Deszcz ciemnych gwiazd #2

Deszcz ciemnych gwiazd #2Zbudziła się naga na zbełtanej pościeli. Rozszarpana koszula leżała ciśnięta niedbale koło poduszki. Będzie ją trzeba zaszyć. Hardine usiadła niepewnie, wciąż czując ból w okolicach podbrzusza. Duże lustro, stojące naprzeciw łóżka, pokazało jej dokładnie to, czemu pragnęła zaprzeczyć. Zburzone włosy, smugi makijażu na opuchniętych płaczem policzkach, podrapane piersi, parę sińców przy ramionach... Przygryzła nerwowo dolną wargę, tę którą uznawano za jej największy (po oczach) atut. Więc jednak nie śniła. TO znów się zdarzyło. Skuliła się na łóżku, obejmując rękoma kolana. Tak bardzo się nienawidziła.  
- Panienko? - zawołał ją głos starej niani. Nie odpowiedziała. Nie miała siły. Odrapane drzwi, wymagające wymiany jak i całe Mroźne Tarasy (niegdyś najwspanialsza rezydencja Silen), skrzypnęły z wysiłkiem, wpuszczając do sypialni zapach jajecznicy. - Panienko!
Ciepłe dłonie piastunki spoczęły na drżących, tłumionym łkaniem, plecach Hardine.  
- Już dobrze, Eilo... W porządku. Mogłabyś kazać przygotować mi kąpiel? - poprosiła dziewczyna, zmuszając się do opanowania. Niania popatrzyła z troską na zmaltretowane tej nocy ciało podopiecznej. Hardine rzuciła kobiecie władcze spojrzenie. Piastunka pośpiesznie wyszła, zostawiając ją w spokoju. Hardine odetchnęła. Wspomnienia nocy powracały najpierw rozmazane,  stopniowo nabierając przerażającej ostrości. Wbiła paznokcie we wnętrza dłoni,  starając się zapomnieć.
- Kąpiel gotowa,  panienko. - poinformowała cicho Eila. Hardine przeszła do drugiego pokoju, na środku którego czekała parująca wanna. Zanurzyła się w niej cała, wsuwając twarz pod wodę. Było jej dobrze. Powoli wypuściła nagromadzone w ustach powietrze. Czuła wodę wpływającą do płuc. Upajała się uczuciem tonięcia. Odchodzące życie miało mokry posmak wolności. Brutalny nacisk Grengoliusa odpływał gdzieś poza świadomość. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza, zanosząc się kaszlem.  
Oczywiście, żyła. Nigdy nie miała dość odwagi, by ze sobą skończyć. Leżała w bezruchu, z głową ponad powierzchnią, póki woda nie stała się lodowato zimna. Dopiero wtedy otuliła zmarznięte ciało miękkim ręcznikiem. Rozczesując poplątane włosy, obserwowała swoje odbicie. Nie dostrzegała w nim absolutnie nic atrakcyjnego. Drobna, blada twarz porcelanowej lalki. Przerysowane usta z wyraźnym wycięciem górnej wargi i przesadnie pełną dolną. Ogromne, niebiesko-szare oczy, minimalnie skośne jak u kota. Mały, lekko zadarty nos. Trochę za długa szyja. Wystające obojczyki. Zdecydowanie za chuda, w stosunku do piersi i bioder, talia. Nic, czym można by się zachwycać. A mimo to, Hardine uchodziła za jedną z pięciu najpiękniejszych kobiet Silen. Niestety. Gdyby uważano inaczej, nie stanowiłaby przyczyny grzechów, popełnianych przez Grengoliusa. Jej brat nie miałby wówczas potrzeby składać drogich darów przebłagalnych i może byłoby ich stać na lepsze życie. Ves Tiareenowie podnieśliby się dumnie z ruiny dawnej świetności i odzyskali status złotego rodu, umożliwiający uczestnictwo w wyścigu o tron. Hardine otarła cieknące po jej policzkach łzy wściekłości. Wciągnęła bieliznę, narzucając gorset. Eila, jak zawsze pojawiła się znikąd, gotowa go związać. Hardine zrobiła głęboki wdech, aby piastunka mogła odpowiednio mocno ścisnąć sznurówki.  
- Podaj mi proszę grantową suknię i biały kołnierz. - poprosiła nianię.
- Panicz Grengolius wyraźnie życzył sobie czerwoną. - zaprotestowała Eila.
- Oczywiście. Skoro tego sobie życzył... - szepnęła Hardine, próbując zachować spokój. Włożyła obcisłą, karmazynową suknię bez rękawów, która odsłaniała jej łopatki i sporą część dekoltu.  
- Jeszcze to, panienko. - Eila podała dziewczynie srebrną, wysadzaną rubinami kolię. Chłód biżuterii na szyi prawie parzył. Hardine sięgnęła do zastawionej flakonikami toaletki. Czarnym tuszem ściemniła rzęsy i brwi. Czerwoną pomadką pomalowała starannie wargi. Twarz pokryła lekkim, białym pudrem. W tym czasie niania splotła jej ciągle wilgotne włosy w luźny warkocz. Na koniec Hardine okryła posiniaczone ramiona jedwabnym szalem. Obróciła się wokół własnej osi, czekając na ocenę. - Jesteś prześliczna,  panienko.  
- Dziękuję Eilo. - mruknęła, mając nadzieję, że w głosie nie słychać rezygnacji.
Zeszła po zakręconych, trzeszczących schodach do jadalni. Wieczna, silenyjska zima sprawiała, że nawet mimo szalejących w kominku płomieni, pomieszczenie było zimne. Usiadła na zdecydowanie za wysokim krześle.
- Dine... - poczuła twarz Grengoliusa we włosach. Uwielbiał ich zapach po kąpieli. Jego gorące usta zaczęły błądzić po jej szyi.  
- Przestań proszę... Nie powinieneś Gren... - spróbowała go odepchnąć. Bez skutku.  
- Prowokujesz mnie... - wymamrotał, zrzucając szal z jej ramion.  
- Panie, przybyli goście. - oznajmił kamerdyner, którego wzrok wyrażał współczucie. Grengolius odsunął się od niej niechętnie. Hardine drżącą dłonią chwyciła widelec.  
- Zjesz potem. Chodź się przywitać. - nakazał jej brat gderliwym tonem.  
- Z kim? - zapytała zaskoczona. Grengolius rzadko zapraszał kogoś, komu należało ją przedstawić. Zwykle wolał, kiedy siedziała ukryta. Twierdził, że nie chce,  by wodziła innych na pokuszenie.
- Twoim przyszłym mężem. - ostatnie słowo wypluł z nietłumioną wściekłością. Chwycił oszołomioną dziewczynę za rękę i pociągnął za sobą do sali gościnnej, jedynej oznaki świadczącej o dawnej, wysokiej pozycji rodu ves Tiareen. Przy eleganckim, mahoniowym stole stało dwóch młodych mężczyzn, których Hardine wcześniej nigdy nie spotkała. - Panowie, oto moja siostra, Hardine ves Tiareen. Hardine to Uravio ves Avarrotihun, syn obecnie panującego króla, a to jego doradca Aberard Ross.
Skłoniła się obu z szacunkiem, pamiętając, że książę zasługuje na głębszy ukłon. Ves Avarrottihunowie byli najpotężniejszym rodem Silen od ponad sześciuset lat. Zgodnie z tradycją po śmierci króla, Uravio będzie miał prawo wskazać następcę oraz przedstawić Trzynastu jego kandydaturę, zachowując sobie decydujący głos. Grengolius musiał zapewne liczyć na wsparcie księcia. Król był już stary, a Hardine od dawna wiedziała,  że bardziej niż jej,  brat pożąda wyłącznie władzy.  
- Witaj, Hardine. - doradca Aberard złożył na jej dłoni obojętny, acz wzorcowy pocałunek. Uravio natomiast, ujął podbródek dziewczyny, zmuszając ją do spojrzenia mu w oczy. Wpatrywał się w nią uważnym wzrokiem konesera. Oględziny wypadły chyba dość zadowalająco, bo koniec końców także i książę musnął chłodnymi wargami jej rękę, choć ze względu na jego wyższą pozycję, nie stanowiło to wymogu etykiety.  
- Dziękuję, Dine. Możesz już wrócić do jadalni. - wtrącił Grengolius.
- Niech zostanie. - uciął Uravio, nie spuszczając z niej głodnych oczu. Nie widząc sprzeciwu brata, usiadła posłusznie obok księcia, który zagłębił się w negocjacjach. Uravio miał wybitnie arystokratyczny profil, oceniła. Wyglądał dokładnie tak, jak powinien wyglądać książę. Dumny, przepełniony wyższością i pogardą dla niższych stanem. Przystojny, chociaż raczej zawdzięczał to bijącej od niego pewności siebie niż czemukolwiek innemu. Nosił prosty strój podróżny, ale zużyte nań materiały musiały znacznie przewyższać miesięczny dochód Mroźnych Tarasów. Jeśli Hardine naprawdę zostanie żoną księcia, Grengolius przestanie się liczyć. Mając za sobą fortunę ves Avarrottihunów, sprawi, że już nikt jej nigdy nie skrzywdzi. Musi tylko wykorzystać swoją szansę. Podoba się księciu. Dobry początek, niemniej to za mało. Hardine po raz kolejny pożałowała, że nie ma matki, która mogła by jej doradzić w tych kwestiach. Przysunęła się bliżej księcia, delikatnie muskając stopą jego łydkę. Uravio, skorzystawszy z osłony stołu, położył dłoń na jej udzie, tak samo jak zwykł to robić Grengolius. Być może właśnie owo podobieństwo sprawiło, że Hardine nie poczuła nic ponad wzbierającym gdzieś głęboko w niej wstrętem. Zapragnęła stąd wyjść. Zostawić tę trójkę, targującą się o jej ciało jakby było towarem. Zamiast tego siedziała posłuszna niby porcelanowa lalka pozbawiona własnej woli. Palce księcia poruszyły się, wędrując w górę jej uda. Przygryzła wargę, usiłując odesłać myśli daleko.  
Hardine, córko Estrella. Pomóż mi.  
Niemal podskoczyła. Negocjujący mężczyźni, nawet nie spojrzeli na nią. A jednak głos, który słyszała nie mógł być zwykłą imaginacją.  
Pustynia. Jestem na pustyni. Proszę...
Wstała, wpół świadoma tego, co robi. Wyszła z komnaty, pędzona jakimś przedziwnym impulsem. Ignorując okrzyki brata i nawoływania służących, wskoczyła na grzbiet ogromnego, białego niedźwiedzia. Przejechali błyskawicznie przez bramę Mroźnych Tarasów - ostatniego przyczółka cywilizacji, by znaleźć się na pozbawionej życia, lodowej pustyni. Nie wiedziała, jak długo jechali przez skute lodem, bezkresne połacie wyjałowionej ziemi. Nie napotkali absolutnie nic, żadnego zwierzęcia, rośliny, człowieka... Powietrze również zdało się unosić nieruchomo, nie wzdragane najlżejszym powiewem, jakby pogrążone w oczekiwaniu.  
Hardine...
Głos w jej czaszce stawał się coraz bardziej natarczywy. Podążała za nim, jak za jedynym światłem w niekończącej się ciemności, póki nie ujrzała niewyraźnego kształtu, porzuconego w samotności wszechobecnego lodu. Niecierpliwie zeskoczyła z grzbietu zziajanego zwierzęcia. Podbiegła do leżącej postaci i zamarła. Nieprzytomny mężczyzna lśnił cały od niebieskawego światła. Z pleców sterczały mu strzępy jasnych skrzydeł. Widzący. Uklękła przy nim, zahipnotyzowana rozbłyskami przebiegającymi podskórnie jedno z najbardziej idealnych ciał, jakie miała okazję zobaczyć.  
Daj mi rękę.
Wsunęła dłoń pomiędzy jego, zadziwiająco ciepłe, palce. Zacisnęły się natychmiast wokół niej, nie pozwalając Hardine, cofnąć nadgarstka. Poczuła szarpnięcie, a potem ból, jakby gdyby brutalnie wyrwano jej serce. Krzyknęła. Puścił ją niespodziewanie. Upadła twardo na lód. Patrzyła zamglonym wzrokiem, jak Widzący wstaje, wygaszając fale Blasku. Przeciągnął się nieśpiesznie niby zadowolony kot.
- Bardzo ci dziękuję. - usłyszała niski, przyjemny głos zanim zapadła w głęboką otchłań bez snów.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik nefer

    Widzę, że masz pomysł na zawązanie tej historii. Nie unikasz też nawiązań, powiedzmy, lekko erotycznych. Zwróć uwagę na pewne szczegóły językowe (np. drzwi, owszem, można wymienić, ale już całą rezydencję to raczej odnowić albo wyremontować) oraz logiczne: bohaterka w eleganckiej, jak rozumiem, sukni wyrusza nagle w mroźne ostępy na grzbiecie niedźwiedzia i nic? Nie odczuwa zimna lub innej niewygody?

    14 maj 2017

  • Użytkownik Somebody

    @nefer  Z rezydencją słuszna uwaga:)  Jeśli chodzi o dziewczynę, celowo pozwoliłam jej wyruszyć w ten sposób, ponieważ chciałam podkreślić, jaki wpływ ma na nią  Widzący. Jednak jeśli budzi to wątpliwości - mój błąd. Dzięki za pomocne komentarze:)

    14 maj 2017

  • Użytkownik Margerita

    Łapka w górę

    11 maj 2017

  • Użytkownik Somebody

    @Margerita  <3

    11 maj 2017