Deszcz ciemnych gwiazd

Deszcz ciemnych gwiazdŚwiat Widzących znajdował się ponad najwyższymi warstwami chmur, należącymi do Ziemia. Wstępu strzegły potężne bramy z białego marmuru, o złotych prętach wywijanych na kształt hamirackich liter 'W' (od 'weile', witaj) i 'D' ('dagme', żegnaj). Uczciwie rzecz biorąc, bramy były w wypadku Hadesy Hamirat zbędne. Stanowiły jedynie symbol. Nie istniał nikt, kto mógłby zagrozić pozycji Widzących. Była ona równie pewna jak istnienie trzech światów.  Niemniej monumentalne wrota tkwiły na najwyższych szczytach gór Ziemia, odkąd tylko sięgano pamięcią, czyli jakieś dwadzieścia, może trzydzieści tysięcy lat wstecz. Musiałby zapytać któregoś z przeszłoznawców o dokładną datę. Mewrys bowiem nigdy nie celował w historii. Ze swojej ponadniebnej wieży, jednej z czterystu siedemdziesięciu pięciu tego typu w Hadesie, obserwował tętniące mocą miasto. Widzący przelatywali krętymi, powietrznymi uliczkami, balansując na cienkiej nici fizyki. Ich skrzydła mieniły się wszystkimi możliwymi kolorami, zależnie od stopnia uzdolnienia. Najsłabsze dawały nikłą, żółtą poświatę. Potem błyskała czerwień, purpura, zieleń... aż do najczystszego błękitu przetykanego bielą. Odcień oznaczający najwyższy stopień zdolności. Każdy Widzący do niego zdążał, choć rzadko kiedy udawało się go osiągnąć.  Chyba, że było się Mewrysem...uśmiechnął się krzywo. On nie musiał szczególnie pracować nad uzyskaniem uzdolnienia. Urodził się spowity jasnobłękitnym Blaskiem. Lata ćwiczeń, pozwoliły mu dodać do Aury o wiele więcej bieli niż komukolwiek. Był najsilniejszą istotą trzech światów. Jego moc była niemal nieograniczona, a posiadane umiejętności dalece wykraczały poza zasięg samego Arcymistrza. I dlatego siedział tu. Samotny oraz odizolowany, pod czujną obserwacją w najwyższej i najlepiej strzeżonej spośród czterystu siedemdziesięciu pięciu, wieży. Przez osłonę Blasku biegnącą wokół jego 'więzienia' ( gdyby chciał z łatwością by się uwolnił), przeszła Arcymistrzyni Rafinella. Mewrys czuł jej zbliżającą się obecność od dawna. Wyraźnie też wyczuwał otaczające ją zdenerwowanie. To go nieco zaskoczyło. Arcymistrzyni rzadko pozwalała sobie na tak jawne okazywanie emocji, szczególnie negatywnych.  
- Weile akh Mewrys. - powiedziała, siadając na wygodnym fotelu, obitym, jego ulubionym, daarbyjskim grafitem.  
- Weile, mamo. - odparł, krzyżując nogi w niedbałej pozie. Arcymistrzyni nadęła wargi, jednak nie skomentowała zachowania Mewrysa.  
Zachowania pozbawionego szacunku, które bezwzględnie karano.  
- Jak ci się podoba dzisiejszy dzień? - spytała grzecznościowo, usiłując pohamować niepokój, coraz bardziej widoczny w jej Aurze.
- Och... Twoja wizyta uczyniła go niezwykle interesującym. - odpowiedział, uważnie oglądając spektakl światłocieni w jasnej poświacie Arcymistrzyni.  
- Cieszy mnie to... Zapewne wiesz już o porannym zajściu? - pojedynczy rozbłysk strachu rozświetlił Aurę Widzącej.  Ktoś mniej uzdolniony niż Mewrys, z pewnością by go nie zauważył.  
- O ile dobrze rozumiem, trzech Widzących znaleziono rozszarpanych pod murami... Tak? Twoja osłona nieco utrudnia przepływ informacji między mną, a resztą świata, więc nie do końca...
- Wychwyciłeś wszystko. - przerwała mu Arcymistrzyni. Poziom jej zdenerwowania wzrósł. - Potrzebujemy twojej pomocy.  
Te trzy słowa musiały być dla niej niełatwe, pomyślał. Powiedzieć skreślonemu i potępionemu na wieczność synowi, że go potrzebuje.
- Zamieniam się w słuch. - rzucił.
- Cienie powróciły. - oświadczyła krótko Rafinella. Podniósł na nią zdziwione spojrzenie. Cienie zniknęły na długo przed jego pojawieniem się. Czytał o nich w starożytnych księgach, przynoszonych mu przez matkę, co jakiś czas. Zwykle wtedy, gdy ruszało ją sumienie, czyli bardzo rzadko. Arcymistrzyni dostrzegła zaciekawienie przebijające jego Aurę. - Wiesz czym są, prawda?
- Są niepowstrzymane. - mruknął, wygaszając swoje emocje na Aurze, która natychmiast stała się matowa, i niemożliwa do odczytania.
- Były. Ty to zmienisz.
- Dlaczego miałbym...?
- Ponieważ mieszkasz w Hadesie Hamirat i twoim obowiązkiem jest jej obrona. - wycedziła oschle Rafinella. Aura Widzącej zapłonęła irytacją. Mewrys uśmiechnął się ironicznie. Jego talent do wyprowadzania Kamiennej Władczyni z równowagi, zawsze sprawiał mu pewien rodzaj ponurej satysfakcji, znanej grabarzom.
- Wybacz, ale nie poczuwam się do tego obowiązku... Sam nie wiem… Może to ma coś wspólnego ze stanem uwięzienia, w jakim obecnie przebywam...?
- Uwięzienia?! Gdybyś chciał opuścić wieżę, zrobiłbyś to dawno temu. Bariera zatrzyma każdego, poza tobą, więc twój obecny stan jest wyłącznie dobrowolnym osamotnieniem. Dobrze o tym wiesz! - zaprotestowała ostro Arcymistrzyni.
- Niemniej, pierwotnym zamiarem bariery było uwięzienie mnie tutaj.
- Przestań się nad sobą bezsensownie użalać!
- Miałem trzy lata, kiedy mnie porzuciłaś...
- Zabiłeś własnego ojca!
- Żeby bronić ciebie! - krzyknął, tracąc kontrolę. Aura Mewrysa wybuchła utajonym żalem.  
- Możliwe, że... popełniłam wtedy błąd. - wyszeptała.  
Trzy tysiące lat. Tyle czekał, na te słowa. Jednak długie oczekiwanie, nie uczyniło ich upragnionymi. Pustka, która zajmowała w jego życiu rolę matki, nie została wypełniona, jedynie pogłębiła się do rozmiarów bezdennej.  
- Jesteś naprawdę zdesperowana, mamo. - odpowiedział spokojnie. W jej oczach lśniły łzy. Nie brał ich na poważnie ani przez moment. Ona zresztą też.
- Pomóż mi, Mewrys. Ten jeden raz po prostu mi pomóż. - Aura Rafinelli połyskiwała szczerą prośbą. Przestała grać. Stała przed nim całkowicie odsłonięta. Nigdy wcześniej nie widział jej takiej. Opadły wszystkie maski. Maska Arcymistrzyni, maska wojowniczki, maska uczonej, maska matki, maska kobiety. Została jedynie nadzieja i wiara w niego.
- Zrobię, co będę mógł. - obiecał, kapitulując pod wpływem tej nagłej prawdy.
- Dziękuję. Bardzo dziękuję. - maski wracały kolejno, aż znów powróciła Arcymistrzyni. Skinęła mu lekko głową, po czym odleciała pełna godności, a jej błękitne skrzydła lśniły na tle innych niczym gwiazdy. Mewrys  nieśpiesznie utworzył swoje. Minęło wiele lat odkąd ostatnio latał. Prawie zapomniał, jak używać skrzydeł. Kiedy Blask połączył się na ich podobieństwo i uniósł go w górę, Mewrysa wypełniła dzika radość. Podleciał pewnie do bariery. Za nią przemykały kształty Widzących niby kolorowe chmury pędzone huraganem. Ostrożnie przeszedł poprzez otaczający go pierścień Blasku. Miasto wyglądało zupełnie inaczej niż ze szczytu wieży. Było takie prawdziwe. Powietrzne tunele ulic, smukłe szyje białych wież, tysiące zdobnych łuków, ociekające złotem rezydencje, masywne bramy napawające poczuciem bezpieczeństwa, wszystko to nabrało niezwykłego realizmu. Mewrys czuł się jak ślepiec, któremu nagle wrócono wzrok. Widzący na widok jego niemal białych skrzydeł, rozstępowali się z szacunkiem. Przelatywał między nimi, chłonąc najmniejsze szczegóły życie,  które dotychczas toczyło się daleko poza nim.                                        
- Akh Mewrys! Weile! - zawołał go ktoś. Głos należał do starego przeszłoznawcy, nauczyciela Mewrysa, uznawanego za najstarszego Widzącego w Hadesie. Patrząc na niego, rzeczywiście można było tak stwierdzić, choć wygląd w wypadku Widzących prawie zawsze bywał mylący. Sami bowiem decydowali, w jaki sposób chcą być widziani. Przeszłoznawca był zatem postrzegany jako półnagi starzec o długiej brodzie i przenikliwym spojrzeniu ślepych oczu.  
- Weile akh Fracisco. - powitał go Mewrys, jednoczenie zastanawiając się, jaką postać przybrał. Dawno nie przeglądał się w niczyjej Aurze, a ostatnio trochę eksperymentował, wprowadzając z nudów kilka zmian w swoim wyglądzie.  
- Czy zechciałbyś skorzystać z wiedzy starca przed walką? - zaproponował przeszłoznawca.  
- Chętnie. - Fracisco na pewno wiedział o cieniach znacznie więcej niż Mewrys. Udali się wspólnie do biblioteki. Był to ogromny gmach, zbudowany na planie gwiazdy. Stosy ksiąg sięgały tu wyżej niż wzrok Widzącego. Chyba tylko Boukliv, Papierowa Wyspa, na której zgromadzono każde zapisane słowo,  mogła przewyższać zbiory Hadesy Hamirat. Fracisco zaprowadził Mewrysa w głąb krętych alejek wytyczonych zapełnionymi regałami. Szli, wdychając ciepły aromat drewna i papieru, mijając grube encyklopedie, ponuro oprawione kroniki, pozłacane poezje, baśnie i legendy. Zmierzali nieuchronnie w stronę środka budynku, tyle wychwycił Mewrys. Światła było coraz mniej w miarę jak wchodzili dalej w labirynt, a okładki ksiąg okrywała tu grubsza warstewka kurzu. Nie sposób nie odgadnąć, że zmierzają do regału Wiedzy Wyklętej. Mewrys rozjaśnił Aurę, która spowiła otoczenie widmowo-niebieską poświatą. Wkrótce stała się ona jedynym źródłem światła, jakie im towarzyszyło. Przeszłoznawca streszczał mu szeptem historię cieni. W jego słowach, Mewrys nie dostrzegł nic nowego ponad to, co sam już wiedział. Meandrowali nadal po poskręcanych wnętrznościach biblioteki, aż Mewrys zupełnie stracił orientację. Gdyby częściej opuszczał wieżę, może miałby jakieś szanse na samodzielne odnalezienie wyjścia, teraz jednakże był całkowicie zdany na wiedzę Fracisca. Taki układ niezbyt go zadowalał. Mimowolnie obrzucił przeszłoznawcę urażonym spojrzeniem, po czym zamarł  zdziwiony oraz    jeszcze bardziej zaniepokojony niż wcześniej. Aura nauczyciela przedziwnie migotała, gasnąc momentami,a biblioteka zdała się nagle przemyślną pułapką, labiryntem podstępu. Księgi wyglądały ciągle tak samo, jakby kręcili się w kółko. W pobliżu ani w oddali nie było nikogo.            
    - Dobrze się czujesz, Mistrzu? - spytał niepewnie Mewrys, czując jednocześnie przedziwny ciężar mroku na Aurze. Fracisco nie odpowiedział. Jego ciało rozsypało się w proch, który twarda, uniemożliwiająca jakikolwiek ruch ciemność, wchłonęła z cichym świstem. Nacisk na Aurę Mewrysa spotężniał. Widzący bezładnie opadł na kolana, nie mogąc wytrzymać nasilającego się ucisku.

Somebody

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1735 słów i 10452 znaków. Tagi: #fantasy #nadludzie #rasa #cienie #niebo #walka

6 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • AuRoRa

    wciągająca historia i pomysł  :)

    13 lut 2018

  • Somebody

    @AuRoRa Dziękuję. Trochę stara i wymaga poprawy, ale świetnie bawiłam się przy pisaniu  :D

    13 lut 2018

  • Ness2812

    Och wow... piękny styl. Lekki, wciągający  <3 Świetnie się czyta, błędów nie widać. Cudo!

    20 sie 2017

  • Somebody

    @Ness2812 Dziekuję, fajnie że podoba się takiej profesjonalistce ;)

    20 sie 2017

  • Ness2812

    @Somebody  <3 Dziękuję za tą "profesjonalistkę", ale do Twojej finezji w doborze słów, do tych metafor i opisów dużo mi jeszcze brakuje :)

    21 sie 2017

  • CzarnaKama

    Super:)

    15 cze 2017

  • Somebody

    @CzarnaKama  <3

    15 cze 2017

  • nefer

    Niezły początek, lubię fantasy więc podążam dalej. Czuć u Ciebie łatwość pisania, dobry język i styl. Może tylko zwróć uwagę, aby nie "mnożyć bytów bez potrzeby". Obce słowa, światy istniejące od 30 tys. lat itp. nie są konieczne, aby budować nastój. Wręcz przeciwnie, bywa, że przynoszą skutek odwtrotny od zamierzonego. Pozdrawiam.

    14 maj 2017

  • Somebody

    @nefer Możliwe, że masz rację. Opowiadanie to czysty eksperyment, zrodzony z sympatii do Tolkiena, dlatego nie jest idealne... Właściwie nie piszę tego typu rzeczy, więc wskazówki kogoś, kto się na tym zna, są zawsze mile widziane:)

    14 maj 2017

  • nefer

    @Somebody Czy ja znam się na pisaniu? To bardzo dyskusyjne stwierdzenie. Ja tylko dużo czytam. Twoja opowieść zainteresowała mnie, to zwracam uwagę na różne drobiazgi.  :devil:

    14 maj 2017

  • Margerita

    łapka w górę i zapraszam do siebie

    11 maj 2017

  • Somebody

    Napisałam je niedawno. To zaledwie początek historii, którą mam w głowie od jakiegoś czasu. Proszę o wyrozumiałość i najniższy wymiar kary :redface:

    23 kwi 2017