Deszcz ciemnych gwiazd #5

Deszcz ciemnych gwiazd #5Mewrys przechadzał się nerwowo po pogrążonej w delirycznej ciszy sali weselnej. Czuł wypełniającą go, po brzegi odczuwania, pogardę. Zmorzeni pijacko-tanecznym snem ludzie zdali mu się ni mniej ni więcej bezużytecznymi, słabymi pasożytami. Kiedyś zwykł nienawidzić sobie podobnych, teraz jednak… Hardine była na górze. Mewrys słyszał jej myśli. Słyszał, choć wolałby raczej ogłuchnąć na zawsze. Pomoc jej nie leżała ani trochę w jego gestii. Z jednej strony była Półwidzącą, z drugiej półczłowiekiem, tak samo upodlonym jak ci, którzy zdychali w oparach zabawy. Powinien stąd odejść. Usiadł na stole, rozmyślając. To, co dzisiaj się wydarzyło między nimi, tam na tarasie… Nie może się powtórzyć. Nie może. Podjąwszy decyzję, wstał, gotów wyjść i nigdy nie powrócić. Musi znaleźć sposób, by wrócić do Hadesy. Rafinella mu przebaczy. Jest, koniec końców, jego matką. Mewrys znów zasiądzie w swojej chronionej Blaskiem wieży pośród swoich ksiąg i zapomni o tym świecie. Poczyta nieco o Półwidzących, spisze swoje obserwacje. Siły już mu powróciły, chociaż Blask Hardine był wyraźnie inny i początkowo jedynie go ranił. Kilka dni spędził na pustyni próbując zintegrować moc dziewczyny z sobą... bardzo trudnych dni, gwoli ścisłości. Pełnych ciemności i bólu. Mewrys wzdrygnął się na samo wspomnienie. Dobrze, że miał ten okres za sobą. Rozwinął skrzydła. Lśniły bielą bardziej niż kiedykolwiek. Blask Półwidzącej okazał się nadspotykanie esencjonalny. Mewrysa przepełniało nieodparte wrażenie własnej wszechmocy. Bez problemu doleciał do bram Miasta Chmur. Jednakże, Hadesa Hamirat nie wydała mu się już tak piękna jak przed upadkiem. Bramy straciły gdzieś cały swój majestat. Były po prostu wysokie i oddychające. Wieża, o której śnił… Jego wieża… Stała samotna i ponura niczym pręgierz porzucenia. Poczuł rozczarowanie. Nie mógł wręcz uwierzyć, że oto miał przed sobą miejsce, które zwykł nazywać domem. Mimo to, dołączył do lecących sznurem w powietrznym tunelu. Odbił przy wieży, wciąż chronionej niebieską barierą Rafinelli. W środku zastał wszystko dokładnie tak, jak je zostawił. Nawet jego ulubiona księga nadal była otwarta na stronie, przy której przerwał czytanie z powodu odwiedzin matki. Miał wrażenie jakby jej wizyta odbyła się wiele wieków wcześniej. Skołowany, przeszedł kilka razy wzdłuż pokoju.
-Co tu robisz, Mewrys? - spytała Rafinella lodowato, wynurzając się niespodziewanie z kąta. Niebieskie włosy dodawały jej surowości.  
-Wróciłem do domu, mamo. Nie cieszysz się? - odparł, przywołując na usta uśmieszek,  którego nie cierpiała.
-To nie jest twój dom,  Mew. Już nie.  -  oznajmiła wyniośle. -  Vi saviour Ve eleeseti.
Mewrysa zmroziło. Prawo wygnania. Kto odszedł ten przeminął. Nie było powrotu. Estrell wrócił. I dlatego go zabito.  
-Daj spokój, mamo… - zaczął.
-Wygnałam cię. Bezpowrotnie. Nie pomogłeś nam w godzinie próby. Nie jesteś jednym z nas. Wynoś się. - warknęła. Mewrys patrzył na nią oszołomiony. Nie spodziewał się że może do tego dojść. Że wygnanie będzie trwałe. Że utraci wszystko w jednej chwili, jedną głupią decyzją. Z zaciśniętego nagłą rozpaczą gardła wydobył tylko jedno słowo, zawierając w nim cały żal, gniew i pretensje.  
-Mamo….  
Rafinella odwróciła wzrok, nie mogąc znieść jego widoku. Zamachnęła się wściekle Blaskiem. Mewrys zdusił ją, prawie bez wysiłku, zrzucając z wieży. Wezbrana w jego wnętrzu furia jeszcze wzrosła. Zleciał do matki, potężny jak nigdy dotąd. Rafinella leżała słaba na ziemi z policzkiem krwawo opalonym przez Blask. Dotknęła czerniejącego zamienia, zaskoczona. Spojrzała na Mewrysa zabójczo, nie odrywając dłoni od rany.  
-Jesteś potworem. Stworzyłam potwora… - mamrotała nieprzytomnie w amoku. Wyciągnął dłoń, chcąc pomóc jej wstać. Odskoczyła gwałtownie niby rażona piorunem. -  Wynoś się!  
Mewrysowi nie pozostało nic poza odejściem. Wiedział, iż tym razem odejdzie już na zawsze. Rozdział Hadesy Hamirat został napisany i nie podlegał zmianom. Jako podróżnik w czasie lepiej niż inni zdawał sobie sprawę jak ważna jest akceptacja wydarzeń, pozwolenie, by potoczyły się zgodnie z raz obranym biegiem. Dokonał wyboru owego biegu, gdy odmówił śmierci. Przeżył, a ceną jego życia było wygnanie. Mewrys uniósł dumnie głowę na przekór, szalejącej w jego duszy, burzy. Odchodził rozsypany, starty na proch, ale wkrótce się odrodzi. Silniejszy niż kiedykolwiek. Zostanie tym, którego wszyscy w nim widzą - potworem. Potrafił tego dokonać. Potrafił niszczyć. Potrafił uwolnić zło, które ukrywał przez trzy tysiące lat. Zasnuł niebo ciemnogranatowymi chmurami. Przelatywał Ziemie ciągnąc za sobą lód i błyskawice, szatkujące dzień na czarne odłamki ciemności.

Somebody

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 864 słów i 4987 znaków, zaktualizowała 6 maj 2017. Tagi: #fantasy #deszcz #rasa #nadludzie #chłopak #moce

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Ness2812

    Moja dusza romantyczki ubolewa nad tym, że jej nie uratował  :sad:

    23 sie 2017

  • nefer

    Hej. Króciutki ten odcinek. Postaram się skomentować następny.  :)

    1 lip 2017

  • Margerita

    łapka w górę jestem ciekawa czy matka mu wybaczy

    28 maj 2017

  • Somebody

    @Margerita Sama jestem tego ciekawa:)

    28 maj 2017