z tego nie rozumiałem. Klara ostatni raz spojrzała w moją stronę z wyrzutem i wybiegła. Chciałem biec za nią, ale postanowiłem wyjaśnić to z Iwoną.  

-Chyba jest zazdrosna- prychnęła rozbawiona
-Co Ty wyprawiasz?!- zapytałem- co to za szopka?  
-Oj, po prostu postanowiłam wykorzystać trochę sytuację. Kiedy Cię zobaczyłam, zaczęłam improwizować- wyjaśniła- i wyszło, jak wyszło- uśmiechnęła się złośliwie
-Ty nie jesteś normalna…- rzuciłem zrezygnowany i chciałem odejść
-Ona myśli, że jesteś moim nowym chłopakiem- rzekła usatysfakcjonowana rozwojem sytuacji
-Słucham?- nie dowierzałem w jej obłudę

Nie odpowiedziała już nic. Do pomieszczenia wszedł jakiś mężczyzna i skierowała się w jego stronę. Tymczasem ja poszedłem do swojego klienta. Zajął miejsce w samym rogu, skąd praktycznie nie było nas widać.  Przez większość spotkania nie mogłem się skupić, ale obiecałem sobie, że zaraz po tym skontaktuje się z Nią i wszystko sobie wyjaśnimy.  

Trzeci sygnał. Nic. Czwarty. Znowu nic. Piąty. Poczta głosowa. Domyślałem się, że tak właśnie będzie. Zrezygnowany postanowiłem jechać na cmentarz. Potrzebowałem teraz spokoju, ale potrzebowałem też czegoś innego, czego nie doznałem od tamtego przeklętego czasu…
Zaparkowałem auto przed cmentarzem. Poszedłem w tak dobrze znane mi miejsce. Usiadłem na ławeczce. Początkowo tępo wpatrywałem się na napis znajdujący się na nagrobku. Później coś we mnie pękło.  

-W końcu zdecydowałem się tu przyjść z innych powodów- szepnąłem- musiałem…

Usłyszałem za sobą czyjeś kroki. Rodzice Zosi. Kiwnąłem im tylko głową na przywitanie. Usiedli obok mnie.  

-Dominik- zaczęła jej matka- nie możesz się wiecznie zadręczać chłopaku- rzuciła niezwykle cicho- tak, to boli… tak bardzo boli, ale nie powinieneś przez całe życie zganiać wszystkiego na siebie. Unikasz nas- zarzuciła mi- zupełnie niepotrzebnie. Nie mamy do Ciebie żalu. Zawsze będziemy Cię traktowali jak rodzinę, bez względu na…- pociągnęła nosem, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza- ona by- zaczęła- Zosia by nie chciała, żebyś marnował sobie życie na rozpaczanie. Wiedziała, że ją kochasz. Nadal to wie. I jestem pewna, że gdyby tutaj była, nieźle byś oberwał, jakby zobaczyła Cię w takim stanie, wiesz?- uniosła delikatnie kąciki ust- chciałaby, żebyś był szczęśliwy. Żebyś ułożył sobie życie. Wtedy i ona będzie tam- podniosła głowę do góry- szczęśliwa. Powinieneś walczyć o swoje szczęście. Jeżeli nie dla siebie, to dla Was obojga- wyjaśniła- kiedyś mi powiedziała, że nie chciałaby aby ktokolwiek był przez nią smutny. Miała wtedy dziesięć lat. Ale powtarzała to przez kolejne dziesięć. Ona wie, że cierpimy. Każdy na swój sposób, ale Dominik- zrobiła przerwę- czas się wziąć za siebie. To, że znajdziesz miłość nie oznacza, że zapomniałeś o Zosi… Słyszysz?

-Ja… nie wiem, co mam ze sobą zrobić- przyznałem szczerze- ja…
-Czy jest ktoś, kto sprawia, że czujesz się szczęśliwy?  
-Jest- odparłem bez żadnego zastanowienia i przed oczami przewinął mi się obraz Klary- ale…
-Nie ma żadnego „ale”- nasze spojrzenia skrzyżowały się ponownie- spróbuj.  
-Dlaczego Pani mnie nie obwinia? Dlaczego mówi Pani, żebym rozpoczął nowe życie?
-Nie mam za co Cię obwiniać- tłumaczyła- nigdy nie czuliśmy do Ciebie żalu za cokolwiek. No chyba, że za to, że zacząłeś nas unikać… Nie powinieneś rozczulać się przez kolejne kilka lat, bo później może być za późno na odnalezienie własnego szczęścia, rozumiesz? Musisz żyć za Was oboje. Nie chcemy stracić „drugiego dziecka”. Pokaż, że jesteś silny. A my Ci pomożemy, jeśli tylko będziesz chciał.  

Poczułem ulgę. Ona mówiła prawdę. Chciała mojego szczęścia. Mimo pozornej twardości, po policzku spłynęła mi łza. Kobieta ją otarła i uśmiechnęła się. Odwzajemniłem ten gest. I podziękowałem. Podziękowałem za te słowa, które sprawiły, że spojrzałem na sytuację nieco inaczej. Te słowa zwróciły mi wiarę w siebie. Dały poszukiwane od długiego czasu ukojenie. Posiedzieliśmy jeszcze trochę i zaczęliśmy się powoli zbierać.

-Idź chłopaku i walcz- powiedział ojciec Zosi i poklepał mnie po ramieniu.  

Właśnie to zamierzałem zrobić. Jeszcze dziś. Potrzebowałem jednak jeszcze jednej chwili. Chwili do namysłu. Wpadłem do domu jak burza, przebrałem się i ruszyłem w kierunku parku. Biegłem, biegłem. Nieświadomy upływu czasu, nie zwracałem uwagi na zmianę własnego położenia. Znalazłem się w środku niewielkiego lasu. Choć ta okolica była mi znana, poczułem pewien niepokój. Ściągnąłem słuchawki, które zawsze zakładałem do biegania. Usłyszałem jakieś podniesione głosy. Podszedłem bliżej źródła hałasu i wtedy za jednym z drzew spostrzegłem Klarę. Przetarłem dłonią twarz. Może to tylko jakieś złudne wrażenie? Ale nie. Niestety, nie myliłem się. Stanąłem za nią najciszej jak tylko potrafiłem i zasłoniłem dłonią usta, jednocześnie nachylając się nad nią.  

-Ćśśś- uspokoiłem ją- wyciągnę nas stąd jakoś- szepnąłem  
-Po co tutaj przyszedłeś?- syknęła, kiedy w końcu uwolniłem jej usta
-Wszystko Ci wyjaśnię, ale teraz mnie posłuchaj- zacząłem- odwrócę ich uwagę, a Ty biegnij się schować w tamto miejsce- wskazałem jej kierunek ucieczki- ja zadzwonię na policję i postaram się zatrzymać ich tu jakoś, okej?  
-Nie, idę z Tobą- rzuciła zawzięcie. Właśnie ten upór w niej uwielbiałem, ale nie pozwolę żeby ryzykowała własnym życiem.  
-Klara- uniosłem jej podbródek do góry- nie ma mowy. Nie pozwolę, żeby coś Ci się stało, kruszynko- pogładziłem czule jej policzek- porozmawiamy później- wyjąłem telefon i zgłosiłem sprawę- gotowa?  

Kiwnęła potwierdzająco głową. Uffff. Już miałem odejść, kiedy złapała mnie za rękę i przytuliła z całych sił. Uśmiechnąłem się pokrzepiająco i dałem znak, żeby powoli ruszała w tamtą stronę. Sam chwyciłem większy kamień, który leżał pod moimi nogami i rzuciłem go w przeciwnym kierunku. Wzrok mężczyzn od razu powędrował za źródłem nowego hałasu. To takie przewidywalne. Cicho przemieszczałem się pomiędzy drzewami. Byłem naprawdę blisko. Wtedy mnie zobaczyli. Nie czułem strachu. Odwróciłem tylko głowę, by upewnić się, że Ona jest już bezpieczna.  

*** Klara ***

W gruncie rzeczy, byłam szczęśliwa, że go zobaczyłam. Że to właśnie On, a nie jakiś obcy człowiek. Nie wiedziałam, jak to się stało, że znalazł się w tym samym miejscu, co ja. Po stroju wnioskowałam, iż biegał. Ale dlaczego akurat tutaj? W pierwszym momencie ucieszyłam się z tego widoku, jednak po chwili przypomniałam sobie, jak się zachował. Jakim okazał się dupkiem. Ja i Ona. Odsunęłam się od niego. Uznałam za dobry pomysł rozmowę po wyjściu z tej całej… sytuacji. Bez sensu było się kłócić w środku lasu, w otoczeniu tych podejrzanych ludzi, którzy przed momentem zorientowali się, że ktoś ich podsłuchuje.  

Dominik. Dominik. Nie chciałam puścić go tam samego… Nalegał. Nie pozwoliłby, żebym poszła z nim. Wtedy zostalibyśmy tutaj oboje. W tym samym miejscu, skazując się na… właśnie, na co? Trudno powiedzieć, co tak naprawdę mogli nam zrobić ci goście. Przytuliłam go z całych sił i odwróciłam się w stronę przyszłego schronu. Kiedy tam dotarłam, zorientowałam się, że coś jest nie tak.

Przez jeden głupi błąd- zauważyli go. Wstrzymałam oddech. Jeden z mężczyzn był już naprawdę blisko mojego Szefa. Wtedy on spojrzał dyskretnie w kierunku kryjówki, upewniając się o moim bezpieczeństwie. Cholera! Nie mogę pozwolić na to, żeby coś mu się stało. Nie ma mowy! Nie będę patrzyła, jak robią krzywdę mojemu… Mojemu? Hmm. Momentalnie kilkanaście metrów dalej, zaczęła rozgrywać się bijatyka. Dominik początkowo raz za razem nokautował przeciwnika, ale kiedy ten wyciągnął nóż… Pisnęłam z przerażenia. Przecież nie zostawię go tam. Gdybym teraz wyszła…  
W końcu drugi z napastników, zabrał ich ofiarę i gdzieś z nią poszedł. Zostałam tylko ja. Dominik. I ten cholerny nożownik. Stał do mnie tyłem. Teoretycznie nie mógł mnie zobaczyć, ale praktycznie w każdej chwili mógł się odwrócić. Wtedy bylibyśmy oboje skończeni. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to nie żarty. Zachowałam jednak trzeźwość umysłu. On mnie zabije- pomyślałam i wyszła z dotychczasowej kryjówki. Rzecz jasna miałam na myśli Dominika. Byłam już w pobliżu mężczyzn. Na szczęście Dominik również mnie nie zauważył. W przeciwnym razie mógłby mnie jakoś zdradzić. W ostatnim momencie rzuciłam się na napastnika. Ten nie utrzymał równowagi i runął na ziemię. Szybko jednak się otrząsnął i złapał mnie w pasie, uniemożliwiając drogę ucieczki.

-O! Kogo my tu mamy?- zapytał niezwykle irytującym głosem- znasz ją?
-Ku*wa! Zostaw ją- rozkazał władczo- zostaw ją, a w zamian weź mnie i zrób, co chcesz.  
-Nie, nie, nie. Nie tak szybko kotku- szepnął, kiedy próbowałam się wyrwać i przyłożył nóż do mojej szyi- jeśli się ruszysz, to ją zabiję- słowa skierował do mojego Szefa.  

Zepsułam to. To miała być szybka akcja, ale co ja sobie myślałam? Że pokonam jakiegoś dryblasa? Głupia idiotka!- karciłam się w myślach.  

- I co kolego? Teraz już nie jesteś taki cwany?- drążył dalej, zrobił kilka kroków w tył i chyba nie spodziewał się napotkać na swojej drodze drzewo. Wykorzystałam jego nieuwagę wyrwałam się i kopnęłam go z całych sił w brzuch. Mężczyzna zaklął na głos i upadł na kolana. Szef natychmiast podbiegł, odrzucił nóż kilka metrów dalej. Dołożył już nieźle poobijanemu. I w tej chwili usłyszeliśmy odgłos nadjeżdżających radiowozów. Wskazaliśmy kierunek, w którym udał się kolega nożownika, a jego samego przekazaliśmy w ręce policji. Jeden z funkcjonariuszy poprosił Dominika o chwilę rozmowy. Odeszłam spokojnie na bok i usiadłam na najbliższym pniu. Odetchnęłam głęboko. Przez głowę przelatywały mi setki innych scenariuszy. On zraniony. Ja zraniona. Bijatyka. Szpital. Nawet nie zauważyłam, kiedy ktoś stanął naprzeciwko mnie. Odkaszlnął, a wtedy ja uniosłam głowę do góry. Odnaleźliśmy swoje spojrzenia. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę. Bez słowa. Cisza. Przerwał ją mój towarzysz.

-Czy Ty zdajesz sobie sprawę z tego, jak to mogło się skończyć?- zapytał cicho. Zbyt cicho- przecież on mógł Cię zabić, rozumiesz? Zabić!- podniósł głos- jesteś nieodpowiedzialna. Przecież…- nie dokończył. Przejechał dłońmi po włosach- Klara do cholery jasnej! Poradziłbym sobie- spójrz na mnie- rozkazał- nie rób tego nigdy więcej, słyszysz? Obiecaj, że nigdy nie narazisz swojego życia bez powodu- zbliżył się do mnie i pomógł wstać.  

Natychmiast znalazłam się w jego silnych ramionach. Wtuliłam się w nie, jakby były moją ostatnią deską ratunku. Jakby były oazą. Jedynym miejscem, w którym mogę być szczęśliwa.  

-Ty byłeś powodem- szepnęłam- nie złość się, proszę…
-Klara- usłyszałam jego głos tuż przy swoim uchu- powinienem Cię bronić, a nie narażać na jeszcze większe niebezpieczeństwo- wyjaśnił znacznie spokojniej- gdyby coś Ci się stało…- nie musiał kończyć.  

Wiedziałam, co miał na myśli, bo czułam dokładnie to samo w stosunku do niego.  

-Ale wszystko jest dobrze- rzuciłam nieśmiało
-Całe szczęście- powiedział z wyraźną ulgą- chodźmy stąd.  

_________________________________________________________________________________________

Pół godzinki później staliśmy już w jego salonie. Dlaczego byłam u niego? Po prostu nie potrafił przyjąć do wiadomości, że nic mi nie jest. Nie pozwolił zwyczajnie wrócić do domu. Obiecał, że po „ogarnięciu się”, porozmawiamy, a wtedy odwiezie mnie do mojego mieszkania. Taki układ całkiem mi odpowiadał. Wzięłam szybki prysznic, po czym ubrałam się w przygotowane rzeczy. Wyglądałam dość komicznie, ale to się teraz nie liczyło. Chciałam już mieć to wszystko za sobą. Ponownie dotarłam do małego, przytulnie urządzonego salonu i rozsiadłam się w fotelu. Dominik dołączył do mnie, niosąc w rękach kubki z ciepłą herbatą. Tak… tego było mi trzeba.  

-Dziękuję- powiedziałam niepewnie
-Za co?
-Najpierw za to, że mogłam wziąć prysznic. Później za to, że dałeś mi swoje ubrania. Za to, że zrobiłeś mi herbatę. Za to, że nie pozwoliłeś wrócić samej do domu- kontynuowałam- ale przede wszystkim za to, że mi pomogłeś. Za opiekę. I…
-Tak?- uśmiechnął się nieznacznie, jakby słuchanie tego wszystkiego sprawiało mu nieodpartą przyjemność
-I za to, że w ogóle jesteś- czy ja mówiłam to na głos?- tylko niech Twoje ego nie rozrośnie się teraz do granic możliwości- dodałam żartobliwie
-Nie martw się o to- odpowiedział w tym samym stylu- również się cieszę, że jesteś…

Zapanowała całkowita cisza. Czy była niezręczna? Nie. Po prostu napawaliśmy się tą cudowną chwilą. Piliśmy herbatę, a kiedy skończyliśmy Dominik złapał mnie delikatnie za dłoń, pogładził ją kciukiem i pociągnął tak, że znalazłam się na wprost niego. Serce biło mi jak szalone. Nie do końca wiedziałam, co zaraz może się wydarzyć. Ta niepewność przyprawiała mnie o gęsią skórkę i nieznany dotąd dreszczyk emocji. Mimowolnie westchnęłam, kiedy poczułam zapach jego idealnych perfum. Mmm. Wtuliłam twarz w jego szyję. Nieznacznie odsunął się, ale nie przerwał naszego uścisku. Usiedliśmy przy kominku. On z jednej strony, ja z drugiej. Tak, to było najlepsze miejsce do zwierzeń. I wtedy właśnie poznałam całą historię dzisiejszego dnia. Począwszy od Jego myśli, przez sytuację w kawiarni, aż do spotkania na cmentarzu. Powiedział mi. Może nie wszystko, ale doceniałam jego chęci. Podzielałam jego ból. Wiedziałam, że nie jest mu łatwo. Chciałam mu jakoś pomóc, ale wiedziałam również, że lepiej nie przerywać monologu mężczyzny. Zwłaszcza, iż wcześniej mnie uprzedził, abym tego nie robiła. Jego opowieść zmierzała ku końcowi.

-Jeśli teraz mnie znienawidzisz, to zrozumiem- zakończył z bólem wymalowanym na twarzy i wstał. Stanął przy oknie, tępo spoglądając na krajobraz malujący się tuż za nim.  

Minęła minuta. Później kolejna. I jeszcze dwie. Podniosłam się, podeszłam do niego i przylgnęłam całym ciałem do pleców swojego wybawcy.  

-Dziękuję.
-To ja dziękuję.

Trwaliśmy tak do momentu aż się obrócił. Złapał moją twarz w swoje dłonie. Odnalazł mój wzrok i nie przerywał tego kontaktu nawet na ułamek sekundy. Pogładził mój policzek, a później przejechał opuszkami palców po dolnej wardze. Przymknęłam powieki. Jego dotyk sprawiał mi wielką przyjemność. I wtedy to się stało. Połączył nasze usta w czułym pocałunku. Czułam, jakby przelewał w niego wszystkie nagromadzone dotąd emocje. Strach, ból, niepewność, ale i fascynacje, pożądanie. Swoje dłonie zaplotłam na wysokości karku mężczyzny. On tymczasem złapał mnie za biodra i przysunął do siebie. Teraz nasze ciała stykały się w każdym możliwym miejscu. Jęknął z przypływu emocji, a ja mu zawtórowałam. Rozpoczęła się swoista plątanina języków. Doznań. Pomruków. Oderwaliśmy się od siebie. Otworzyłam oczy i ujrzałam ten cudowny wzrok, w którym tonęłam za każdym razem, gdy miałam okazję go podziwiać. Uśmiechnęłam się.  

-Nawet nie wiesz, jak bardzo mi na Tobie zależy- wyznał, nie wypuszczając mnie ze swoich objęć.  
-I wzajemnie Szefie- dorzuciłam, w końcu pewna swoich uczuć.

_________________________________________________________________________________________

Leżałam już w swoim łóżku i nie mogłam uwierzyć w to wszystko, co się dzisiaj wydarzyło. Bardzo emocjonujący, a zarazem wyczerpujący dzień. Ale gdyby nie to wszystko… nie wyjaśniłabym sytuacji z Dominikiem. Nie przyznalibyśmy się przed sobą, że nam zależy. Że to coś więcej niż przyjaźń. Teraz to wiem.  

„Ostatnio coś przyciąga mnie jak magnes.  
Idę w jego stronę a kiedy odnajduję się w sytuacji
I próbuję się cofnąć, zwykle jest już za późno…
Przytwierdza mnie do siebie i nie daje możliwości ucieczki.
Z biegiem czasu przyzwyczajam się do tego
Aż w końcu czar pryska, a mnie dopadają szpony melancholii
Która siedzi gdzieś w środku (mnie) i woła o pomoc.

On oddala się bez słowa
Przybierając nieokreśloną minę.
Czasami tylko zerka w moją stronę by się upewnić swojej decyzji.
Panuje całkowita cisza a pośród ciemności słychać jego oddalające się kroki…
A ja nasłuchuję czy nie zmieni kierunku i zastanawiam się, czy jeszcze wróci… ”

Trwam pogrążona między jawą a snem. Wtedy dociera do mnie dźwięk przychodzącej wiadomości.  

„Już zawsze będę Twoim Aniołem Stróżem. Nie pozwolę, żeby ktoś Cię skrzywdził. Jak to się stało, że całkowicie zawładnęłaś moimi myślami? Dobrej nocy. Śnij o mnie, Kruszyno”

Uśmiecham się do siebie i odpisuję.

„Chcesz mnie bronić na odległość? A może to Ty stanowisz niebezpieczeństwo? Dziękuję Mój Wybawco. O nikim innym nie śnię od tygodnia. Dobranoc Aniołku”

Byłam gotowa pogrążyć się w śnie, ale usłyszałam cichutkie pukanie do drzwi. A może mi się przesłyszało? Jest późno i nie mam pojęcia, kto mógłby mnie odwiedzić o tej porze. Postanowiłam to sprawdzić. Na palcach podeszłam do wejścia i… Co On tu robi?- przeszło mi przez myśl w chwili, gdy otwierałam mu drzwi. Stał oparty o framugę. Wyglądał tak niewinnie.  

-Nie pojechałem do domu. Siedziałem w aucie, odkąd weszłaś do mieszkania- zaczął mówić- i pewnie siedziałbym tu przez całą noc, by się upewnić, że nic Ci nie grozi- rozpływałam się wraz z kolejnymi słowami mężczyzny- nie zrobię Ci krzywdy- uniósł głowę, by spojrzeć w moje oczy. A z jego spojrzenia biła szczerość, uwierzyłam mu…- ale nie mogłem się powstrzymać, by Cię nie zobaczyć ostatni raz przed snem, zwłaszcza po ostatniej wiadomości- stanął na wprost mnie i nachylił się nieznacznie- cieszę się, że śnisz o mnie, moja słodka- rzucił zachrypniętym głosem, od którego ugięły się pode mną nogi.  

Dotknął swoim czołem mojego i nadal spoglądał w moje oczy.  

-Zostań ze mną- szepnęłam i chwyciłam go za rękę- chodź…
-Zostanę- powiedział miękko tuż przy moim uchu- zamknij drzwi
-Jasna sprawa- odparłam z uśmiechem, przekręcając jednocześnie klucz  

Minutę później prowadziłam go do swojego pokoju (…)






` Wróciłam! Chciałabym przeprosić za tak długą przerwę wszystkich, którzy czekali na kolejną część. Przy okazji, jeśli jeszcze Was nie zniechęciłam, to bardzo dziękuję za poświęcony czas na czytanie opowiadania. Z chęcią wysłucham Waszych komentarzy na temat tego, co byście chcieli czytać dalej tzn. co mam zmienić, dodać, żeby było ciekawie itd. Nawet najbardziej nieprawdopodobne pomysły (zabawne i te mniej zabawne), postaram się umieścić w jakimś miejscu, w następnej części. Mogą to być propozycje zupełnie luźne, nie dotyczące żadnej konkretnej postaci. Co Wy na to? W końcu pisanie powinno być zabawą, a czytanie powinno sprawiać przyjemność ;) Liczę na Was :3 Przyjmę każde wyzwanie :D Miłegoo... ;*

Nikka

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 4018 słów i 22362 znaków.

8 komentarzy

 
  • Bejbe

    Kiedy kolejna cześć

    15 mar 2016

  • Nikka

    @Bejbe Myślę, że przez weekend dodam ;) Być może uda mi się jeszcze dzisiaj.

    18 mar 2016

  • Martuśkowa

    Piękne <3

    6 mar 2016

  • NataliaO

    jak czytałam miałam uśmiech na twarzy; bardzo fajna część tak jak i poprzednie, przyjemne opowiadanie; Lubię Twoja naturalność w pisaniu :) <3

    6 mar 2016

  • Karolina12

    Cudne ❤❤

    6 mar 2016

  • el

    Boże kocham te opowiadanie :*

    6 mar 2016

  • Tosia12283

    Super ;)

    6 mar 2016

  • Misiaa14

    ohhhh. .boskie *-*

    6 mar 2016

  • czarnyrafal

    Przyjemność i to wielką przyjemność  tą zabawą jak jąnazwałaś, ale i wielkie wzruszenie,ktore wycisnęłó łzę z oka a to nie każdemu autorowi/rce się udało. Ty to jednak sprawiłaś. Chwała Tobie za to Nikko-jesteś Wielka. :kiss:  <3

    5 mar 2016