Deszcz ciemnych gwiazd #13

Deszcz ciemnych gwiazd #13Ceren otworzył zlepione zbyt długim snem oczy, upajając się oddychaniem. Powietrze smakowało otrzeźwiająco niczym źródlana woda w upalny dzień. Dopiero po dłuższej, mierzonej haustami atmosfery, chwili, wspomnienia dopadły go jak sfora wściekłych psów. Sięgnął dłonią do serca, szukając śladu po ostrzu Hardine. Skóra jednak była gładka, bez choćby najmniejszego zadrapania.Zdezorientowany, usiadł na miękkim materacu. Pokój, w którym się znajdował, porażał bielą - od ozdobnej komody do puszystego dywaniku. Wszystko miało barwę świeżo spadłego śniegu. Czyżby umarł? Hardine… Co zrobił źle? Odnalazła go w przyszłości, błagając, aby ją zatrzymał, walczył… Próbował… Cholera, przecież nie pozwolił jej odejść. Ofiarował Hardine całe swoje życie, na kolanach prosił, żeby została… Jak ostatni kretyn, poniżywszy się bardziej niż ktokolwiek wcześniej, ponieważ ją kochał.  
- Miłość to czasem za mało… - odezwał się ktoś zza jego pleców. - Weile, Ceren. Witaj w Hadesie Hamirat.
Miasto Widzących. Czyli faktycznie umarł.  Dotychczas śmierć, a właściwie sposób, w jaki została mu zadana, była dla Cerena jedynie sennym koszmarem.  
- Umarłeś na bardzo krótką chwilę. Wskrzesiłam cię niemal natychmiast. - wyjaśniła kobieta, podchodząc do niego. Miała długie, czarne włosy i karnację równie bladą jak wystrój pokoju.  
- Kim… - zapytał, a raczej spróbował zapytać Ceren, gdyż każdy wydobyty z jego gardła dźwięk przypominał niezrozumiały bełkot pijaka.
- Mowa wróci ci wkrótce. Póki co, pozwól,  że będę czytać twoje myśli. Odpowiadając na twoje pytanie: jestem Rafinella, Arcymistrzyni Hadesy Hamirat, władczyni pierwszego ze światów...Nie, nie musisz się kłaniać. Zapewne czujesz się nieco zagubiony, wcale się nie dziwię...Wszystko co wyjaśnię. Na razie musisz wiedzieć, że Hardine nie była sobą, kiedy cię zabiła. W jej umyśle znajduje się pewna istota, która steruje nią wedle własnego uznania. W krótkim przebłysku świadomości zapanowała nad ową istotą i przeniosła się w przyszłość,  prosząc byś zmienił bieg wydarzeń. Postąpiłeś zgodnie ze wskazówkami Hardine, jednak było to wbrew woli, zamieszkującego jej głowę demona. On zmusił ją, żeby cię zabiła. Potem zabrał dziewczynę na wyspę, gdzie pod jego wpływem wymordowała moich najlepszych uczonych. - Arcymistrzyni zrobiła pauzę, pozwalając Cerenowi przetrawić usłyszane informacje. - Nadal zastanawiasz się, dlaczego cię wskrzesiłam… - podjęła. - Na co mi taki nędzny śmiertelnik… Odpowiedź jest bardzo prosta. Zamierzam dać Ci kolejną szansę na uratowanie jej. Dobrze wiem, ile znaczy otrzymanie trzeciej szansy. Drugą dają wszyscy. Trzeciej nikt. - znów przerwała. Myśli Cerena szalały niby stado wściekłych os. - Zastanawiasz się skąd o tym wiem… Tak się składa, że ja również chcę uratować bliską mi osobę. Widzisz istota, która opętała umysł Hardine to mój syn. Zatem dając szansę tobie, daję ją sobie samej. Możemy bezradnie patrzeć jak ci, których kochamy niszczą się nawzajem. Albo możemy spróbować o nich zawalczyć. Ten ostatni raz…  Rozumiesz mnie… Ty także nie planujesz się poddać. - Rafinella spojrzała mu w oczy. Ceren poczuł badawczy wzrok rozdzierający go na pół. Było w nim coś, przekraczającego jego zrozumienie. - Chodź, pokażę Ci miasto. - zaproponowała, zmieniając zupełnie, panujący w pokoju przytłaczający nastrój. Chwyciła chłopaka za rękę, ciągnąc ku ogromnemu oknu. Rozwinęła wielkie, lśniące błękitem skrzydła. Ceren podążył za nią niepewnie. Przekroczywszy parapet, zawisł w powietrzu, wysoko nad chmurami. Unosił się jak balon, oszukując grawitację. Arcymistrzyni porwała go ze śmiechem wprost w tęczowy tunel, pełen śmigających Widzących. Leciał razem z nimi, podziwiając smukłe wieże rosnące zawartym gąszczem niczym las białego marmuru. Ponad miastem górowała spowita niebieską mgłą budowla w kształcie szyi smoka. Ostrym szpikulcem dachu przebijała gwiazdy, tonąc pośród lazurowych iskier. - To Geh’ter’tet, Przystań Gwiazd. Mieszkanie mojego syna. Chcesz wejść? - Rafinella, nie czekając na odpowiedź, zabrała chłopaka pionowym lotem do góry, po czym rozsunęła lśniąca zasłonę błękitu. Znaleźli się w eleganckim choć dość surowym wnętrzu. W Silen taki wystrój by nie przeszedł, lecz tutaj wydawał się być jak najbardziej odpowiedni. Meble występowały sporadycznie: okrągłe łóżko, samotna komoda, przytulone do biblioteczki biurko, dwa grafitowe fotele. Uwagę Cerena przykuł absolutny brak ozdób, czy przedmiotów zdradzających cokolwiek na temat lokatora. - Mewrys nie miał jakiś szczególnych zainteresowań. Głównie czytał i medytował. Przez trzy tysiące lat nie opuścił tego pomieszczenia.- rzuciła Rafinella. Ceren wychwycił poczucie winy w jej głosie. - Uważasz mnie teraz za wyrodną matkę… Może masz rację. Gdybym go nie porzuciła, zamkniętego w tej złotej klatce… - wskazała bezradnym gestem komnatę. - Wszystko potoczyłoby się inaczej… Bylibyśmy szczęśliwi…- zamilkła. Ceren spuścił oczy, niepewny jak postąpić wobec zwierzeń bogini. Zresztą sam pobyt w Hadesie, był dla niego szokiem. - Prawda jest jednak taka, że się bałam. Bałam się swojego syna, a raczej tego, co potrafi zrobić. Mój strach pchnął go w ciemność. - Rafinella cicho załkała. Objął ją delikatnie. Czuł jej drżące plecy, miarowo wstrząsane płaczem. - Wszystkich cały czas okłamuję…  
Pogładził milcząco gładkie jak jedwab włosy. Jej smutek wywoływał w nim mimowolny ból. - Nawet tobie nie mówię prawdy… - przytulił ją mocniej. Pomimo całej piastowanej władzy, całej posiadanej siły, była równie krucha, co inne kobiety. - Ceren… ja… ja wskrzesiłam cię… bo… bo jesteś moim synem.  
Spojrzał wpółprzytomnie na zastygłą niemym błaganiem twarz Rafinelli. Wśród ciszy opuszczonej wieży słyszał jedynie niebezpiecznie szybkie bicie swojego serca.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Ness2812

    Tam da dam... Pięknie. Idealne opisy - nie za dużo, nie za szczegółowo, ale wystarczająco, by czytelnik mogł sobie wyobrazić otoczenie.

    25 sie 2017

  • Użytkownik Margerita

    Łapka w górę miłość bywa ślepa

    16 cze 2017